Brak kary to śmieszność

Toto Wolff, szef ekipy Mercedesa, uważa, że brak kary dla Maxa Verstappena za starcie z Lewisem Hamiltonem podczas Grand Prix Sao Paulo był śmieszny.

Brak kary to śmieszność

Hamilton ruszał z dziesiątego pola, ale szybko znalazł się za plecami Verstappena - najgroźniejszego rywala w walce o tegoroczny tytuł. Pierwszy - kontrowersyjny - atak miał miejsce w trakcie 48. okrążenia. Brytyjczyk chciał wyprzedzić Holendra w zakręcie numer 4, jednak ten drugi nie pozostawił miejsca. Obaj kierowcy znaleźli się na krótko poza torem, zachowując swoje pozycje.

Sędziowie odnotowali zdarzenie, ale zadecydowali, że dalsze dochodzenie nie jest konieczne, uznając starcie za incydent wyścigowy. Hamilton ostatecznie wyprzedził Verstappena jedenaście okrążeń później i nadrobił sześć punktów w tabeli sezonu.

W rozmowie z mediami Toto Wolff nie ukrywał frustracji spowodowanej sędziowskimi decyzjami w czasie weekendu w Brazylii.

- Część naszego tylnego skrzydła była uszkodzona i nie mogliśmy nawet na nie spojrzeć - powiedział Wolff. - Nie przeszliśmy testu, a potem nas zdyskwalifikowano. Bardzo surowa kara.

- A potem widzieliśmy Red Bulla naprawiającego tylne skrzydło w parku zamkniętym. Trzeci raz z rzędu i bez żadnych konsekwencji.

- To była jedna sprawa, ale szczyt osiągnięto decyzją z wyścigu. Obrona Maxa była bardzo zła. Zdecydowanie poza limitem. Musiał to zrobić, by się obronić. Lewis spisał się świetnie, unikając kontaktu i skończenia wyścigu w taki sposób. Jednak obrona Maxa przekroczyła granicę. To powinna być co najmniej pięciosekundowa kara.

- Nawet Max pewnie o tym wiedział. A zamiecenie tego pod dywan to tylko wierzchołek góry lodowej. To po prostu śmieszne.

Pytany przez Motorsport.com czy gdyby role się odwróciły i to Hamilton wypchnął Verstappena z toru, sędziowie podjęliby inną decyzję, Wolff odparł:

- Nie chcę wywierać presji na sędziach. I tak mają trudne życie. I mogą tylko przegrać. Niezależnie od decyzji, jeden z zespołów będzie narzekał. Nie chciałbym być w ich skórze. Jednak gdy przez cały weekend otrzymujesz ciosy, a na dodatek pojawia się taka sytuacja, tracisz powoli wiarę.

Wolff nie ma nic przeciwko zasadzie „pozwólmy im się ścigać”, jednak uważa, że decyzje powinny być konsekwentne.

- Cokolwiek jest w notesie dyrektora wyścigu, zaakceptujemy to. Nie mam również nic przeciwko zniszczeniu notesu i pozwolenia na tak twardą walkę jaką mieliśmy dzisiaj. Jeśli jednak wytyczne wydane na Meksyk mówią, iż nie można wypchnąć nikogo z toru, a rundę później zostajesz tak potraktowany, to jest to niekonsekwencja.

- Moja rozmowa z dyrektorem wyścigu nie była transmitowana, ale reakcja już tak. Wydaje mi się, że porozmawiamy o tym za zamkniętymi drzwiami - podsumował Toto Wolff.

Czytaj również:
akcje
komentarze

Mistrz świata musi zapłacić

Historia czwartego zakrętu