Wielki sukces Polaków w Tunezji.
Ogromnym sukcesem zawodników Orlen Team zakończył się Rajd Tunzeji 2003.
Załoga Mitsubishi Pajero: Łukasz Komornicki i Rafał Marton, dla której była to druga runda Pucharu Świata FIA Samochodów Terenowych, zajęła czwarte miejsce na ostatnim etapie, 267-kilometrowym Nekrif-Djerba i taką też pozycję w klasyfikacji końcowej imprezy. Wygrał Jean-Louis Schlesser (Schlesser), po tym jak na ostatnim etapie odpadł lider i główny faworyt Stephane Peterhansel. Mitsubishi Pajero Evolution tego ostatniego doszczętnie spłonęło na dzisiejszym odcinku specjalnym – załodze szczęśliwie nic się nie stało. Francuski kierowca wyrasta tym samym na jednego z największych pechowców w historii – to już trzeci w tym roku rajd, po Dakarze i Italian Baja, w którym prowadzi, ale przegrywa na ostatnim etapie. Kolejne miejsca na podium zajęli: Miki Biasion (Mitsubishi Pajero Evolution) i Nicolas Misslin (Mitsubishi Pajero). Następni na mecie zameldowali się Polacy, dla których wynik ten jest największym dotychczas sukcesem w karierze.
„Do mety w Djerba pozostało nam jakieś sześćdziesiąt kilometrów. W pewnym momencie poczuliśmy w kabinie silny zapach benzyny. Jean-Paul (Cottret – pilot) wyskoczył z samochodu i po chwili głośno krzyczał, żebym i ja jak najszybciej wysiadał. Po mojej stronie samochodu, od przedniego koła, biły płomienie. Szybko złapaliśmy gaśnice i próbowaliśmy opanować sytuację. Niestety – gaśnice nie dawały rady. Miki Biasion, który jechał za nami, szybko zatrzymał się i starał się pomóc – próbowaliśmy zdusić płomienie, rzucając na nie piasek. Jednak to także niewiele pomogło. Po prostu nic nie było w stanie zgasić tego pożaru. Na naszych oczach samochód w kilka minut stał się zwęglonym wrakiem. Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że to się stało. To jakiś koszmar – trzy razy z rzędu tracimy w tym roku zwycięstwo na ostatnim etapie rajdu. Nie jestem specjalnie przesądny, ale po takich doświadczeniach, można nagle uwierzyć, że to jakaś klątwa czarnego kota!” – opowiedział o wypadku Stephane Peterhansel.
Łukasz Komornicki: - „Znów wystartowałem bardzo spokojnie, chyba nawet za bardzo. Rafał niejednokrotnie mnie poganiał. To był jednak ostatni odcinek rajdu, a dla mnie przede wszystkim liczyło się dotarcie do mety. Zajmowaliśmy doskonałą pozycję i byłoby głupotą zaprzepaszczenie tygodniowego wysiłku, w wyniku jakiegoś głupiego błędu. Na naszą postawę nie wpłynął za dobrze widok płonącego samochodu Stephane Peterhansela. Najpierw zobaczyliśmy słup dymu, bijącego aż do nieba. Pełni niepokoju podjechaliśmy bliżej i kamień spadł nam z serca, kiedy upewniliśmy się, że z francuską załogą jest wszystko w porządku. Bardzo im współczuję, już po raz kolejny zasłużyli na zwycięstwo, które wymknęło im się w ostatniej chwili. W takich chwilach jednak najważniejsze jest, że nic im się nie stało. Bardzo cieszę się, z zajętego miejsca. Drugi raz z rzędu kończymy rajd w czołówce. Mam nadzieję, że tak będzie przez resztę sezonu!”
Rafał Marton: - „Ten ogromny sukces chciałbym zadedykować mojemu ojcu, który zmarł dokładnie miesiąc temu. On zawsze w nas wierzył, niestety nie doczekał tej chwili.”
Również polscy motocykliści mają ogromne powody do radości. Marek Dąbrowski zajął czwarte miejsce w klasyfikacji Mistrzostw Świata Motocykli FIA (nie są w niej uwzględniani, jadący na dwucylindrowych KTM-ach: Fabrizio Meoni i Juan Roma), Jacek Czachor był w nich siódmy. W klasie Maraton obaj zawodnicy Orlen Team stanęli na podium. Dąbrowski był pierwszy, Czachor trzeci. W klasyfikacji generalnej motocykli wygrał Fabrizio Meoni przed Cyrilem Despresem i Juanem Romą (wszyscy KTM). Dąbrowski był szósty a Czachor dziewiąty.
Marek Dąbrowski: - „Musiałem się dziś naprawdę uwijać. Bardzo naciskał mnie Jose Manuel Pellicer, który miał do mnie niecałe trzy minuty straty po wczorajszym etapie. Chcąc utrzymać pozycję, musiałem jechać bardzo szybko. Hiszpan dogonił mnie w strefie tankowania. Wiedziałem więc, że odrobił już dwie minuty i nie mogę pozwolić mu na nic więcej. Zacięta rywalizacja między nami trwała praktycznie do ostatnich metrów. Było naprawdę gorąco – na 215 kilometrach odcinka uzyskałem średnią prędkość 97 km/h. Udało mi się utrzymać ponad minutową przewagę i uzyskać znakomity wynik w Rajdzie Tunezji. Cieszę się tym bardziej, że cała ekipa Orlen Team należała w tej imprezie do najściślejszej czołówki. Nie mogę się już doczekać kolejnych startów!”
Jacek Czachor: - „Awansowaliśmy w klasie Maraton ponieważ jadący w niej wysoko Pal Anders Ullevalseter dokonał dziś wymiany wahacza. Tego wyraźnie zabraniają przepisy tej klasy – Norweg wypadł więc z jej klasyfikacji. Dziś jechałem własnym tempem. Ponieważ nie bardzo mogłem liczyć na awans, spadek w klasyfikacji także mi nie groził, starałem się pobić rekord prędkości. Dotychczas udało się rozpędzić naszego KTM-a do 177 km/h. Dziś byłem blisko – jechałem 175!”
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.