Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska

Rajdówki Kajetana - na początku był maluch…

4-krotny rajdowy mistrz Polski i 3-krotny mistrz Europy, Kajetan Kajetanowicz, w ubiegłym sezonie zadebiutował w Rajdowych Mistrzostwach Świata.

Z tej okazji Kajto postanowił na chwilę spojrzeć wstecz i opowiedzieć czytelnikom Autoklubu o swoich wszystkich dotychczasowych samochodach rajdowych.Kierowca LOTOS Rally Team rozpoczął swoją karierę w 2000 roku za kierownicą Fiata 126p. Popularny maluch był tani i łatwo dostępny, jednak jak się okazuje, niewiele brakowało, aby Kajetan rozpoczął swoją karierę od zupełnie innej konstrukcji.Zaczynałem jeździć maluchem, kiedy odchodził już do lamusa. Zanim go kupiłem, dosyć poważnie zastanawiałem się, czy to aby na pewno ma być ten samochód. Szukałem auta, które ma jakieś rajdowe korzenie, i tak natrafiłem na Ładę Samarę. Łada odnosiła sukcesy w swojej klasie. Tym samochodem dało się szybko jeździć i było ich dosyć sporo. W odróżnieniu od malucha był to samochód przednionapędowy.Znalazłem pewien egzemplarz i pojechałem go obejrzeć. Łada miała dość mocno uszkodzony przód. Wtedy mój budżet był bardzo skromny, dlatego nie miałbym pieniędzy, żeby ją reanimować. Kto wie… Może gdybym ją wtedy kupił, moja przygoda z rajdami potoczyłaby się w zupełnie inny sposób.


Ostatecznie Kajetan zdecydował się na polskiego malucha od kolegi z osiedla. Jak sam przyznaje, to miejsce miało wielki wpływ na to, że zakochał się w motoryzacji.

Moja rodzina nie ma rajdowych korzeni. Wiedziałem, że mój wujek gdzieś startuje, ale widywałem się z nim może dwa razy w roku. Jako mały chłopiec stałem w oknie i patrzyłem na przejeżdżające po osiedlu samochody. Jak tylko spadł śnieg, auta wpadały tam w poślizg. Był tam taki zły zakręt, źle wyprofilowany, i wiedziałem, że będzie tam wszystkich znosić. Prowadziłem nawet swoje małe statystyki. Zawsze kręciło mnie, co się tam działo.

Mój kolega z osiedla, Dominik, miał przerobionego malucha. Najpierw jeździł trabantem, później maluchem. Pewnego dnia dogadałem się z nim i kupiłem od niego swoją pierwszą rajdówkę. Zapłaciłem za nią chyba 2000 zł.


Domowe osiedle i pierwszy maluch to nie jedyne, co pozwoliło Kajetanowi rozpocząć swoją karierę. Dużą rolę odegrała w tym wszystkim jego ówczesna dziewczyna i pierwsza pilotka, Ola.

W dniu, w którym kupiłem malucha, jadąc nim z Olą, wpadliśmy do rowu. Starałem się z niego wyjechać, ale nie dało rady. Rów był głęboki i bardzo grząski. Ola była wtedy pięknie ubrana - miała na sobie płaszcz i nowe kozaki. Wtedy, w nocy, tak ładnie ubrana, musiała mnie wypychać z tego rowu. Kozaki niestety nie przetrwały tej próby i później nadawały się już chyba tylko do wyrzucenia. Czasami tak właśnie wyglądały nasze randki. :)

Odwożenie mojej dziewczyny do domu było dla mnie generalnie dobrą okazją do treningu. Do jej miasta miałem główną drogą 10 kilometrów, ale ja wolałem jechać bocznymi drogami i przejechać 17 czy 19 kilometrów. Ludzie mieli mnie tam już dość. Prawie rzucali we mnie grabiami. Byli też tacy, którzy wiedzieli, że jadę, czekali przy drodze i kibicowali. Niestety często brakowało mi pieniędzy na paliwo. Wtedy musiałem zrezygnować z jeżdżenia bokami po bocznych drogach i jechałem grzecznie główną, prostą trasą.


Tata Kajetana na co dzień pracował jako mechanik, przez co i syn lubił grzebać przy swoim samochodzie. Jak sam dzisiaj przyznaje, nie wychodziło mu to najlepiej.

Przed pierwszym startem raczej sam niewiele dłubałem. Później się w to mocniej zaangażowałem, co okazało się porażką. Nie miałem też cierpliwości do nowych silników. Można powiedzieć, że „nie zdążyłem dotrzeć, a już zatarłem”. Ten los dotknął moje dwa albo trzy silniki. Kolejną rzeczą jest to, że nie do końca się na tym znałem. Wtedy dotarło do mnie, że powinienem się bardziej skupić na jeździe i słuchaniu rad tych, którzy mają większe doświadczenie.

Pierwszy start Kajetana nie potoczył się po jego myśli. Rywalizację w Rajdzie Cieszyńska Barbórka zakończył dachowaniem. Poważne uszkodzenia auta spowodowały, że Kajto na dłużej musiał przerwać starty i zebrać budżet na naprawdę auta. Do ścigania wrócił dopiero w następnym sezonie.

Po wypadku na moim samochodzie pojawił się znak SOS. Miało to symbolizować, że mój budżet był wtedy mocno nadwyrężony. Po Rajdzie Cieszyńska Barbórka aż pół roku odbudowywałem samochód. Na szczęście udało mi się wrócić do startów.

To był czas, kiedy miałem już dość dużą wiedzę na temat malucha. Wiedziałem np. że pod wpływem wibracji linki lubią się ułamywać. A jak się łamie linka, to nie jedziesz, bo nie masz gazu. Na rajdzie miałem podłączoną drugą linkę, przeprowadzą przez tunel. Wyobraźcie sobie, że na odcinku, na torze w Tychach, pękła mi ta linka. Naciskam gaz i buuuuu. Auto nie jedzie. Wziąłem wtedy do ręki drugą linkę i przejechałem cały odcinek, dodając gazu ręką. Są nawet zdjęcia, na których widać, jak jadę samochodem i trzymam jedną rękę w górze. Można powiedzieć, że wtedy nic nie szło po mojej myśli, ale ja wtedy tak o tym nie myślałem. Takie przygody jeszcze bardziej napędzały mnie do działania.


Rok od wypadku Kajetan i Ola wrócili na trasę Rajdu Cieszyńska Barbórka. Tym razem start zakończył się dla nich wielkim sukcesem. Kajto wygrał rajd w swojej klasie.

Do czasu drugiej barbórki na pewno dużo się nauczyłem. Wyciągnąłem wnioski. Bardziej panowałem nad samochodem, wiedziałem co się z nim dzieje. Trudno jednak powiedzieć, że jechałem wtedy rozważnie. Nie byłem jeszcze dojrzałym kierowcom. To były zupełnie inne czasy. Wtedy mniej się kalkulowało.

Choć Kajetan ostatni raz maluchem wystartował 18 lat temu, a przez ten czas siedział za kierownicą najlepszych samochodów rajdowych na świecie, polski fiat wciąż ma szczególne miejsce w jego sercu. Jak sam przyznaje, kiedyś będzie chciał jeszcze raz do niego wsiąść.

Maluch coraz częściej do mnie wraca. Jakiś czas temu próbowałem go znaleźć, jednak dostawałem od ludzi tylko szczątkowe informacje. Ktoś miał klapę od bagażnika, a ktoś inny pokrywę od silnika, która była w charakterystyczny sposób oklejona. Później zaczęły do mnie docierać te gorsze wiadomości. Samochód najprawdopodobniej został zezłomowany…

Chcę zbudować swojego malucha. Mógłbym nim wystartować np. w Rajdowym Ustroniu. Moja przygoda z rajdami jednak wciąż się rozwija i teraz swoją uwagę skupiam tylko na przygotowaniach do kolejnego sezonu. Na powrót do malucha przyjdzie jeszcze czas!


Historia Kajetanowicza pokazuje, że upór i konsekwentne dążenie do marzeń może zdziałać cuda. O tym, jak wyglądał kolejny krok w karierze Ustronianina, dowiecie się wkrótce z kolejnego artykułu.


fot. Archiwum Kajetana Kajetanowicza
 

Bądź częścią społeczności Motorsport.com

Dołącz do rozmowy
Poprzedni artykuł Ogier o Rajdzie Monte Carlo
Następny artykuł Bottas po testach

Najciekawsze komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Może chcesz napisać pierwszy?

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska