Hołowczyc w szpitalu
Według wstępnej diagnozy służb medycznych rajdu, Krzysztof Hołowczyc ma pęknięte trzy żebra oraz podejrzenie wstrząśnienia mózgu i w związku z tym został skierowany na dalsze badania i obserwację do szpitala w Dakarze.
Dziesięć kilometrów przed CP1, na 140 kilometrze odcinka specjalnego samochód polsko-belgijskiego duetu rolował na szlaku.
- To był bardzo niebezpieczny oes, trudny nawigacyjnie - mówił obolały Krzysztof Hołowczyc na biwaku w Tambakunda. - Jak zawsze na tych odcinkach, bardzo duży kurz utrudniał jazdę i orientację. Tak jak wielu zawodników, zgubiliśmy właściwy szlak i straciliśmy około dziesięciu minut. Gdy byliśmy już bardzo blisko CP1, doszło do nieszczęścia. Na szlaku było bardzo dużo potężnych dziur i niestety nie wszystkie znalazły się w opisie dostarczonym przez organizatora. W takiej właśnie serii trzech dziur, z których tylko pierwsza znalazła się w opisie, mieliśmy wypadek. Rolowaliśmy przez przód, a uszkodzenia auta i moja boląca klatka piersiowa nie pozwoliły dalej jechać. Jean-Markowi nic się na szczęście nie stało. Strasznie żałuję, że nie udało mi się ukończyć Dakaru. W tym roku mieliśmy sporego pecha, często coś się działo nie po naszej myśli. Taki to już sport, a szczególnie sam Dakar, który należy do grupy rajdów zupełnie nieprzewidywalnych. Na kilku odcinkach pokazaliśmy już jednak bardzo dobre tempo. Nie zamierzam kapitulować, wrócę tutaj na pewno!
Innego typu dramat przeżywał dzisiaj Jacek Czachor. - To dla mnie po prostu katastrofa. Walczyłem, jechałem najszybciej jak tylko potrafiłem, walczyłem przecież o pierwszą dziesiątkę. Do trzydziestego kilometra wszystko przebiegało po mojej myśli. Później był przejazd przez wioskę i za tą wioską zgubiłem właściwy szlak. Zacząłem zbyt bardzo odbijać w prawo i niestety przejechałem 50 kilometrów w buszu, przedzierając się wśród drzew i krzewów, łamiąc gałęzie. Jechałem raz w lewo, raz w prawo, ale nie mogłem odnaleźć szlaku. Trasa była bardzo trudna, jechałem z prędkością 20 - 30 km/godz. I w końcu udało mi się powrócić na właściwy szlak na 48 kilometrze. Z Markiem Comą w ogóle dzisiaj nie jechałem razem. Informacje na ten temat były błędne. Najprawdopodobniej jechaliśmy gdzieś blisko siebie, ale nie w zasięgu wzroku.
Kapitan Orlen Team utrzymał 11 pozycję w klasyfikacji generalnej. Awansował natomiast Marek Dąbrowski, który przewrócił się dzisiaj na odcinku specjalnym. - Na trasie było bardzo dużo nieopisanych w książce drogowej pułapek. Domyślam się, że w serię niewidocznych dziur wpadł Krzysiek. Ja też leżałem w podobnych okolicznościach. Na szczęście dla mnie wpadłem w mniejsze dziury i przy mniejszej prędkości. Pofrunąłem do przodu nad kierownicą, a motocykl pojechał w swoja stronę. Wspominałem ostatnio, że na końcowych etapach może się jeszcze sporo wydarzyć i... pewny zwycięzca rajdu już nie jedzie. Mam oczywiście z tego powodu wątpliwą satysfakcję, ale Dakar pokazuje nam cały czas, że jest niebezpieczny do samej mety.
Jutro ostatni „prawdziwy” odcinek specjalny Dakaru, prowadzący z Tambakundy do stolicy Senegalu. Odcinek specjalny o długości 225 km poprzedzą i zakończą dojazdówki liczące odpowiednio 124 i 227 km. Trasa całego etapu liczy 576 km. A w niedzielę, na pożegnanie z Dakarem tylko 16 kilometrów oesu nad Lac Rose.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.