Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Rallycross - II runda Mistrzostw Polski. Pogoda w kratkę.

Łącznie 64 zawodników przystąpiło w sobotę, 2 czerwca 2001 r.

do biegów kwalifikacyjnych przed drugą rundą Mistrzostw Polski rallycrossu w Słomczynie. Tym razem pogoda była zmienna - czasami wiatr i kurz, czasami ciepło, czasami krótkie porywy deszczu. W sumie - bardzo korzystnie, bo zbyt dużo słońca lub zbyt dużo deszczu zawsze powoduje jakieś kłopoty.

Sobotnie biegi kwalifikacyjne "na czas" przyniosły po części rezultaty przyprawiające o konfuzję, szczególnie w klasie 6 DIV 2A, czyli wśród aut o pojemności 1400 cm3 oraz CC/SC 1100 z klasy Pol 1. Przyczyną jest zawiły regulamin rozgrywania każdej z rund rallycrossu. Przypomnijmy, że najpierw rozgrywane są indywidualne okrążenia z pomiarem czasu. W tej części zawodów opłaca się uzyskać czas najlepszy lub najgorszy w swojej klasie, nigdy zaś średni. Najlepszy daje dobre pole startowe w pierwszym z grupowych biegów kwalifikacyjnych, zaś jeden z najgorszych pozwala wystartować w kwalifikacji z najsłabszymi zawodnikami. Może być tak, że w pierwszej (z trzech) rundzie kwalifikacji grupowych (gdzie odbywa się walka o punkty decydujące o kolejności na polach startowych w finałach) w najsłabszej grupie zawodników wystartują ci najszybsi, ale najchytrzejsi. I mniej więcej tak było w klasie 6. Żeby jeszcze bardziej rzecz skomplikować, w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej zawodnicy mocno obsadzonych klas mają do wyboru: albo wygrać (to daje dobry, czyli niski dorobek punktowy, a do ustalenia pozycji w finałach liczą się każdemu dwa najlepsze biegi z trzech), albo też sromotnie przegrać i "odrzucić" sobie ten pierwszy bieg, ale w drugim wystartować razem z najsłabszymi konkurentami. Takie kombinacje warto stosować oczywiście tylko pod dwoma warunkami: jedzie się w klasie w której zgłoszonych jest wielu konkurentów, a poza tym liczy się na jedną z czołowych pozycji. Najsłabsi zawodnicy muszą bezustannie walczyć by w ogóle "załapać się" do finałów dających punkty w końcowej klasyfikacji, więc u nich taktyka nie wchodzi w grę.

Owa interesująca sytuacja ma miejsce oczywiście w klasie 1, gdzie zgłasza się ponad dwudziestu uczestników z dobrze przygotowanymi Maluchami. Podobnie ciekawie zaczyna się robić w klasie Pol 1 w której tym razem pojawiło się już dziewięciu konkurentów w częściowo seryjnych CC i SC. Znacznie gorzej jest w pozostałych klasach: Klasa 2 do 1000 cm3 to właściwie występ dwóch poważnych zawodników, Antoniego Skudły w Micrze i Tomasza Nowaka w CC 1000 16 V. Nieliczna reszta stanowi tło. Niespodziewanie osłabła klasa Div 2A (1400 cm3) - pojawiło się raptem 8 zawodników, a nasi "eksportowi" czyli Tomasz Oleksiak i Jerzy Poznański (obaj mają ex-aequo 6 miejsce po dwu rundach Mistrzostw Europy) zrezygnowali z Mistrzostw Polski. Nie wiadomo jedynie czy definitywnie.

Klasa 3 (do 1600 cm3) gromadzi kilkunastu zawodników (tym razem dwunastu) co daje już szansę rozegrania dwu finałów, ale nie obserwujemy tu wyraźnych ruchów taktycznych podczas kwalifikacji. Najszybsza klasa 4 to występ jedynie 6 uczestników, czyli znowu jeden tylko finał i brak zagrywek taktycznych.

Warto powiedzieć jeszcze o pewnej sensacji z kwalifikacji czasowych: Piotr Tyszkiewicz (klasa 3) zaskoczył wszystkich, łącznie z fotoreporterami i chyba samym sobą, wykonując mocne dachowanie podczas mierzonych okrążeń. Samochodu nie dało się naprawić, nawet silnik Skody (przygotowywany profesjonalnie w Czechach) uległ uszkodzeniu. W tym momencie ładnie zachował się Tomasz Oleksiak, oferując swego Peugeota 106 (z klasy DIV 2A) koledze klubowemu, któremu groziło uzyskanie zerowego dorobku punktowego w drugich kolejnych zawodach. Peugeot okazał się oczywiście za słaby by wygrywać z dobrze przygotowanymi autami 1600 cm3, ale Tyszkiewiczowi udało się (tu sięgamy już do niedzielnych finałów) przedostać z finału B do A i w rezultacie zajął przyzwoite siódme miejsce. Oleksiak zaś zyskał ogólne uznanie i nagrodę za postawę fair play, a przy okazji nie musiał się tłumaczyć ze słusznej, jak się okazało, decyzji rezygnacji z własnego startu w swojej klasie. Dla czego słusznej - o tym niżej.

Dwie rundy sobotnich kwalifikacji były bardzo interesujące. Po raz kolejny okazało się, że najwięcej emocji potrafi przynieść liczna i mocna klasa 1. Praktycznie w każdym biegu walczy tu zwarta grupa zawodników i każdemu z nich może przypaść miejsce pierwsze lub ostatnie. Szczególnie gdy, tak jak w sobotę, spadnie trochę deszczu i niektóre zakręty będą nadspodziewanie śliskie. Dość powiedzieć, że zwycięzca pierwszej rundy MPRC Krzysztof Jankowski nie był po dwóch kwalifikacjach pewny startu w finale A.

W klasie 2 nie było wątpliwości - Skudło przed Nowakiem to norma tych zawodów. W klasie 3 sytuacja stała się ciekawa: co najmniej czterech zawodników kandydowało tym razem do pierwszego miejsca. Marcin Laskowski w szybkim, ale jednak trochę szwankującym (silnik nadal chwilami przerywa) Peugeocie 106, Andrzej Grigorjew w sprawnym w tym sezonie Golfie, Janusz Siniarski w bardzo szybkiej Felicji i wreszcie Robert Polak w po raz pierwszy chyba w pełni sprawnej Toyocie Starlet 20V. Za nimi całkiem żwawe CC 1200 Jacka Chojnackiego i inni, którzy liczą na błąd kogoś z pierwszej grupy. W tych zawodach zdecydowanie najszybszy był Robert Polak który, wydaje się, odżył jako kierowca na równi ze swym samochodem. Warto zauważyć, że w klasie 3 zebrała się grupa szybkich kierowców w równie szybkim sprzęcie (auta 1600 cm3 mają grubo ponad 160 KM) ale nie obserwuje się tu brutalnej jazdy. Przeciwnie do klasy 6 - Div 2A i troszeczkę Pol - 1. Szczególnie w DIV 2A zderzaki lusterka i błotniki gną się na potęgę. Sędziowie usiłowali tym razem nie być liberalni, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że wskazanie winnego bywa naprawdę trudne. W tym świetle Oleksiak dobrze zrobił, że nie wystartował na tydzień przed kolejną rundą ME.

W klasie 6 po sobotnich biegach brak było zdecydowanego faworyta w DIV 2A, z wyjątkiem może Piotra Granicy, którego Suzuki, choć jechała szybko, wydawała z siebie odgłosy silnikowe mrożące krew w żyłach każdego mechanika w promieniu kilkuset metrów od toru. W POL 1 Wojciech Białowąs nie dawał konkurentom szans, a za nim - wszystko możliwe. A w klasie 4? Podczas gdy Bohdan Ludwiczak walczył ze szwankującym sprzętem, klasą dla siebie był Adam Polak. Najszybszy kierowca w najszybszym samochodzie. Solidny Jacek Ptaszek czy ambitny Mariusz Stec, nie mówiąc o spokojnym Andrzeju Kalitowiczu wydawali się bez szans.

Niedziela przywitała zawodników krótkim deszczem, co trochę przemeblowało wyniki w trzeciej rundzie kwalifikacji. Faworyci jednak pozostali (lub się umocnili) na czołowych miejscach. Jedyną sensacją była... rezygnacja ze startu Jacka Ptaszka, po nieco kontrowersyjnym wykluczeniu go z biegu kwalifikacyjnego. Na szczęście zawodnik zmienił zdanie i pojawił się na trzecim polu startowym w swoim finale.

Biegi finałowe to dość krótka historia, jako że rozgrywane są bardzo szybko i sprawnie. Najpierw w finale B klasy 1 ładnie zwyciężył Emilian Radziejewicz. Potem w finale B klasy 3 udało się wygrać wspomnianemu już Piotrowi Tyszkiewiczowi. Finał klasy 2 miał być spokojny i nudny, gdyby nie atak Tomasza Nowaka na Antoniego Skudłę. W rezultacie obaj zawodnicy (a właściwie ich samochody) tak się zaplątali, że przyszło im odrabiać starty z ostatnich miejsc. Sytuacja została wyjaśniona w ciągu półtora okrążenia i normę utrzymano: Skudło, przed Nowakiem i debiutującym Piotrem Furchertem.

W finale A klasy 1 na pierwsze miejsce po krótkim zamieszaniu wyszedł Krzysztof Jankowski i po oderwaniu się od stawki pewnie powiększał przewagę aż d o mety. Z tyłu trwała była ostra walka i odywały się zmiany w peletonie, a na mecie kolejne miejsca zajęli Tomasz Sokulski i Tomasz Skinder.

W klasie 3 po starcie pierwszą grupę utworzyli Robert Polak, Janusz Siniarski, Marcin Laskowski i Andrzej Grigorjew. Walka była ostra, ale kolejność w grupie nie zmieniła się do mety z wyjątkiem tego, że Siniarski stracił pierwsze cztery biegi w swej Skodzie i spadł na piątą pozycję. Robert Polak odebrał zasłużone gratulacje, by podczas wręczania nagród dowiedzieć się, że jest poza podium - zaliczono mu karę za strącenie słupków ograniczających tor na zakrętach od wewnątrz. W tej sytuacji zwyciężył szczęśliwie Laskowski przed Grigoriewem i Jackiem Chojnackim, który obiecuje że wkrótce pojawi się z szesnastozaworowym silnikiem w swym CC.

W klasie DIV2A po szybkiej przepychane na czele znaleźli się Piotr Granica i Krystian Ośko a pechowcem w walce okazali się Jakub Iwanek wypchnięty w pierwszym zakręcie oraz niezwykle szybki Krzysztof Groblewski. Silnik Granicy był już jednak coraz głośniejszy i coraz słabszy, by wreszcie wręcz eksplodować. Z tyłu trwała pogoń Groblewskiego (z krzywym zawieszeniem w Polo) i Michała Kunickiego, który uniknął poważnych strat, prócz przedniego zderzaka. Pierwsza trójka na mecie to Krystian Onyśko, Michał Kunicki i Marcin Sienkiewicz.

W klasie Pol 1 nieoczekiwaną walkę z prowadzącym Wojciechem Białowąsem prowadził Marcin Ślusarczyk. Z tyłu usiłował dołączyć do nich Arkadiusz Młotek - i taka była kolejność na mecie.

Wreszcie w klasie 4 wszystko miało być jasne: Adam Polak i potem reszta. I byłoby, gdyby Polak nie przespał startu. Od pierwszego zakrętu prowadził Jacek Ptaszek, a Polak, choć szybszy, przez pięć okrążeń nie miał koncepcji na przeprowadzenie ataku. Ptaszek dobrze się bronił, a bardzo szeroki styl jazdy Polaka nie sprzyjał wyprzedzaniu. A może uderzyć konkurenta w tylny błotnik? Polak wyraźnie uznał, że nie wypada. I tak dojechaliby zapewne do mety, gdyby nie rozpaczliwa próba wyprzedzania podjęta na przedostatnim okrążeniu. Ptaszek dobrze się przygotował do kontaktu i Celica Polaka wyładowała głęboko na poboczu. Silnik co prawda udało się uruchomić, ale konkurenci odjechali. Za prowadzącą dwójką trwała walka pomiędzy Ludwiczakiem w zaledwie trzycylindrowym, z trudem uruchomionym w parku maszyn Escorcie i walecznym Mariuszem Stecem w sprawnym ale jednak nie najszybszym Lancerze. Walka była tak zażarta, że pozwoliła awansować (w rezultacie na drugie miejsce) Andrzejowi Kaltowiczowi, który po raz kolejny "jadąc swoje" po dwóch rundach prowadzi w łącznej klasyfikacji klasy 4.

Zawody zakończono tradycyjnym biegiem z wyrównaniem, który miał być okazją do małego rewanżu Adama Polaka na Jacku Ptaszku. I rzeczywiście, rewanż się udał, szczególnie, że Celica Ptaszka odmówiła posłuszeństwa. Jednak od początku w biegu prowadził Wojciech Białowąs (Seicento). Widać było, że Polak jednak wyprzedzi prowadzącą grupę małych samochodów i tak by było, gdyby na jednym z zakrętów nieco nie przesadził, tracąc rytm jazdy i kilka cennych sekund. Na mecie do wyprzedzenia Białowąsa zabrakło paru metrów...

Podczas tych zawodów jeden z dziennikarzy sportowych zauważył bardzo słusznie, że w polskim rallycrossie wszyscy się starają, ale rodzina Polaków jest prawdziwą ozdobą tej konkurencji. Bez nich prawie nie byłoby po co przychodzić na imprezy rallycrossowe, a więc zasługują oni na największe dopieszczenie. I bardzo dobrze, że nie zawsze wygrywają, bo wtedy byłoby nudniej.

Jerzy Dyszy

Poprzedni artykuł 30 tysięcy kibiców!
Następny artykuł Walka w upale – II runda MERC

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry