Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Mówią po 11 etapie

MAREK DĄBROWSKI: – Meta coraz bliżej, ale nie myślimy o tym, tylko spokojnie jedziemy i staramy się nie popełniać błędów.

Dziś było trochę mokro, ale przede wszystkim szybko. Za nami krótki odcinek, jakby cisza przed burzą, bo jutro przed nami ponad tysiąc kilometrów ścigania.



Kuba Przygoński | Fot. ORLEN Team

KUBA PRZYGOŃSKI: – To był drugi odcinek maratoński, na szczęście nie musiałem naprawiać motocykla. Na biwaku było bardzo zimno, więc obudziłem się nie tylko zmęczony, ale bardzo zmarznięty. Odcinek był fajny, szybki, prowadzący przez góry. Jechało mi się bardzo przyjemnie. Do końca rajdu mamy jeszcze dwa dni. W piątek czeka mnie co najmniej dziesięć godzin na motocyklu. To będzie bardzo ciężka przeprawa, dlatego będę musiał jechać bardzo uważnie, aby nie popełnić żadnego błędu. Z kolei ostatni, sobotni odcinek, będzie miał tylko niecałe 400 kilometrów i to na pewno będzie lżejszy etap, kończący tegoroczny Dakar.

Rafał Sonik

RAFAŁ SONIK: - Nie ma żadnego powodu, żeby teraz forsować tempo i ścigać się z rywalami. Stawka jest dla mnie oczywista. Doskonale znam to zjawisko, kiedy zawodnicy, którzy nie mają szans na wynik końcowy, ścigają się na zabój w ostatnich etapach żeby udowodnić sobie, swoim sponsorom, partnerom i kibicom, że są dobrzy. Pozwoliłem im się dzisiaj ścigać między sobą, bo mój cel jest zupełnie inny. Dzisiaj było straszne ryzyko. Można było ugrać kilka minut, a stracić godziny, albo jeszcze więcej. Jeździliśmy w górach, po bardzo wąskich półkach skalnych i nad głębokimi przepaściami. To po co miałem się tam wygłupiać? Po tym środowym „dzwonie” nie doszedłem jeszcze w pełni do siebie, więc tym bardziej muszę się oszczędzać, uważać i jechać ostrożniej. Na jutro zaplanowano najdłuższy etap w historii południowoamerykańskich edycji tego rajdu – 1024 km, w tym niemal 300 km odcinka specjalnego. Jeszcze nigdy nie pokonałem takiej odległości na quadzie za jednym razem, więc jestem bardzo ciekawy tego wyzwania.

Hołowczyc/Panseri

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC: - W kółko powtarzam jak mantrę, że to jest Dakar i tutaj wszystko może się zdarzyć aż do samej mety. Dziś kłopoty techniczne dopadły Yazeeda, którego trzecia pozycja wydawała się niezagrożona. Pamiętajmy, że samochody przejechały już kilka tysięcy kilometrów szaleńczym tempem po ekstremalnych bezdrożach, więc teraz to w zasadzie ruletka, czy coś się popsuje, czy nie. Yazeed był rewelacją tegorocznej edycji, jechał, a raczej frunął swoją Toyotą zupełnie bezkompromisowo. Być może jechał zbyt agresywnie, być może to był zwykły pech, popsuł się jakiś błahy element. Startując do odcinka wiedzieliśmy, że ma poważne kłopoty i jaka otwiera się przed nami szansa. Jechaliśmy spokojnym tempem, koncentrując się na uniknięciu błędów. Pomimo tego złapaliśmy kapcia - stąd ta odległa dziś pozycja, bo różnice w czołówce były minimalne na dość łatwym i krótkim etapie. Przed nami jeszcze dwa dni rywalizacji. Jest realna szansa na podium, ale nie ekscytujemy się tym nadmiernie, musimy zachować spokój i opanowanie aż do mety w Buenos.

Nasser al-Attiyah | Fot. Marcin Kin

NASSER AL-ATTIYAH: - Dzisiaj jestem całkiem zadowolony. To był krótki i bardzo szybki odcinek, typowy raczej dla WRC. Czuję, że wygrałem etap. To pokazuje, iż jechaliśmy dzisiaj bardzo dobrym tempem. To bardzo ciężki Dakar. Prowadzimy od drugiego dnia. Teraz czekam już tylko na metę w Buenos Aires. Dotarcie tam jest bardzo ważne dla wszystkich, którzy mnie wspierają. Po wczorajszym etapie wiedziałem, że Yazeed ma problem z silnikiem. Taki jest Dakar. Trzeba naprawdę zwracać uwagę na wszystkie szczegóły. Przykro mi z powodu Yazeeda, ale wiem, że w przyszłym roku wróci jeszcze mocniejszy. To pokazuje, że w każdej chwili wszystko może się zdarzyć. Dakar kończy się dopiero na podium! Fot. Marcin Kin.

Orlando Terranova | Fot. dakar.com

ORLANDO TERRANOVA: - Odcinek był piękny, choć bardzo mokry. Nie podejmowałem ryzyka. Wystarczy spojrzeć, co stało się wczoraj Naniemu. To samo mogło dzisiaj spotkać Nassera, który otwierał trasę. Na wszelki wypadek jechaliśmy spokojnie. Dla nas liczy się już tylko meta. Uczymy się, poprawiamy jazdę, lepiej poznajemy samochód. Nic więcej...

Giniel de Villiers | Fot. Imperial Toyota

GINIEL DE VILLIERS: - Kolejny etap za nami. W środkowej części odcinka było bardzo ślisko, dużo błota. Rano widzieliśmy, co się stało Yazeedowi. Przykro mi z powodu niego, bo Yazeed wykonywał bardzo dobrą robotę. To jednak pokazuje, że rajd nie kończy się przed metą. Musimy utrzymać koncentrację i jednocześnie nadal atakować. Chciałbym podziękować mojemu koledze z zespołu, Leeroyowi Poulterowi, który po starcie na mnie poczekał i jechał za nami przez cały oes. Zaliczamy udany rajd. Mogliśmy powalczyć z Nasserem, choć obecnie ma sporą przewagę. Odnoszę wrażenie, że Hilux zrobił kolejny krok naprzód, a to dobrze wróży na przyszłość.

Joan Barreda | Fot. HRC

JOAN BARREDA: - Wczoraj musieliśmy zamienić silniki w moim motocyklu i Paulo, bo mój miał mniejszy przebieg. Ja założyłem silnik Jeremiasa. Pracowaliśmy do drugiej w nocy i spaliśmy tylko parę godzin. W nocy padał deszcz, co utrudniło pierwszą część odcinka. Na trasie wezbrały rzeki. Bez kłopotów dotarłem do tankowania, a potem naprawdę mocno cisnąłem na górskich ścieżkach. Wszystko dobrze poszło i uzyskałem najlepszy czas. Udowodniliśmy, że możemy wygrywać etapy. Moglibyśmy również wygrać rajd. W tej chwili priorytetem jest sukces teamu.

Paulo Gonçalves| Fot. HRC

PAULO GONÇALVES: - Wczoraj miałem kłopoty z silnikiem i trzeba było go wymienić. Zaliczaliśmy etap maratoński, a zatem jeden z naszych zawodników musiał pozostać w Cachi. To Jeremias Israel dał mi swój silnik. Postąpił bardzo dzielnie, bo to dla niego koniec rajdu. Postaram się zająć jak najlepsze miejsce, żeby zadedykować je Jeremiasowi. Z powodu kary podarowałem moim rywalom 15 minut. Taki jest regulamin, który obowiązuje wszystkich. Było już trudno z 7 minutami straty. Dzisiaj odrobiłem dwie. Teraz jest jeszcze trudniej, ale innych może spotkać taki sam problem. Nie jest za późno, żeby liczyć na czołowe miejsce.

Marc Coma | Fot. redbullcontentpool.com

MARC COMA: - Taki etap zawsze jest stresujący, bo na biwaku sam musiałem być mechanikiem. Wszystko poszło jednak dobrze. Pozostał jeden skomplikowany dzień - jutrzejszy, a potem sobota do przejechania. Nie widzę jeszcze mety. Zostało wiele kilometrów, ale jak na razie jestem zadowolony.

 

Pablo Quintanilla | Fot. dakar.com

PABLO QUINTANILLA: - Miałem bardzo trudny etap maratoński. Wczoraj byłem chory. Odwodniłem się i bolała mnie głowa. Ważne jednak, że dotarłem do mety. Pozostały dwa etapy i zamierzam walczyć do ostatniego kilometra. Dzisiaj znowu nie było dobrze. Na górskich drogach dokuczał mi ból głowy. Na biwaku pójdę do lekarza.

Poprzedni artykuł Takie samo, ale szybsze
Następny artykuł Podium jest blisko

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry