Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska

Wypowiedzi po Rzeszowskim

MICHAŁ SOŁOWOW: - Dwa razy wygraliśmy w Rzeszowie, poza tym byliśmy tutaj drudzy i trzeci - na pięć rajdów to nieźle.

Warunki były bardzo trudne - zmienna pogoda, dużo śliskich, zabrudzonych partii, wąskie drogi. Praktycznie żadnego marginesu na błąd. Rywalizacja była niezwykle zacięta. Wystarczy popatrzeć, ile załóg dojechało do mety. Organizacja stała na przyzwoitym poziomie. Należy się cieszyć, że mogliśmy uczestniczyć w kolejnych, dobrze przygotowanych zawodach w RSMP. Poprawiliśmy naszą sytuację punktową, ale nadal tracimy do Leszka Kuzaja dość dużo. Szansę na tytuł mamy czysto teoretyczną. Ale w kolejnych rajdach będziemy walczyć o każdy odcinek. W tym sporcie niczego nie można wyrokować, ani przewidywać z góry.

TOMASZ CZOPIK: - Cieszę się z tego, że jesteśmy na mecie, a to, że osiągnęliśmy ją na drugim miejscu to już powód do ogromnej radości. Po nieszczęśliwym finale Rajdu Subaru, wypadku w Bułgarii i przygodach we Lwowie wreszcie mamy prawdziwy sukces. Jest on tym bardziej cenny, że nie obyło się bez problemów. Mnóstwo czasu straciliśmy przez awarię turbo, ale mogło być jeszcze gorzej, bo po 10 oesie w strefie serwisowej okazało się, że spory dystans odcinka i całą dojazdówkę jechaliśmy z obciętym łopatkami wentylatora, które uszkodziły chłodnicę. Na szczęście nie tak poważnie jak dzień wcześniej w lancerze Michała Bębenka i mogliśmy spokojnie ukończyć zawody. Ostatnią pętlę, pomny przygód z Krakowa, jechałem bardzo ostrożnie, co widać po czasach. Nie było sensu ryzykować, bo Michał Sołowow był poza zasięgiem, a Stefan Karnabal sporo do nas tracił.

Niespodziewanie zrobiło się znów kontaktowo w czołówce tabeli. Wciąż mamy szanse na pudło w klasyfikacji generalnej i to dodatkowo motywuje nas przed kolejnymi eliminacjami. Następne zawody będą na terenach Tomka Kuchara, z którym rywalizujemy zaciekle w tym sezonie. Mimo wszystko mam nadzieję, że po Nikonie zluzujemy go na trzeciej pozycji w punktacji RSMP.

STEFAN KARNABAL: - Mieliśmy dużo szczęścia i przede wszystkim cieszymy się, że jesteśmy na mecie rajdu. Przy tak trudnych warunkach, jakie panowały na trasie, wystarczyła chwila dekoncentracji, aby znaleźć się poza drogą. Również i nam przydarzyły się dwie przygody. Najpierw na pierwszym odcinku przestrzeliliśmy skrzyżowanie. Na drugim oesie mieliśmy drobne kłopoty z komunikacją, co zakończyło się wizytą w rowie. Nie ukrywam, że na początku auto nie prowadziło się tak, jakbym sobie tego życzył. Jednak z odcinka na odcinek jechało mi się co raz lepiej, aż w końcu doszliśmy wraz z mechanikami do optymalnego ustawienia zawieszenia. Niestety na dwunastym odcinku specjalnym złapaliśmy „kapcia”. Na szutrowym łączniku w koleinie leżał dość duży kamień. Widziałem go z daleka, jednak przy dość dużej prędkości nie było możliwości ominięcia go. Na szczęście powietrze z uszkodzonej opony schodziło powoli, ale mimo wszystko – musieliśmy nieco zwolnić. Mamy mały niedosyt, bo trzecia pozycja była w zasięgu ręki. Ale i czwarta lokata jest dla nas w pełni satysfakcjonująca. Jestem także bardzo zadowolony ze współpracy z moim nowym pilotem – Michałem Kuśnierzem. Przejechaliśmy razem dopiero dwa rajdy, a mimo to rozumiemy się bardzo dobrze. Duże słowa uznania należą się mechanikom. Samochód był solidnie przygotowany, a i podczas rajdu współpraca układała się rewelacyjnie. Dziękuję także Tomkowi Czopikowi za udzielaną pomoc i przekazywaną wiedzę.

KAJETAN KAJETANOWICZ: - Jechało nam się bardzo fajnie, nie popełnialiśmy jakichś większych błędów, wykręcaliśmy obiecujące czasy, no i jesteśmy na mecie z całkiem niezłym wynikiem, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni. Mieliśmy mały problem po pierwszym przejeździe przez wodę, którą pokonałem chyba trochę za szybko. Przez kilometr samochód był słabszy, na szczęście nie straciliśmy przez to dużo czasu. Po pierwszym dniu, do czego niewątpliwie przyczyniła się mająca pecha konkurencja, znaleźliśmy się na wysokiej pozycji. Była szansa ją obronić. Chcieliśmy podczas drugiego etapu pojechać szybko, ale na pewno nie za wszelką cenę. Niestety ukręciła się półoś, kilka razy nas poobracało. Takie są rajdy, samochody też ulegają awarii, nie tylko ludzie się mylą.

Dziękujemy mechanikom, że poradzili sobie ze wszystkim w regulaminowym czasie, wykonali kawał dobrej roboty. Dzięki nim nie mieliśmy żadnego stresu spowodowanego spóźnieniem.

Rajd był bardzo trudny, bardzo ważny był dobór opon, bo pogoda była zmienna. Nam udawało się trafić z doborem prawie w 100 %. Dobrze to rokuje na przyszłość, chociaż zdajemy sobie sprawę, że jeszcze bardzo dużo musimy się nauczyć. Wiemy, jakie błędy popełniamy, ale wielu jeszcze nie znamy, a na pewno takie są. Chcemy się teraz skupić nad następnymi rajdami. Ten na pewno będziemy miło wspominać.

SEBASTIAN FRYCZ: - Tak jak mówiłem przed rajdem, pierwsza pętla to była nauka i jeszcze raz nauka - wciąż sprawdzałem możliwości samochodu i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co może on zrobić. W Subaru czułem się z kilometra na kilometr coraz lepiej. Trochę różni się od tych czteronapędowców, którymi kiedyś jeździłem, nawet na ostatnim Rajdzie Magurskim. Aktywne dyfry robią swoją robotę, trzeba się tylko przełamać i można pojechać szybciej.

No i jechało mi się coraz lepiej, coraz szybciej, pomimo bardzo trudnych warunków. Szkoda że odwołano dwa oesy, bo mieliśmy tam powalczyć i przesunąć się do przodu. A tymczasem na ostatniej próbie pierwszego etapu z własnej winy przesunąłem się, ale nie w tym kierunku, w który chciałem. Popełniłem błąd. Obróciło nas na wolnym, lewym zakręcie, stanęliśmy pod prąd odcinka. Aby nie tracić czasu na cofanie na kilka razy, wymyśliłem sobie, że podjadę trochę do przodu, zaciągnę ręczny i się obrócę. Rozpędziłem się do dokładnie 10 km/godz., zaciągnąłem ręczny i... obróciłem się, ale w rowie przez dach! Strata była dość duża, spadliśmy z czwartego miejsca na siódme i tak już zostało do końca rajdu.

Samochód cały czas spisywał się bardzo dobrze, jest rewelacyjny zawieszeniowo. Przez cały rajd nie było żadnych problemów technicznych. Trafialiśmy także z oponami. Jestem bardzo zadowolony, bo dużo nauczyłem się na tym rajdzie, zebrałem dużo nowych dla mnie doświadczeń. Myślę, że na następnych rajdach, jeśli uda mi się zebrać budżet, na pewno to zaowocuje.

MACIEJ OLEKSOWICZ: - To był jeden z najtrudniejszych rajdów w sezonie - cieszymy się, że jesteśmy na mecie, choć wiem, że gdyby nie ten feralny kapeć podczas pierwszego etapu, to nasza pozycja byłaby lepsza. Nadal jednak nie czuję się najlepiej w takich warunkach, jakie panowały na trasie rajdu. Drugiego dnia, kiedy było już bardziej sucho, jechało mi się znacznie lepiej i na jednym z odcinków wykręciliśmy drugi rezultat. Wygląda na to, że będziemy musieli poświęcić całą jesień na ostre treningi na mokrych i śliskich nawierzchniach, bo jak widać, mam spore z tym problemy. Teraz myślami jestem już przy Rajdzie Finlandii, w którym wystartujemy za niespełna dwa tygodnie. Udział w tym rajdzie będzie naszym debiutem w mistrzostwach świata i jednocześnie spełnieniem naszych marzeń. Zawsze chciałem tam wystartować, ale do tej pory nie było to możliwe ze względu na kolizję terminów z mistrzostwami Polski. Naszym celem będzie osiągnięcie mety i zebranie jak najwięcej doświadczeń w tym rajdzie, który jest najszybszą eliminacją w całym cyklu.

MICHAŁ BĘBENEK: - To była prawdziwa złośliwość losu - jechało nam się bardzo dobrze, wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie zwyciężyć i nagle stało się. Po tej awarii straciliśmy ochotę do walki, jednak uznaliśmy, że trzeba jechać. Potrafimy wygrywać, musimy też umieć przegrywać. Postanowiliśmy więc walczyć do końca, oczywiście kiedy traci się minuty, nie ma sensu walczyć za wszelką cenę o sekundy. Liczyliśmy, że koledzy w ferworze walki popełnią jakiś błąd. Każdemu z nich mogło zdarzyć się to, co nam, jechaliśmy więc, licząc na to, że uda się osiągnąć przynajmniej punktowane miejsce. Awansowaliśmy do dziesiątki, nie ma powodów do dumy, ale trudno, takie są rajdy.

RADOSŁAW TYPA: - Jestem troszeczkę zniesmaczony, ponieważ w drugi dzień przespałem pierwszą Albigową, a to spowodowało, że na mecie do drugiego miejsca w pucharze zabrakło nam niecałe 6 sekund. Nasza czwarta pozycja nie jest zła, jednak wiem, że drugie miejsce było w zasięgu ręki. W kolejnych rajdach muszę się troszeczkę przełamać i jechać szybko od pierwszego odcinka. Do tej pory zawsze na pierwszym odcinku w każdym etapie koledzy jechali dużo szybciej, podczas gdy ja się dopiero rozgrzewam. Efekt jest taki, że na kolejnych odcinkach muszę nadrabiać stracony czas. Jeśli etap jest krótki, tak jak w Rzeszowie, gdzie są tylko 4 odcinki, to mamy spory problem - po prostu brakuje kilometrów. Ale jestem dobrej myśli - na Nikonie z pewnością będzie lepiej!

MARCIN MAJCHER: - Cieszymy się bardzo z wyniku, tym bardziej, że udało nam się nawiązać walkę z klasą A7. Mieliśmy kilka problemów technicznych (skrzynia, elektronika), jednak gdy wszystko grało, osiągaliśmy bardzo dobre czasy na odcinkach specjalnych. Rajd był bardzo wymagający, a śliska nawierzchnia sprawiała sporo kłopotów. Jechało nam się jednak fantastycznie, szkoda tylko, że nie udało nam się wystartować na „krótkiej” skrzyni, która znacznie poprawiłaby osiągi auta. Serdeczne podziękowania dla naszych sponsorów - Krono Original oraz Milwaukee za umożliwienie startu - a także dla naszych serwisantów za ciężką pracę. Mamy nadzieję, że na Rajdzie Nikon osiągniemy jeszcze lepszy rezultat.

MICHAŁ KOŚCIUSZKO: - Niestety, po dwóch szybko przejechanych odcinkach specjalnych nie ustrzegłem się błędu i na ósmym kilometrze odcinka Godowa 1 znaleźliśmy się poza drogą. Uszkodzenie samochodu nie pozwoliło nam na kontynuowanie pierwszego etapu. Dzięki całonocnej pracy mechaników pomyślnie przeszliśmy badanie techniczne i mogliśmy wystartować do drugiego etapu w systemie SupeRally. Auto na pierwszym dzisiejszym odcinku zaczęło przerywać, zgasło i nie mogliśmy go już odpalić. Ostatecznie uniemożliwiło nam to dalszą jazdę. Myślami jestem już na Rajdzie Deutschland, w którym wystartujemy w przyszły weekend.

MARCIN BEŁTOWSKI: - Rajd bardzo ciężki, ale mimo to bardzo ciekawy - trudne, malownicze, wyjątkowo śliskie oesy o konfiguracji niespotykanej na innych rajdach. Już na prologu mieliśmy problemy z przerywającym silnikiem. Przyczyną była przepustnica, po jej wymianie nie mieliśmy już żadnych technicznych problemów. W przypadku tego rajdu trzeba wyjątkowo dobrze rozkładać siły. Trzeba kalkulować, nie opłaca się przeszarżować. Jechaliśmy zachowawczo, czasami zdecydowanie poniżej naszych oczekiwań. Świadomie odpuszczaliśmy pewne partie. Niestety na siódmym odcinku, w bardzo dobrze znanym miejscu, bardzo dobrze opisanym i przejeżdżanym już dwukrotnie, urwał się sworzeń wahacza w przednim lewym kole. Nie mieliśmy szans na opanowanie samochodu i znaleźliśmy się w rowie. Chciałem podziękować za pomoc kibicom, którzy z pełnym poświęceniem, taplając się w błocie, próbowali nas wyciągnąć. Niestety, oderwane od wahacza koło uniemożliwiło dalszą jazdę. Nie zdecydowaliśmy się na powrót w systemie SupeRally nie tyle z powodu zniszczeń w samochodzie, ale głownie z braku znalezienia przyczyny urwania się tego sworznia. Równocześnie zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy filmowali w tym miejscu lub bezpośrednio przed, o kontakt na adres zespołu motorsport@beltowski.pl. Pomoże to nam znaleźć powód awarii.

LESZEK KUZAJ: - No cóż, co ja mogę powiedzieć dobrego o tym rajdzie? Kolejny Rzeszowski i znów brak punktów - wyeliminowała nas z rywalizacji awaria techniczna. Pierwszy oes wygrany bardzo wysoko, mimo że już wtedy zaczęły się pierwsze problemy. Zerwały się poduszki od skrzyni biegów, na około 3-4 km przed metą poczuliśmy smród w samochodzie. Później już niestety zaczynało brakować mocy w silniku. Ale mimo to wygraliśmy kolejną próbę, powiększając przewagę. Na serwisie nie za bardzo mogliśmy dojść, w czym tkwił problem. Po czwartym oesie, podczas zmiany kół sytuacja wydała się być jasna, bo pod samochodem pojawiła się kałuża oleju. Postanowiliśmy jednak zaryzykować. Jazda trwała około kilometra, kiedy wybuchł silnik. Cały olej wyciekł do komory silnika, zapalił się kolektor od turbiny, pojawił się potężny płomień. Zatrzymałem się chyba w odpowiednim momencie, bo udało się go ugasić. Gdybym stanął kilometr dalej, auto byłoby nie do uratowania.

Jestem za to bardzo zadowolony z udziału w rajdzie reszty zespołu Subaru Poland Rally Team, chłopcy wykonali znakomitą robotę. Troszkę nie dopisało im tym razem szczęście. Sebastian przez śmieszny błąd leżał na dachu, Kajtek ukręcił półoś na pierwszym oesie drugiego etapu. Ale mimo to uważam ich jazdę za bardzo dojrzałą, bardzo dobrą.

MACIEJ LUBIAK: - Popełniłem głupi błąd. Wjeżdżając na diabelnie śliski drewniany mostek, nie ustawiłem samochodu na wprost, lecz wjechałem ze skosa, co spowodowało wpadniecie samochodu "okrakiem" na drewniany chodnik. Z samochodem absolutnie nic się nie stało, ale któryś z jadących z tylu zawodników tak przyłożył w naszego Miśka, że rozleciała się pompa centralnego dyfra i skrzywiło się tylne zawieszenie. O dalszej jeździe nie było mowy. Szkoda, ponieważ bardzo lubię ten rajd i jego trudną, ciekawą trasę.

Bądź częścią społeczności Motorsport.com

Dołącz do rozmowy
Poprzedni artykuł Basso mistrzem Europy
Następny artykuł Złoty Pastrana, Colin na dachu

Najciekawsze komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Może chcesz napisać pierwszy?

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska