Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

GP Kanady - Znowu ten sam?

Michael Schumacher (Ferrari) wygrał emocjonujący wyścig o GP Kanady - Niemiec wyprzedził Davida Coultharda (McLaren) i swojego zespołowego kolegę Rubensa Barrichello.

Znakomicie jadący Juan Pablo Montoya (Williams) nie ukończył zawodów z powodu awarii silnik. Dalsze punktowane miejsca zajęli Kimi Raikkonen (McLaren), Giancarlo Fisichela (Jordan) i Jarno Trulli (Renault).

Dla Michaela Schumachera było to zwycięstwo tym ważniejsze, że 150. dla zespołu Ferrari. Niemiec, który już wielokrotnie wpisywał się do ksiąg rekordów Formuły1, tym samym stał się żywą legendą włoskiego (choć nie wiadomo jak długo jeszcze) zespołu. Szanse na wykazanie swej przydatności do zespołu (choć być może było to jej najbardziej ofiarne potwierdzenie) zaprzepaścił Rubens Barrichello, który jechał bardzo szybko i spośród obu zawodników włoskiej ekipy sprawiał dziś korzystniejsze wrażenie. Co z tego, skoro Brazylijczyk mocno naciskający swojego „kolegę” został nagle wezwany na dodatkowe tankowanie! Może już tylko w ten sposób Ferrari może utrzymać mit swojego numeru jeden.

Niewątpliwie numerem jeden, i to całej F1, będzie już wkrótce Juan Pablo Montoya. Kolumbijski kierowca pokazał, że w tej chwili nie ma już szybciej jeżdżącego zawodnika. Jego bolid poruszał się jakby wbrew prawom fizyki – płynnie w tych miejscach, w których wszyscy inni najbardziej się męczyli. Ambicji oraz wielkiego talentu Juanowi odmówić nie można, nie da się jednak zaprzeczyć faktom. Ten facet jest za szybki dla swojego samochodu! Bo awarię silnika jego Williamsa trudno nazwać inaczej. Z drugiej strony całą nadzieją na powrót tego teamu do dawnej świetności jest zawodnik z Bogoty. Jeśli uda im się stworzyć auto, które wytrzyma temperament 26-latka, to nawet Ralf Schumacher ma szanse na mistrzostwo. A młody Schumi po raz kolejny potwierdził, że jest znakomitym, ale tylko rzemieślnikiem. Jechał szybko, nie popełniał większych błędów, ale nie zachwycał. Jego szanse na podium zaprzepaściła awaria maszyny tankującej. Niemiec dwukrotnie musiał tracić czas w pit stopie, aby dać swoim mechanikom szansę poprawnego zatankowania. Był wściekły – widać było po pięknym boku, który opuszczając pit lane zafundował kibicom! Pozostając przy temacie Williamsa i nerwów - opanowaniem dziś zadziwił Montoya, który po awarii, wysiadł z bolidu i w asyście kamer spokojnie zmierzał do bazy. Żadnych emocji na twarzy. Uśmiechi machanie ręką w kierunku kibiców, którzy zgotowali mu owacje na stojąco!

Innym bohaterem dnia był z pewnością David Coulthard. Szkot nigdy nie porażał niesamowitymi wyczynami. Dziś potwierdził jednak, że nie przypadkowo jest jednym z najlepiej opłacanych ludzi w tym biznesie. Nie jechał efektownie – jak zwykle pojechał efektywnie. Przez większość wyścigu wiózł się w po prostu przyzwoitym tempie, które po części determinowała taktyka. Kiedy było jednak trzeba przyspieszyć – zrobił to i to na tyle dobrze, że nawet sfrustrowany kajdankami marki Ferrari Rubinho, nie miał do niego podejścia! A Brazylijczyk do najwolniejszych nie należy, a ponoć w jego tajnym kontrakcie widnieje nawet klauzula o mistrzostwie, oczywiście za jakiś czas. Wiadomo, najpierw obowiązek, a potem przyjemność!

Wyścigu nie ukończył faworyt publiczności – Jacques Villeneuve. Może to i dobrze. Niech bodaj jeden z trzech najlepszych jeżdżących zawodników, przestanie wreszcie zarabiać, kombinować i nie wiadomo co jeszcze. Jacuś – wsiadaj nawet za nieco mniej do sensownego auta i jedź! Zresztą silniki Hondy, którym się znacznie przysłużyłeś, okazują się wcale szybkie. Gdyby tylko jeszcze mniej awaryjne!

Ogólnie widowisko było niezłe, ale szykowało się wielkie. JPM naciskał Schumiego, Rubinho gniótł DC, a Ralfi próbował za wszelką cenę (mimo usilnych starań serwisu) zapunktować. Ogólnie nie wyszło. Końcówka standardowa - znowu wygrał ten sam, co zwykle! Ale ten wyścig stał już pod znakiem Juana i możecie wierzyć albo nie, ale pod tym samym znakiem będzie stało kilka najbliższych lat! I znowu będzie narzekanie, że wygrywa ten co zwykle, tyle że bardziej śniady.

Żeby jednak nie zrobiło się zbyt optymistycznie, przypominamy iż najbliższe GP Europy odbędzie się w Niemczech i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wygra jeszcze ten bardziej blady!

PS. Na odrobinę uwagi zasługuje także fakt, że Oliver Panis po raz pierwszy w sezonie 2002 ukończył wyścig!

Poprzedni artykuł Przed Grand Prix Kanady.
Następny artykuł Zostań kierowcą Formuły 1!

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry