W pierwszym kosztował mnie on zaledwie kilka minut. Dojechaliśmy do dwóch rzek, z których żadna nie prowadziła w kierunku podanym w roadbooku. Wybrałem tę po prawej, ale zawróciłem. Ta po lewej po kilku kilometrach skręcała we właściwą stronę. Te kłopoty okazały się jednak niczym w porównaniu do tego, co czekało nas na dojeździe do punktu kontrolnego na 180. kilometrze. Wszyscy się gubili. Jeździli tam i z powrotem. Najlepsi nawigatorzy samochodowi zatrzymywali się i pytali ludzi o drogę. Ten roadbook jest zrobiony dla zawodowców, ale i oni nie potrafią prawidłowo go odczytać! Nie wiem, czy ktokolwiek znalazł właściwy kierunek za pierwszym razem. Ja nadrobiłem w tym miejscu prawie 100 km, a do tej chwili jechałem w czołówce… Wszystkich czeka teraz ciężka noc. W Oruro nie przestaje padać deszcz, a biwak zamienił się w ogromne bagno, w którym grzęzną samochody, a ludzie zapadają się po kostki w lepkiej mazi. Tymczasem w sobotę zawodnicy mają wyruszyć w kierunku La Paz, na najdłuższy w tej edycji odcinek specjalny, liczący 527 km. Rywalizacja jest jednak zagrożona. – Na biwaku stoją już wielkie bajora wody i organizator nie wpuścił ciężarówek serwisowych. Jeżeli codzienna naprawa nie będzie możliwa, jutro nie wystartujemy. Nie wspomnę już o tym, że na trasie z pewnością warunki są równie trudne, a końca ulewy nie widać. Jest więc ogromne niebezpieczeństwo, że kolejny dzień rywalizacji zostanie odwołany…KAMIL WIŚNIEWSKI: - Straciłem sporo czasu w pierwszym z miejsc, o których opowiadał Rafał. Spotkałem go potem, kiedy szukał drogi na kolejny waypoint i dalej pojechaliśmy już razem.
KUBA PRZYGOŃSKI – Chyba wszyscy dzisiaj pobłądzili. Chwilami nie dało się znaleźć drogi, więc był duży stres Rzeki, które miały być wyschnięte, były rwącymi rzekami dwumetrowej głębokości. Nie dało się nimi przejechać. Mechaników czeka dziś bardzo trudna noc, bo ciągle pada i wszędzie jest błoto. Ale jutrzejszy odcinek będzie miał ponad 500 kilometrów, więc sprzęt musi być perfekcyjnie przygotowany.
ADAM TOMICZEK: - To był bardzo trudny technicznie odcinek. Ale jestem na mecie i jutro jadę dalej, to jest dla mnie najważniejsze. Plan na dziś zrealizowany.
GERARD DE ROOY: - To był naprawdę ciężki odcinek przez niebezpieczne, śliskie koryta rzek, przez wydmy, z ekstremalnie trudną nawigacją. Pierwsze 60 km prowadziło przez góry. Było bardzo zdradliwie, dużo małych parowów. Omyłkowo wjechaliśmy w jeden z nich, ale udało się przedostać na drugą stronę. Było jeszcze w miarę sucho, tylko miejscami trochę padało. Później rozpętała się ulewa. Sądzę, że nie było najgorzej. Przyczepność opon Goodyear okazała się znakomita. Jeżeli jednak cała stawka ciężarówek za nami wpadła w deszcz, to musiało wyglądać jak jazda po lodzie. Wydmy na końcowej sekcji sprawiły, że nawigacja przyprawiała o duży ból głowy. Wielu zawodników zgubiło drogę i dużo czasu zabrało im poszukiwanie właściwego szlaku. Parę razy zatrzymaliśmy się, żeby to dokładnie sprawdzić. Było naprawdę ciężko, ale książka drogowa została bardzo precyzyjnie wykonana. Co do metra trzymaliśmy się trasy.
SÉBASTIEN LOEB: - Dzisiejszy odcinek był naprawdę trudny, ze skomplikowaną nawigacją. Zaczęliśmy dobrze, ale tak jak inni, zgubiliśmy się w końcowej jednej trzeciej oesu i straciliśmy tam znaczną część przewagi, którą sobie wypracowaliśmy. I tak jednak okazaliśmy się najszybsi, więc jest dobrze. Nasz samochód przez cały dzień pracował jak zegarek.
NANI ROMA: - Dzisiaj poszło nam bardzo dobrze. Odcinek okazał się wyjątkowo trudny. Mocno padało i zachowaliśmy ostrożność. Na dodatek na 4.400 metrach silnik nie ma mocy. Popełniliśmy parę błędów, ale mniej niż inni. Alex zaliczył super etap. Myślę, że wspaniale pracowaliśmy jako zespół. Na razie idzie nam dobrze. Dakar pozostaje otwarty. Samochód dobrze pracuje i czekamy na jutro. Teraz mocno pada, warunki są bardzo trudne. Jesteśmy na dużej wysokości i wszystko się komplikuje, ale tak jak powiedziałem przed startem, to jest maraton, w którym wiele może się jeszcze wydarzyć, bo mamy przed sobą długi dystans. Jak na razie jestem zadowolony.
STÉPHANE PETERHANSEL: - Padało, gdy rano startowaliśmy, ale był to fajny odcinek, choć wymagający technicznie i miejscami blotnisty. Nawigacja była złożona i wygląda na to, że wszyscy błądzili, jednak nasze błędy nie kosztowały zbyt dużo czasu. To dopiero piąty dzień rajdu, a mieliśmy już czterech liderów, choć niewiele to znaczy. Fajnie być z przodu na tym etapie, jednak nie powinno się z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków.
CYRIL DESPRES: - Dzisiaj jechaliśmy dobrym tempem na drogach typu WRC. To nieźle dla byłego motocyklisty! Potem nawigacja stała się trudniejsza i ominęliśmy jeden z waypointów. Wróciliśmy na właściwą drogę w tym samym czasie co Stéphane. Kosztowało nas to parę minut, jak również prowadzenie w rajdzie. Nie jest to jednak zbyt poważna sprawa. W tej chwili najbardziej martwi nas to, jak zdołamy przejechać sobotni odcinek, ponieważ w Oruro właśnie pada deszcz.
ORLANDO TERRANOVA: - Cała nasza strata czasowa wynikała z poszukiwania właściwej drogi. Jednak nie tylko my jeździliśmy w kółko na tym odcinku.
MIKKO HIRVONEN: - Dwa razy zupełnie się zgubiliśmy. Dla każdego było trudno, ale za drugim razem sami zabłądziliśmy i to kosztowało nas 40 minut.
SAM SUNDERLAND: - To był ciężki dzień. Choć odwołano drugą część odcinka, nadal mieliśmy do przejechania 300 kilometrów w deszczu i zimnie. Czekam na prysznic i odpoczynek. Miałem udany dzień. Rano na starcie dobrze się czułem i jechałem szybko. Starałem się skoncentrować na nawigacji. W paru miejscach było naprawdę zdradliwie. Czasem się udaje, a czasem masz problemy. Dzisiaj dla mnie było OK. Mamy przed sobą jeszcze długą drogę. Wczoraj byłem naprawdę załamany, ponieważ popełniłem błąd, a teraz jestem bardzo zadowolony. Trzeba zachować spokój i utrzymać koncentrację, bo to dopiero piąty dzień Dakaru.
ADRIEN VAN BEVEREN: - Pierwsza część odcinka była interesująca, jednak potem w górach zmokliśmy w deszczu i zrobiło się dosyć zimno. Odcinek okazał się bardzo techniczny, wymagający, co dało mi przewagę. Wykorzystałem moje umiejętności. Było trochę poślizgów, ostrych hamowań. W drugiej części oesu jechaliśmy korytem rzeki i musieliśmy wyznaczyć ścieżkę. Barreda wracał jadąc w przeciwnym kierunku. Pojechałem za nim, ale szybko zorientowałem się, że nie podążam za książką drogową. Ukryty waypoint nie chciał się otworzyć. Stwierdzilem, że lepiej wrócić do punktu, w którym byłem pewny, że jestem na właściwej trasie. Zawróciłem po 5 kilometrach i znalazłem dobrą drogę.
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.