Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska

Wypadek Arkadiusza Lindnera

Arkadiusz Lindner uległ wypadkowi na przedostatnim etapie Silk Way Rally i z trasy zabrał go śmigłowiec. Niemal pół godziny przy swoim koledze spędził Rafał Sonik, udzielając mu niezbędnej pomocy.

Arkadiusz Lindner, Can-Am Renegade

Arkadiusz Lindner, Can-Am Renegade

Trasa tegorocznej edycji Silk Way Rally wydaje się trudniejsza z każdym dniem, przybliżającym zawodników do mety. Również dzisiaj wytrzymałość uczestników została wystawiona na srogą próbę. W pierwszej części oesu musieli pokonać piaszczysty teren, pełen niewielkich, ściętych wydm, poprzerastanych krzewami i wysokimi trawami. – Ten odcinek kosztował nas mnóstwo energii i sił. Teren był równie paskudny, jak wczoraj, nawigacja wymagała skupienia, a z nieba lał się żar. Niewykluczone, że właśnie potworne zmęczenie miało związek z wypadkiem Arka – mówił na mecie Rafał Sonik.

Lider Silk Way Rally jechał około 200 m za swoim kolegą. W pewnym momencie Lindner zniknął mu za wzniesieniem, a gdy sam je pokonał zobaczył stojący quad i leżącego obok zawodnika. – Natychmiast się zatrzymałem. Arek był nieprzytomny, więc zacząłem go cucić. Nacisnąłem czerwony przycisk na jego quadzie, sygnalizujący wypadek z obrażeniami ciała i wezwałem śmigłowiec ratunkowy. Skropiłem twarz i szyję wodą, osłoniłem od słońca i po chwili zaczął odzyskiwać przytomność. Niewiele pamiętał, więc nie wiem, jak doszło do wypadku. Narzekał na ból nogi, ramienia i miednicy. Zostałem z nim do momentu przybycia śmigłowca – relacjonował krakowianin.

Już w szpitalu okazało się, że Arkadiusz Lindner doznał złamania kości miednicy, a to niestety oznacza dla niego koniec dobrze zapowiadającego się sezonu Pucharu Świata. Rafał Sonik ruszył w dalszą drogę, ale do mety jechał już bardzo ostrożnie. – W takich sytuacjach nie da się utrzymać tempa. Człowiek ma większą skłonność żeby odjąć gaz, dwa razy przemyśleć każdą decyzję i jechać asekuracyjnie. Zwłaszcza, że znów wyprzedziły mnie samochody oraz ciężarówki. Druga, kamienista część etapu była więc zniszczona i pełna pułapek w postaci luźnych kamieni, odłamków skalnych, dziur i wyrw, w których łatwo o błąd – opisywał wyraźnie zmęczony i przygnębiony Sonik.

Dziewiąty etap padł łupem Aleksandra Maksimowa, który wyprzedził polskiego mistrza o zaledwie cztery minuty. To oznacza, że przed ostatnim etapem, liczącym w sumie 556 km, „SuperSonik” zachował nad Rosjaninem niemal dwugodzinną przewagę (1:47.51). We wtorek, na ostatniej „prostej” do Dunhuang, organizator zapowiedział zdecydowanie więcej jazdy po wielkich, pięknych wydmach. Odcinek specjalny będzie liczyć 255 km.

Rafał Sonik, Yamaha Raptor 700

Rafał Sonik, Yamaha Raptor 700

Bądź częścią społeczności Motorsport.com

Dołącz do rozmowy
Poprzedni artykuł Short wiceliderem
Następny artykuł Jutro meta w Dunhuang

Najciekawsze komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Może chcesz napisać pierwszy?

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska