Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Miejscami jechaliśmy 20 km/h, bo czułem, jakbym prowadził ciężarówkę po lodzie i nietrudno było wpaść do rowu. Zrobiło się też spore zamieszanie, ponieważ w pewnym momencie, samochody przed nami jechały sznurkiem, jeden za drugim, tak żeby tylko dotrzeć do mety. Mimo wszystko to była formalność. Nasza Tatra ma słabszy silnik i zawieszenie niż pozostałe dwa Jamale, które rywalizowały w stawce. Jak na warunki, które mieliśmy, wynik jest naprawdę świetny.ROBIN SZUSTKOWSKI: - Zrealizowaliśmy cel, który sobie założyliśmy, czyli miejsce w pierwszej dwudziestce, dlatego nie możemy być niezadowoleni. A czy można było osiągnąć więcej? Mieliśmy naprawdę mało awarii, ale spowolniła nas trochę moja choroba. Gdyby nie grypa, moglibyśmy być kilka pozycji wyżej. Najważniejsze jednak, że jesteśmy już na mecie. Przez ostatnie kilka dni mieliśmy bardzo mało czasu na spanie, więc na dojazdówce do Buenos Aires, kiedy opadły emocje zrobiło się trochę sennie. Na razie mamy dość Dakaru i nie żałujemy, że się skończył. Najważniejsze jest to, że go ukończyliśmy. To wielka satysfakcja. Fot. facebook.com/robinszustkowski

Marek Dąbrowski i Mark Powell | Fot. ORLEN Team

MAREK DĄBROWSKI: – Bardzo trudno mi podsumować ten rajd. Cieszę się z sukcesów kolegów, ale dla mnie to był najcięższy Dakar, jaki dotychczas przejechałem. Nie ze względu na trudność trasy czy zmęczenie fizyczne, tylko na obciążenie psychiczne. Nie zapomnę tego Dakaru. Zaraz po powrocie do Polski wezmę udział w pożegnaniu Michała Hernika.
Szczególne podziękowania i gratulacje należą się Markowi Powellowi. Przygotowujemy się do Dakaru cały rok, on jednak zgodził się usiąść na fotelu pilota z dnia na dzień. To było ogromne wyzwanie i obciążenie dla Marka, ale podołał wspaniale. Lepiej, niż mogłem się tego spodziewać.
Dzisiaj żeby tradycji stało się zadość, na oesie zawisła nad nami czarna chmura. Dopadła też cztery ciężarówki, które jechały przed nami. Było bardzo ślisko, a rowy po bokach drogi były pełne wody, więc ciężarówki nawet nie mogły zjechać nam z drogi i jechaliśmy razem w konwoju.
Swój medal dedykuję Kubie Czachorowi. Jestem też myślami z Jego rodziną, moimi przyjaciółmi.
 
Kuba Przygoński | Fot. Red Bull

KUBA PRZYGOŃSKI:
– Każdy, kto jest na mecie Dakaru, odczuwa wielką satysfakcję. Przejechać Dakar zawsze jest ciężko. Rok temu miałem lepsze tempo, niż obecnie, ale jestem po pięciu miesiącach leżenia w łóżku i rehabilitacji. Rajd jak zawsze był nieprzewidywalny, wielu zawodników odpadło, a ja dojechałem do mety, z czego się cieszę.
Ostatni etap miał być łatwy, ale okazało się przeciwnie. Spadł deszcz i było bardzo ślisko. Miałem trochę przygód na trasie, ale najważniejsze, że utrzymałem swoją pozycję, z czego się bardzo cieszę.
Swój medal chciałbym zadedykować Michałowi Hernikowi, który zmarł realizując swoją pasję. Żałuję, że nie mogę dać nic więcej, niż ten medal, symbolizujący cały trud, jaki włożyłem, aby przejechać te 9000 kilometrów.

Rafał Sonik

RAFAŁ SONIK: - Dopiero zaczęło mi się podobać, a rajd już się skończył. Szczególnie dzisiejszy etap. Pojawiło się błotko i fajna jazda, a tu „pyk” i odwołali! Pracowałem na ten sukces siedem lat i ani przez chwilę nie zwątpiłem, że może się nie udać. W zwycięstwo wierzył cały mój zespół, moja rodzina i przyjaciele. Dziękuję im, że wspierali mnie w tej długiej wspinaczce na szczyt. Dedykuję tę wygraną tym, którzy marzą o Dakarze, mają pasję i starają się ją ze wszystkich sił realizować. Również tym, którzy do mety nie dojechali… Realizacja marzeń wymaga gigantycznych poświęceń. Na tym rajdzie, a także przed nim zdarzyły się sytuacje tragiczne, które w szczególności dotknęły nas, Polaków. Zwyciężam z pełną świadomością tego co się stało, mając Kubę i Michała w sercu.
Największym szczęściem jest to, że na mecie zgromadzili się quadowcy i wspólnie dziękowaliśmy sobie za uczciwą rywalizację, za fair play. Stało się tak po raz pierwszy odkąd wystartowałem w Dakarze. Po raz pierwszy nasza walka była zupełnie czysta.
Ogromną radość dopełnił fakt wywalczenia przez Krzysztofa Hołowczyca trzeciego miejsca w rywalizacji samochodów. Hołek imponuje mi od lat swoją konsekwencją i charakterem, a to jest chyba największy sukces w jego sportowym życiu. Będę namawiać go, żeby dalej walczył, ponieważ jeszcze wiele lat jazdy przed nim i wiem, że może jeszcze zwyciężyć w Dakarze. Jest w nim wielki hart ducha, zawsze dawał mi ogromną siłę, dlatego wierzę, że to nie jest jego ostatnie słowo.

Krzysztof Hołowczyc | Fot. Facebook

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC: - Trudno nawet znaleźć mi odpowiednie słowa, żeby wyrazić swoją ogromną radość. Zrealizowałem swoje wielkie sportowe marzenie stając na podium rajdu Dakar. Kosztowało mnie to dziesięć lat ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeń i zupełnego poświęcenia się swojej pasji. Gdy pierwszy raz w 2005 roku dojechałem zupełnie wycieńczony do mety w senegalskim Dakarze na 60. miejscu byłem pewny, że więcej tam nie wrócę, że to nie dla mnie. Jednak Dakar to nieuleczalna, a często nawet śmiertelna choroba. Nie opuściłem od tamtego momentu żadnej edycji. Wracałem z kolejnych edycji poturbowany nie tylko psychicznie, bo nie dopisywało mi szczęście , ale też w gorsecie ortopedycznym, a nawet po złamaniu kręgosłupa na wózku inwalidzkim. Były też piękne chwile, gdy kończyłem rajd na piątym miejscu, gdy wygrałem etap i prowadziłem w rajdzie.  Dziś stanąłem na podium i wiem, że te wszystkie bolesne i radosne doświadczenia miały swój sens, że były potrzebne, żebym dziś mógł świętować ten sukces. Oczywiście ogromną rolę odegrał w nim mój pilot Xavier Panseri, który spisał się wprost znakomicie, zwłaszcza, że był to jego debiut w rajdzie. Zatriumfowała też nasza taktyka. Już przed rajdem ustaliliśmy, że będziemy starali się jechać szybko, równo i rozważnie, tak by nie popełnić jakichś większych błędów. Do tej pory zawsze coś chciałem udowodnić, wygrać etap, wyprzedzić kilku rywali na trasie, pokazać jaki jestem szybki. W tym roku jechaliśmy szybko, ale też bardzo konsekwentnie, bez żadnych większych wpadek. Zaczęliśmy od czwartego miejsca, potem po poważnej awarii wału napędowego spadliśmy na szóste, szybko wróciliśmy na czwarte,  które utrzymywaliśmy długo, aż do awarii Yazeeda al-Rajhiego. Ten rajd miał prawie 9000 kilometrów, a trasa była bardzo ciężka, o czym obiektywnie świadczą duże różnice czasowe w czołówce we wszystkich kategoriach. My szybko zorientowaliśmy się z Xavierem, że trzeba jechać na tyle szybko by nie wypaść z czołówki, ale jednocześnie tak, by oszczędzać silnik i transmisję. I to się udało. Oczywiście trzeba też jasno powiedzieć, że jechaliśmy świetnym samochodem Mini All4 Racing, rewelacyjnie przygotowanym do rajdu przez najlepszy zespół X-raid. To jest zespołowy sukces załogi, mechaników, logistyków i managementu X-raid. Za naszym sukcesem stoi przede wszystkim Sven Quandt, założyciel i szef X-raidu, któremu pragnę wyjątkowo serdecznie podziękować za zaufanie i wiarę w moje umiejętności.  W najtrudniejszym momencie mojej dakarowej przygody, gdy straciłem wieloletniego sponsora to on wyciągnął do mnie pomocną dłoń, proponując mi rolę kierowcy fabrycznego Mini. Dziękuję też mojemu sponsorowi Monster Energy, który od kilku lat wspiera mnie i zespół X-raid. Dziękuję też Totalizatorowi Sportowemu, mojemu jedynemu polskiemu sponsorowi, za wspieranie moich startów,  za zorganizowanie programu Szkoła Mistrzów i powołanie zespołu Lotto Team. Dziękuję mojej żonie Danusi i córkom za bezgraniczne akceptowanie mojej pasji, za ich wszystkie wyrzeczenia, za nieprzespane noce, za stracone nerwy. Dziękuję za ogromny doping kibicom. Wasza energia do nas dociera i pomaga w najtrudniejszych chwilach! Gratuluję też Rafałowi Sonikowi, kapitanowi Poland National Team, temu upartemu, samotnemu jeźdźcowi, który swoim quadem wjechał na najwyższe podium! Ja też od lat marzyłem żeby stanąć na podium Dakaru w biało-czerwonych barwach i z polską flagą w ręku pozdrowić kibiców na całym świecie. Dziś moje marzenie się spełniło.

al-Attiyah/Baumel | Fot. dakar.com

NASSER AL-ATTIYAH: - Jestem bardzo szczęśliwy, że wygrałem ten Dakar! Pamiętam, jak w 2011, kiedy meta odcinka również znajdowała się tu w Baradero, był to dla mnie bardzo szczególny moment. Zwycięstwo jest fantastyczne, bo od początku dominowaliśmy w rajdzie i mogliśmy kontrolować sytuację. Muszę podziękować wielu ludziom. Przyjechałem na ten Dakar bardzo dobrze przygotowany zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Potem codziennie wykonywaliśmy naszą pracę. To fantastyczne! Chcę wygrać więcej Dakarów!

Giniel de Villiers | Fot. Red Bull

GINIEL DE VILLIERS: - Wjazdowi na metę Dakaru zawsze towarzyszy uczucie ulgi. Tylu ludzi wykonało tak ciężką pracę. Każdy chciał zająć najwyższe miejsce na podium, ale możemy być dumni z tego, co osiągnęliśmy. Przez długi czas mogliśmy walczyć z Nasserem. On jednak pojechał bardziej czysto i dobrze to rozegrał. Wynik jest dla nas trochę frustrujący, ale takie są rajdy. Rozwinięcie samochodu, który może wygrać Dakar, trwa kilka lat. Myślę, że po czterech latach egzystencji Toyota Hilux została znacznie poprawiona. Nasz zespół wykonał dużą pracę.

Stéphane Peterhansel | Fot. Red Bull

STÉPHANE PETERHANSEL: - Z natury jestem optymistą, a zatem wolę dostrzec dobre strony naszego startu. Z trzech samochodów dwa mamy na mecie, a ten którego brakuje, nie odpadł z powodu kłopotów technicznych. Brakowało nam trochę tempa, potrzebujemy dalszych prac rozwojowych, ale nie mieliśmy poważniejszych problemów. Przód samochodu, układ kierowniczy są trochę wrażliwe. Trzeba popracować nad silnikiem, nadwoziem, oponami. To był nasz pierwszy krok. Jesteśmy na mecie i wkrótce będziemy mogli się uśmiechać - mam nadzieję. Nie było jakichś szczególnych frustracji. Nie oczekiwałem cudu. W motorsporcie jeżeli nie przejedziesz tysięcy kilometrów i wszystkiego nie sprawdzisz, to podczas rajdu nie zdarzają się cuda. Cieszę się z powodu zespołu, który jest wspaniały. Mechanicy prezentowali wyjątkowego ducha w trakcie Dakaru.

Marc Coma | Fot. KTM

MARC COMA: - Jestem szczęśliwy i dumny. Tak jak zwykle, był to wyczerpujący rajd. Drugiego dnia musiałem sobie poradzić z problemem, który spowodował spadek w wynikach. Zmieniliśmy trochę taktykę i cisnąłem, żeby odzyskać stracony czas. Wiedziałem, że odcinki maratońskie będą kluczowe w tym rajdzie - i tak się stało. Jestem szczęśliwy z powodu całego teamu, ludzi, którzy mnie otaczają. To piąte zwycięstwo wiele mówi o nas wszystkich. Chciałbym również pogratulować moim dwóm głównym rywalom - Joanowi Barredzie i Paulo Gonçalvesowi. Poziom był bardzo wysoki i to sprawia, że zwycięstwo jest dla mnie wyjątkowo cenne.

Paulo Goncalves | Fot. HRC

PAULO GONÇALVES: - Jestem zadowolony z ukończenia Dakaru na drugim miejscu. Po rozpoczęciu rajdu byłem drugi, potem spadłem na trzecią lokatę, a w końcu wspiąłem się z powrotem na drugą. W pewnym momencie znalazłem się blisko Marc'ka Comy. Dzieliło nas tylko pięć minut. Otrzymałem jednak karę za wymianę silnika. Joan Barreda również zaliczył zdumiewający rajd. Prowadził aż do Uyuni. Pomógł mi mój kolega Jeremias Israel, który oddał swój silnik. Bez pomocy Jeremiasa nie zająłbym drugiego miejsca. A zatem jemu dedykuję ten wynik. W przyszłym roku znowu spróbujemy...

Toby Price | Fot. dakar.com

TOBY PRICE: - Po 70 kilometrach odcinka specjalnego zaczęła się ulewa. Jechało się ekstremalnie trudno. Potem organizatorzy skrócili oes. Trzecie miejsce jest niesamowite! Brak mi słów... Kiedy przez trzema-czterema miesiącami podpisałem kontrakt na start w Dakarze, byłem trochę zdenerwowany. Nie wiedziałem, w co się pakuję. A teraz jestem na mecie - szczęśliwy!

Laia Sanz | Fot. HRC

LAIA SANZ: - Jestem bardzo szczęśliwa - naprawdę! Gdyby przed rajdem zaproponowano mi miejsce w top 10, wzięłabym je w ciemno. Wielu twierdziło, że to realne, ale Dakar to taki nieprzewidywalny, trudny i ryzykowny rajd. Zawsze trzeba jechać z głową. To wielki wynik, który chcę dzielić z całym zespołem, który od początku mi zaufał i dał mi tę wielką szansę, a także z kibicami, którzy przez cały czas mnie wspierali. Muchas gracias!

Ajdar Mardiejew | Fot. Red Bull Content Pool

AJRAT MARDIEJEW: - To był bardzo ciężki Dakar, z maratońskim etapem również dla ciężarówek. Staraliśmy się jechać równym tempem i nie tracić czasu. Dziękuję Argentynie, dziękuję Chile za wspaniały rajd. Z radością tu znowu wrócimy. Dlaczego Kamaz ciągle wygrywa? Bo jesteśmy Rosjanami!

Poprzedni artykuł Przedsiębiorca i sportowiec
Następny artykuł Kolejny dublet Panisów

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry