Russell miał szczęście

George Russell zgadza się, że jego piąte miejsce w Grand Prix Miami nie wzięło się tylko z czystej prędkości Mercedesa W13.

Russell miał szczęście

Po niezbyt udanej sesji kwalifikacyjnej Mercedes wybrał „odwrotną” taktykę dla George'a Russella. Brytyjczyk ruszał do Grand Prix Miami z dwunastego pola, a jego W13 był wyposażony w twarde opony, podczas gdy większość stawki rozpoczynała wyścig na pośrednim ogumieniu.

Na 36 z 57 okrążeń, kiedy po pit stopach rywali wspiął się na piątą pozycję, przekazał zespołowi „Dlaczego nie pojechać dalej?”. Decyzja o przełożeniu jedynej wizyty u mechaników okazała się uzasadniona. Po zderzeniu Lando Norrisa i Pierre'a Gasly'ego na torze, na 42 kółku, pojawił się samochód bezpieczeństwa. W chwili neutralizacji Russell stracił tylko dwie pozycje po zmianie opon na pośrednie.

Po restarcie był w stanie ograć swojego kolegę z ekipy - Lewisa Hamiltona, choć po pierwszym udanym ataku został zmuszony do oddania mu pozycji, za przekroczenie limitów toru podczas manewru wyprzedzania. W tym czasie obaj przesunęli się na piąte i szóste miejsce po błędzie Valtteriego Bottasa.

- Myślę, że mieliśmy szczęście - przyznał Russell. - Kiedy zdarzają się takie rzeczy, wyglądamy na geniuszy, ale po prostu to było konsekwencją zastosowania odwrotnej taktyki.

- Jeszcze przed pit stopem zdołaliśmy przebić się na siódme miejsce, więc warto było zostać dłużej na torze i mieć nadzieję, że coś się wydarzy. Ostatecznie tego dnia szczęście się do nas uśmiechnęło - kontynuował. - Jednak i tak nie pokazaliśmy tempa, jakie mieliśmy w piątek [red. Russell był najszybszy w drugim treningu]. Owszem, udało nam się poprawić w porównaniu do soboty, ale daleko było do piątkowej formy. Musimy zrozumieć dlaczego tak się stało.

Czytaj również:

Mówiąc o walce z Hamiltonem, dodał: - To było świetne. Oczywiste jest, że w pojedynku z partnerem zostawia się trochę więcej miejsca niż zwykle. Dodatkowo w niektórych zakrętach trudno było ocenić granice toru.

- Kazano mi oddać pozycję, co jest trochę rozczarowujące, ponieważ w tym momencie doganialiśmy chłopaków podążających z przodu, ale przynajmniej dobrze, że udało nam się finiszować bez żadnych incydentów - przekazał. - Jeśli chodzi o wyprzedzanie, chyba faktycznie wyjechałem poza tor, ale z drugiej strony to było dziwne miejsce, szerokie jak parking, a wyznaczona gdzieś tam biała linia nie była zbytnio widoczna z kokpitu bolidu.

George Russell kontynuuje swoją passę od początku sezonu meldowania się w pierwszej piątce każdego wyścigu. Po rundzie w Miami zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji kierowców, siedem punktów za Sergio Perezem z Red Bull Racing.

 
akcje
komentarze

Red Bull nie ucieknie Ferrari

Głupia kolizja między kumplami