Rozgrzewka przed Polską
Pierwszy etap 12 Rajdu Berlin – Wrocław składał się z dwóch, dość krótkich odcinków, jednak bardzo trudnych nawigacyjnie.
Sporo załóg na strefę serwisową powróciło na lawetach lub na holu. Polskie załogi dotarły do mety w komplecie, narzekając jedynie na kurz i nadprogramowe zwiedzanie okolic po byłych kopalniach odkrywkowych.
Była to jednak tylko rozgrzewka przed długimi i wyczerpującymi etapami na terenie Polski. Jak się okazało, rozgrzewka ta przypadła do gustu naszym kierowcom, pomimo bardzo ciężkich warunków na trasie. Najszybszym z Polaków w kategorii samochodów terenowych był ubiegłoroczny triumfator imprezy, reprezentant Loctite-Generali Team, Albert Gryszczuk. Uzyskał on drugi czas, który optymistycznie nastraja do dalszej rywalizacji. Najważniejsze, że kierowca nie popełniał błędów nawigacyjnych i trzymał się razem z grupą, która będzie walczyć o zwycięstwo w Rajdzie Berlin – Wrocław.
Drugi z członków zespołu, Robert Górecki w bliźniaczym Tomcacie, nie ustrzegł się błędów i do mety pierwszego etapu dojechał z dwunastym czasem w klasyfikacji generalnej. Trzeci Tomcat małopolskiej załogi, za sterami którego siedzi Piotr Kowal, podróżował bez większych problemów i jadąc równym tempem, ukończył rywalizację na siedemnastej pozycji.
Największe problemy na trasie pierwszego etapu przytrafiły się kierowcy ze Śląska, Mirkowi Koziołowi, który musiał zadowolić się odległym miejscem. Jego pilot był równie rozczarowany wynikiem, co kierowca - i postanowił do kolejnego etapu nauczyć się na pamięć roadbooka!
Równie dobrze spisywały się na dwóch pierwszych odcinkach specjalnych polskie załogi, jadące autami ciężarowymi. Najszybszym kolejny raz okazał się Krzysiek Ostaszewski, prowadzący Urala z silnikiem Volvo. Kierowca z Radwanic pojechał precyzyjnie, nie popełniał błędów, co zaowocowało drugą pozycją na mecie. Równie dobrze spisała się ekipa Diverse Extreme Team, Grzegorz Baran z Rafałem Martonem. Zawodnicy jadący Mercedesem Unimog także poradzili sobie z trudnościami nawigacyjnymi oraz znajdowaniem punktów kontroli. Dziesiąta lokata podczas pierwszego etapu świadczy o tym, że niezbyt liczna, polska grupa off-roadowa w pełnym składzie będzie liczyć się w rywalizacji o zwycięstwo.
O pudle na mecie myśli ostatni z prowadzących duże ciężarówki, Sebastian Hornik w MANie TGA. Podczas dwóch prób kierowca spisywał się dobrze, nie ustrzegając się jednak błędów nawigacyjnych. Ominięcie dwóch bramek kosztowało załogę Ampol Rally Team godzinę. Kolejnym liczącym się w wynikach Rajdu Berlin – Wrocław, był na pierwszym etapie Jacek Bujański. Jedyny Polak jadący quadem Kawasaki, podobnie jak na prologu spisał się świetnie i po dwóch oesach zajmuje czwartą pozycję w klasie.
Poniedziałkowy etap odbędzie się na poligonie pod Drawskiem Pomorskim. Start do desu zlokalizowany jest około 2 km od Kalisza Pomorskiego. Pierwszy motocykl pojawi się na trasie o godzinie 14.00. Kierowcy mają do przejechania 82 kilometry.
JACEK BUJAŃSKI: – Dzisiejszy etap składał się z dwóch, nie za długich odcinków, ale bardzo trudnych nawigacyjnie. Pierwszy z nich to prawie trial. W roadbooku każda następna kratka to był jakiś zakręt, stromy zjazd lub podjazd. Na niektórych zjazdach obie osie były przyblokowane, a quad jechał dalej. Pierwszy odcinek pojechałem dość spokojnie, nie chcąc atakować od samego początku, natomiast na drugim oesie mój quad uległ awarii. Tuż po starcie uderzyłem prawdopodobnie w skałę lub coś twardego. Następstwem tego była oderwana opona od obręczy, powodująca wywracanie się czterokołowca. Było ciężko do tego stopnia, że udało się nawet postawić quadem stempla, czyli zatrzymać go pionowo na zderzaku i przednim bagażniku. Szybko kibice pomogli mi postawić pojazd na koła, trochę jeszcze zajęła naprawa i mogłem już dalej jechać do mety etapu. Mimo poniesionej straty jestem zadowolony z dzisiejszej jazdy i z pewnością po wjechaniu na długie polskie etapy będę starał się odrobić cenne minuty.
ALBERT GRYSZCZUK: – Dzisiejsze odcinki specjalne tak naprawdę powinny być próbami przejazdu, bowiem w większej mierze przypominały te z zawodów trialowych, podobnie zresztą jak podczas prologu. Dzień był dla nas bardzo trudny, jazda po starych hałdach niejednemu z nas sprawiła sporo problemów. W klasyfikacji raczej wiele się nie zmieniło. Nam udało się uzyskać wynik w pierwszej piątce, co nie było dzisiaj łatwe. Cała czołówka trzymała się razem i nikt nie wychylał się z tłumu!
ERNEST GÓRECKI: – Za nami dwa bardzo ciężkie, trudne technicznie i nawigacyjnie odcinki specjalne. Pierwszy oes był bardzo wolny, trialowy, z ogromną liczbą zjazdów, podjazdów i trawersów. Na trasie była masa rozjazdów, które dodatkowo myliły mnie, próbując wywieźć nas na manowce. Były też i miejsca, gdzie chorągiewki mające ułatwić nam odnalezienie się, były ustawione po złej stronie, tworząc kolejną przeszkodę w uzyskaniu jak najlepszego rezultatu. Drugi odcinek był szybki, mniej skomplikowany nawigacyjnie, ale równie trudny. Udało się go przejechać bez większych problemów.
PIOTR KOWAL: – Dzisiejszy dzień był podobny do prologu. My mieliśmy drobną awarię tuż przed samym startem. Samochód udało się naprawić w ostatniej chwili. To był etap, na którym można było stracić sporo czasu przez te wszystkie piaskowe dziury i wydmy. Jadąc jako dziewiętnasta załoga mieliśmy nieco ułatwioną nawigację, było już sporo śladów, za co dziękujemy rywalom. Mam nadzieję, że po przejeździe na polską stronę skończy się już ten wszędobylski kurz, zatykający usta, oczy oraz silniki maszyn!
RAFAŁ MARTON: – Oba odcinki rozegrano w podobnym terenie jak wczoraj, zwłaszcza dotyczy to drugiej próby, która wytyczona była niemal po identycznej trasie. Pierwszy oes oddalony był od biwaku o 20 km. Odcinki były trudne, zarówno nawigacyjnie, jak i pod względem terenu, po którym się ścigaliśmy. Kilka samochodów naszej klasy zostało dziś na odcinku. Mieliśmy okazję mijać dwa pojazdy przewrócone na dach i dwa następne leżące na boku. Sporym problemem były pochowane punkty kontrolne, za których ominięcie są surowe kary, które ciężko się odrabia. Pojechaliśmy nieźle, wyprzedzając tyle załóg, ile się dało, bowiem wyprzedzanie w takich tumanach kurzu jest bardzo niebezpiecznie. Są też załogi w klasie ciężarówek, jeżdżące dwoma samochodami obok siebie, nie dając nawet najmniejszych szans na ominięcie. Pomimo tego jesteśmy zadowoleni ze startu i patrzymy z optymizmem na dalsze etapy.
MIREK KOZIOŁ: – Dla nas nie był to łatwy dzień. Mieliśmy sporo problemów z nawigacją, zwłaszcza na pierwszym odcinku. Etap podobnie do wczorajszego, był bardzo trudny nawigacyjnie. Zgubiliśmy się kilka razy i stąd słabszy wynik. Jak dotąd jedzie nam się dobrze, nie mamy problemów z samochodem i miejmy nadzieję, że tak zostanie do końca rajdu.
SEBASTIAN HORNIK: – Etap był bardzo wyczerpujący, pomimo niezbyt dużego dystansu, jaki musieliśmy przebyć. Próby nie były łatwe, zwłaszcza nawigacyjnie. Popełniliśmy kilka drobnych błędów, które z pewnością będą nas kosztować karę czasową i spadek o kilka oczek w dół. Poza tym wszystko szło dobrze, samochód się nie psuł, a my jesteśmy pozytywnie nastawieni do rywalizacji.
503 Service Temporarily Unavailable
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.