Za kierownicą Seja z zawodów na zawody czuję się coraz pewniej, choć wciąż w mojej jeździe brakuje prędkości. Małym sukcesem tych zawodów było dla mnie zmieszczenie się w czasówce w tej samej sekundzie, co Konrad i Piotrek.Chciałam również pogratulować oraz podziękować organizatorom, sędziom i ich asystentom za ogrom pracy, który włożyli w zorganizowanie tak udanej imprezy
PIOTR KEMPA: - Z jednej strony to był niesamowity weekend, fabryczne teamy, najlepsi kierowcy, widowisko na najwyższym poziomie. Jednak takie zawody przypominają o tym, gdzie jesteśmy w szeregu i jak wiele brakuje nam do tego, by w Polsce rallycross wrócił do czasów swojej świetności. Mimo, że start klasy narodowej był tylko supportem, to przynajmniej dla mnie, nie miało to żadnego znaczenia, wyścig to wyścig, i trzeba starać się pojechać jak najlepiej. Podczas drugiej kwalifikacji, na drugim okrążeniu wykręciłem wręcz nierealny czas 55,205. Upewniałem się sto razy czy na pewno urządzenia pomiarowe się nie popsuły i mimo zapewnień, że nie ma takiej możliwości, wciąż w to do końca nie wierzę! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam pojęcia, które fragmenty toru przejechałem tak dobrze. Dzięki Rafałowi Malińskiemu, który został zdyskwalifikowany, zakwalifikowałem się do finału A. Wiedziałem, że w pierwszym zakręcie będę musiał zaatakować bardzo mocno, ryzykując tym samym wypchnięcie z toru, była to jednak jedyna możliwość by w dalszej części wyścigu móc powalczyć o jak najwyższą pozycję. Niestety, w pierwszym zakręcie bliskie spotkanie z Piotrkiem Naszkowskim wyeliminowało nas obu z wyścigu. W moim samochodzie posłuszeństwa odmówił układ kierowniczy i koła rozjechały się na boki. Najprawdopodobniej pękła maglownica.
PAWEŁ TRZEPIOTA: - Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem zaprezentować się na tak dużej imprezie, jaką była polska runda Mistrzostw Europy Rallycross. Organizacja zawodów była znakomita, atmosfera wspaniała, a zmagania w naszej Klasie Narodowej dostarczały dużo emocji. Pierwszy raz występowałem przed tak liczną publicznością, ale to jeszcze bardziej motywowało mnie do jak najlepszej jazdy. Po różnych kłopotach w biegach kwalifikacyjnych, przed finałem udało się dopracować ustawienie geometrii i szczęśliwie zająć pierwsze miejsce w zmaganiach w Słomczynie. Chciałem bardzo podziękować Politechnice Warszawskiej, władzom Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych oraz firmie Bogucki, wypożyczalni przyczep za wsparcie i pomoc w startach w sezonie 2009. Przed nami ostatnia runda Pucharu Polski Rallycross. Mam nadzieję, że bez żadnych niespodzianek uda się walczyć o jak najwyższe miejsce.
TOMASZ NOWAK: - Podczas drugiego treningu wolnego, gdy tor był jeszcze wilgotny, udało mi się uzyskać 6 czas. Później przestało padać i gdy moc silników zaczęła mieć większe znaczenie, moje auto nie było już takie konkurencyjne. Zmieniająca się w sobotę aura wymagała ciągłych korekt setupu zawieszenia. Przyznam, że nie zawsze trafialiśmy w optymalną konfigurację, więc 9 pozycja w treningu oficjalnym i 12 po pierwszych wyścigach kwalifikacyjnych wydawała się zadawalająca. Nie ruszyłem ze startu do drugiego wyścigu bo straciłem napęd. Usterka, będąca prawdopodobnie niewykrytą wcześniej reperkusją starć w Buxtehude, była skomplikowana, jednak mechanicy stanęli na wysokości zadania i na trzecią sesję kwalifikacyjną samochód był gotowy do jazdy. To był dla mnie wyścig krytyczny, bo jego nieukończenie zgodnie z regulaminem rallycrossu eliminowałoby mnie z całych zawodów. Dlatego pierwszy zakręt po starcie pojechałem asekuracyjnie, nie wdając się w przypadkowe potyczki. Dobre tempo i odrobina szczęścia pozwoliły mi ten wyścig wygrać, co zaprocentowało zakwalifikowaniem się na drugie miejsce startowe do finału C. Udało mi się wygrać start i utrzymywałem prowadzenie przez całe pierwsze okrążenie. Niestety, na wyjściu na prostą startową odjechał mi trochę tył auta i jak się za chwilę okazało, nie mogłem utrzymać wystarczającego tempa by zachować przewagę. Na końcu prostej popełniłem błąd - wydawało mi się że zdołam zamknąć Smetanę, jednak on wjechał w zakręt szybciej niż się spodziewałem, a tuż za nim Veverka. W tej sytuacji postanowiłem pojechać joker lap, ale ta decyzja okazała się kolejnym błędem, bo wyjechałem z niego tuż za Felicją Kamila Sokołowskiego. Na następnym okrążeniu doszło między nami do kontaktu, w wyniku którego do końca wyścigu jechałem bez jednej opony. Zsunięta z uszkodzonej felgi guma tarła o amortyzator wytwarzając kłęby dymu zarówno za samochodem, jak i w środku auta. Mimo tych kłopotów i pozostałych starć na torze udało mi się obronić trzecią pozycję w finale C. Wynik być może mógł być nieco lepszy, ale przynajmniej było bardzo widowiskowo!
RAFAŁ MALIŃSKI: - Przede wszystkim mieliśmy robić show. Normalnie nie jeździlibyśmy tak ostro w kwalifikacjach. Gdy zgłasza się osiem samochodów, nie ma tak zawziętej walki o finał A. Prawie wszyscy się do niego dostają, więc wystarczy spokojnie ukończyć 2 kwalifikacje a w trzeciej bez ryzyka odpadnięcia z zawodów, walczyć o lepsze pole startowe. Tutaj założenie było inne. Mieliśmy rozgrzać publiczność przed właściwymi zawodami i chyba nam się udało. W niedzielnym porannym wyścigu, po starcie zaryzykowałem ostre wejście po wewnętrznej. Oparłem się o samochód Pawła Trzepioty. Niestety, kontaktu nie wytrzymało zawieszenie w moim Seju i nie ukończyłem tego biegu. W trzeciej serii, żeby uniknąć zderzenia z Piotrkiem Kempą, zacieśniłem tor jazdy i przejechałem po trawie. Na prostej wyprzedziłem dwóch rywali. Nie spodobało się to sędziom, którzy wykluczyli mnie z biegu. To dziwna decyzja. W takich sytuacjach zazwyczaj daje się karę czasową. Nie potrąciłem nikogo, nie wyeliminowałem z biegu, nawet nie spowolniłem, a mimo to zostałem surowo potraktowany. W poprzednim biegu w dywizji 1 za podobny manewr zawodnik nie dostał nawet ostrzeżenia. Finał oglądałem więc z trybun. Widziałem że na torze sporo się działo. Zawodnicy nie oszczędzali się. To już ostatnie moje zawody w tym roku. Nie jadę do Sosnowej bo termin koliduje z Rajdem Dolnośląskim. Zresztą nic nie zmieni się już w punktacji. Raczej nie będę jeździł w przyszłym roku, bo widać, że frekwencja z roku na rok jest coraz słabsza. Ściganie się w gronie kilku samochodów nie sprawia takiej przyjemności, jak gdyby było ich kilkanaście.
ŁUKASZ ZOLL: - Tak jak obiecywałem przed zawodami, dałem z siebie wszystko i niesamowicie się cieszę z osiągniętego drugiego miejsca. Gdyby pierwszy zakręt nie był tak brutalny, to może miałbym szansę powalczyć nawet o pierwsze. Druga pozycja także mnie satysfakcjonuje. Na pierwszym zakręcie nie widziałem, co się do końca wydarzyło, zostałem przytrzymany. Później jechałem cały czas za Wicikiem, który obrócił się na drugim zakręcie, tzw. zakręcie Szaji. Po tym wydarzeniu obserwowałem, który moment będzie najlepszy, aby wjechać na Joker Lap. W końcu wybrałem wjazd na trzecim okrążeniu, gdy byłem na trzeciej pozycji. Wyjechałem z Joker Lapa na tym samym miejscu za Kenisem i Sterkensem. Po wjechaniu przez Sterkensa na Joker Lapa objąłem drugą pozycję, której pilnowałem do końca wyścigu. Udało się! Nie wiem tylko, co się stało z silnikiem. Za metą zobaczyłem na wyświetlaczu 120°C. Gorąco dziękuję wszystkim kibicom, którzy tak licznie zgromadzili się w niedzielę na torze Słomczyn. Wasz doping mnie uskrzydla! W przyszłym sezonie bardzo chciałbym wystartować w całym cyklu Mistrzostw Europy. Wszystko jednak zależy od budżetu i sponsorów. Mam nadzieję, że wynik osiągnięty w ten weekend, pomoże w ich zdobyciu (Fot. Marcin Marczewski).
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.