Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Mówią po etapie

GRZEGORZ BARAN: - W takich chwilach przypominam sobie, dlaczego Dakar nazywany jest morderczym rajdem.

Jesteśmy potwornie wykończeni, ale jedziemy dalej i to najważniejsze. Gra się jeszcze nie skończyła, przed nami kolejne etapy, w tym dwa niezwykle trudne, następujące po dniu przerwy. Byle do przodu...

RAFAŁ MARTON: - Po 6 godzinach, w końcu udało się nam uporać z awarią i wymienić sprzęgło. Zajęło to sporo czasu, musieliśmy zdjąć skrzynię biegów, w pełnym słońcu, stojąc z autem przechylonym na wydmie. Zdjęcie skrzyni biegów, która waży ze 300 kg, nie jest takie proste, „scharataliśmy” się strasznie w tym potwornym upale i kurzu. Ruszyliśmy dalej, przed nami było jeszcze prawie 500 km trasy. Później okazało się, że ostatni punkt, pierwszej części odcinka, jest na wydmach, w bardzo trudnym terenie. Po drodze widzieliśmy poprzewracane ciężarówki, m.in. MANA i Tatrę. Zaczęliśmy krążyć po wydmach, żeby znaleźć ten punkt, w końcu się nam udało i skończyliśmy ten odcinek o godz. 20.50. O zmroku, około godz. 21 wystartowaliśmy do drugiej części odcinka, który miał 372 km i zaraz na starcie zaczęliśmy doganiać inne załogi. Jechaliśmy w bardzo trudnym terenie, bardzo duże kamienie, nawet wielkości telewizora. Przedzieraliśmy się po tych kamieniach, szukając najlepszej drogi, co w tych warunkach nie jest łatwe. Tam też straciliśmy sporo czasu. W końcu się wydostaliśmy. Zostawiliśmy za sobą m.in. Ginafa i MAN-a. Te załogi po prostu się poddały, stwierdziły że po ciemku nie dadzą rady już jechać. Zawodnicy rozłożyli namioty i zostali na noc. Nam się udało i zaczęliśmy jechać do mety. Nie było to łatwe, ponieważ we wszystkich dolinach była potworna mgła. Jak się zjeżdża po półkach skalnych do doliny, w takiej mgle, gdzie nic nie widać, to jedzie się z zerową prędkością. Minęliśmy jeszcze chyba ze 2 czy 3 samochody i ruszyliśmy tak szybko, jak tylko się dało. Byliśmy na mecie parę minut po ósmej. Na szczęście jest dzień przerwy. Zabieramy się do roboty, będziemy remontować samochód, żeby jutro normalnie wystartować.

Robert Szustkowski | Fot. R-SIXTEAM

ROBERT SZUSTKOWSKI: - Ten drobny piasek, który jest wszędzie, będę chyba czuł jeszcze po powrocie do domu. Rajd jest bardzo ciężki. Dzisiejszy etap był niezwykle długi i wymagający, myślę że decydujący o kształcie imprezy. Jechaliśmy swoim tempem. Chcę pokonać cały Dakar i poczuć, jak smakuje meta. Na lepsze rezultaty raczej nie mamy większych szans. Próbujemy na tyle, na ile pozwala nam auto, ale nasz samochód odbiega technologicznie plus - minus, jakieś 5 lat od czołówki. Mimo, że jest to bardzo dobre auto, nie jesteśmy w stanie sprawnie pokonać wydm, które auta z pierwszej 30. podjeżdżają bez żadnego problemu i zajmuje im to jakieś
2 minuty. Jak na razie jesteśmy zadowoleni, kolejny etap za nami, mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.

Jarosław Kazberuk | Fot. R-SIXTEAM

JAROSŁAW KAZBERUK: - Etap był potwornie ciężki. Jesteśmy zadowoleni, że udało się nam uniknąć większych kłopotów. Ze trzy razy zakopaliśmy się na wydmach, dwa razy też błądziliśmy. Do mety dotarliśmy około północy. Auto jest w porządku i to nas cieszy najbardziej. Podczas dnia przerwy przejdzie gruntowny serwis i mam nadzieję, że dalej będzie się tak dobrze spisywało, jak teraz. Fot. R-SIXTEAM

Hołowczyc/Fortin | Fot. orlenteam.pl

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC: - Za nami połowa rajdu i rzec by można "so far - so good". Oby tak dalej. Znaleźliśmy dobre tempo, jedziemy cały czas dość szybko, ale bez zbędnego ryzyka i taka strategia póki co się sprawdza. Jesteśmy na dobrym, szóstym miejscu w generalce i prowadzimy wśród samochodów napędzanych benzyną, co nas bardzo cieszy, bo przecież fabryczne diesle są poza zasięgiem. Dzisiejszy najdłuższy etap znieśliśmy zaskakująco dobrze, może dlatego, że nie mieliśmy prawie żadnych przygód. W pewnym momencie lekko pobłądziliśmy, ale dość szybko powróciliśmy na właściwy szlak. Przez prawie 200 km trasa była bardzo techniczna i miałem ogromną frajdę z prowadzenia rajdówki. Takie fragmenty, z Jean-Markiem, po prostu uwielbiamy. Zaraz potem wjechaliśmy na prawie 150-kilometrowy odcinek, usłany ogromnymi kamieniami, bardzo wykańczający dla samochodu, ale nasza Navara spisała się znakomicie. Był też fragment ogromnych wydm, przez które również przejechało nam się z dużą frajdą. Dziś znowu na kilku partiach ścigaliśmy się z Orlando Terranovą. On był szybszy na prostych, my uciekaliśmy mu na trudniejszych, technicznych partiach. Jutro mamy dzień przerwy, więc będzie czas na odpoczynek i gruntowny przegląd samochodu. Pewnie mechanicy wymienią większość głównych podzespołów na nowe i mamy nadzieję, że po tej przebudowie samochodu dotrzemy bez większych problemów do Buenos Aires. Fot. orlenteam.pl

al-Attiyah/Gottschalk | Fot. VW

NASSER AL-ATTIYAH: - Jestem bardzo szczęśliwy, bo to był długi i ciężki odcinek. Było sporo nawigacji. Pod koniec 150 kilometra znaleźliśmy się za Carlosem i trudno nam się jechało. Kiedy rozpoczęliśmy drugą część odcinka, próbowałem trochę cisnąć i zaryzykowałem, wyprzedziłem Carlosa. Bardzo się cieszę, że wygrałem najdłuższy w tym roku odcinek Dakaru. To oznacza, że dobrze wykonaliśmy naszą pracę. Co więcej, startowałem jako czwarty, a w tej sytuacji nigdy nie jest łatwo. Moim celem pozostaje atak. Jutro odpoczywamy, ale ósmy etap będzie trudny. Zrobię jednak, co mogę, każdego dnia. Fot. VW.

Peterhansel/Cottret | Fot. x-raid.de

STEPHANE PETERHANSEL: - Nie widzieliśmy przed sobą żadnych samochodów. Startowaliśmy jako pierwsi - i pierwsi dotarliśmy na metę. Byliśmy naprawdę samotni. Staraliśmy się utrzymać względnie wysokie tempo, ale nie było łatwo, kiedy przed nami nikt nie jechał i nikt nas nie gonił. Popełniliśmy drobny błąd nawigacyjny, kosztujący nas jedną, dwie minuty. Przypuszczalnie dlatego przegraliśmy odcinek. Fot. x-raid.de

Carlos Sainz | Fot. VW

CARLOS SAINZ: - Na początku wysokie wydmy, a później szybkie sekcje tworzyły pierwszą część odcinka. Drobny błąd nawigacyjny kosztował nas trochę czasu i umożliwił mojemu koledze z zespołu, Nasserowi al-Attiyahowi wyprzedzenie nas tuż po okresie neutralizacji. Nasser narzucił szybkie tempo i zasłużył na wygranie odcinka. Pozostanie na czele klasyfikacji po tym ciężkim rajdowym dniu, stanowi dzisiaj nasze małe zwycięstwo. Fot. VW.

Jakub Przygoński | Fot. orlenteam.pl

JAKUB PRZYGOŃSKI: - Bardzo długi etap i bardzo dużo się na nim działo. Na piątym kilometrze wywrócił się jadący przede mną Słovak Ivan Jakes. Zatrzymałem się przy nim, pomogłem mu podnieść motocykl. Mówił, że jest wszystko w porządku i żebym jechał, więc to zrobiłem. Potem jechałem szybkim tempem. Na 500 kilometrze dogoniłem Lopeza, który zerwał łańcuch. Błagalnym wzrokiem prosił mnie o pomoc, więc zatrzymałem się, wyciągnąłem ze swojego motocykla części i zostawiłem mu, żeby mógł sobie to naprawić. Trochę mu pomogłem. Jestem zadowolony z odcinka, choć trochę pobłądziłem. To się czasem zdarza. Najważniejsze, że jestem na mecie i że jutro jest dzień przerwy.

Jacek Czachor | Fot. orlenteam.pl

JACEK CZACHOR: - Etap bardzo zbliżonych do dwóch poprzednich, tylko, że bardzo długi. Bardzo trudny fizycznie, gdy się jedzie szybko. Ręce bolały już na 150. kilometrze. Trochę był za długi, na szczęście końcówkę zrobili pod samochody WRC, a motocyklami trzeba było tylko uważać, by nie wypaść z zakrętu. Myśleliśmy o tym, by dojechać do mety, a jutro odpocząć, zregenerować siły i wymienić silnik.

Marek Dąbrowski | Fot. orlenteam.pl

MAREK DĄBROWSKI: - Mam mały niedosyt, bo dużo zawodników za mną pojechało inną trasą, za samochodami. Może byłbym jeszcze wyżej, ale motocykliści pojechali na stary pomiar czasu i przebijali się przez kamienie. Trzeba było pchać motocykle. A cała grupa za mną pojechała dookoła. Ale jestem zadowolony, że to w ogóle przejechałem, bo 600 km to jest długi etap i było mi bardzo ciężko. Fot. orlenteam.pl

Cyril Despres | Fot. J. van Oyers

CYRIL DESPRES: - 600 kilometrów, 7,5 godziny jazdy na odcinku - jestem zmęczony. Co najgorsze, na 150 kilometrze wpadłem w dziurę i eksplodowała hydraulika w moim amortyzatorze. Od 150 kilometra jechałem na sprężynie. Przejąłem wszystkie uderzenia na moje ramiona, nadgarstki, plecy. Wcześniej było bardzo cięzko, ale potem niemal nie dało się wytrzymać. Odstęp pomiędzy mną i Marc'kiem jest niewielki. Wiedziałem, że mogę polegać na moich oponach. Oszczędzałem je i wygląda na to, że się opłaciło. Dzień przerwy będzie mile widziany. Motocykl nie ucierpiał pomimo awarii hydrauliki. Muszę sprawdzić wszystkie śruby i nakrętki, ale motocykl dowiózł mnie tutaj, a to już dobrze.

Marc Coma | Fot. J. van Oyers

MARC COMA: - To był bardzo długi dzień, ale na szczęście się zakończył. Dotarliśmy do dnia przerwy. Jesteśmy na półmetku i możemy zająć się motocyklem. Dzisiaj kontrolowałem prędkość, żeby zaoszczędzić opony. Było dosyć ciężko i trochę pobłądziłem na wydmach.Fot. J. van Oyers

Poprzedni artykuł Pierwsza wygrana Nassera
Następny artykuł Sonik w trójce

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry