Teraz będzie łatwiej
Dzisiejszy etap był ostatnią, wyniszczającą afrykańską próbą - wszyscy którzy przetrwali, pożegnali wielkie wydmy i hektary piachu.
Pętla wokół Nemy była stosunkowo prosta i szybka, co doskonale widać po małych różnicach czasowych pomiędzy czołówką a wolniejszymi załogami. Trasa wiodąca do Dakaru prowadzić będzie teraz po szybkich, twardych szutrowych traktach gdzie tradycyjnie łatwo można w głupi sposób stracić dobrą pozycję. Teraz wszyscy będą oglądali krajobrazy bliższe cywilizacji a to, co miało się rozstrzygnąć na wielkiej Saharze, skończyło się dzisiaj.
Doskonale widać to po zespole Mitsubishi, który wyraźnie zwolnił a Peterhansel z Alphandem zamiast gonić za wszelką cenę, czujnie pilnowali swoich pozycji. Teraz nikt nie będzie ryzykował, no, chyba że ktoś z ogona postanowi zabłysnąć i pojedzie pełnym ogniem. Dzisiaj na pewno zabłysnął Al Attiyah, ale jego wygrana wcale nie wynika tylko i wyłącznie ze spokojnego tempa asów Mitsubishi. Nasser nie raz udowodnił, że potrafi być bardzo szybki. W tegorocznym Dakarze kilka razy plasował się w ścisłej czołówce nawet na najtrudniejszych etapach. Inna sprawa to jego BMW. Niemiecka firma dopiero zaczyna raczkować po pustyni więc dystans do Mitsubishi jest zrozumiały. Nie można ot tak przeskoczyć wieloletniej legendy trzech diamentów. Co by nie mówić, Niemcy uczą się bardzo szybko, chociaż za Odrą wcale nie ma pustyni. W „beemce“ zachwycił również Chicherit, który jechał bardzo szybko i skutecznie. Niestety przesadził, ale za to akurat nie można winić samochodu. Było za szybko, i już.
„Fabryki“ to liga, która jest poza zasięgiem konkurencji. Jedynym „prywaciarzem“, który ma na nich sposób, jest Schlesser. Jego buggy jest bardzo szybkie i nie jedyne, chociaż pozostałe „tylnonapędówki“ jadą z tyłu. Największe wrażenie zrobiły na mnie jednoosobowe buggy. Te auta w tym roku starują pierwszy raz. To takie swoiste połączenie samochodu i motocykla, tyle że z silnikiem Porsche. Kierowca musi zupełnie sam obsługiwać całą nawigację i jeszcze jechać. Szybko jechać. Faceci, którzy jadą tymi wynalazkami są po prostu niesamowici.
Niesamowici są również nasi chłopcy jadący Land Roverem. Albert z Jarkiem dachowali, rozbijali, przebijali, wypadali, ale jadą dalej i przed dotarciem do Dakaru powstrzymać ich może tylko jakiś wyjątkowo wredny pech. Limit tego ostatniego chyba jednak już wyczerpali. Podobne nadzieje może mieć Hołowczyc, który tak jak mówiłem wcześniej, jedzie w systemie 0-1. Albo ma problemy, albo jest bardzo szybki. Dzisiaj jechał z problemami. Uszkodził półoś, stracił prawie dwie godziny i szanse na dobry wynik w generalce. Może uda mu się przeskoczyć o jedną dziesiątkę do góry w wynikach, ale jego Nissan też nie jest niezniszczalny. Konsekwentnie i skutecznie jedzie za to Czachor, który dzisiaj był 16-ty. W klasyfikacji generalnej jest na dwunastej pozycji ale do poprzedzającej go dwójki nie traci zbyt wiele, więc może jeszcze zaatakuje.
Do mety w Dakarze zostało jeszcze pięć etapów. Będzie dużo łatwiej, ale wszyscy, którzy za szybko się odprężą, mogą tego żałować. W Dakarze nie ma nic pewnego, no, może poza wjazdem na rampę na mecie…
A jutro dzien relaksu, tylko odcinek dojazdowy.
Łukasz Komornicki
(Fanjazda)
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.