Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

IX Runda Mistrzostw Europy w Rallycrossie.

Mistrzostwa Europy są najwyższymi rangą zawodami w rallycrossie, co oznacza, że podczas polskiej rundy gościliśmy w kraju ścisłą światową czołówkę tej dyscypliny.

Na liście zgłoszeń pojawiły się takie nazwiska, jak: Eklund, Hansen, Pailler, Opland, czy też Schanche – każdy z nich dysponuje autem o mocy przekraczającej 500KM, co podczas obserwacji tych „potworów” w akcji wywołuje w kibicach emocje na najwyższym poziomie, spotykane np. przy okazji Rajdowych Mistrzostw Świata.

W sobotę podwarszawski tor przywitał wszystkich słoneczną pogodą i o godz. 11.00 rozpoczęły się treningi wolne. W pierwszej kolejności na tor wyjechali zawodnicy zagraniczni, aby zobaczyć, jak się tutaj w tej Polsce powinno jechać, aby wygrać. Wprawdzie większość z nich była u nas już rok temu, ale i tak wszyscy ostro przykładali się do jazdy. Zobaczyliśmy w akcji Peugeoty 206 WRC, Fordy Focusy, Saaba 9.3, czy też czteronapędowego Citroena Xsarę. Na początku wszyscy byli zachwyceni, jednak po kilku przejazdach okazało się, że najefektowniej jeżdżą nie ci zawodnicy z czuba, a ci dysponujący odrobinę mniejszym budżetem (jednak i tak większym od naszej czołówki...).

Po treningu rozmawialiśmy z kilkoma zawodnikami i co usłyszeliśmy:

Martin Schanche - (Dywizja 1, Opel Astra):

- Jestem tutaj drugi raz, tor ładny, ale zbyt dużo piasku – niestety nie jest to moja ulubiona konfiguracja nawierzchni, ale generalnie wszystko w porządku, organizacja na razie bez zastrzeżeń.

Na pytanie o szanse na zwycięstwo odpowiedział: „wszystko jest możliwe-potrzebne jest tylko trochę szczęścia”.

Mariusz Stec (Dywizja.1 Mitsubishi. Lancer):

- Jeśli będzie mokro, to mógłbym powalczyć z Ludwiczakiem. Jak będzie tak jak teraz, czyli sucho, to przy jeździe Bohdana (na okrągło) raczej będzie to niemożliwe”.

Karel Moravec (Dywizja 2A, Citroen AX):

- Jak na razie bardzo dobra organizacja zawodów, mam nadzieję, że uda mi się powalczyć z Polakami”.

Tomasz Oleksiak (Dywizja 2A):

- Auto w porządku, moje nastawienie też. Pełny atak i muszę wygrać, bo są bardzo duże szanse na drugie miejsce w całych Mistrzostwach Europy w Dywizji 2A. Nie przyjechali wszyscy zawodnicy z mojej klasy, ale na pewno nie będzie łatwo – interesuje mnie tylko pudło i najlepiej I miejsce”.

Bohdan Ludwiczak jak zwykle rezolutnie stwierdził, że skoro w tym roku po raz pierwszy i ostatni bierze udział w Mistrzostwach Europy, to interesuje go tylko wygrana! Mimo prób wyjaśnienia kierowcy, że konkurencja ma lepszy sprzęt, odpowiedział: „ja się nie boję, pudło dla nas”. Mimo całej ogromnej sympatii dla Ludwisia nie przewidujemy takiego przewrotu w ME i uważamy, że jego wygrana chyba nie jest raczej możliwa, chociaż znajomość toru pewnie zaprocentuje. Ford jak na razie spisuje się bez zarzutu i zobaczymy, co będzie dalej.

Trening oficjalny, czyli czasówka, nie jest odzwierciedleniem dalszych poczynań zawodnika, toteż sami kierowcy traktują go jako poważniejszą rozgrzewkę przed kwalifikacjami i finałami, dlatego prawdziwe emocje rozegrały się podczas sobotniego biegu kwalifikacyjnego.

Po kierowcach reprezentujących narodową Dywizję H do boju stanęli kierowcy z europejskiej Dywizji 2A, w której wg oczekiwań wygrał Tomasz Oleksiak. Rywalizacja tutaj toczyła się wyjątkowo zaciekle, gdyż co chwilę był kontakt, a zawodnicy nie szczędzili sobie lakieru i zderzaków.

W Dywizji 2 o zwycięstwo walczyli kierowcy samochodów o poj. do 2L z napędem na 1 oś. Tutaj także nie obyło się bez licznych przepychanek na torze, ale wygrał faworyt, czyli Szwed Magnus Hansen Citroenem Xsara VTS. Polak, Łukasz Zoll, dojechał i ukończył kwalifikację na 11 miejscu. W Dywizji 1 świetnie jechał Michael Jernberg w Fordzie Focusie WRC, ale też bardzo dobrze radziły sobie oba Peugeoty 206 WRC – Francuza Jean–Luc Pailler oraz Fina Marko Jokinena, jak zwykle efektownie jechał wiekowy Szwed, Per Eklund, zwany Dziadkiem. Nieco słabiej poszło w tym biegu faworytowi Kennethowi Hansenowi, ale to z powodu awarii skrzyni biegów, jakiej uległa jego „czerwona strzała”.

Obok kierowców w swoich prawie 600 konnych potworach, wystartowali też Polacy – i tak Bohdan Ludwiczak po przepięknej jeździe zdołał uzyskać 8 czas, a jadący niezwykle agresywnie i nie zawsze z szacunkiem dla innych „As z Lublina”, czyli Mariusz Stec był 10.

W drugim dniu zawodów, na który zaplanowano dwa biegi kwalifikacyjne oraz finały niestety nie dopisała pogoda, gdyż w nocy lało i z rana było po pierwsze zimno, a po drugie mokro. O 9.00 zawodnicy powoli zaczęli wyjeżdżać na tor na rozgrzewkę, ale jakoś po mokrym i śliskim torze nie szło im najlepiej – poprzedniego dnia trenowali na suchym. Na szczęście nawierzchnia z minuty na minutę stawała się coraz bardziej sucha i II bieg kwalifikacyjny o 10.15 odbył się w całkiem znośnych warunkach.

Biegi przebiegały bez większych niespodzianek, z Polaków bardzo dobrze pojechał Piotr Granica w Dywizji 2A, poprawił się Kunicki, Oleksiak zgodnie z oczekiwaniami, w najmocniejszej klasie słabo Ludwiczak – pięknie wystartował, wygrywał z Anglikiem Bellem ( Toyota Corolla WRC) ale po awarii połośki obróciło go i dojechał na ostatniej pozycji. Mitsubishi Steca wyglądało po biegu jak pojazd z demobilu wojny wietnamskiej – fruwający tylny zderzak, poobijany na maksa. Podobnie wyglądał Peugeot Marko Jokinena, który podobnie jak Stec lubi wdawać się w delikatnie mówiąc potyczki na torze. Nareszcie pokazał się Kenneth Hansen, wygrywając swój bieg.

O 12.30 zawody zostały oficjalne otwarte, wyrazy uznania należą się dla organizatorów za uczczenie minutą ciszy ofiar ataku terrorystycznego na Nowy Jork.

Bezpośrednio po otwarciu ruszył III bieg kwalifikacyjny, w którym kierowcy mogli poprawić swoje wcześniejsze wyniki, albo też, jeśli wcześniej poszło im bardzo dobrze, pokazać się nareszcie przybyłej dość liczniej niż zazwyczaj publiczności, jednak daleko jeszcze do frekwencji na innych europejskich torach. W klasie narodowej walczyli z maluchami kierowcy Peugeotów Adamowie Kornacki i Trzonkowski – nic dziwnego, że na ich korzyść. W ścisłej czołówce uplasowali się Laskowski i Grigorjew i trudno to nazwać niespodzianką.

W trzeciej kwalifikacji Dywizji 2A tj. Michał Kunicki (Suzuki Swift) pojechał rewelacyjnie i zostawił daleko w tyle konkurentów (przegrał m.in. Karel Moravec z Czech). Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni, łącznie z nim samym, ale nie po raz pierwszy sprawdziła się prawidłowość, że Qnik niczym szachista ma słabe otwarcia, za to im bliżej końca, tym lepiej mu idzie.

Bardzo dobrze poszło też Krzyśkowi Groblewskiemu świetnie przygotowanym VW Polo. Oleskiak pojechał ten bieg na luzie, dając pola młodemu Belgowi Michaelowi Keersmackerowi ( tzw. Kekusiowi ), ale nie sprawiło mu to zbytniej przykrości, gdyż i tak zapewnił sobie pole position w finale.

Kwalifikacja Dywizji 2 rozpoczęła się falstartem i od razu było widać, że wśród zawodników panuje nerwowa atmosfera i walczyć będą na całego. Wyścig swojego życia miał zdecydowanie Łukasz Zoll, który wykorzystał dużą przepychankę na torze i wyszedł na prowadzenie. Z każdym przejechanym okrążeniem widać było, jak Łukaszowi rosną skrzydła, jechał coraz szybciej, przy dopingu wiernych kibiców. Kiedy już odmachano go szachownicą, widać było, jak radośnie poklepuje kierownicę swojego Seata. Zrekompensował sobie tym samym czarną flagę, którą otrzymał w drugiej kwalifikacji i nawet sam nie potrafił powiedzieć, za co. Nie dlatego, że był niewinny, tylko do tego stopnia „zakręcony”, w pewnym momencie oświadczył, że pytał komisarzy, za co został ukarany, ale stwierdzili, że nie mogą mu powiedzieć, „ale pewnie za przepychanie” – zakończył swój wywód Zoll. Kolejnym startem wartym opisania był bieg grupy Dywizji 1, w którym na prostej startowej w nieoczekiwany sposób zaprzepaścił szanse na dobry wynik Bohdan Ludwiczak. Okazało się, że został dość mocno „trafiony” przez Steca i po kontakcie z jeszcze innym autem, przestał się liczyć w tym biegu. Sędziowie uznali, że nie było wykroczenia i złamania regulaminu i „As z Lublina” dalej ciął się z Anglikiem Tony Bellem ( Toyota Corolla WRC), który nie bardzo był skłonny dać się wyeliminować „młodemu zdolnemu”, toteż ten ostatni przyjechał na metę tradycyjnie – w strzępach, bez progów i zderzaka. Po biegu okazało się, że w serwisie Steców (obecny był zarówno Wiesław jak i Zbyszek) brakuje już zapinek do przyczepiania elementów i trzeba było pożyczać od innych.

W ostatnich dwóch wyścigach III eliminacji zobaczyliśmy najmocniejsze auta i piękną walkę Pera Eklunda w Saabie 9.3 z Martinem Schanche Oplem Astrą, gdzie Szwed (Eklund) wyprzedził Norwega na dosłownie ostatnich metrach i zwyciężył bieg.

Po dłuższej przerwie, w której organizatorzy zabawiali publiczność nudnymi konkursami, przystąpiliśmy do finałów B.

Bardzo ciekawie przebiegała rywalizacja w Dywizji 2A, gdzie po bardzo zaciętym biegu nasi zawodnicy dość mocno zdemolowali auto Karla Moravca, z czego wywiązała się nawet potem spora kłótnia w parku ferme, gdzie rozgorączkowany Czech głośno wyrażał swoje niezadowolenie „stukając” pięścią w auto Szewczyka – na szczęście obyło się bez rękoczynów.

W finale C Dywizji 1 Ludwiczak przyjechał drugi, wygrał Tony Bell, który cały czas kontrolował sytuację i tym samym wszedł do finału B. Start wygrał Jokkinen, ale po bardzo emocjonującym pojedynku ze Schanchem. Mariusz Stec w tym biegu dojechał ostatni, ale zgodnie z tradycją bez tylnego zderzaka i progów...

Mariuszowi została przyznana nagroda za najbardziej widowiskową jazdę, jednak decyzja o jej przyznaniu była do tego stopnia nieprzemyślana, że nawet nieprzyzwoita. W trakcie tego żenującego przedstawienia słychać było gwizdy skonfundowanej publiczności, która potrafiła właściwie docenić fakt, że inni zawodnicy potrafili walczyć bez takiego „zaangażowania” i nie demolować konkurentów, jak z czystym sumieniem czynił Mariusz . Ogólnie przyznanie tej nagrody było wysoce niewłaściwe, bo popiera rozwiązania siłowe na torze.

To jednak nie był koniec skandali przy okazji tych zawodów. Następny wynikł przy okazji finału A Dywizji 2A.Od początku prowadził Oleksiak i on też wygrał swój bieg, czyli w perspektywie miał powtórkę najwyższego podium na ME ( podobnie jak w Belgii) oraz drugie miejsce w klasyfikacji ME. Był to ogromny sukces tego zawodnika, coś , o czym zawsze marzył – wygrać zawody w swoim kraju. Po przejechaniu mety, odebraniu kwiatów, fotoreporterach i wywiadach Olo zrobił rundę honorową stojąc na dachu swego samochodu, gdyż , co jest zrozumiałe, nawet nie był w stanie go prowadzić, zrobił to za niego jego serwisant. Po półtorej godziny , po zakończeniu finału A Dywizji 1, Oleksiak został wezwany do pomieszczenia ZSS , gdzie oświadczono mu, ze został wykluczony z zawodów w związku z faktem, że samochodem kierował ktoś inny niż kierowca, co jest niezgodne z regulaminem. Niestety, nie odbyło się bez uchybień proceduralnych ( wykluczenie dostarczono zawodnikowi w nieprzepisowym czasie od ogłoszenia wyników oficjalnych i do tego powołując się na nie taki artykuł w regulaminie, zmieniając go już po złożeniu odwołania komunikatem) i Olo zapowiedział, ze będzie walczył do końca. Istnieją pewne podejrzenia, kierujące się w stronę przewodniczącego ZSS, Czecha, który przetrawiwszy fakt rozgromienia czeskiej koalicji w Dywizji 2A przez polskich kierowców, szukał pretekstu, aby ten stan rzeczy zakłócić. Wykluczenie Oleksiaka daje wymierną korzyść dla trzech Czechów, którzy w ten sposób znacząco idą w górę w klasyfikacji. W żaden inny sposób nie można tej sytuacji wytłumaczyć, bo w ZSS oprócz Czecha był Szwed, który nie ma żadnego interesu w Dywizji 2A, oraz Polak, Włodek Szaniawski, który złożył votum separatum do decyzji o wykluczeniu. Zawodnicy zagraniczni nie pamiętali, aby ktokolwiek został ukarany za rundę honorową na dachu, Hansen powiedział Oleksiakowi wprost: „To było wyjątkowo nieuczciwe zagranie sędziów. Moralnym zwycięzcą tej rundy jesteś ty i ty byłeś najlepszym kierowcą Dywizji 2A w tych zawodach” . Najdelikatniejszym słowem, jakie było przy tej okazji używane, to „skandal”, ale padły też mocniejsze. Gwoli wyjaśnienia, zarzut był taki, że Olo nie wjechał do parku zamkniętego osobiście, tylko kontrowersyjna jest sprawa, co uznajemy za park zamknięty. Czy centymetr po przejechaniu mety – ale wtedy zasada ta świadomie byłaby złamana przez organizatora, tuż po mecie zawodnik ma nakazane zatrzymać się, zdjąć kask, odebrać kwiaty, udzielić wywiadu i zrobić show dla publiczności, tym samym nie można uznawać tego miejsca za parc ferme, gdyż tam zgodnie z regulaminem może przebywać tylko zawodnik, ewentualnie jego mechanik, ale pod kontrolą komisarza. Jeśliby zaś uznać parc ferme za miejsce oznakowane tablicą, to tam Oleksiak z całą pewnością wjechał sam, osobiście, na co ma dziesiątki świadków. A czy nie trąci patriotyzmem lokalnym fakt, że czeski zawodnik Novaczek na około półtora okrążenia przed metą zdjął kask, balaklavę i rękawiczki i tak dojechał do mety, co sygnalizowali sędziowie z PO, ale pan czeski komisarz nie raczył zareagować. Nazwijmy rzecz odważnie i po imieniu – to, co się stało, to był chwyt poniżej pasa, co prawda Oleksiak złożył apelację, licząc na rozsądek PZM-otu, ale rezultatu nie sposób dziś przewidzieć. Z innych wydarzeń w finale Dywizji 2A – jadący za Oleksiakiem „Kekuś” otrzymał czarną flagę, nie zjechał z toru, po przyjeździe na metę chciał wymierzyć sprawiedliwość sędziemu z PO, ale został ostudzony karą w postaci 500 DM. Tak, czy owak, wyniki Dywizji 2A są zawieszone i nie wyjaśnią się w ciągu miesiąca.

W finale Dywizji 2 były falstarty, ale, gdy udało się wystartować wygrał Jan-Marc Vlassak oplem Astrą, drugi dojechał Guttorm Lindefiell na Peugeocie 306 S16 (Norweg był jednym z najsympatyczniejszych zawodników na torze, zwolennik Harleyów wprowadzał pewien swoisty koloryt wśród startujących), a trzeci Magnus Hansen Citroenem Xsara VTS.

Wreszcie nastąpiło to, na co wszyscy tak długo czekali – finał dywizji 1, czyli najwyższa półka. Oczywiście nerwy puszczały i finał dwukrotnie rozpoczął się falstartem, ale za trzecim razem się udało. Pięknie wystartował Michael Jernberg (Ford Focus WRC), za nim trwała pasjonująca walka o drugą lokatę pomiędzy Perem Eklundem, a Kennethem Hansenem, czyli trzech Szwedów okupowało „czub”. Nie da się opisać tego wrażenia, jakie robią przejeżdżające tuż obok auta o przyspieszeniach rzędu 2,5 sek do setki. Ryk silników, ogromne prędkości i naprawdę niesamowita walka – to trzeba po prostu zobaczyć, bo w Polsce takich okazji niestety nigdzie indziej nie ma. Finał skończył się zwycięstwem Jernberga, drugi Eklund, Hansen dostał czarną flagę za właściwie rutynowe i niewinne szturchanie Dziadka w zderzak, tym samym trzeci został Francuz. Długo się nie nacieszył, bo zaraz na badaniu kontrolnym podziękowano mu za nieregulaminowy katalizator, podobny los spotkał za to odstępstwo techniczne Sykorę z Dywizji 2. Hansen miał apelować, w końcu machnął ręką, zapytany przeze mnie o porównanie zawodów tych i ubiegłorocznych, powiedział:

- W tym roku jest gorzej. A przede wszystkim na poprzednich zawodach obsługa i atmosfera była dużo bardziej przyjazna niż teraz.

Idąc tym śladem, można się pokusić o ocenę całych zawodów z punktu widzenia naszego, czyli tych, co byli tam z obowiązku ( ale nie bez przyjemności) . Prezes Tonderski zapowiadał w TV liczne atrakcje – koncert i kaskaderów – koncert był, dwóch amatorów z gitarami, kaskaderów zastąpili licealiści i break dance. W przerwach prowadzono dosłownie beznadziejne konkursy dla publiczności na poziomie audiotele, raczej dla dzieci z przedszkola. Następnym sporym nieporozumieniem był komentator w osobie Krzysztofa Szaykowskiego, który spikeruje zawody jakby to były Mistrzostwa Grójca, a nie ME, czyli największa impreza sportowa w polskiej motoryzacji w tym roku. Wszyscy rozumieją, że Krzysztof jest postacią zasłużoną wielce dla naszego sportu samochodowego, ale czemu za każdym razem musimy słuchać tych samych dowcipów? Bo poza nimi i zachwalaniem Sekcji Młodych, Szayowozów i zakrętu Szai reszta była jednym żenującym niewypałem. Szaya absolutnie nie zna zawodników, nie potrafi ich odróżnić już nie mówię z twarzy, ale nawet z samochodu, nie mając pod ręką listy startowej, nie wie, kto jedzie na torze, np. w przypadku Pavla Koutnego i jego Forda Focusa powiedział: „zawodnik w biało – zielonym samochodzie”. Nazwiska Keersmaeckera nie zdarzyło mu się ani razu wymówić poprawnie, innych zresztą też. Podczas prezentacji podał, ze obecny jest Sven Seeliger, którego akurat nie było, ale czy Szaya to wiedział? Podczas biegów Dywizji 1 najpierw mówił, ze samochody mają po 650 koni, później co okrążenie, to po sto dodawał i pod koniec było ich już 800. Z całym przekonaniem opowiadał, że N-kowe samochody są całkiem seryjne, bez przeróbek i dlatego tak cicho jeżdżą – a jakie one są seryjne i bez przeróbek, wystarczy zapytać zawodników. Podczas dekoracji na podium wchodził Magnus Hansen, Szaya przedstawił go jako Lindefjella, co świadczyło kompletnie o jego ignorancji, bo chociaż mógł odczytać wielki napis na kombinezonie Szweda „CITROEN” i od razu można skojarzyć, kto to jest. Najczęściej przez Szayę używanymi określeniami były dwa: że auto może być podsterowne lub nadsterowne, nie wyjaśnił jednak kibicom, o co chodzi – za to wyjaśniał, jak nazywają się poszczególne zakręty i jak należy przejeżdżać zakręt, zwany „Szayą”(po 10-tym razie chyba już wszyscy mieli dość). Nie udzielał też żadnych dodatkowych informacji o zawodnikach, tak jak to robią inni komentatorzy na rundach zagranicznych. Krótko mówiąc – jego występ to była tradycyjna sieczka, niczemu nie służąca. Tylko, jeśli jak sam przyznaje, wziął za to równowartość sześciu zasiłków dla bezrobotnych, to mógł naprawdę przygotować się dużo lepiej, tylko po co? Pomyślał, ze jak zawsze swój brak wiedzy i indolencję ukryje za słowotokiem, aby tylko kasa się zgodziła. Kolejnym problemem były komunikaty tłumaczone głównie na j. niemiecki (podczas gdy 80% zawodników jest angielskojęzycznych!), a poza tym można się dziwić, w jaki sposób „przyjezdni” orientowali się w harmonogramie zawodów i nie zgłaszali protestów – ale z pewnością odbije się to na ocenie Mistrzostw, gdyż wspaniałe noty z zeszłego roku raczej się nie powtórzą. Dzięki takiemu podawaniu informacji na trzeci wjazd na trening spóźnił się Kenneth Hansen, bo informację o końcu treningu podano tylko po polsku, kiedy nieświadomi niczego mechanicy Szweda w pośpiechu zmieniali opony, żeby kierowca mógł wjechać na jeszcze 1 przejazd.

Oczywiście jak zwykle na tor nie dało się dojechać, bo korek z powodu pracującej w niedzielę giełdy samochodowej, sięgał Grójca! Ludzie znający ten feler wjeżdżali od tyłu, tj. po błocie i płytach, ale chyba nie tak powinien wyglądać dojazd na ME. Poza tym, naprawdę niewielu z kibiców wiedziało o tym skrócie i aby dostać się na zawody, musieli odstać swoje w kilkukilometrowym korku. Na pewno będą to wspominać z radością i w przyszłym roku namówią znajomych na tak miłą wycieczkę...

Można też się dziwić radości Prezesa Piotra Tonderskiego po skończonej imprezie:”Jestem szczęśliwy i wdzięczny wszystkim, którzy pomogli przygotować te zawody - zespołowi Automobilklubu Rzemieślnik oraz wszystkim współpracującym osobom i firmom. Myślę, że nic więcej nie muszę dodawać” – jasne! Trzeba się cieszyć, że przybyło góra 1,5 tysiąca widzów spoza światka rallycrossowego, że praktycznie niewiele osób wiedziało o tych zawodach. Bo zupełnie wystarczające dla Działu Marketingu Klubu było wyklejenie autobusów w reklamę rallycrossu i jakieś plakaty w środkach komunikacji. A gdzie prasa, TV, radio??? A możliwość dojazdu do odległego od Warszawy o ponad 50km Słomczyna?

A czy udane było także to, że mimo licznej ochrony okradziono kilka samochodów i ginęły portfele? Z pewnością ci ludzie wynieśli bardzo miłe wrażenia z Mistrzostw! Pominę skąpość reklamodawców, których jak na rangę zawodów, to po prostu nie było!

Kolejnym „plusem” było działanie biura prasowego – brak wyników w postaci elektronicznej, wyniki opóźnione, w ogóle praktycznie brak internetu na ME w 2001 roku! Z pewnością jest to powód do dumy, bo zachodni komentatorzy i dziennikarze nie zauważą tego małego niedociągnięcia.

Kornel Zbroiński

Poprzedni artykuł Kolejny sukces Steca.
Następny artykuł W Rallycrossie nie wszystko jasne.

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry