Granice Kubicy
Gdy już nawet ktoś tak cierpliwy, dyskretny i zaznajomiony z motorsportowymi realiami, jak Robert Kubica mówi publicznie, że granice zostały przekroczone, to znak, że w Williamsie dzieje się bardzo źle. I nie pomogą PR-owe zapewnienia o walecznym duchu w Grove i wielkie dziedzictwo ekipy.
Autor zdjęcia: Zak Mauger / Motorsport Images
Weekend pod znakiem skrzydła
Williams przywiózł do Japonii 4 przednie skrzydła: 2 w standardowej specyfikacji, jedno w starej oraz jedno w nowej - w teorii sprawdzane pod kątem przyszłego roku. Przed rywalizacją na Suzuce ekipa deklarowała, że jeżeli testowane skrzydło da efekt, to możliwe jest jego użycie w tym sezonie. W piątek sprawdzali je zarówno Kubica, jak i Russell. U Roberta dało ono bardzo dużą poprawę. Czuł, że wreszcie może cisnąć i eksplorować możliwości bolidu. Widać to było po czasach, które regularnie poprawiał i był szybszy od partnera o 0,155 sek. Anglik też czuł różnicę, ale na gorsze. Ustalono zatem, że na niedzielne kwalifikacje nowe skrzydło dostanie Robert. Przed czasówką plany jednak zmieniły się. Bez powiadomienia Kubicy założono mu starsze skrzydło i jak powiedział, decyzji raczej nie podjęli ci będący na miejscu.
Dodatkowo, w piątek Robert nie jeździł ze swoim wspomaganiem, a do standardowego dla siebie wrócił w niedzielę na kwalifikacje. Te dwie zmiany, połączone z porywistym wiatrem i „zielonym” torem nie pomogły w korekcji błędu podczas rozpoczynania pierwszego okrążenia pomiarowego. Kubica rozbił bolid i zrobiło się nerwowo. Ten wypadek posłuży później Williamsowi za uzasadnienie słuszności zmiany skrzydła u Kubicy na starsze. Oficjalnie zatem kierowca nie otrzymał lepiej spisującej się części, „bo było ryzyko, że ją uszkodzi”. Rzeczywiście, jest to uzasadnione podejście, tyle że w przypadku kolekcjonera zabytkowych aut, który nie pozwala znajomemu przejechać się swoim Ferrari 250 GTO. Tu mamy jednak zespół wyścigowy i jednego z najbardziej doświadczonych kierowców w stawce. Równie dobrze można by nie wyjeżdżać w ogóle na tor, bo przecież każdy wyjazd to ryzyko uszkodzenia części.
Bolid Kubicy został odbudowany i to pozwoliło wykreować - całkowicie zasłużenie - bohaterów weekendu w Williamsie. Mechanicy znów dali z siebie wszystko, a w przypadku ekipy z Grove chodzi nie tylko o czas w jakim muszą dokonać napraw, ale również bardzo ograniczoną liczbę materiałów, których mogą użyć. Dodając do tego ponownie najszybszy pit-stop wyścigu (wykonany przy bolidzie Kubicy) trzeba im bić brawo.
Robert Kubica, Williams FW42,
Photo by: Zak Mauger / Motorsport Images
Wyścig
Nie mógł on być dobry i nie był. Autem złożonym z części w starej specyfikacji - skrzydła, podłogi, nadwozia - Kubica miał tylko jedno zadanie - ukończyć wyścig. I udało mu się, a po minięciu linii mety pokazał klasę, dziękując przez radio swojej załodze. - Dzięki chłopaki za niesamowitą pracę. Wiem, że jesteście naprawdę dobrzy i każdy z was tu na torze stara się robić wszystko, co w waszej mocy i nie wszystko zależy od was - powiedział.
Strategia pozostawiała sporo do życzenia, bo Kubica najkrótszy stint przejechał na najtwardszej mieszance. Dodatkowo 2 okrążenia po tym, jak musiał przepuszczać 5 kierowców na 1 okrążeniu, tracąc 6 sekund, został ściągnięty do boksów by... uniknąć niebieskich flag. Ale to ma już mniejsze znaczenie, bo tempo i tak było fatalne. Teraz - co mówi już sam Robert - chodzi o dotrwanie do końca tego sezonu i to odliczanie zaczął już sam kierowca. Jakie zatem muszą być warunki, w jakich pracuje, skoro po 8 latach heroicznej walki o powrót do F1, teraz nie może doczekać się zakończenia przygody z zespołem po niecałym roku startów...
Robert Kubica, Williams FW42
Photo by: Simon Galloway / Motorsport Images
Pozytywy
I po raz kolejny nawet z tego wyścigu można wyciągnąć pozytywy. Otworzył on jeszcze większej grupie osób oczy na to, co dzieje się w Williamsie - jak blisko upadku jest ta wielka niegdyś ekipa i jak desperackie i zarazem nieudolne próby ratowania jej są podejmowane. Bez poszanowania tych, którzy pomagają w reanimacji zespołu. Zaraz takich ochotników, chcących wyłożyć naście milionów euro za sezon może zabraknąć. Co wtedy?
Robert Kubica, Williams FW42
Photo by: Mark Sutton / Motorsport Images
Odporny
15 lat temu, gdy Williams był jeszcze uważany za jeden z najlepszych zespołów w stawce, Robert Kubica przejeżdżał pierwsze sezony w single seaterach. Już wtedy zaznajomił się z tym, jak nierówne może być traktowanie w zespole wyścigowym. I przekonywał się o tym w kolejnych latach, nabierając doświadczenia i uodparniając się na takie praktyki. W rajdach też odkrywał, jak brutalny potrafi być motorsport. Zahartowany tymi wszystkimi doświadczeniami długo gryzł się w język omawiając swoją sytuację w Williamsie i wymownie milcząc. Ale nawet on ma granice cierpliwości. Nawet on nie jest w stanie załatwić spraw „w domowym zaciszu”. Bo żeby mieć takie podejście, najpierw trzeba czuć się jak w owym domu, gdzie dba się o domowników, a nie utrudnia im realizowania pasji, wykonywania obowiązków i de facto działania na korzyść wszystkich.
Kubica sobie z tym poradzi, choć na odzyskanie radości z jazdy musi jeszcze poczekać. Nie raz wychodził z trudniejszych opresji niż te stworzone teraz przez Williamsa. I choć medialne i wizerunkowe szkody, temu nadal bardzo szybkiemu kierowcy, zostały wyrządzone, to ci, którzy mają znać jego wartość, dobrze ją znają. Pozostałych uświadamiać muszą dziennikarze.
Tekst powstał przy współpracy z powrotroberta.pl
Robert Kubica, Williams FW42
Photo by: Glenn Dunbar / Motorsport Images
Bądź częścią społeczności Motorsport.com
Dołącz do rozmowyUdostępnij lub zapisz ten artykuł
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.
Najciekawsze komentarze