Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Tunezja: Powiedzieli po etapie

JACEK CZACHOR: - Dzisiaj po starcie, już po siedmiu kilometrach ucieszyłem się bardzo, bowiem poznałem, że przez 120 kilometrów będziemy jechali po wyjątkowo trudnym terenie.

Po takich małych wydmach, na których cały czas trzeba skakać. Taki etap nie zdarza się nawet na Dakarze. Tam próby sportowe liczą co prawda nawet 600 kilometrów, ale te najtrudniejsze partie mają po 30 kilometrów i przechodzą w nieco łatwiejsze. A dzisiaj mieliśmy 130 kilometrów non stop bardzo trudnej próby. Druga część była już znacznie szybsza. Sporo kamieni i trzeba było bardzo uważać, aby nie zrobić sobie krzywdy. Pod koniec oesu nieco zwolniłem, ponieważ byłem już bardzo zmęczony. Poza tym pękła mi znów tarcza sprzęgła. Na szczęście używałem go bardzo rzadko i nie było problemu z dojechaniem do mety. Cieszę się, że zrobiłem sobie prezent na Wielkanoc. A jutro chciałbym dojechać do mety na zajmowanej pozycji.

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC: - Gdy po wczorajszym etapie znaleźliśmy się na piątym miejscu to wiedzieliśmy już, że utrzymanie pierwszej piątki jest w naszym zasięgu. Jechaliśmy więc dobrym, normalnym tempem, ale nie zwalniając, bowiem wtedy łatwo narozrabiać. Gdzieś przed pierwszym CP „nadleciał” Masuoka. Jechał jak szalony, z prędkością ponaddźwiękową. Nie jestem tutaj zawodnikiem bardzo doświadczonym, ale pomyślałem sobie, że nie ma szans, aby utrzymał takie tempo. To smutne, ale to się szybko sprawdziło. Już po dziesięciu kilometrach zmieniał nerwowo koło. Później mieliśmy piekielne wydmy, trudniejsze niż na Dakarze. Bardzo krótkie, jakby odcięte. To sprawiało, że samochód po prostu spadał nosem w dół. Połamaliśmy przy tym nawet zderzak. Przez 50 kilometrów jechaliśmy na pierwszym biegu, tylko czasami włączałem dwójkę. A przy tym ciągle miałem wrażenie, że auto za moment zakopie się w piasku. To był bardzo ciężki fragment trasy. Przez chwilę miałem dość rajdów. W końcu wyjechaliśmy na szybsze partie i silnik mógł odpocząć. Wcześniej obawiałem się bardzo o silnik i skrzynię biegów, ponieważ kontrolki temperatury świeciły już na czerwono. Na prostych wszystko wróciło do normy. Przejechaliśmy obok miejsca, gdzie mogliśmy ewentualnie skorzystać z pomocy naszego serwisu i pokazaliśmy mechanikom, że wszystko jest w porządku. I dosłownie po pięciu kilometrach przestało działać sprzęgło. Do mety było jeszcze ponad 100 kilometrów. Mieliśmy dylemat: wracać te 5 kilometrów do serwisu i naprawiać, czy jechać dalej? Doszedłem do wniosku, że dam radę bez sprzęgła. Jechałem delikatnie, bardzo miękko. Obawialiśmy się, że na przykład po zmianie koła już nie ruszymy. Najgorzej było na CP, w których „dostajemy” pieczątkę. Nie mogliśmy się zatrzymać i sędzia musiał to robić w biegu. Jean-Marc wychylał się wcześniej i dawał znaki, że mamy problem, a ja starałem się jechać jak najwolniej. Dzięki temu sędzia mógł grzmotnąć nam ten stempel. Do mety już nas nikt nie wyprzedził. Masuoka już nie nadleciał ponownie. Marzyłem, aby w tym rajdzie być w pierwszej dziesiątce, a jesteśmy już na czwartym miejscu, wśród kierowców fabrycznych i innych doświadczonych zawodników. Ja w tym gronie jestem jeszcze nowicjuszem. Czysta, równa jazda procentuje. Jedyne teraz marzenie to znaleźć się na mecie bez żadnych przygód.

STEPHANE PETERHANSEL: - Dla mnie to był dobry etap. Na początku przejeżdżaliśmy przez małe wydmy z wieloma hopkami i wielbłądzią trawą. Po 120 km na takich małych wydmach wyprzedziłem Jean-Louisa i Giniela. Potem prowadziłem już do mety. W wielu miejscach było nierówno i trafiały się duże głazy. Teraz mogę kontrolować rajd z przodu. Jutro startuję jako pierwszy, ale uważam, że to dla nas perfekcyjna sytuacja.

GINIEL DE VILLIERS: - Najtrudniejszy i najbardziej wymagający fragment etapu rozpoczął się po 70 kilometrach. Następowało 50 km wielbłądziej trawy z małymi wydmami. Tam byliśmy zdecydowanie szybsi od buggy Schlessera. Razem z nim wytyczyliśmy "autostradę", po której zbliżał się Peterhansel - i w końcu nas minął. Jechaliśmy za nim bardzo szybkim fragmentem trasy, ale w gęstym kurzu nie było mowy o wyprzedzeniu. Rajd jeszcze się nie zakończył. Zamierzamy dać z siebie wszystko do ostatniego kilometra. Teraz będzie trudno dogonić Peterhansela, przynajmniej jednak zwiększyliśmy przewagę nad Schlesserem.

JEAN-LOUIS SCHLESSER: - Fakty są proste. Jeżeli na szybkich sekcjach jesteśmy lepsi o 20 km/godz. od 4x4, zyskujemy 10 procent czasu. Ale jeżeli 4x4 biją nas o 20 km/godz. na nierównych fragmentach, gdzie jedziemy czterdziestką, zyskują 55 procent czasu. Teraz to sobie podsumujcie i stanie się zrozumiałe, dlaczego na takim etapie nie mogłem im dotrzymać kroku.

Poprzedni artykuł Hołowczyc i Czachor w czwórce
Następny artykuł Owal na Silverstone?

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry