Już po wszystkim?
Wczorajszy etap z Tichit do Nemy był drugą częścią maratonu bez pomocy serwisów - wielu kierowców wyjątkowo dotkliwie przekonało się o tym, że maraton trzeba przejechać rozważnie.
Na dzisiejszą próbę wyjechali mocno zniszczonymi i zmęczonymi maszynami. 494 km wczorajszego odcinka to szybka, piaskowo-kamienista próba. Poniedziałkowy etap okazał się być wielką katastrofą dla zespołu Volkswagena, którego szefostwo podobno uzależniło dalszy rozwój projektu Race Touarega od zwycięstwa w tym roku. Wiadomo że raczej na pewno Niemcy nie wygrają tegorocznej edycji. Oczywiście rajd trwa nadal i wszystko może się zdarzyć, ale De Villiers i Sainz nie mogą liczyć na to że Peterhansel i Alphand zaprzepaszczą prowadzenie.
Wystartował też Hołowczyc, który miał ogromne problemy w niedzielę. W niedzielny wieczór wielu postawiło na nim krzyżyk i puściło w świat informację, że Polak się wycofał. Każdy przejechany kilometr w warunkach rajdowych jest bardzo cenny, dlatego Hołek zrobił wszystko, żeby zmartwychwstać. Chociaż w klasyfikacji generalnej jest bardzo daleko, kręci niezłe czasy. Widać wyraźnie, że jedzie bardzo szybko, można powiedzieć... w systemie 0-1. Albo się rozpadnie, albo wykręci doskonały rezultat. Nie ulega wątpliwości, że Hołek ciągle sprawdza wytrzymałość swojego Nissana i nie odpuszcza mu ani na moment.
Ogromnie cieszę się z dobrego wyniku Schlessera, który wygrał wczorajszą próbę, a w generalce jedzie jako trzeci zaraz za asami Mitsubishi. Jean-Louis to legenda i gwiazda Dakaru, która wciąż przypomina, że jeszcze nie zgasła. W tym roku wycofał się główny sponsor i Schlesser wystawił tylko jeden samochód. Walka w pojedynkę z potęgą fabryk jest wyjątkowo niewdzięczna, ale na niektórych odcinkach Francuz pokazuje, że jego doświadczenie i Buggy jego konstrukcji może konkurować z największymi koncernami. Co klasa to klasa...
Nie można nie wspomnieć o naszych motorach. Jacek, największy spośród polskich filozofów Dakaru, jest nie do podrobienia i nie do pobicia! Myślę, że jego systematyczność i zimny, wyrachowany umysł zapewni mu po raz kolejny miejsce w pierwszej dziesiątce. Markowi Dąbrowskiemu ciągle niestety dokucza stara kontuzja ręki, dlatego musi jechać mniej ryzykownie, aby dojechać do mety.
Trzymamy kciuki...
Łukasz Komornicki
(Fanjazda)
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.