Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Kajetanowicz: Chciałbym wrócić na Safari

Pomimo piekielnie trudnej trasy, walki z rywalami i własnymi słabościami, Kajetan Kajetanowicz przyznaje, że chciałby ponownie zmierzyć się z legendarnym Rajdem Safari.

Kajetan Kajetanowicz, Maciej Szczepaniak, Skoda Fabia Rally2 evo

Po dwóch udanych startach w Chorwacji i Portugalii, gdzie już przed rokiem Kajetanowicz i Szczepaniak byli w czołówce swojej kategorii, przyszła pora na wyprawę w nieznane. Poważne nieznane. Duet Lotos Rally Team wybrał się do Kenii, by wziąć udział w legendarnym Rajdzie Safari.  

Pomimo kilku przeciwności, ale przede wszystkim po sprostaniu wymaganiom jakie narzuciła wszystkim śmiałkom ruszającym na kenijskie bezdroża niezwykle trudna trasa, Kajetanowicz i Szczepaniak zameldowali się na dziewiątej pozycji w klasyfikacji generalnej i wygrali kategorię WRC 2. Triumf na dodatkowo punktowanym Power Stage pozwolił zabrać z Kenii 28 oczek i pozycję liderów tabeli sezonu.

Motorsport.com [M.com]: - Zaraz Rajd Estonii, więc nie pytam nawet czy nacieszyłeś się wygranym Safari. Misja jednak została zakończona sukcesem. Miałeś chwilę, by się z tym oswoić?

Kajetan Kajetanowicz [KK]: - Na pewno mi ulżyło. Wiedziałem, że to jest najtrudniejsza runda na świecie. Albo inaczej - zdawałem sobie z tego sprawę, bo i wszystko na to wskazywało. Niełatwo było mi - podobnie jak wszystkim, którzy tam wcześniej nie zawitali - wyobrazić sobie na czym polega ta trudność.

- Polegała ona jednak dokładnie na tym, co można było sobie wyobrazić, czyli na skomplikowaniu i niebezpieczeństwach czyhających na samej trasie, które były trzykrotnie większe niż w naszych nawet najśmielszych przypuszczeniach. Chodziło o to, by przejechać te oesy. Nie tyle szybko, co w ogóle je przejechać.

- Dodatkowo miałem gorączkę i doskwierało mi parę innych rzeczy. W zasadzie już od samego początku tygodnia rajdowego byłem na siebie zły i wszystkie te dni nie były łatwe. W związku z tym, gdy to się skończyło, najzwyczajniej w świecie mi ulżyło. Po każdym rajdzie jest takie uczucie, ale w tym przypadku było ono jeszcze silniejsze, ponieważ naprawdę trudno sobie wyobrazić tak dobry koniec, przy tak trudnym początku.

- Przez wspomnianą chorobę i wszystkie początkowe problemy nie było czasu cieszyć się całym Safari. Później sobie pomyślałem, że może i dobrze, iż na początku było trochę trudności i były to właśnie takie trudności. Gdyby nie było tych, pewnie znaleźlibyśmy sobie inne. Jako ludzie jesteśmy chwilami specjalistami w wynajdywaniu sobie problemów. Zawsze musi być „cos” [śmiech].

M.com: - Kiedy pojawiła się idea, by wystartować w Safari i jak przebiegała realizacja pomysłu?

KK: - Samo marzenie towarzyszyło mi od dawna i to grubo przed tym nim w ubiegłym roku ten rajd wrócił do kalendarza. Oczywiście, były to takie życzenia niejako w tle i wydawały się być bardzo odległe.

- Jednak w pewnym momencie zaczynasz o nich coraz częściej myśleć i choć nie są może jeszcze bliskie realizacji, ich zarys jest wyraźniejszy. Stało się to po spotkaniu z Sobiesławem Zasadą. On opowiadał o tym rajdzie z wielkim entuzjazmem. Pooglądałem trochę filmów, m.in. od Patryka Mikiciuka, który był tam rok temu. Zdałem sobie sprawę, jak mieli tam trudno i zdecydowałem: „Kurczę, to jest to. To chciałbym zrobić poza regularnymi występami w mistrzostwach świata”.

- Kolejnym krokiem było zdobycie finansowania. Za to dziękuję oczywiście partnerom i wszystkim zaangażowanym. Bez tego start nie byłby możliwy. Wiadomo, że ta runda jest dużo droższa niż każda z europejskich.

- Wszystko jednak wzięło się z marzeń. Potem w myśl przysłowia kropla drąży skałę, starałem się to poskładać w całość. Jestem gościem, który gdy czegoś pragnie, mocno do tego dąży, po drodze poświęcając sporo rzeczy, nie zdając sobie pewnie do końca z tego sprawy. Często jednak, gdy coś sobie umyślę, udaje się to zrealizować. Nie wszystko oczywiście.

M.com: - Czy trudno było przekonać partnerów do tej wyprawy?

KK: - Partnerów nie musiałem namawiać. Chodziło po prostu o to, by zmieścić się w pewnym budżecie. To było kluczowe, choć sponsorom oczywiście również na tym Safari zależało. To przecież jeden z kultowych rajdów.

- Poza tym partnerzy mają do mnie zaufanie. Współpracujemy od wielu lat. Wiedzą, że jeśli ja coś proponuję, to jest bardzo dobrze przemyślane i poświęciłem temu dużo czasu. Gdy na coś przystaną, zdają sobie sprawę, że zrobię wszystko, by utwierdzić ich w przekonaniu, iż to była dobra decyzja. A dla mnie to dodatkowa motywacja. Cieszę się, że to wszystko się udało.

M.com: - Zapoznanie z trasą rozpoczęło się od dwóch relatywnie „lajtowych”, jak mawia młodzież, odcinków. Potem jednak trzeba było przejechać Soysambu, na którym było dosłownie wszystko. Od fesz-feszu po „skalne schody”. Był moment, w którym zapytałeś sam siebie: „Kajetanowicz, coś ty wymyślił?!”

KK: - Chwilami łapałem się za głowę. Z drugiej strony, pocieszałem się. Przecież nie tylko ja tutaj pojadę. Wiedziałem, że każdy z nas będzie borykał się z jakimiś trudnościami.

- Oczywiście, doświadczenie na każdym rajdzie jest ważne. Natomiast w dzisiejszych czasach Internetu, dostępności on-boardów itd. nie można tak do końca robić z tego wymówki. Szanse się po prostu wyrównują. Zresztą powiedział to też Sebastien Loeb, gdy wracał do WRC. Teraz można obejrzeć każdy oes, zakręt, zajrzeć w każde cięcie. Różnica pomiędzy pierwszym, trzecim czy dziesiątym startem trochę się zaciera.

- Natomiast w przypadku takiego Safari... Na pewno wcześniejsze oglądanie tych oesów ma znaczenie, ale nie daje to wyobrażenia o skali trudności. Wystarczy pojechać o 10 centymetrów innym torem i trafi się dziurę pod fesz-feszem.

M.com: - A jeszcze dochodzi deszcz, wcale nie tak rzadko tam występujący...

KK: - Deszcz na tym rajdzie powoduje piekło. Spada się z nieba do piekła. Oczywiście to niebo, czyli gdy jest sucho, nazwałem na wyrost. Po prostu chciałem porównać. Różnica jest diametralna. Nigdzie indziej, na żadnym rajdzie deszcz nie wywołuje czegoś takiego.

- Wcześniej można było utknąć w fesz-feszu, a po ulewie można się utopić. Poza tym, na jednym 30-kilometrowym oesie pada pięć razy i pięć razy przestaje.

- Tak, powtórzę, łapałem się za głowę, ale z drugiej strony ukończenie takiego oesu bez przygód, bez kapci daje satysfakcję. Zresztą kapcie... Muszę powiedzieć, że opony się spisały. Wiadomo, że mam wsparcie Pirelli, ale sądzę, że większość stawki była zszokowana tym, jak ogumienie radziło sobie z tymi trudnościami. Sam wspomniałeś o tych skalnych schodach. Samochodem po schodach... sam otwierałem oczy ze zdumienia. Zresztą nie tylko ja.

- Po zapoznaniu nawet czołówka w Rally1 sądziła, że tego rajdu nie da się przejechać mając ze sobą na oesie dwa zapasy. A więcej przecież wziąć nie można. Spodziewano się, że z tego powodu trzeba będzie skorzystać z SupeRally, a o ile dobrze pamiętam, nikt aż takich problemów nie miał.

Fragment odcinka Soysambu

Fragment odcinka Soysambu

Photo by: Marcin Snopkowski

M.com: - Ktoś może popatrzeć na listę zgłoszeń i powiedzieć: „Pojechali po łatwe punkty”. Czułeś, że jesteś na przysłowiowym „musiku” i wszystko poniżej zwycięstwa będzie odbierane jako porażka?

KK: - Kluczem do sukcesu jest zawsze pokora i respekt do rywali. Jeśli się tego nie stosuje, można się kiedyś „przejechać” i niemiło zaskoczyć. My mieliśmy na liście dziewięć załóg. Nie wiedziałem o tych zawodnikach zbyt dużo, choć zdawałem sobie sprawę, że niektórzy jechali tam kilka razy, więc mają jakieś doświadczenie przy moim zerowym.

- Gaurav Gill, kierowca z Indii, może nie do końca wytrzymał ciśnienie, ale jednak był bardzo szybki. Z tym tempem na rundach europejskich byłby w stanie łapać się w czołówce. Pytanie, jak długo?

M.com: - No właśnie, jak na mistrza Indii i APRC (Asia-Pacific Rally Championship), gdzie nierzadko jeździ się w podobnie ciężkich warunkach, taktycznie nie rozegrał tego najlepiej.

KK: - Chyba trzy oesy mu wystarczyły. Trochę źle rozłożył siły. Z drugiej strony łatwo tak mówić, choć udało mi się to wszystko przejechać, więc mogę powiedzieć więcej.

- Szacunek do konkurentów musi być bez względu na wszystko. Nawet gdyby trzeba było ścigać się z jednym rywalem, niezależnie kto to jest, trzeba go szanować. To są rajdy. A zwłaszcza Safari, gdzie największym wyzwaniem było przejechać te oesy, unikając większych problemów. Zupełnie inaczej niż w Portugalii czy Chorwacji, gdzie by dojechać na drugim miejscu czy wygrywać oesy, gaz trzeba było mieć „zaspawany”.

M.com: - Trudność samych odcinków to jedno, ale patrząc na harmonogram, długość rajdowych dni i mimo wszystko wcale nie takie wysokie temperatury, odnoszę wrażenie, że to Safari w waszym przypadku niekoniecznie było wyczerpujące fizycznie, za to bardzo psychicznie. Jak u dentysty - oczekiwanie na ból bywa gorsze od samego bólu, tak w waszym przypadku było wyczekiwanie na to, co i kiedy się wydarzy, bo przecież coś „musi”.

KK: - Ja leciałem prosto do łóżka, by się pocić, przeglądać materiały z zapoznania z trasą, jedząc przy okazji czosnek i imbir. Mimo że ten dzień rajdowy teoretycznie kończył się wcześnie, dla mnie był cholernie długi.

- Natomiast faktycznie, główna trudność polegała tutaj na czymś innym. Byłoby dużo gorzej, gdybym miał w tym stanie jechać Sardynię, taką jaką znam, gdzie już o godzinie 8 rano gorące powietrze wdzierało się do auta i pewnie w środku mieliśmy z 70 stopni Celsjusza, a odcinki są bardzo kręte.

- Na Safari oesy nie były aż tak kręte, więc pod tym względem było łatwiej. Z drugiej strony jest tu bardzo dużo niewiadomych, więc pojawia się psychiczne obciążenie. Nawet na długich prostych, jeśli jest się tu pierwszy raz, a dodatkowo bez dakarowego doświadczenia, trudno wszystko dokładnie opisać. Pojawia się bardzo dużo nowych sytuacji. Załóżmy, że mamy kilometrową prostą. I teraz najpierw trzeba trzymać lewą stronę, po 300 metrach trzeba być po prawej, by nie wpaść w dziurę z lewej strony, a na samym końcu trzeba jechać środkiem, ponieważ i po prawej, i po lewej są przeszkody, które mogą uszkodzić samochód. Jednocześnie na liczniku jest 170-180 km/h, więc praktycznie nie ma szans, by coś dojrzeć i ominąć. Opis był bardzo rozbudowany i trzeba było sporo improwizować, nawet na prostej drodze.

- Miałem też w pamięci sytuację z zapoznania, kiedy podczas drugiego przejazdu skrzywiliśmy amortyzator i to w miejscu, które dwie godziny wcześniej przejechaliśmy bez problemów. Pojawiła się 40-centymetrowa dziura. W takich momentach zdajesz sobie sprawę, jak mało wiesz o tej trasie. Opis jest bardzo ważny, to oczywiste. Ale na Safari jesteś w stanie zapisać bardzo niewiele względem tego, co potrzebujesz. Informacja zawarta w opisie jest jedynie zarysem.

- Na takim rajdzie jak Safari - domyślam się, że podobnie jest również na Dakarze - trzeba dużo improwizować w trakcie jazdy. Opisać można pewnie kilkanaście procent. Gdybyśmy chcieli mieć całość, Maciek musiałby napisać książkę [śmiech].

M.com: - ...i jeszcze zwierzęta.

KK: - To jest historia! Nie chodzi nawet o samą kwestię przyzwyczajenia się, że po drodze biega nie koń, ale żyrafa, nie kura, tylko struś, ale o to, iż tego jest tak dużo. Zwierząt jest całe mnóstwo w zaroślach i w każdej chwili mogą wejść „do środka”, po prostu wpaść do auta.

- Ze trzy, cztery razy hamowałem na prostej drodze. Pojawiły się zebry i jakieś antylopy. Widziałem je z daleka i byłem przekonany, że w pewnym momencie „peleton” się rozerwał i część grupy poczeka. Ale nie, gdy dojeżdżałem, ruszyły. Zebry to w ogóle jest ciekawy przypadek [śmiech]. Są miejsca, gdzie widać je z daleka. Można dojrzeć, że stoją po prawej stronie. Wydaje się, że spokojnie można koło nich przejechać, ale one nagle zaczynają uciekać i wbiegają na drogę.

Kajetan Kajetanowicz, Maciej Szczepaniak, Skoda Fabia Rally2 evo

Kajetan Kajetanowicz, Maciej Szczepaniak, Skoda Fabia Rally2 evo

Photo by: Tomasz Kaliński

M.com: - Wiem, że niekoniecznie lubisz to pytanie, ale na obronę powiem, że sam już minimum dwa razy użyłeś słowa „Dakar”. Chciałbyś spróbować podobnej przeprawy, ale w większym wymiarze?

KK: - Przede wszystkim jestem kierowcą rajdowym i tak się też czuję. Natomiast po tym Safari mam jeszcze większy respekt do załóg startujących w cross-country. Na razie realizuję się w swojej dyscyplinie, ale nie ukrywam, że jakiś tam zalążek się w głowie pojawił, jeśli chodzi o życie sportowe.

- Ktoś kiedyś powiedział, że im trudniej, tym lepiej. Dotyczyło to treningu, ale generalnie jest taka zasada, że im masz trudniej, tym satysfakcja jest potem większa. Niewątpliwie też, taki Dakar jest poważnym wyzwaniem. Jednak na razie zdecydowanie pozostaję przy rajdach samochodowych.

M.com:Veni, vidi, vici i... nigdy więcej czy przy układaniu przyszłorocznego programu gdzieś tam pojawi się chęć powrotu do Afryki?

KK: - Na pewno teraz bardziej chciałbym tam wrócić, niż gdy pytałeś mnie zaraz po ostatnim odcinku [śmiech]. Czas pokaże. Zdecydowanie - co już podkreśliliśmy - jest to trudny rajd pod względem mentalnym. Nie tylko w trakcie jego trwania, ale również przed rozpoczęciem.

- Generalnie rajdy zamorskie to podwójne wyzwanie. Pojawia się presja związana z budżetem. Te wyprawy są dużo droższe i kiedy dzieje się tak jak podczas startów w Meksyku czy Argentynie - gdzie nam po prostu nie wyszło - ja jeszcze bardziej się tym przejmuję. Strata punktów jest taka sama, ale w skarbonce ubywa więcej.

- Z drugiej strony... wiesz co. Tak, chciałbym spróbować jeszcze raz. A potem ci odpowiem po raz kolejny [śmiech].

M.com: - Do Rajdu Estonii przystępujecie z pozycji liderów WRC 2. Miłe potwierdzenie własnych możliwości czy jeszcze większa presja?

KK: - Estonia będzie takim półmetkiem sezonu. Jeszcze wiele może się wydarzyć. Ja na pewno będę starał się tak samo mocno jak do tej pory. Zobaczymy, co się wydarzy. Nie tworzę sobie żadnej dodatkowej presji.

Bądź częścią społeczności Motorsport.com

Dołącz do rozmowy
Poprzedni artykuł Toyota będzie szybsza
Następny artykuł Deszczowy poranek w Estonii

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska