Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska
Komentarz

Zmieniać kwalifikacje czy nie zmieniać? Oto jest pytanie...

W ostatnim czasie coraz częściej mówi się o wprowadzeniu w Formule 1 czwartego segmentu kwalifikacji, który miałby wprawić najsilniejsze zespoły w pewne „uczucie zagrożenia”, związane z walką o czołowe pozycje.

Antonio Giovinazzi, Alfa Romeo Racing C38, leads Daniil Kvyat, Toro Rosso STR14, in the pit lane

Antonio Giovinazzi, Alfa Romeo Racing C38, leads Daniil Kvyat, Toro Rosso STR14, in the pit lane

Jerry Andre / Motorsport Images

Mimo to, w myśl przysłowia „lepsze jest wrogiem dobrego”, istnieją obawy, czy całkiem nieźle funkcjonujący mechanizm nie zostanie rozregulowany, a regulaminowa nowinka nie okaże się porażką podobną do tej, którą był niezwykle zawiły system eliminacji kierowców, stosowany na początku 2016 roku.

Sesja kwalifikacyjna nie jest zbyt często typowanym przez fanów elementem do modyfikacji we współczesnych czasach Formuły 1. Mimo to, po raz drugi w ostatnich latach poważnie rozważana jest zmiana formatu i zwiększenie ilości segmentów z trzech do czterech. Rodzi się więc pytanie, jak daleko jest gotowa iść F1, by osiągnąć swoje cele. Wszyscy pamiętają to, co wydarzyło się w 2016 roku, kiedy zupełnie nieprzemyślany i wprowadzony naprędce system, oparty na stopniowej eliminacji zawodników, okazał się kompletnym niewypałem, wycofanym po dwóch wyścigach. „Jeśli coś nie jest zepsute, nie naprawiaj tego” - to powiedzenie idealnie może oddawać możliwe konsekwencje zmiany dobrze przyjętego, aktualnego formatu „czasówki”. Z drugiej strony nie ma nic złego, że zarządzający najbardziej popularną serią motorsportu na świecie, szukają potencjalnego ulepszenia oferowanego widowiska.

Paradoksalnie, główny zarzut stawiany obecnemu formatowi kwalifikacji, jest jednocześnie jedną z jego silnych stron. Zarówno podczas Q1, jak i Q2, główna walka koncentruje się nie w czołówce, ale w dolnej części stawki, gdzie trwa batalia o uniknięcie eliminacji. Dzięki temu, trwające godzinę kwalifikacje oferują coś również dla tych, którzy chcieliby się przyjrzeć słabszym zespołom i mniej znanym nazwiskom. Niemniej jednak to co elektryzuje większość widzów, to walka najsilniejszych. Stąd skargi nadawców telewizyjnych, którzy biznes widzą przede wszystkim w ostatecznej walce o pierwsze miejsca na gridzie. Można argumentować, że odpowiednie pokazanie walki o miejsce 15. (w Q1) i 10. (w Q2), mogłoby poprawić dane dotyczące oglądalności, jednak nie wpłynie to na ogół oczekiwań zdecydowanej większości widzów zasiadających przed telewizorami.

Rio Haryanto, Manor Racing MRT05

Rio Haryanto, Manor Racing MRT05

Photo by: Sutton Images

Dzisiejszy format kwalifikacji sprawia, że akcja rozłożona jest na całą godzinę. Ci, którzy pamiętają czasówkę bez podziału na segmenty, mogą przypomnieć narzekania na jeżdżące w kółko Minardi, które samotnie pokonywało dystans w pierwszej fazie, gdy warunki na torze były najgorsze. Choć wprowadzenie Q4 zapewne podniosłoby atrakcyjność nieźle funkcjonującego obecnie formatu, to robienie tego z myślą wywarcia szczególnej presji na najlepszych zespołach, wydaje się nietrafione.

Prawdą jest, że trzy segmenty względem dwóch zwiększają ryzyko, że „coś pójdzie nie tak”, ale generalnie dostanie się do Q3 nie stanowi dla najsilniejszych zespołów specjalnego wyzwania. Odkąd wprowadzono podział na segmenty, trzy czołowe zespoły mają 96,7- i 88,8-procentową skuteczność awansu, odpowiednio do Q2 i Q3. Wyliczenia obejmują oba wystawione auta. Od czasu debiutu turbodoładowanych, hybrydowych jednostek o pojemności 1,6l, statystyki dotyczące Q2 pozostały na podobnym poziomie, a skuteczność awansu do decydującej rozgrywki wzrosła o lekko ponad 3 procent. Jeśli któryś z czołowych bolidów nie zakwalifikował się do Q3, często wynikało to z awarii technicznej. Dlatego też, szanse na niespodzianki w finalnym segmencie są z reguły bardzo małe.

Ciężko jednoznacznie wyrokować jaki byłby najlepszy format, tej swoistej rozgrzewki przed głównym daniem weekendu. W przeszłości próbowano różnych rozwiązań. Opcja jednego szybkiego kółka umożliwiała widzom zobaczenie pełnego okrążenia w wykonaniu każdego zawodnika, ale ograniczała nieco obecność na ekranie ulubionego dla każdego odbiorcy kierowcy. Obecnie można obejrzeć minimum cztery okrążenia w wykonaniu czołówki – po jednym w Q1 i Q2 oraz dwa w Q3.

Lewis Hamilton, Mercedes AMG F1, with his car

Lewis Hamilton, Mercedes AMG F1, with his car

Photo by: Mark Sutton / Sutton Images

Kuszące jest rozwiązanie, które w pewien sposób kumulowałoby zawodników na torze. Na przykład wyliczenie pozycji startowej z sumy czasów najlepszych okrążeń podczas każdego segmentu. Próbowano podobnego systemu w 2005 roku i po sześciu wyścigach wycofano się z niego. Aktualnie funkcjonuje to w WEC, ale tam zawodników jest naprawdę wielu.

Krytyka związana z kwalifikacjami nie jest niczym nowym. Format 1-godzinowy wprowadzono w 1996 roku, wraz z rosnącą ilością transmisji na żywo tej części wyścigowego weekendu. Motorem tej decyzji były wydarzenia z Gran Prix Wielkiej Brytanii w 1995 roku, podczas którego, wskutek złych prognoz pogodowych, pozycje startowe ustalono w piątek. Obecny format wydaje się być optymalnym rozwiązaniem i istnieje podejrzenie, że wprowadzenie czwartego segmentu nie będzie niczym więcej, aniżeli matematycznym dodaniem kolejnej odsłony. Mimo wszystko, to co które kryje się za tym dążeniem do zmiany, łączy się z potrzebą większego zaangażowania największych zespołów w walkę, już od sobotniego popołudnia.

Kwalifikacje istnieją w jednym celu, którym jest ustawienie samochodów na starcie w odpowiedniej kolejności. Istnieją od wyścigu w Monako w 1933 roku, ale ostatnimi czasy coraz częściej ujawnia się chęć, by namieszać w systemie ich rozgrywania. Zrozumiałe jest, że jeśli samochody ustawione są w danej kolejności, istnieje duża szansa, że w takim samym porządku będą pokonywać kolejne okrążenia. Achile Varzi zdobył pierwsze pole position i wygrał Grand Prix Monaco, choć trzeba przyznać, że musiał stoczyć pasjonującą walkę z Tazio Nuvolarim. Biorąc pod uwagę, że 42 procent wyścigów zostało wygranych z pole position, a kolejne 24 procenty z drugiego miejsca, dążenie do porządnego zamieszania pozycjami na starcie wydaje się być rozsądne.

Achille Varzi, Bugatti T51, Baconin Borzacchini, Scuderia Ferrari Alfa Romeo 8C-2300

Achille Varzi, Bugatti T51, Baconin Borzacchini, Scuderia Ferrari Alfa Romeo 8C-2300 "Monza" at the start.

Photo by: LAT Images

Niezwykle zastanawiająca jest, nieco schizofreniczna chęć, żeby z jednej strony kwalifikacje nagradzały najszybszych, dając im najlepsze pozycje startowe, z drugiej zaś by kolejność tę, wynikającą z osiągniętych czasów, porządnie wymieszać. Sugestie ekstremalnych rozwiązań, jak np. arbitralne odwrócenie stawki są wyśmiewane, a w tym samym czasie, ludzie chcieliby kolejności startowej wymieszanej z „przyczyn naturalnych”. Z jednej strony jest chęć nagradzania najszybszych poprzez najlepsze pola startowe, a z drugiej istnieje wola by tymi najszybszymi nie byli wciąż ci sami.

Temat dotyczący odwracania pozycji na starcie jest dość drażliwy. Natomiast jeśli owe roszady odbywałyby się na sprawiedliwych, a nie losowych zasadach, to nawet pomimo ewentualnej straty emocji związanych z kwalifikacjami, kwestia jest warta poruszenia. Jedną z opcji jest oparcie się o aktualną punktację. W takim przypadku kwalifikacje trzeba unieważnić, chyba że zaczniemy je dodatkowo punktować. Takie rozwiązanie nie gwarantuje również, że kolejność startowa będzie sprawiedliwa i w pewien sposób zbalansowana. Jedno jest pewne – wyścigi ze znacznym wymieszaniem stawki są pełne emocji. Najbardziej wyrazistym przykładem jest Grand Prix Japonii z 2005 roku, kiedy to pogoda mocno wkroczyła do gry podczas kwalifikacji. Kimi Räikkönen wygrał wtedy startując z 17. pola, kończąc swą szaleńczą pogoń dopiero na ostatnich metrach. Interesujące rozwiązanie obowiązuje aktualnie w Formule E, gdzie zawodnicy są podzieleni na podstawie punktacji na cztery grupy kwalifikacyjne, a liderzy sezonu wyjeżdżają na tor najwcześniej, gdy jego przyczepność jest najsłabsza.

Podsumowując więc, pomysł z Q4 nie jest najgorszy, mimo że zapewne w niewielkim stopniu wpłynie na rozwiązanie różnych problemów od dawna związanych z kwalifikacjami. Zresztą kwestia czasówki i jej miejsca w dzisiejszej Formule 1,W ostatnim czasie coraz częściej mówi się o wprowadzeniu w Formule 1 czwartego segmentu kwalifikacji, który miałby wprawić najsilniejsze zespoły w pewne „uczucie zagrożenia”, związane z walką o czołowe pozycje. wymaga dużo szerszego spojrzenia. Jeśli chęć zamieszania kolejnością startową jest naprawdę duża, może trzeba poszukać dużo bardziej ekstremalnych rozwiązań? Jedno jest pewne – albo pozostajemy przy konwencjonalnym podejściu, albo „idziemy na całość”. Nie ma nic gorszego niż zatrzymać się w połowie drogi.

Lewis Hamilton, Mercedes AMG F1 W10, and Valtteri Bottas, Mercedes AMG W10, in the pit lane during Qualifying

Lewis Hamilton, Mercedes AMG F1 W10, and Valtteri Bottas, Mercedes AMG W10, in the pit lane during Qualifying

Photo by: Mark Sutton / Sutton Images

Bądź częścią społeczności Motorsport.com

Dołącz do rozmowy
Poprzedni artykuł Berger: Ferrari robi błąd faworyzując Vettela
Następny artykuł Racing Point szykuje duże poprawki

Najciekawsze komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Może chcesz napisać pierwszy?

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska