Martyna i Jarek o dniu szóstym: Droga przez piekło.
Szósty etap Rajdu Arras-Dakar był bardzo ciężką próbą dla Martyny Wojciechowskiej i Jarosława Kazberuka.
Droga z Er Rachidii do Ouarzazate liczyła łącznie 576 kilometrów, z których aż 338 przypadło na odcinek specjalny.
Martyna Wojciechowska: -„Nawet w najczarniejszych snach nie wyobrażałam sobie, że Afryka może być aż tak nieprzyjazna kierowcy. Kto tego nie przeżyje sam, nigdy nie uwierzy.
Już pierwsza, stosunkowo najłatwiejsza, bo rozgrywana po szutrze, partia odcinka specjalnego przyniosła nam pierwsze nerwy. Kiedy w pewnym momencie dojechaliśmy do płonącego samochodu Schlessera, oboje z Jarkiem poczuliśmy się bardzo nieswojo. Taki widok daje mocno do myślenia. Całe szczęście, że załodze nic się nie stało!
Po pierwszej szutrowej partii, nawierzchnia już praktycznie do samego końca zmieniała się z piaszczystej na kamienistą. Z tego powodu musieliśmy dziesiątki razy wysiadać z samochodu, żeby zmieniać ciśnienie w kołach. Kiedy zaczynał się piach, wypuszczaliśmy powietrze do jednej atmosfery. Na kamienie pompowaliśmy natomiast nawet do 2,4. Dwa najlepsze ciśnieniomierze Sparco nie wytrzymały trudów tej ciągłej zabawy, dość szybko odmawiając posłuszeństwa.”
Jarosław Kazberuk: -„W ferworze walki zapomniałem kilkakrotnie o wypięciu wtyczki łączącej mój kask z interkomem. Za którymś razem, wyskakując z samochodu, po prostu ją naderwałem, w efekcie czego straciliśmy łączność. Dalszą część odcinka dyktowałem trasę krzycząc i używając rąk. Nie ułatwiło nam to jazdy.”
Martyna Wojciechowska: -„Z każdym kilometrem mieliśmy coraz większe oczy. Mijaliśmy wciąż nowe załogi walczące w pocie czoła z rozbitymi, bądź zakopanymi samochodami. To wyglądało na pogrom! Około setnego kilometra wjeżdżaliśmy na wydmę za Nissanem, który nieoczekiwanie zwolnił. Chcąc nie chcąc zwolniliśmy i my, niestety skutecznie zakopując się przy tym w piachu. Patrzymy, a Nissan chcąc nabrać rozpędu do ponownej próby podjazdu, wrzuca wsteczny i cofa, dość mocno uderzając w naszą Toyotę. Rozbił nam przód samochodu, zdemolował halogeny i zderzak. Usłyszeliśmy od tamtej załogi tylko niemrawe „sorry” i tyle ich widzieliśmy. Nie było jednak nawet czasu na złość, musieliśmy bowiem zająć się wydobyciem samochodu. To była potworna praca! Użycie specjalistycznych podkładów pod koła nie wystarczyło, wykorzystaliśmy więc wszelkie inne nadające się do tego celu elementy wyposażenia auta. Kilka razy, kiedy już wydawało się, że wreszcie się udało, samochód znów się zakopywał. I cała praca zaczynała się od początku. Taka męka trwała grubo ponad godzinę, kiedy więc wydostaliśmy się z tej matni i ruszyliśmy w dalszą drogę, oboje byliśmy mocno wyczerpani.”
Jarosław Kazberuk: -„Nie minęło wiele czasu, a już kolejne zdarzenie uświadomiło nam, że aby skończyć ten rajd trzeba nie tylko umiejętności i świetnie przygotowanego sprzętu, ale też bardzo wiele szczęścia. Martyna dogoniła dwa samochody, w tumanach wznoszonego przez nie kurzu i piachu nie mając jednak jak wyprzedzić. Zachowując bezpieczną odległość ciągnęliśmy się za nimi, czekając na odpowiednią okazję. W pewnym momencie pojawiła się możliwość ominięcia ich szerokim łukiem. Zjechaliśmy więc z drogi, aby zrealizować nasz plan, w pewnym momencie kątem oka dostrzegając, że oba auta dachują. Oblał nas zimny pot i pojawiła się myśl - co by było, gdybyśmy jechali za nimi?”
Martyna Wojciechowska: -„W połowie odcinka nagle eksplodowała nam jedna tylna opona, po jakimś czasie druga. Kolejne postoje, straty czasowe i jeszcze większe zmęczenie, a do tego nastęny stres. Mieliśmy dwa koła zapasowe i oba wykorzystaliśmy. Przecież od teraz każdy kapeć może być dla nas końcem rajdu. Jakby jednak tego było mało, prawe przednie zawieszenie, zaczynało coraz wyraźniej odczuwać skutki zmagań z bardzo kamienistą nawierzchnią. Mechanicy z lotnego serwisu Toyoty, po oględzinach uszkodzonych elementów, zapowiedzieli ich wymianę podczas biwaku.”
Jarosław Kazberuk: -„Kolejne kilometry i kolejne niemiłe przeżycia. Na naszych oczach rolował kolejny samochód. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się przy potrzebujących pomocy załogach. Potem sami stawaliśmy, zakopując się. W końcu jednak udało się. Po ponad ośmiu godzinach spędzonych na odcinku specjalnym dotarliśmy do mety. Pięć minut przed maksymalnym przewidzianym przepisami czasem, nie pociągającym za sobą dodatkowej kary. Byliśmy już bardzo zmęczeni, ale czekała nas jeszcze ponad 180-kilometrowa droga dojazdowa do biwaku. Brak rozbitych halogenów mocno dawał się nam we znaki, bo ostatnie sześć godzin, z czego trzy po jeszcze po odcniku, podróżowaliśmy w ciemnościach.”
Martyna Wojciechowska: -„Przy tych wszystkich przeciwnościach losu, z którymi musieliśmy się zmierzyć, wielkim pocieszeniem jest fakt, że Jarek znakomicie sprawdza się w roli pilota. Ani razu nie zgubiliśmy drogi, a szczególnie końcówka dzisiejszego odcinka była pod względem nawigacyjnym bardzo trudna. Część załóg kompletnie straciło orientację i zdarzało się, że nadjeżdżały z różnych dziwnych kierunków, nawet z przeciwka. Kilka zabrało się za nami, wracając dzięki temu na właściwy kurs.
Po wczorajszym sukcesie, dziś przeszliśmy przez prawdziwe piekło. Fortuna kołem się toczy, ale mam nadzieję, że kolejne etapy nie będą obfitowały już w takie wrażenia, jakich dostarczył nam dzisiejszy dzień. Z drugiej strony, od kilku doświadczonych zawodników, jadących tu już któryś raz, ciągle słyszymy, że to nie koniec atrakcji, które na nas czekają w Afryce.”
Martyna Wojciechowska i Jarosław Kazberuk, z czasem 8:25:05, zajęli na odcinku specjalnym 77 miejsce, do zwycięzcy tracąc 4:59:46. W klasyfikacji generalnej, po sześciu etapach (pięciu odcinkach specjalnych) zajmują 76 pozycję.
(k/mf) foto: Marek Bafia
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.