Dzisiaj fajrant!
Brudni, zmęczeni, ale uśmiechnięci - właśnie tak wyglądała więszkość zawodników, którzy wczoraj wieczorem zjeżdżali na biwak w Atarze.
Dzisiaj, dokładnie na półmetku Dakaru, rajdowa karawana ma dzień przerwy.
Zawodnicy odpoczywają, regenerują siły i oddają się błogiemu „nicnierobieniu“. Właśnie w takich miejscach docenia się wszystko, co w cywylizowanym świecie jest czymś zwyczajnym. Prysznic, ciepła woda, mydło - po całym tygodniu, szczególnie jeśli po drodze nie było hoteli, to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie mogą spotkać człowieka. Biwak to również doskonałe miejsce dla telewizji. W całej okolicy aż roi się od grasujących dziennikarzy i operatorów.
Od samego początku wspominałem o kontrastach pomiędzy „fabrykami“ a kierowcami prywatnymi. Na biwaku nie jest inaczej. Każda z fabrycznych ekip rozkłada małe miasteczko. Dopiero kiedy w jednym miejscu staną wszystkie rajdówki, samochody serwisowe i techniczne, widać przepaść jaka dzieli te dwa światy. Każdy team ma własnych masażystów, lekarzy a nawet kucharzy, którzy przygotowują posiłki w osobnym namiocie. Doradcy i piloci wspólnie omawiają trasę i opracowują ją na specjalnych programach komputerowych, niedostępnych dla zawodników prywatnych. Zdarza się nawet helikopter.
W ramach wpisowego organizator zapewnia catering. Jedzenie przygotowywane przez Francuzów na początku smakuje całkiem nieźle, ale potem staje się strasznie monotonne.Prawie codziennie jest to samo. Śniadanie to kawa, jajko, szynka, kawałek sera i keks. Na koniec dnia zawsze jest trochę makaronu, mięso albo ryba i słodki deser, ale przecież na pustynię nie jedzie się po to, żeby jeść…
Codziennie przed startem na odcinek wydawane sa wysokokaloryczne racje żywnościowe (aby w razie awarii można było przetrwać na pustyni) oraz obowiązkowa woda.
Na każdym biwaku znajduje się również mały, polowy szpital z izbą przyjęć, w którym na środku pustyni można przeprowadzić regularną operację. Do dyspozycji zawodników jest czterdziestu lekarzy i pielęgniarki. Ta ekipa stanowi w ciagu dnia na odcinkach rajdu medyczne zabezpieczenie trasy w karetkach i helikopterach.
Niestety nie wszyscy mają tak łatwo i przyjemnie. Dzień przerwy to jeden z najtrudniejszych momentów dla mechaników i serwisów, które muszą posprzątać w samochodach to, co spustoszyła pustynia. W przypadku zespołów fabrycznych zasada jest bardzo prosta - doprowadzić rajdówkę do stanu, w jakim była tuż po zjeździe z rampy startowej. Oczywiście w miarę możliwości. W motocyklach wymieniane są kompletne silniki, w samochodach jest to zabronione, ale wstawia się nowe skrzynie biegów, zawieszenia, szyby i elementy nadwozia - słowem wszystko to, na co pozwala regulamin.
Tak wygląda serwis w przypadku teamów fabrycznych. Ekipy prywatne robią tylko to, na co pozwala im budżet, dostępność części i mechaników. W fabryce jedną rajdówką opiekuje się piątka serwisantów, elektryk i inżynier. W zespole prywatnym jest to jedna, góra dwie osoby. Jutro wszystkich czeka powrót do dakarowej rzeczywistości: krótkie dojazdówki i aż 589 km ósmego oesu - na pewno znowu dadzą wszystkim zdrowo w kość. I tak do niedzieli w Dakarze, gdzie czeka upragniona meta…
Łukasz Komornicki
(Fanjazda)
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.