ROBERT SZUSTKOWSKI: - Doświadczenie pokazuje, że w tym rajdzie niczego nie można być pewnym - i mimo że wydawałoby się, że najgorsze już za nami, to właśnie dziś mieliśmy najwięcej kłopotów.
W dodatku, podczas jednego z ostatnich etapów doznałem kontuzji kostki. Spory kamień uderzył mnie w nogę. Skończyło się na paru szwach, ale kostka mocno boli, więc staramy się jechać na zmianę z Jarkiem. Dzisiejszy etap liczył prawie 600 km, odczuwałem więc podczas jazdy spory dyskomfort. Najważniejsze, ze jesteśmy na mecie. Mimo, że do końca już, a właściwie, aż cztery etapy, potwierdza się zasada, że trzeba być skoncentrowanym do samego końca. Zwycięzcy są na mecie - i my też chcemy tam być.
JAROSŁAW KAZBERUK: - Dzisiaj nie ominęły nas kłopoty. Sporo problemów przysporzyła nam skrzynia biegów. Wyglądało to bardzo groźnie, ale na szczęście udało się nam opanować sytuację. Jechaliśmy dosyć płynnie, kiedy na pierwszym biegu zablokowała się skrzynia w Pajero. Musieliśmy się zatrzymać i spróbować usunąć awarię. Straciliśmy sporo czasu. Wszystko trzeba było rozkręcić i naprawa zajęła nam grubo ponad 40 minut. Na szczęście się udało, bo już mieliśmy wizję, kontynuacji jazdy na pierwszym biegu... Etap był trudny technicznie, trudna nawigacja, sporo alternatywnych dróg. Uniknęliśmy większych kłopotów i nie błądziliśmy na trasie. Najważniejsze, że jesteśmy na mecie. Wbrew pozorom ostatnie odcinki są bardzo trudne, spada koncentracja i łatwo o błąd. W Dakarze do końca trzeba być skoncentrowanym na sto procent, pokazuje to przykład Sainza, który w zeszłym roku, praktycznie tuż przed metą, zakończył rywalizację.
GRZEGORZ BARAN: - Wyjechaliśmy z piekła, odetchnęliśmy z ulgą, że Atakama już za nami, ale mimo wszystko nie udało się nam uniknąć kłopotów na dzisiejszym etapie. Pękł nam przewód powietrza od układu hamulcowego i straciliśmy ciśnienie hamulców w górach. Musieliśmy się zatrzymać. Na szczęście szybko udało mi się zlokalizować usterkę i w miarę sprawnie usunąć awarię. Straciliśmy co prawda, trochę czasu, ale jedziemy dalej i to najważniejsze. Na biwaku przejrzymy jeszcze dokładnie MANa, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
RAFAŁ MARTON: - Dzisiaj mieliśmy naprawdę sporo przygód. W jednej ze wsi w górach, zjeżdżaliśmy na pełnej prędkości z wysokiego wzgórza, i okazało się, że najprawdopodobniej jakiś samochód przed nami, musiał uszkodzić linię energetyczną. Nagle zorientowaliśmy się, że na wysokości naszej szyby wisi kabel energetyczny. Nie sposób było się zatrzymać, tak że obawiam się, że pozbawiliśmy chyba jakąś wioskę prądu... No cóż, nie było wyjścia, pojechaliśmy dalej. Jesteśmy na mecie, czeka nas jeszcze dojazdówka na biwak. Jedziemy swoim tempem, auto jest sprawne, czujemy się dobrze, generalnie jest OK. Fot. R-SIXTEAM.
JAKUB PRZYGOŃSKI: - Od trzeciego dnia, kiedy straciłem dużo czasu z powodu awarii motocykla, goniłem pierwszą dziesiątkę i wreszcie się udało. Dzisiejszy odcinek był bardzo prosty, bo jechaliśmy po płaskich szutrach, trochę po górach, ale bez dziur. Droga była równa. Cały czas tylne koło się uślizgiwało. Nie był to odcinek skomplikowany nawigacyjnie. Jechało mi się umiarkowanie dobrze. Nie mogłem wpaść w mój rytm. Może miałem trochę gorszy dzień, ale i tak przejechałem go w miarę szybko.
JACEK CZACHOR: - Etap był kręty. Gdzieniegdzie był szybki. Jechaliśmy po nietrudnej trasie, ale gdyby zawiodły hamulce, mogłoby być bardzo niebezpiecznie. Trasa może nie była wyboista, ale bardzo kręta, dlatego etap nie należał do najszybszych.
MAREK DĄBROWSKI: - Dobrze mi się jechało. To był kręty etap. Było trochę niebezpiecznych zakrętów. Starałem się jechać równym tempem i jest OK. Fot.orlenteam.pl
CARLOS SAINZ: - Dobrze. Bez problemów. 80 kilometrów po starcie dogoniliśmy Nassera. Zostaliśmy za nim, bo on nie słyszał Sentinela, a my nie mogliśmy go wyprzedzić. To był dosyć wolny i kręty odcinek, głównie dróżki. Najpierw starałem się zbliżyć do Nassera, a potem utrzymywałem czasową przewagę około 1.40. Od punktu 80 kilometrów jechaliśmy w kurzu. Fot. VW.
STEPHANE PETERHANSEL: - Szczerze mówiąc, nie przejmowaliśmy się kurzem. Miller i Chicherit, którzy byli przed nami, musieli jechać całkiem szybko. Trzeba było uważać na przegrzane hamulce na początku odcinka, bo trasa była bardzo techniczna. Pod koniec zacząłem się rozpędzać. Uzyskaliśmy dobry czas. Te samochody są bardziej przystosowane do szerokich, otwartych przestrzeni - z częściowo technicznymi sekcjami, które nie są zbyt długie. W tym przypadku, jechaliśmy 250 km krętą drogą. Przez cały czas operowałem pedałem hamulca. Mam nadzieję, że jutro nie wplączę się w walkę o prowadzenie pomiędzy Sainzem i al-Attiyahem. Oni ostro walczą, a ja nie chciałbym, żeby któryś z nich znalazł się w kurzu za mną i z tego powodu popełnił błąd. Spróbujemy jechać szybko, ale jeżeli usłyszę, że ktoś jest za mną, wówczas go przepuszczę. Fot. x-raid.de
NASSER AL-ATTIYAH: - To niebezpieczna jazda przy tej szybkości. Było dużo zakrętów, dużo śliskich miejsc. Nie miałem dobrego wyczucia i cieszę się, że ukończyłem ten odcinek bez żadnych problemów. Dla mnie był to bardzo stresujący dzień, ponieważ otwierałem drogę. Nie wiedziałem dokładnie, w którym miejscu hamować - ale nikt nas nie wyprzedził. Carlos dogonił nas na ostatnich 50 kilometrach, lecz jest OK. Jestem całkiem zadowolony z dzisiejszego dnia. To normalne, że kiedy jedziesz jako pierwszy, tracisz dużo czasu. Jutro będzie trochę offroadu i więcej wydm. Dla mnie to dobry teren. Fot. VW.
MARC COMA: - Zostawiliśmy za sobą pustynię Atakama i skierowaliśmy się na południe. Teren zupełnie się zmienił. To było jak dzień jazdy enduro. Dużo ślizgaliśmy się, ale trasa była techniczna i interesująca. Każdego dnia staram się pokazać, że jestem szybki i komfortowo czuję się na drodze. Starałem się wygrać etap. Startowałem jako pierwszy i przez cały odcinek otwierałem stawkę. Było ciężko, bo jechać na czele to najcięższa rzecz. Trudno również zyskać trochę czasu, ale tak się stało, więc jestem zadowolony, nawet dumny. Wszystko dzięki teamowi. Fot. J. van Oers.
DAVID FRETIGNE: - Miałem udany dzień. To było jak superoes - coś, co lubię. Dużo technicznej jazdy, ślizgania się, przyspieszania, dużo pracy kierownicą. Rano po starcie wpadłem w kurz, ale zdołałem wyprzedzić trzy czy cztery motocykle. Było zdradliwie. Niektóre zakręty były dosyć ostre i wąskie, jednak nie popełniłem żadnych błędów. Jestem zadowolony z mojej jazdy. 450-ka jest fajna i zwinna. Na tego typu odcinku możesz się wyżyć i nawet mieć frajdę. Teraz nie mogę sobie pozwolić na błędy. Muszę jechać tak szybko, jak to możliwe. Dzisiaj nie dało się zyskać zbyt wiele czasu, za to łatwo można było ponieść straty. Wybrałem jednak atak, próbując odrobić parę minut - i udało się. Być może nie jest to dużo, ale zawsze coś. Wspinam się i jestem bliżej podium. Fot. fretigne.com
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.