Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Przygody EvoDakarów

– Pojechaliśmy ten oes dokładnie tak, jak wcześniej zapowiadałem – powiedział Grzegorz Baran, kierowca srebrnego Unimoga Diverse Extreme TVN Turbo Team.

– Oczywiście przed startem było trochę adrenaliny, ale potem opanowałem się i jechałem równo swoim tempem. Oes wyglądał trochę jak drogi w Puszczy Kampinoskiej. No może z małym zastrzeżeniem – po przejechaniu blisko 200 motocykli i ponad 150 aut droga zrobiła się niebezpiecznie miękka. Miejscami koleiny sięgały 40 centymetrów i trzeba było uważać, żeby nie wydachować. Nie było mowy o żadnym wyprzedzaniu. Oes był bardzo ciasny i z licznymi podjazdami, a do tego po drodze trzeba było wyprzedzać maruderów w osobówkach. Myślę, że nasze 38. miejsce dobrze wróży na przyszłość. Jedziemy z głową, na razie bez atakowania konkurencji z pierwszej dwudziestki.

Podobne trudności miały Land Rovery EvoDakar zespołu Diverse Extreme TVN Turbo Team. – Jechałem w kilku Dakarach, ale dotąd w Europie zawsze jeździło się turystycznie, żeby jak najwięcej sił zostawić na Afrykę – ocenił Jarek Kazberuk. – Tymczasem od razu nie było żadnej taryfy ulgowej. Najwięcej zamieszania mieliśmy z wyprzedzaniem. Startowaliśmy przecież z ostatniego miejsca, a do mety pokonaliśmy przynajmniej kilkadziesiąt załóg.

Albert Gryszczuk i Jarek Kazberuk ukończyli pierwszy dzień Dakaru na 87 pozycji i wstawili samochód to parku zamkniętego. - Odcinek był niesłychanie trudny - powiedział Albert Gryszczuk. - Trasa biegła po bardzo grząskim piasku, po śladach wielu samochodów i motocykli. Przypominała nasze polskie poligony, ale rozjeżdżone przez kilkadziesiąt czołgów parę minut wcześniej. Spora część trasy była wypełniona bardzo śliską, błotnistą mazią. Większość zakopanych aut posiadała jak zauważyłem, opony MT i kopała pod sobą dołki. Jak widać, nasze AT'ki to był strzał w dziesiątkę. Panujące warunki na trasie spowodowały, że pod górkę, na której znajdowała się meta, musieliśmy podjeżdżać aż sześć razy. Po minięciu mety odcinka specjalnego zatrzymaliśmy się i czekaliśmy ponad 2 godziny na Roberta. Niestety, chłopaki nie pojawili się, a my musieliśmy udać się do Portimao na metę, żeby nie dostać taryfy.

Land Rover EvoDakar Roberta i Ernesta Góreckich po wymianie tylnego mostu przez serwis, o godzinie 22:24 ruszył w drogę do parc ferme w Portimao - ma do przejechania ponad 200 kilometrów, ale powinien zmieścić się w czasie. Na stacji benzynowej, na której wykonano naprawę, "walczyły" jeszcze inne serwisy. Do późnej nocy zjeżdżały tam samochody uczestników, wymagające remontu.

Podczas etapu Góreccy mieli problem techniczny z tylnym mostem i musieli zdemontować wał napędowy na odcinku specjalnym. Niestety, warunki panujące na trasie zmusiły ich do opuszczenia odcinka i kontynuowania jazdy w kierunku Portimao. Po drodze spotkali się z serwisem.

Poprzedni artykuł Dobra zabawa w Tychach
Następny artykuł Mad Max górą

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry