Wypowiedzi po Słomczynie
KRZYSZTOF SKORUPSKI: - Zawody w Słomczynie były chyba najlepszymi zawodami w moim życiu.
Nie dość, że udało mi się wygrać w mojej klasie, to jeszcze w niedzielę okazało się, że mam najlepszy czas na treningu ze wszystkich klas. Pobicie takich gwiazd tego sportu, jak Roman Castoral lub też Łukasz Zoll, to niesamowita satysfakcja! Choć nie obyło się też bez problemów... Dopiero podczas startu do drugiej kwalifikacji, kiedy to już tor trochę przesychał, okazało się, że nowe sprzęgło ślizga się podczas szybkiej zmiany biegów, przez co moje starty były dużo słabsze. Dlatego zdecydowałem się pojechać też 3 bieg kwalifikacyjny, żeby sprzęgło mogło się lepiej ułożyć. W finale też nie do końca dobrze wystartowałem, czego nie można powiedzieć o Konradzie Kacprzaku, który startując z trzeciej linii, zdążył jeszcze pod koniec prostej startowej oprzeć się na moim zderzaku.Bardzo się cieszę z tej wygranej i nie mogę się doczekać kolejnych zawodów w Mariapocs. Jestem bardzo ciekawy wrażeń z jazdy po zmroku, myślę, że jest to bardzo dobry pomysł na urozmaicenie zawodów.
JACEK CHOJNACKI: - Jeśli chodzi o występy mego syna to powiem szczerze, że bardziej przeżywam je i emocjonuję się, niż podczas mego ścigania. Są dla mnie ważniejsze od mojej zabawy na torze i dlatego nie pojechałem do Austrii na II rundę. Zapłacił oczywiście za to napięcie, które starannie ukrywa zawsze, ale przecież ojciec doskonale wie, co wtedy dzieje się w głowie. Pierwszy raz przy tak licznym udziale kibiców - to już nie były ich kameralne szayowozowe zawody z udziałem rodzin zawodników i ich sympatyków. Ja jestem zadowolony i dumny, bo wiem, że za kierownicą szayowoza nie siedzi człowiek, któremu jazda przeszkadza.
Moje zawody. Prosiłem Najwyższego o deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Nie do końca mnie wysłuchał pokazując figę w suchym finale. Do mety dotarłem na V miejscu a na koniec okazało się, że zawędrowałem na III miejsce. I do tego właśnie się odniosę, pozostawiając zupełnie na boku inne wrażenia, bo te były dominujące. Zmieniają się czasy i zmienia się widzenie sportu w FIA. Teraz już nawet opłaca się oszukiwać kolegów zawodników, czyli robić „odstępstwa techniczne”. Kara jest tak znikoma i symboliczna, że nie ma mowy o jej dolegliwości. I pomyśleć, że kilkanaście lat temu w Czechosłowacji za przekręt traciło się licencję dożywotnio. Całe szczęście, że nie złagodzono jeszcze przepisów o czarnej fladze. Proszę nie tylko w swoim imieniu ale i reszty kolegów z klasy NC Rafała Malińskiego, żeby nie traktował nas jak słupki, te nic nie znaczące obiekty tkwiące na jego jedynie słusznej drodze do sukcesu. Przepraszamy, że w większości nie jesteśmy tak bogaci by nie zwracać uwagi na kondycję naszych samochodów. Tyle nas się ściga co kot napłakał. Przecież Mistrz nie może istnieć bez tego tła, lub jak kto woli - mięsa armatniego, na którym buduje się sukces. Wytniemy się za chwilę w pień i na tym się skończy historia startów Seicento w rallycrossie. Rafał - spoko i... trochę bardziej panuj nad swoimi emocjami a będzie dobrze.
Na Węgry się wybieram. Z wielką ciekawością podchodzę do idei nocnego ścigania przy sztucznym oświetleniu. Nigdy jeszcze nikt z nas się przecież w takich warunkach nie ścigał i prawdę mówiąc, nie widzę tutaj potencjalnych zagrożeń ale... zobaczymy w praniu.
MARCIN WICIK: - Po zawodach w Słomczynie mamy bardzo dużo pracy przy Fieście RWD. Całe zawody borykałem się z problemami, przede wszystkim zeąskrzynia biegów, w której nie działał czwarty bieg. Powodowało to bardzo duże straty czasowe, a przede wszystkim utratę prowadzenia w finale. Mam nadzieję, że wszystkie bolączki mojego auta zostaną naprawione w krótkim czasie i będę mógł rywalizować za tydzień na Węgrzech. Bardzo lubię jeździć w nocy i liczę na dobrą zabawę w finale na tym nowym dla mnie torze.
PIOTR DYJAK: - Wielki Niedosyt - tak w dwóch słowach można opisać efekt końcowy zawodów w Słomczynie. Od samego początku drobna w sumie awaria połączenia turbiny z intercoolerem, powtarzała się w czasówkach, pierwszej kwalifikacji, no i w końcu w finale. Niestety, jak wiadomo, auta w tej klasie bez turbo zupełnie nie jadą. Dwie niedzielne sesje kwalifikacyjne wygrane z dużą przewagą, dawały szansę na zwycięstwo i podreperowanie konta punktowego. W biegu finałowym po wygranym starcie i wypracowaniu dystansu do następnego zawodnika, problem z wężem powrócił. Drugie miejsce to nie tragedia ale konkurencja nie była tak silna jak na innych rundach i trochę punktów szkoda.
Na następną, węgierską rundę będzie gotowa reszta modyfikacji Lancera i myślę, że możliwości rywalizacji też wzrosną. Tor w Mariapocs wygląda na szybki i ciekawy a pomysł na nocne ściganie przy sztucznym oświetleniu jest na pewno bardzo oryginalny. Myślę, że frekwencja będzie zdecydowanie lepsza niż w Słomczynie. Nasze plany na ten sezon obejmują starty we wszystkich rundach Mistrzostw Polski i Pucharu Polski, tak więc zaraz po zagranicznych wojażach szykujemy się na Toruń.
BARTEK JAWORSKI: - Niestety, zawody w Słomczynie nie były zbytnio udane. Pierwszy dzień była to istna walka o przetrwanie na torze, ponieważ pogoda trochę mnie zaskoczyła - nie miałem dociętych opon na takie warunki i jeździło mi się wręcz fatalnie, co było widać zresztą po uzyskiwanych czasach. Drugi dzień czyli niedziela - i znaczna poprawa pogody znacznie poprawiła mi humor. Liczyłem na poprawę sobotnich czasów. Niestety, druga kwalifikacja znów nie potoczyła się tak, jak chciałem. Już na pierwszym zakręcie nie wytrzymałem ciśnienia i wyleciałem z toru, lądując głęboko w żwirze, co uniemożliwiło mi kontynuację dalszego ścigania w tej sesji. Następna kwalifikacja poszła mi nieco lepiej, lecz mimo to do finałów B startowałem z piątej pozycji.
Dopiero w finale pokonałem swoją jakąś wewnętrzną blokadę i jechałem już bardziej tak, jak należało. Niestety, było już za późno na walkę o wyższe pozycję. Mimo to, po zaciętej walce z Karoliną udało mi się wskoczyć oczko wyżej. Po tych zawodach dopiero widzę, ile brakuje mi do zawodników z czołówki. Mimo dość szybkiego samochodu daleko mi jeszcze do nich i pozostaje mi tylko nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Mam tylko cichą nadzieję, że swoje "gapowe" już zapłaciłem w Słomczynie i kolejne starty będą już tylko lepsze.
PAWEŁ TRZEPIOTA: - Zawody w Słomczynie były dla mnie inauguracyjne w tym sezonie. Zaczęło się pechowo bo na tydzień przed rundą na treningu silnik uległ defektowi. Następnie w pierwszym dniu zmagań nie miałem badań lekarskich co uniemożliwiło mi wyjazd na tor i udział w pierwszym biegu kwalifikacyjnym. Po dostarczeniu niezbędnych dokumentów do biura, w drugim dniu mogłem już wsiąść do auta i wyjechać na tor. W niedzielę warunki diametralnie się zmieniały - od bardzo mokrego i zabłoconego toru rano do zupełnie suchego na finały. To wymagało od kierowców szybkiego dostosowania techniki jazdy do panujących warunków, co jak uważam, wyszło mi dobrze. W drugiej kwalifikacji zdobyłem 3 miejsce po kontakcie z rywalem, a w trzeciej po wizycie poza torem na drugiej prostej - miejsce 5. Do finału A startowałem z 4 pola i udało mi się ukończyć ten bieg na 2 miejscu.
Było by to moje pierwsze podium w MPRC, lecz na badaniu kontrolnym po finałach okazało się, że obudowa katalizatora jest zupełnie pusta, czego nie byłem świadomy. Zespół Sędziów Sportowych nałożył na mnie najniższy wymiar kary i zostałem wykluczony z biegu finałowego i zająłem 6 miejsce w tej rundzie. Bardzo chciałem podziękować mechanikom, którzy ciężko pracowali na to, żebym mógł wystartować w tych pechowych dla mnie zawodach.
ŁUKASZ ZOLL: - Jestem zachwycony moją nową BMW 1!!! Auto prowadzi się fantastycznie, a nasze nowe zawieszenie Öhlinsa pracuje niewiarygodnie! Pod każdym względem auto bije na głowę nasze zeszłoroczne BMW serii 3. Po 7 miesiącach prac nad tym autem, chyba lepszego weekendu nie mogliśmy sobie wyobrazić!!! W tym miejscu chciałem podziękować wszystkim, którzy pracowali ciężko przy tym projekcie!!! Mam nadzieję, że będziemy konkurencyjni również na torach zagranicznych.
Na tę chwilę wiemy, że jedziemy na Węgry w piątek - i 1 lipca do Szwecji na Mistrzostwa Europy. Potem zobaczymy, co dalej. Myślę, że runda w Máriapócs to będzie bardzo ciekawe doświadczenie, chociaż mam obawy co do jazdy w kurzu w drugiej części toru. Jeszcze nie sprawdzałem pogody na zawody, ale deszcz by nas bardzo ucieszył! W zeszłym roku na tym torze po moim finale zaczęło padać i kierowcy z innych klas mieli duże problemy z przyczepnością - a my lubimy bardzo trudne warunki!!!
RAFAŁ MALIŃSKI: - Zawody miały dla mnie chaotyczny przebieg. W pierwszej kwalifikacji dobrze rozegrałem start, jednak w połowie okrążenia Piotrek Kempa wypchnął mnie z toru na hamowaniu. Mimo że straciłem później dużo czasu na wyprzedzanie, bieg skończyłem na dobrym 4-tym miejscu. Drugi bieg był dla mnie fatalny. Po starcie byłem ostatni, a na dodatek na Joker Lapie uderzyłem w barierę i straciłem ciśnienie w oponie. Z kolei trzeci poszedł rewelacyjnie. Po starcie byłem pierwszy i jedynie Krzysiek Skorupski wyprzedził mnie na ostatnim kółku. Z tych wyników wynikało świetne trzecie miejsce na starcie do finału. Po pierwszym zakręcie byłem trzeci. Próbowałem wyprzedzić Konrada Kacprzaka, ale on zajechał mi drogę. Doszło do kontaktu, po którym Konrad uderzył w barierę. Ja byłem z tyłu, więc było to moją winą. Takie incydenty się zdarzają. Jak się nie ryzykuje to nigdy się nie wygrywa. Mi się tym razem nie udało i dostałem czarną flagę.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.