Wczoraj do 4 rano naprawialiśmy jeszcze naszego MAN-a. Na mecie okazało się, ze mamy spalone hamulce. Musieliśmy zdjąć wszystkie koła i je wymienić. Zderzak też się udało jakoś załatać. Generalnie zarówno Pajero, jak i MAN jestw dosyć dobrym stanie technicznym. Jedziemy rozważnie i jak na razie, odpukać, cały R-SIXTEAM trzyma się dzielnie.
RAFAŁ MARTON: - Dzisiejszy odcinek chcielibyśmy nazwać bye bye Atakama. To był ostatni pustynny odcinek. Będą jeszcze oczywiście piaski, ale już nie tak trudne, szczególnie dla tak ciężkiego samochodu jak MAN. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo meta w Buenos jest coraz bliżej i staje się jak najbardziej realna. Dzisiejszy odcinek przejechaliśmy bez większych problemów. Oczywiście, były miejsca, gdzie trzeba było jechać wolniej, szczególnie na stromych zjazdach z wydm. Musieliśmy spuszczać ciśnienie w oponach, później pompować, ale większych problemów nie było. Udało nam się ani razu nie zakopać, a wiele załóg miało dzisiaj z tym problemy, bo etap był wymagający, szczególnie dla ciężarówek.
ROBERT SZUSTKOWSKI: - To był kolejny ciężki dzień. Myślę, że organizatorzy skrócili oes nie tylko z powodu mgły, ale z obawy, że w konsekwencji w rajdzie pozostanie garstka uczestników. Dla mnie każdy kilometr to cenna lekcja. Wyjechaliśmy z pustyni, i naprawdę się cieszę, że udało nam się pokonać, te bardzo ciężkie etapy, bez większych przygód. Dzisiaj też raczej nie mieliśmy problemów. Dbamy o nasze auto, bo chcemy zobaczyć je na mecie w Buenos.
JAKUB PRZYGOŃSKI: - Dzisiaj startowaliśmy jak na zawodach motocrosowych, wszyscy zawodnicy z jednej linii. U mnie w grupie było dziesięciu. Startowałem ze wszystkimi najlepszymi, więc nie było łatwo. Przez pierwsze 30 km wszyscy jechali obok siebie między wydmami, skacząc po camel grassie. Jeden zawodnik się wywrócił. Była straszna agresja. Potem stawka się trochę rozciągnęła, bo był kurz i nie było nic widać. Dzisiejszy odcinek pojechałem bardzo dobrze, także taktycznie, gdyż ścigam się o ósme miejsce z Oliveirem Painem. Finiszowałem tuż za nim, co oznacza, że jutro pojadę dwie minuty za nim. Będę go gonić i to będzie dobre.
JACEK CZACHOR: - Dzisiaj był nietypowy start. Ruszyłem w gronie dwudziestu zawodników. To było niebezpieczne, bo tylko pierwsze 300 metrów było po płaskim, a potem pod górę i wszyscy musieli się znaleźć w jednym miejscu, gdzie znajdowały się waypoint. Jechaliśmy bardzo blisko siebie. Uważałem bardzo, żeby ktoś nie wpadł na mnie. Tak trzeba było wytrzymać pierwsze dwadzieścia kilometrów. Potem wszyscy się rozjechali. Byłem w grupie pięciu zawodników i tej piątki się trzymałem. Pod koniec miałem problem z przejechaniem trawersu. Straciłem tam minutę, może półtorej, ale dojechałem w czołówce mojej grupy. Zająłem 19 miejsce i jestem z niego zadowolony. Jutro będę mieć dobrą pozycję startową.
MAREK DĄBROWSKI: - Chodziło mi o przejechanie Copiapo. Stara zasada "do trzech razy sztuka", w końcu się udała. Wcześniej ten rejon nie był dla mnie może zbyt przychylny. Podchodziłem do niego ze zbyt małym respektem. A teraz było na odwrót - dużo respektu do Atakamy, do tych skał, kamieni. Starałem się jechać spokojnie, przejechać na miarę swoich możliwości.
NASSER AL-ATTIYAH: - Po wczorajszym etapie powiedziałem sobie, że muszę odrobić 6 minut do Carlosa, bo jeżeli to on zyska dzisiaj czas, wówczas zespół rozpocznie wydawanie poleceń, a ja nie potrzebuję team orders. Myślę, że teraz zwycięstwo jest możliwe - dzieli nas 8 minut. Walka trwa nadal. Jestem tu po to, żeby wygrać rajd i postaram się zrobić, co potrafię. Jutrzejszy odcinek jest jak w WRC, bez piasku. Na tego typu odcinku jazda z przodu stawki nie będzie problemem. Dzisiaj na piasku, wywalczyłem przewagę. Od startu naprawdę mocno cisnąłem. Najpierw dogoniłem de Villiersa, potem Millera. Jestem bardzo zadowolony, bo nigdy w życiu tak mocno nie cisnąłem. Nigdy! Fot. VW.
MARC COMA: - To był niezwykły dzień ze wspólnym startem, ale start przebiegł wspaniale. Wszyscy pchali się do przodu. Jechaliśmy dobrym tempem razem z Ullevålseterem i dwoma innymi motocyklistami. Na początku odcinek był interesujący - z wydmami i nawigacją. W końcu uzyskałem dobry wynik. Mamy za sobą kolejny dzień rajdu. Znajdujemy się o jeden dzień bliżej mety. Jestem zadowolony - a opony są jak nowe!
CYRIL DESPRES: - To był sympatyczny odcinek. Nieczęsto startujemy razem, jak dzisiaj rano. Choć odcinek był krótki, walczyliśmy ostro. Każdy odgrywał swoją rolę, ale ja zaraz po starcie zostałem trochę z tyłu. Przez pierwsze 70 kilometrów tasowaliśmy się na czele. Najpierw prowadził Marc Coma, potem ja. Wyprzedzaliśmy się chyba 15 razy. Na finiszu były dwie możliwe drogi. Wybraliśmy różne i uzyskaliśmy niemal ten sam czas. Żaden z nas nie chciał odpuścić i to świadczy o tym, że jako kierowcy, prezentujemy zbliżony poziom. W maratonach rzadko zdarzają się końcowe sprinty, ale dzisiaj to była sprawa honoru... Fot. J. van Oers.
FRANCISCO LOPEZ: - Chodzi o to, żeby pokonywać odcinki dzień po dniu, a nie walczyć o drugie miejsce. Jestem w czołowej trójce. Można już zacząć przewidywać, ale nadal wszystko może się wydarzyć. Czasem mam dobry dzień, czasem gorszy. Na razie jestem zadowolony z trzeciego miejsca. Z nikim się nie ścigam. Chodzi tylko o moją jazdę i ustalenie taktyki. Staram się dobrze nawigować i doprowadzać motocykl do mety. Przyjmę z satysfakcją każde końcowe miejsce w rajdzie. Fot. chalecolopez.cl
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.