Powiedzieli po oesie
GINIEL DE VILLIERS: - Chciałem przejechać odcinek w dobrym tempie i co ważne, bez defektu opony - to było dla mnie bardzo istotne, a zatem utrzymywaliśmy taką prędkość, żeby uniknąć tego typu problemów.
Najwięcej kłopotów sprawiało wyprzedzanie w kurzu motocyklistów. Dzisiaj trudno było otwierać stawkę. Nasza szósta pozycja startowa okazała się idealna, za to jutro sytuacja nieco bardziej się skomplikuje - ale tak już jest w rajdach.
CARLOS SAINZ: - Doświadczenie mówi, iż najlepiej zachować spokój. Od wczoraj nic się nie zmieniło poza tym, że Dakar jest trochę bliżej. Mamy przed sobą o jeden etap mniej. Jestem zadowolony - pamiętam, co się stało w ubiegłym roku. Chciałbym zaznaczyć, że na wynik w znacznej mierze zapracował mój pilot Michel. Przejechanie oesu bez śladów poprzedników nigdy nie jest łatwe. Jedną z dzisiejszych trudności była liczba motocykli, które musiałem wyprzedzić.
STEPHANE PETERHANSEL: - Samochód dobrze się sprawuje. To był dość wysoko położony oes, w niektórych miejscach powyżej 1000 metrów - i czułem, że nie mogę wyciągnąć wszystkiego z silnika. Poza tym odcinek był niebezpieczny, bardzo kamienisty, no i musiałem minąć wielu motocyklistów. Na tego typu oesie wjeżdżasz z jednej chmury kurzu w następną. Ani razu nie udało nam się pokonać bez kurzu więcej niż 5 kilometrów. Następne załogi nie mają łatwo na takim odcinku - jeżeli zabraknie ci szczęścia, możesz zapomnieć o dobrym wyniku.
LUC ALPHAND: - Przede wszystkim to wspaniałe, przybyć do Maroka i rozpocząć jazdę po afrykańskich oesach. Ten był naprawdę trudny z powodu kurzu i problemów nawigacyjnych. Kiedy jedziesz z taką szybkością, nie jest łatwo trzymać się trasy. Co więcej, popełniliśmy dwa drobne błędy. Za dużo nas nie kosztowały, ale zawsze były to błędy. Tak czy owak, poczuliśmy się naprawdę w Afryce, zaś dla teamu jako całości, wcale nie był to zły dzień. Podskoczyliśmy w wynikach, a tylko to się liczy. W tej chwili nie jestem zainteresowany etapowymi zwycięstwami. Czuję, że Volkswagen postanowił od początku uderzyć. Jeżeli ich samochody okażą się bardzo niezawodne, wóczas wpadniemy w kłopoty. Ale oni podejmują znacznie większe ryzyko niż my - zarówno pod względem technicznym, jak i jeździeckim.
MARK MILLER: - Ponieważ startowaliśmy jako czternasta załoga, przed nami wisiał w powietrzu gęsty kurz. Nie dostrzegaliśmy niektórych pofałdowań terenu. Do pierwszego punktu takie warunki kosztowały nas 4-5 minut. Gdy wyprzedzałem Nissana, jego kierowca w ogóle mnie nie zauważył i zderzyliśmy się naszą lewą stroną.
CARLOS SOUSA: - Jedyny problem stanowiło wyprzedzenie Guerlaina Chicherita. Nie pozwolił się minąć i straciliśmy dużo czasu, zanim nam się to udało. Gdyby nie on, zajęlibyśmy wyższe miejsce. W ubiegłym roku po tym etapie byliśmy w mniej komfortowej sytuacji, dzisiaj jesteśmy bliżej liderów i dotrzymujemy im kroku. To nas wystarczająco motywuje.
HIROSHI MASUOKA: - 90 kilometrów przed metą spotkaliśmy w wadi (wyschnięte koryto rzeki) cztery motocykle i jednego quada. Było mnóstwo kurzu. Uderzyliśmy w duży kamień i uległo uszkodzeniu wspomaganie. Z dużą trudnością ukończyliśmy oes.
NANI ROMA: - Dzisiaj nie było dobrze. Miałem dwa defekty opon i kłopoty z amortyzatorem. Źle działał podnośnik - musieliśmy ręcznie wymieniać koło. Spodziewałem się, że będę piętnasty, więc ósme miejsce nie jest złe. Po kapciach straciłem koncentrację, uciekło 6 minut. To było frustrujące.
ARI VATANEN: - Z powodu naszej pozycji startowej musieliśmy rzecz jasna, przebijać się do przodu, ale wczoraj sam byłem winien takiemu wynikowi. Za jednym z konkurentów przejechaliśmy 130 kilometrów, stąd dopiero jedenasta pozycja na etapie.
CHRISTIAN LAVIEILLE: - Jechało się fajnie poza końcowymi 50 kilometrami, prawdziwym piekłem pełnym wyrw i wypłukanych dziur. Jesteśmy już dobrze zsynchronizowani z Francoisem w temacie opisu. Wszystko idzie dobrze.
JUTTA KLEINSCHMIDT: - Już na pierwszym afrykańskim etapie zrobiło się bardzo gorąco. Musiałyśmy walczyć z ogniem, lecz mimo tego poprawiłyśmy się o 12 miejsc. Samochód wpadł w dziurę i od wydechu zapaliła się trawa. Razem z Tiną ugasiłyśmy pożar, lecz upłynęło sporo minut, zanim udało nam się stamtąd wyswobodzić. W międzyczasie minęło nas wielu konkurentów i musiałyśmy jechać za nimi w kurzu, ale to typowy los każdego, kto zatrzymuje się na trasie.
MIGUEL BARBOSA: - Zły poniedziałek! Po 5 kilometrach straciliśmy tylny napęd, potem zepsuł się tripmaster. To był dzień pełen problemów.
YVAN MULLER: - Zjechaliśmy na skraj drogi, żeby przepuścić Marka Millera, a on w nas uderzył. Potem przebiliśmy oponę.
RAPHAEL SPERRER: - Wszystko dobrze szło i w dobrym tempie prześlizgiwaliśmy się pomiędzy ostrymi kamieniami. 40 kilometrów przed metą samochód wpadł w wyrwę na skraju drogi. Lądowaliśmy w rowie, uszkodzeniu uległo tylne zawieszenie. Wysiedliśmy i musieliśmy poczekać na serwisową ciężarówkę.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.