Hołowczyc otwiera trasę
W Dakar Rally pozostało jeszcze 130 motocyklistów, 124 załogi samochodowe, 71 ciężarówek i 21 quadów.
Po dniu przerwy w ściganiu, dzisiaj rozpoczyna się rywalizacja na terytorium Chile. Na zawodników czeka pętla Copiapo - Copiapo z 419-kilometrowym oesem przez pustynię Atakama. Trudne zadanie odszukania trasy stoi przed Krzysztofem Hołowczycem, który z powodu wygrania czwartkowego etapu, startuje jako pierwszy.
- Wczoraj jechaliśmy na wysokości 4700 metrów - mówi Krzysztof Hołowczyc. - W najwyższym punkcie przekraczaliśmy granicę i mieliśmy niepowtarzalną okazję podziwiać piękne widoki. To chyba jedyny moment na Dakarze, kiedy możemy sobie na to pozwolić, choć przyznam, że wolałbym rywalizację. Nie miałem żadnych problemów z różnicami ciśnień, jak również temperatur i rozrzedzonym powietrzem. Podobnie chyba większość zawodników. Pamiętam, że pierwszym razem, kiedy przejeżdżaliśmy przejście na Paso de San Francisco, organizator ustawił mnóstwo punktów medycznych i butli z tlenem. Teraz każdy radził sobie sam.
Nie chcę się nastawiać, że będzie gorzej, ale lubię jechać OS po OS-ie, kiedy się rozkręcę. Szkoda, bo dzisiaj będziemy otwierali drogę. Trasa zaplanowana na wczoraj, była znacznie łatwiejsza, a dzisiaj będzie pełno bardzo trudnych wydm. Z reguły ten, kto otwiera OS, przegrywa go. Chciałbym więc jak najmniej stracić, a może nawet odjechać, ale wiem, że na wydmach będzie trudne otwieranie trasy. Kiedy jedziesz pierwszy, zawsze może zdarzyć się jakaś nieprzewidziana przygoda. Czy Stephane, czy Nani lepiej czują taką trasę i łatwiej jest im znaleźć ten optymalny ślad. Na poprzednim odcinku specjalnym, który udało nam się wygrać, mieliśmy już założony ślad. Obserwowałem Stephana i zastanawiałem się, w jaki sposób on odnajduje optymalną drogę. Często skręcał w miejscach, w których wydawało by się, że trzeba jechać prosto. Będzie dla mnie chyba jutro cięższy dzień, najważniejsze będzie znaleźć optymalne tempo.
- Nie jechaliśmy trasą odcinka specjalnego, gdzie wczoraj była śnieżyca. Zostaliśmy puszczeni inną przełęczą. Tam też były ślady świeżego śniegu, więc decyzja o odwołaniu ścigania wydaje się słuszna - powiedział Jacek Czachor. - Pokonaliśmy 650-kilometrową dojazdówkę do biwaku, z czego 350 biegło po szutrze, to też było męczące. Mogłem jednak przetestować, jak sprawuje się moja obolała ręka, na którą upadłem podczas czwartkowego wypadku. Jeszcze boli, jest trochę zdrętwiała, potrzeba co najmniej dwóch dni żeby wszystko było dobrze, ale da się jechać i dzisiaj zobaczę, jak się będę czuł podczas OS-u.
- Co roku jedziemy na niemal 5000 m n.p.m. - komentował Marek Dąbrowski. - Ubrałem się bardzo dobrze, gdyż zawsze na tych wysokościach panują bardzo niskie temperatury. Zawsze organizm się mocno wyziębiał. Ale wczoraj ze względu na odwołanie OS-u puścili nas trochę później. Nawet czułem przyjemne słońce grzejące po plecach i nie wiem, jaka tam była temperatura. Przerwa nie jest dobra dla rywalizacji. Dzisiaj będziemy trochę wybici z rytmu. Po przerwie jest zawsze najwięcej wypadków. Trzeba się będzie trochę wdrożyć i znów odnaleźć swoje tempo.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.