Zaraz na początku, w fesz feszu, przez 20 km wlekliśmy się za blokującą nas ciężarówką. Kiedy dogoniła nas, a później wyprzedziła następna, nasze auto ugrzęzło w zrobionych przez nią koleinach. Wydostanie stamtąd zajęło nam sporo czasu. Później staraliśmy się nadrabiać te minuty. Na wydmach nie daliśmy rady wspiąć się na jeden z podjazdów. Musieliśmy zawrócić i znów się zakopaliśmy. Następnie już wszystko poszło nam sprawnie i chyba stąd ten nawet niezły wynik. My jechaliśmy spokojnie i równo, mijając po drodze wiele zakopanych samochodów. Widzieliśmy nawet Krzysztofa Hołowczyca. W związku z wjazdem do Peru cofnęliśmy zegarki o dwie godziny. Fajnie, ten czas się przyda. Ogólnie nie jestem zmęczony. Strasznie cieszę się, że ciągle jedziemy, a samochód jest cały. Natomiast po dotarciu do obozu odczuwam trudy poszczególnych etapów. Dobija mnie ten fesz fesz. Jest w uszach, w buzi, w nosie. Mimo, że mamy kaski, wbija się wszędzie. To strasznie męczy, szczególnie oczy - opowiada kierowca RMF Caroline Team. Chcieliśmy mu pomóc, ale stwierdził, że i tak go nie damy rady go pociągnąć.
RAFAŁ MARTON: - To niespodzianka, ale przede wszystkim zaskoczyliśmy samych siebie, ponieważ ten etap nie układał się po naszej myśli. Już na początku odcinka wpadliśmy do dziury. Musieliśmy wysiąść, by podnieść auto i dopiero wtedy wyjechać. Straciliśmy też trochę czasu na wydmach. Tam zjechaliśmy z podjazdu, zmniejszyliśmy ciśnienie w oponach i udało się. Potem jechaliśmy już sprawnie, utrzymując niezłe tempo. Jeśli chodzi o ściganie się w Peru to niestety, nikt niczego nie wie. Wszyscy powtarzają tylko, że będzie bardzo ciężko. Ale taki jest Dakar. Trzeba to przyjąć na klatę i jechać.
JACEK CZACHOR: - W tym rajdzie wystartowało wielu czołowych zawodników z różnych dyscyplin. KTM wypuścił motocykl w wysokiej, podobnej do mojego specyfikacji, który jest ogólnodostępny. Stąd tak duża konkurencja i walka o każdą sekundę w czubie stawki. Nie pamiętam takiego rajdu, żeby aż tak wielu zawodników wciąż się ścigało po dziesięciu dniach. Muszę cały czas kontrolować tempo, żeby trzymać swoją pozycję. Dzisiejszy etap rozpocząłem szybko, później zaczęły się wydmy, pod koniec których trochę pobłądziłem. W dalszej części nawigacja również nie należała do najłatwiejszych. Cały czas wszyscy zawodnicy czują oddech konkurencji na tylnym kole i musimy jechać bardzo skoncentrowani.
MAREK DĄBROWSKI: - Jestem już bardzo zmęczony dziesięciodniową rywalizacją, która daje się fizycznie we znaki. Dzisiaj mocno pobłądziłem na odcinku specjalnym i nadłożyłem sporo kilometrów. To dodatkowo potęguje zmęczenie. Jutro jednak znowu trzeba jechać, będę cisnął, gdyż bardzo chce zobaczyć metę w Limie i to jest mój główny cel.
NANI ROMA: - To był dobry odcinek. Kolejne zwycięstwo jest dobrą motywacją. Dla mnie to kolejna wygrana, ale to naprawdę motywuje chłopaków, którzy pracują przy samochodzie. To dobra sytuacja dla Mini oraz X-Raid. Jestem zadowolony, ale moim celem nie są etapowe zwycięstwa. Chcę finiszować w Limie możliwie na jak najlepszej pozycji. Na razie nie ma żadnych instrukcji. Stephane ma 18 minut przewagi nad nami, trochę sporo, ale będziemy jechali w ten sam sposób, jak to robimy od startu.
STEPHANE PETERHANSEL: - Stoczyliśmy dziś zaciętą walkę z Gordonem. Na początku jechał trochę wolniej od nas. Wyprzedziliśmy go, kiedy popełnił błąd w nawigacji, ale na koniec to on znów mnie wyprzedził. Wjechał naprawdę szybko w krótki ciasny lewy zakręt, poszedł prosto i wyskoczył z małej skarpy. Byłem przekonany, że rolował, ale kiedy opadł kurz zobaczyłem, że jest na kołach. Wydaje mi się, że coś stało się z jego samochodem, ale nie wiem co.
ROBBY GORDON: - Uderzyłem w skałę prawą stroną i mamy kilka uszkodzonych elementów. Czy myślę, że znów mogę wygrać? Oczywiście. Wyprzedzałem Peterhansela, on nie zjechał mi, uderzyłem w skałę i złapałem dwa kapcie równocześnie. Mamy uszkodzony samochód, z tego co widzę jest sporo zniszczeń. Teraz będziemy cisnęli jeszcze mocniej.
GINIEL DE VILLIERS: - Myślę, że to był najtrudniejszy odcinek jak do tej pory. Było zdradliwie. Na początku było sporo kamieni i fesz-feszu. Na wydmach były problemy z widocznością. Nawigacja również była zdradliwa. Staraliśmy się jechać zgodnie z roadbookiem i nie popełniać błędów. Toyota spisywała się dzisiaj dobrze. Nie mieliśmy żadnych problemów mechanicznych. Brakuje nam mocy i osiągów, aby znaleźć się w czołówce, ale tak jak mówiłem, musimy spoglądać w przyszłość. Jedziemy już opierając się na nowych przepisach, ze standardowym silnikiem, a samochody z czołówki mają zmodyfikowane jednostki napędowe. Wykonujemy dość dobrą robotę i staramy się cisnąć. Jeśli będziemy mieli takie odcinki, jak ten dzisiejszy, wszystko może się zdarzyć, ponieważ dzisiaj sporo się działo.
GERARD DE ROOY: - Źle pojechaliśmy i znaleźliśmy się na wczorajszym odcinku. Straciliśmy tam dużo czasu Kamaz nas wyprzedził, ale zdołałem ich dogonić, więc nie straciliśmy dziś do nich zbyt wielu minut. Reszta już poszła dobrze: odcinek był dość przyjemny. Dużo ludzi utknęło na wydmach, ale my nie mieliśmy problemów. Mam nadzieję, że przetrwamy i dojedziemy do Limy.
ARTUR ARDAVICZUS: - Dziś były duże i trudne wydmy-lubimy takie. Dla nas to był normalny etap. Wszystko dziś poszło dobrze, mieliśmy dobre tempo. Gerard De Rooy jest naprawdę szybki. Nie wiem, jak pojechać szybciej od niego, musiałby mieć jakąś awarię. Normalnie jest zdecydowanie szybszy ode mnie. Nie wiem, czy jestem dobrym rywalem, ale wyprzedził mnie kilometr przed metą.
JOAN BARREDA BORT: - Na dzisiejszym odcinku miałem problemy ze stopą. Na bardzo szybkim zakręcie, przy prędkości około 120 km/h uderzyłem w kamień i myślałem, że oderwało mi nogę. Kiedy przyjechałem na strefę tankowania, wziąłem jakieś środki przeciwbólowe i do końca odcinka było już ok. Nawet przyśpieszyłem. Zobaczymy co mi się stało. Nie wiem, jak poważny jest uraz, ale myślę, że powinno być ok i dojadę do Limy.
MARC COMA: - Myślę, że walka będzie toczyła się do samego końca. Staramy się wypracować jakąś różnicę i wjazd do Peru będzie decydujący. Wszystko będzie zależało od drobnych rzeczy. Kiedy poziom osiągów jest równy, z tym samym zespołem i tym samym motocyklem, jest ciężko nam obydwóm. Wszystko w stu procentach będzie zależało od zawodnika.
CYRIL DESPRES: - Szło dobrze do 225 kilometra, trzymałem dobre tempo, ale popełniłem mały błąd w nawigacji i dogonił mnie Coma. Jechał z Joanem Barredą, któremu chciałbym pogratulować za ten świetny odcinek. Na tym poziomie każda sekunda jest cenna. Spodziewałem się takiego scenariusza, więc nie jestem zaskoczony. Cieszę się, że kolejny dzień za mną. Ciężko się jedzie na limicie, na czele stawki, przez 377 kilometrów.
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.