Dwa razy musieliśmy się zatrzymać na odcinku. Zerwał się przewód pneumatyczny, a potem przebiliśmy oponę. Niestety, kapeć przytrafił się 50 km przed metą. Hamowalem zbyt agresywnie i opona zeszła z obręczy. Nasi koledzy Gerard de Rooy i Ton van Genugten też przebili opony. Choć nie startuje nasz największy rywal, zespół Kamaza, trzeba przyznać, że konkurencja jest naprawdę mocna. Jutro mamy trzecią pozycję startową - i kontynuujemy przygotowania do Dakaru.
GERARD DE ROOY: - To był wspaniały odcinek, ale dosyć ciężki dla opon. Tak właściwie to dla nas dobrze, bo testujemy tu nowe obręcze. Tuż przed CP2, gdy wyprzedziliśmy już zaskakująco dużą liczbę samochodów, pierwszy raz przebiliśmy oponę. Mogliśmy jechać dalej, ale po punkcie kontrolnym zmieniliśmy koło. Dogoniliśmy Martina van den Brinka, jechaliśmy za nim, ale Martin nie chciał nas przepuścić. Próbowałem go wyprzedzić na wszystkie sposoby - przez kamienie, tnąc zakręty, ale nic nie pomagało i w końcu przebiliśmy drugą oponę. Wieźliśmy tylko dwa zapasowe koła. Niestety, przytrafił się jeszcze jeden kapeć. Duży kamień uszkodził obręcz. Musieliśmy poczekać na Tona van Genugtena, który dał nam swoje zapasowe koło. Na szczęście nie jechał daleko za nami i straciliśmy jakieś 18 minut. Potem jechaliśmy ostrożnie do mety, żeby uniknąć kolejnych przebić.
YAZEED Al-RAJHI: - Jesteśmy zadowoleni. Jak na razie wszystko jest pod kontrolą. Dobrze przejechaliśmy odcinek. Przed nami jeszcze cztery dni. Liczę, że ukończymy rajd, bo to dla nas przygotowanie do Dakaru. Celem jest meta. Cieszę się, ponieważ zostałem oficjalnym kierowcą Toyoty. To dla mnie duża frajda. Odcinek był bardzo ciężki. Pierwszy raz startuję w Maroku. Rywale już kilka razy uczestniczyli w tym rajdzie. Dla mnie to nowe doświadczenie. Uzyskaliśmy dobry czas, ale możemy pojechać szybciej. Nie będzie łatwo wygrać, bo ścigamy się z kierowcami, którzy byli tu już co najmniej pięć razy. Mamy starszą wersję samochodu, ale na razie jest OK. Mam nadzieję, że ominą nas większe problemy. To jest najważniejsze.
WŁADIMIR WASILIEW: - Odcinek był bardzo skomplikowany. Jechaliśmy dobrym tempem, nie mieliśmy żadnych problemów. Wszystko dobrze poszło. Trasa była rajdowa, dosyć ciężka. Dobrze ustawiliśmy samochód, choć trzeba jeszcze popracować nad setupem.
NASSER AL-ATTIYAH: - Otwieraliśmy trasę, ale to nam nie przeszkadzało. Dwa razy przebiliśmy oponę i straciliśmy parę minut, jednak dogonił nas tylko Wasiliew. Przy dwóch przebiciach wynik nie jest zły. Myślę, że wykonaliśmy dobrą robotę. Mini bardzo dobrze pracowało. Nie mieliśmy żadnych problemów z nawigacją. Matthieu spisał się bardzo dobrze. To udany początek rajdu. Odcinek był bardzo, bardzo ciężki. To fantastycznie, że jutro nie pojedziemy jako pierwsi bo czeka nas przejazd przez wydmy.
CARLOS SAINZ: - Jestem całkiem zadowolony. Sądziłem, że czeka nas trudny dzień z powodu odległej pozycji startowej i kurzu. Wyprzedzenie niektórych samochodów zabrało nam sporo czasu. Dużo straciliśmy z tego powodu, więc wynik jest satysfakcjonujący. Myślę, że pojechaliśmy całkiem nieźle. Samochód dobrze pracował poza bardzo niewielkimi problemami. Nie było to nic ważnego. Na 15 kilometrów przed metą przebiliśmy oponę i musieliśmy się zatrzymać. Straciliśmy około 3 minut. Teraz przygotowujemy się do jutrzejszego etapu.
GINIEL DE VILLIERS: - Od początku odcinka mieliśmy problem ze środkowym dyferencjałem. Dzisiaj jechałem buggy - działał tylko tylny napęd. Nie było łatwo poruszać się takim samochodem. Chodziło jedynie o przetrwanie i dotarcie do mety. Z opony wolno schodziło powietrze i musieliśmy zmienić koło. Dzisiaj był dla nas survival. Odcinek nie okazał się aż tak zdradliwy. W niektórych miejscach trafiały się bardzo fajne, kręte sekcje. Ogólnie było dosyć szybko. To nie był zbyt ciężki oes, jednak nie dało się szybko jechać dysponując tylko tylnym napędem. Było bardzo trudno.
MIKKO HIRVONEN: - Przebiliśmy oponę na początku odcinka. Kilka samochodów nas wyprzedziło i potem już do mety jechaliśmy w kurzu. To przebicie kosztowało mnie dużo czasu. Ale to mój pierwszy odcinek w Maroku. Jest OK - jesteśmy tutaj. Jechaliśmy w kurzu przez kilkaset kilometrów, był to jednak skutek mojego błędu. Wyczucie samochodu było dobre. W paru miejscach być może pojechałem za ostrożnie - szczególnie po przebiciu, ale Mini dobrze pracowało. Oczekiwałem, że odcinek będzie trudniejszy nawigacyjnie. Może dlatego, że jechaliśmy z tyłu, widzieliśmy już wyraźne ślady. Nie dbam o wynik. Potrzebuję więcej przejechanych kilometrów, więcej doświadczenia. Postaram się uniknąć błędów i może rezultat nie będzie zły.
SÉBASTIEN LOEB: - To był dosyć skomplikowany dzień. Tuż przed startem wprowadzono trochę poprawek do książki drogowej i Daniel miał dużo pracy. Potem wpadliśmy w kurz za Hirvonenem. Współpracowaliśmy dobrze jako załoga i znaleźliśmy dobre tempo, jednak zatrzymał nas problem z turbosprężarką. Kierowca ciężarówki zapytał czy chcemy, żeby nas podholował - i całkiem szybko osiągnęliśmy metę.
KUBA PRZYGOŃSKI: - Jestem po pierwszym pustynnym odcinku jako kierowca rajdowy. Debiut wypadł bardzo dobrze, a współpraca z moim nowym pilotem układała się perfekcyjnie. Do tej pory pustynie przemierzałem jako motocyklista, dlatego dzisiaj byłem wyjątkowo skoncentrowany. Tam gdzie jeszcze rok temu przeleciałbym motocyklem, dzisiaj musiałem zwolnić i odwrotnie. To zupełnie nowe doświadczenie, które pozwala mi odkrywać Saharę na nowo. Jutro kolejny odcinek i szansa na odrobienie straty.
MAREK DĄBROWSKI: - Dzisiejszy odcinek wyjątkowo nas doświadczył. Na 170 kilometrze do mety został nam w samochodzie tylko jeden zapas. Wspólnie z Jackiem podjęliśmy decyzję, że nie będziemy ryzykować i chcemy bezpiecznie dojechać do mety. Drugą część trasy przejechaliśmy asekuracyjnie oszczędzając samochód. Przed nami jeszcze cztery dni rywalizacji. Przyjechaliśmy do Maroka walczyć o punkty i z takim nastawieniem jutro ruszamy na trasę.
KUBA PIĄTEK: - Dzisiaj przejechaliśmy najdłuższy i zarazem najbardziej zróżnicowany odcinek tegorocznej edycji rajdu. Przed startem dostaliśmy dużo poprawek do trasy, co wprowadziło trochę zamieszania na starcie. Zaplanowany 330 kilometrowy odcinek inauguracyjny ze względu na obfite opady został wydłużony o 40 kilometrów. Pierwszą część trasy pokonałem w grupie najlepszych zawodników startujących w rajdach cross country. W drugiej musiałem walczyć z kamienistą nawierzchnią przez co straciłem kontakt z czołówką. Dzisiejszy odcinek był najlepszym treningiem, jaki mogłem sobie zaplanować przed Dakarem.
ARON DOMŻAŁA: - Udało się przejechać najdłuższy odcinek, który liczył aż 370 kilometrów. Jesteśmy na drugim miejscu w T3.2 i trzecim w T3. Duże wrażenie zrobiły na nas otwarte przestrzenie. Przez cały etap nie widzieliśmy nic poza kamienistą pustynią i wielbłądami. Duża ilość prostych trochę denerwowała, ponieważ traciliśmy tam najwięcej przez niską prędkość maksymalną. Mimo prostych cały czas trzeba było uważać, ponieważ dziury głębokości dwóch metrów i wielkie kamienie potrafiły pojawić się znikąd. Nawigacyjnie Szymon odwalił kawał dobrej roboty, więc jechaliśmy jak po sznurku. Jesteśmy trochę zmęczeni, a czeka nas jeszcze przygotowanie roadbooka i dopiero można iść spać. Nie mogę się już doczekać jutrzejszych wydm! Fot. npo.fr
ADAM MAŁYSZ: - Poniedziałkowy odcinek był bardzo trudny. Po przejechaniu 50 kilometrów złapaliśmy gumę. Po zmianie koła Xavierowi złamał się uchwyt odbiornika GPS. Musiał go przytrzymywać, a potem, by ułatwić sobie nawigację, wyrwał z mocowania. Jakby kłopotów było mało, wkrótce straciliśmy cały zapas płynu do spryskiwacza. Pył zalegający nad trasą tak zalepił nam szybę, że jechaliśmy jak we mgle. No ale cóż, to taki sport. Zawsze coś musi się dziać. Choć było ich trochę za dużo, przygody nas nie zniechęcają. Czujemy się dobrze. Mam nadzieję, że wtorek będzie naszym dniem.
RAFAŁ SONIK: - Odcinek prowadził głównie po kamieniach i skałach. To było dla nas bardzo trudne, bo w takim terenie łatwo o błąd. Startowałem jako pierwszy quadowiec i musiałem wyprzedzać kolejnych motocyklistów w kurzu, co zawsze stwarza niebezpieczeństwo. Tutaj liczyło się doświadczenie. Już na pierwszym fragmencie oesu dogonił mnie Sebastien Souday, który cztery miesiące temu twardo walczył ze mną o zwycięstwo w Rajdzie Sardynii. Francuz wyprzedził mnie w miejscu, w którym absolutnie nie powinien tego robić, ale zdążyłem się już nauczyć, że jego często ponosi fantazja. Kilka kilometrów dalej już stał, próbując ratować swój uszkodzony quad… Na tak zdradliwej nawierzchni nie można forsować tempa. W tym roku w Maroku startuje prawdziwa śmietanka kierowców samochodów. Jazda w takim towarzystwie to ogromna przyjemność. Wystarczy popatrzeć na nazwiska na liście startowej: Al-Attiyah, Sainz, Loeb, Hirvonen, de Villiers, Wasiliew. To mistrzowie kierownicy. Pod koniec oesu zaczęli nas wyprzedzać i było widać, że to grupa prawdziwych asów. Oni po prostu pożerają pustynię.
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.