Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Powiedzieli po Korczynie

DARIUSZ ŁUCZYŃSKI: - Skorzystałem z okazji i przetestowałem w Korczynie dwa auta, bo nie jest tajemnicą, że chcę zmienić mojego Lanosa i szukam dla siebie odpowiedniego samochodu na przyszły sezon.

Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów, jakie to będzie auto. W każdym razie jak tylko pojawiła się możliwość sprawdzenia Kii Picanto i Alfy Romeo 156, to nie zastanawiałem się długo. Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie Alfa Janusza Jani. Jazda prawdziwą rajdówką, przygotowaną w N-grupowej specyfikacji górskiej, z mocą ponad 160 KM, ze szperą, sprawiła mi ogromną frajdę. To dla mnie moc prawdziwych emocji i nowe doświadczenia. Z podjazdu na podjazd przyzwyczajając się do tego auta, zdecydowanie poprawiałem swoje czasy. Nie kozakowałem, jechałem swoim tempem, rozkoszując się jazdą, bo wiadomo to nie moje auto. Ostatecznie pozostało jeszcze sporo rezerwy... W każdym razie po testach w Korczynie z ogromną niecierpliwością oczekuję jak rozwinie się moja sytuacja na przyszły sezon, bo już wiem jedno, że koniecznie muszę zmienić auto… Przy okazji pragnę serdecznie podziękować mojemu koledze za możliwość zamiany autami, ponieważ gdy ja testowałem na podjazdach Alfę, Janusz startował moim Lanosem.

Zbliża się koniec sezonu. Za nieco ponad tydzień, na Górze Św. Anny rozegrane zostaną ostatnie dwie eliminacje GSMP, gdzie wracam do mojego Lanosa. Zapraszam wszystkich kibiców na finał wyścigów górskich.

PIOTR SOJA: - Zawody w Korczynie zorganizowane były sprawnie - zwłaszcza niedziela, kiedy to wydarzyło się kilka wypadków. Lotus był dobrze przygotowany, obyło się bez awarii, jednak męczyły nas problemy z elektroniką i niedogrzanym silnikiem. Komputer sterujący pracą silnika był źle zaprogramowany i przy temperaturze 6-8 stopni występowały problemy z mocą jednostki napędowej. Moi mechanicy ustalili usterkę dopiero po pierwszym przejeździe wyścigowym i usunęli ją. W niesprzyjających warunkach dla tylnonapędowego samochodu, dała o sobie znać konkurencja w czteronapędowych Lancerach, co spowodowało dopiero ósmą lokatę w generalce. W niedzielę było trochę lepiej, ale poprawnie działający silnik i wyścigowa jazda wykazały następny błąd, zbyt krótkie biegi. Każdy niemal zakręt jechałem na granicy maksymalnych obrotów, co powodowało straty rzędu 2-3 km/godz., czyli w łącznym przejeździe nawet parę sekund. W niedzielę poprawiłem czas o cztery sekundy, ale to pozwoliło tylko na siódmą lokatę - za to blisko konkurencji.

Na zawody na Górze Św. Anny zrobimy wszystko, żeby poprawić auto. Przyszły już z Japonii zamówione części do silnika, które powinny wyeliminować problemy z Korczyny. Zostanie podniesiona moc seryjnej jednostki oraz zwiększą się obroty silnika, co wydłuży biegi i poprawi prędkość. Mam nadzieję, że moich planów związanych z podium nie pokrzyżuje pogoda, zapowiadane ochłodzenie i opady śniegu, bo Lotus z zawodów na zawody staje się coraz szybszy.

MARCIN KIWAK: - Na trasie w Korczynie po raz pierwszy włączyło mi się czerwone światełko. Tak szybko w tym roku jeszcze nie jeździłem. Trasa jest straszliwie szybka i trzeba bardzo na niej uważać. Najlepszym przykładem jak łatwo o pomyłkę, był nieszczęśliwy wypadek Szymka Piękosia, którego chciałem pozdrowić i życzyć mu szybkiego powrotu do zdrowia. Wygrana w A-1600 praktycznie zapewniła mi tytuł Mistrza Polski. To wielki sukces - mój, moich mechaników i całego teamu. Za to chciałem im bardzo podziękować. Teraz czekam na finałowe rundy na Opolszczyźnie. To kultowa trasa, lubiana chyba przez wszystkich. Chciałbym zakończyć sezon podwójnym zwycięstwem. Byłoby to naprawdę spełnienie moich marzeń. A więc zapraszam na trasę do Zdzieszowic i na malowniczą Górę Św. Anny!

MARIUSZ MAŁYSZCZYCKI: - Jedno co mogę powiedzieć to tyle, że w Korczynie stoczyłem naprawdę zaciętą walkę z dwoma Mariuszami - Stec i Królikowski byli naprawdę w super dyspozycji i walka między nami trwała do ostatniego podjazdu. Pierwszy dzień to chyba skrzyżowanie daty oraz rundy. 13 i XIII runda zrobiły swoje. Poszła skrzynia i musiałem zmieniać biegi ręcznie. To było powodem mojej straty do Corolli WRC Mariusza Królikowskiego. Drugi dzień to już prawdziwa walka z czasem. Jak zawsze co podjazd pobijałem swoje rekordy, schodząc do 2 minut z groszem podczas ostatniego podjazdu wyścigowego XIV rundy. Tak zaciętej walki podczas zawodów nie pamiętam od początku sezonu. Świetnie, że Mariusz Stec wrócił na trasy wyścigów górskich. Wiedziałem, że długo nie wytrzyma i będzie chciał powalczyć ze mną. Ogólnie weekend zaliczony do tych udanych. Tytuł Mistrza Polski już praktycznie jest w zasięgu. Na tej szybkiej trasie czułem się jak ryba w wodzie. Teraz czeka nas ostatnia runda na Górze Św. Anny. To będzie mój pierwszy start w tym roku Escortem, szykowanym na tę okazję od jakiegoś czasu. Ford ma sporo koni i jest to na pewno maszynka do wygrywania. Dziękuję swoim mechanikom i całemu zespołowi oraz wszystkim kibicom i zapraszam na Górę Św. Anny.

TOMASZ MIKOŁAJCZYK: - Pierwszy dzień to jak było widać, porażka zawieszeniowa. Większość kolegów też nie jechała bez przygód. Padnięta skrzynia w Lancerze Steca, problemy Małyszczyckiego. Na serwisie mówiło się, że to trzynasty zrobił swoje.

Cały czas uczę się Lancera, z podjazdu na podjazd czuję go coraz bardziej. Trasa w Korczynie była ekstremalnie szybka. Na prostych Misiek gna jak szalony a ja muszę go jeszcze wyczuć na zakrętach i wtedy będę już całkowicie z niego zadowolony. Starałem się nawiązać walkę z czołówką w sobotę i całkiem nieźle mi to szło. No cóż, kolejna dobra lekcja. Niedziela zleciała mi już o wiele lepiej. Samochód prowadził się rewelacyjnie. Żadnych problemów z zawieszeniem. Zajęte czwarte miejsce w generalce za trzema Mariuszami pokazuje, że mogę myśleć o wygrywaniu moim samochodem, ale wcześniej trzeba włożyć jeszcze w to trochę nauki oraz ogrom własnych chęci. Plany są ambitne i zobaczymy co z tego wyjdzie. Czekam z niecierpliwością na Górę Św. Anny, bo to jedna z moich ulubionych i kultowych tras w Polsce. Dziękuję wszystkim kibicom i zapraszam do gorącego dopingu podczas ostatnich rund GSMP.

GRZEGORZ DUDA: - Jazda praktycznie na swoim terenie, zobowiązuje i myślę, że w sobotę pokazałem, iż potrafię być naprawdę szybki i że A-grupowym Lancerem też można zajmować wysokie lokaty. W zasadzie byłem pozytywnie zaskoczony wynikiem. Nie myślałem, że tak szybko jechałem pierwszy dzień. Chłopaki, którzy obserwowali mnie na trasie, jednak szybko wyprowadzili mnie z błędu. Moja jazda była płynna i efektywna. No może poza ostatnim podjazdem pierwszego dnia, gdzie przed szykaną trochę, a nawet całkiem nieźle mną pozamiatało. Szczęśliwie wyszedłem z tego obronną ręką. Mój cel został osiągnięty. Nie pokrzyżowała mi drogi nawet pechowa data, która jak widać, dla mnie była szczęśliwa. Na drugi dzień chciałem znaleźć patent na Roberta Szelca, ale on jeździł po prostu ekstremalnie. N-kowy Lancer, a jak szybko można nim zasuwać. Dziękuję swoim sponsorom, mechanikom, żonie, która dzielnie znosi moje dziecięce zapędy do samochodzików a co najważniejsze, kibicom. Dziękuję też ekipie Racing Team Promotion za materiał filmowy, który ukazał się już w dniu zawodów. Teraz czekam już tylko na ostatnie rundy na Ance. Tytuł już sobie zapewniłem, więc za tydzień mogę swobodnie pościgać się z najlepszymi góralami.

SZYMON PIĘKOŚ: - Wyścig na własnym terenie, dobrze znana trasa, samochód dobrze przygotowany, mnóstwo kibiców. Tylko jedna opcja wchodziła w grę - zwycięstwo. Niestety nie udało się zrealizować założonego planu. Podczas pierwszego sobotniego podjazdu wyścigowego tradycyjnie (podobnie jak w Siennej) pomyliłem biegi i zamiast piątki włączyłem trzeci bieg. Spowodowało to spore straty, których nie udało się odrobić w drugim podjeździe. W niedzielę chciałem zrewanżować się za sobotnią przegraną, pojechałem na 110% swoich możliwości oraz możliwości samochodu (miał być czas 2.15). Na jednym z prawych, bardzo szybkich zakrętów (około 180 km/godz.) samochód wpadł w poślizg. Próbowałem utrzymać go na drodze przez około 200 metrów, ale w końcu tej drogi zabrakło i pojawiły się drzewa, które bardzo szybko i sprawnie mnie zahamowały. Poza naciągniętymi mięśniami na szczęście nic mi się nie stało, gorzej z samochodem (nadwozie nie nadaje się do odbudowy). Na Ance na pewno się zobaczymy. Pozdrawiam wszystkich kibiców GSMP!

PAWEŁ BORYS: - Przed wyjazdem do Korczyny wiedziałem, że pokonać Michała na jego terenie nie będzie łatwo, tym bardziej, że doszły mnie słuchy, iż szykuje grubsze przeróbki w swojej Hondzie. Na miejscu się okazało, że przypuszczenia są jak najbardziej trafne. Michał ma szybszy samochód, więcej - pierwszy raz w tym sezonie zebrała się pełna klasa. Nie pozostawało mi nic innego, jak maksymalnie się skoncentrować na trasie. Podjazdy treningowe 2.27 i 2.24 napawały optymizmem, postanowiłem mocno przyspieszyć na wyścigowych. Po pierwszym podjeździe na mecie - szok: 2.29 i 6 sekund straty do Michała. Wiedziałem, że takiej straty nie da sie odrobić. Drugi podjazd - 2.22 - i musiałem sie zadowolić 2 miejscem. Przez pół sobotniej nocy zastanawiałem się, gdzie straciłem tyle czasu i do dziś nie wiem co się stało. Plan na niedzielę był oczywisty - ostra walka. Pierwszy podjazd 2.21 - wygrałem o 0,8 sekundy. W drugim podjeździe znów pech. W trakcie jazdy zobaczyłem, jak zaczyna się otwierać maska. Nierozsądnie zdjąłem nogę z gazu i... przegrałem o 0,24 sekundy. Na mecie byłem tak wściekły, że chciało mi się wyć. Cóż, emocje opadły a ja już myślami jestem na mojej ulubionej trasie na Górę Św. Anny. Rok temu okazała się dla mnie bardzo szczęśliwa i wiem jedno - emocji i walki na pewno tam nie zabraknie.

RAFAŁ PŁATEK: - Wyścig w Korczynie był dla mnie pierwszym po dość długiej przerwie, gdyż nie startowałem w Rościszowie, ani w wyścigu na Górę Żar. Brak wjeżdżenia nie był jednak dla mnie problemem, gdyż zazwyczaj mało jeżdzę między eliminacjami, więc już od soboty mocno przycisnąłem. Rezultatem było drugie miejsce z najlepszym czasem 2.24,124 w generalnej klasyfikacji grupy historycznej oraz 18 w klasyfikacji wyścigu. Kolejnego dnia pierwszy podjazd wyścigowy ukończyłem z nieco gorszym czasem, ale drugi podjazd pojechałem tak szybko, jak tylko dałem radę, gdyż druga pozycja z soboty była zagrożona. W efekcie uzyskałem czas 2.22,144, który był o 2 sekundy lepszy niż sobotni i blisko 14 sekund lepszy niż najlepszy mój czas z zeszłorocznej eliminacji. Niedzielę zakończyłem na tej samej pozycji co podczas sobotniej rundy.

Jestem bardzo zadowolony z progresji, a przede wszystkim z samochodu, który sprawował się dobrze, jak nigdy dotąd. Wszystko doskonale zagrało i w klasyfikacji generalnej sezonu umocniłem się na trzeciej pozycji. Powtórzenie zeszłorocznego wyniku, czyli tytułu II Wicemistrza Polski jest już bardzo realne. Mimo pięciu opuszczonych rund moja przewaga nad kolejnym zawodnikiem jest dość bezpieczna. Z drugiej jednak strony absencja w tych pięciu rundach przekreśliła całkowicie moje szanse na poprawę zeszłorocznego wyniku. Z niecierpliwością czekam na kolejny i ostatni w tym roku wyścig na Górę św. Anny, który być może już pierwszego dnia, przy dobrym wyniku, da ostateczne rozstrzygnięcie.

Tor w Korczynie należy do moich ulubionych ze względu na swoją konfigurację, która zawiera wszystko co można spotkać w wyścigach górskich. Są tam szybkie i wolne partie, szerokie zakręty na otwartej przestrzeni i wąskie w wilgotnym lesie, strome podjazdy, jak również łagodne, szybkie pagórki, patelnie i zaciski, hopki, a nawet fragment z górki.

Na koniec chciałbym bardzo podziękować Bzyqowi, którego nieoceniona pomoc pozwoliła mi bezawaryjnie dojechać do mety oraz zespołowi Mariusza Królikowskiego, który wspomógł nas na serwisie. Dziękuję również kolegom z www.MaxxSport.pl, którzy regularnie filmują wyścigi i rajdy, i dzięki którym mogę na swojej stronie umieszczać relacje filmowe z moich startów i mieć świetną pamiątkę z moich wyścigowych zmagań.

MARIUSZ KRÓLIKOWSKI: - Bardzo cieszę się z uzyskanego w tej eliminacji wyniku - liczyłem na dobry rezultat i nie jestem zaskoczony z pierwszej w karierze, wygranej w rundzie GSMP. Samochód przed tym startem przeszedł modyfikacje i chciałem zobaczyć, czy uda mi się doścignąć dwóch Mariuszów. Udało mi się, a drugi dzień zawodów pokazał, że różnice między nami są niewielkie i wszystko zależy od tego, kto popełni mniej błędów. Mnie podczas tych dwóch rund kilka się przydarzyło i wiem, że nie wykorzystuję jeszcze w pełni możliwości tego samochodu. Zawody i trasa bardzo mi się podobała, uważam jednak, że w Korczynie podjazd jest trochę za szybki. Przede mną start na górze Św. Anny. Będzie to dla mnie następna nowa trasa, ale liczę, że także tam powalczę ze ścisłą czołówką, a może pokuszę się o kolejną wygraną. Zawody w Korczynie po raz kolejny utwierdziły mnie w przekonaniu, aby w przyszłym sezonie zaliczyć starty w pełnym cyklu GSMP. W związku z tym uruchomiliśmy pod adresem www.mariusz-krolikowski.pl moją nową stronę, na którą wszystkich serdecznie zapraszam.

TOMASZ STROZIK: - W przeciwieństwie do dość pechowego początku zawodów, wszystko skończyło się bardzo szczęśliwie. W sobotę mieliśmy problemy z ciśnieniem silnika - spodziewaliśmy się jego eksplozji, ale na szczęście po wymianie oleju wszystko wróciło do normy. W sobotę oprócz wspomnianych wyżej kłopotów doszła jeszcze nieznajomość trasy. Pięć podjazdów nie pozwoliło mi na poznanie granicy możliwości swojej jazdy po tym odcinku, co zaważyło o tym, że skończyłem pierwszy dzień zawodów na drugim miejscu.

W niedzielę już zwyciężyłem i powiększyłem swoją przewagę nad Marcinem Przybyszewskim, który po raz kolejny w tym sezonie miał bardzo pechowe zawody. Szkoda, bo zapowiadał się między nami interesujący pojedynek. Tym samym jestem już bardzo blisko tytułu. Trasa w Korczynie odpowiadała mi oraz ustawieniom mojego samochodu. Asfalt w górnej części został wymieniony i naprawdę podróżowało się bardzo szybko i przyjemnie. Nowy silnik mimo początkowych problemów spisał się bardzo dobrze. Widać, że jest mocniejszy od poprzedniej wersji. To właśnie dzięki nowej jednostce udało się zająć wysokie miejsce w generalce niedzielnych zawodów. Wygląda na to, że do ostatniego startu na górze Św. Anny będziemy bardzo dobrze przygotowani i postaramy się przyjechać z jeszcze szybszym samochodem, tym bardziej, że najprawdopodobniej będzie to moje pożegnanie z Fiatem CC. W przyszłym roku moje auto będzie do wypożyczenia albo... zostanie wstawione do muzeum.

ROBERT SZELC: - To były bardzo trudne zawody z kilku powodów - po pierwsze, pogoda była już jesienno-zimowa i temperatura w ciągu dnia sięgała 5-7 stopni. Było zimno, więc spory kłopot mieliśmy z zagrzaniem opon, ponieważ nawet po wyjęciu z koców opona szybko się studziła i na pierwszych zakrętach co poniektórzy mieli spore kłopoty z utrzymaniem się na drodze. Po drugie, trasa w Korczynie jest bardzo szybka. Praktycznie cały czas jeździmy po zakrętach na 4 i 5 biegu, co sprawia, że wiele szybkich łuków pokonujemy przy prędkościach grubo powyżej 120 km/godz. Ale ja to lubię, bo wtedy jest duża dawka adrenaliny. No a po trzecie, jechałem przed własną, krośnieńską publicznością. Na trasie było wielu moich przyjaciół, którzy trzymali za mnie kciuki, a ja wiedząc o tym, bardzo, ale to bardzo chciałem wygrać.

W sobotniej eliminacji narzuciłem dosyć ostre tempo w grupie N. Podczas pierwszego podjazdu przełamałem się w dwóch miejscach i poprawiłem swój czas z treningów o kilka sekund. Po wyścigu widziałem, że koledzy troszeczkę nie wierzyli, że N-ką można na tej trasie przegrać zaledwie o dwie sekundy podjazd wyścigowy z WRC-ami, więc żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, to w niedzielę chciałem powtórzyć ten czas.

W podjazdach wyścigowych pojechałem wszystko co umiałem. Powtórzyłem sobotni czas, notując ponownie zwycięstwo w grupie N. Niestety, tym razem w klasyfikacji generalnej nie udało mi się powtórzyć sobotniej, trzeciej pozycji, ponieważ wyprzedzili mnie Mariusz Stec oraz Tomek Mikołajczyk, więc musiałem się zadowolić piąta pozycją.

Ogólnie jestem bardzo zadowolony z czasów, jakie osiągałem na trasie. Zdaję sobie sprawę, że cały nasz zespół ciężko pracował na mój sukces, więc jak zwykle duże podziękowania należą się wielu osobom, dzięki którym mogłem zwyciężyć w grupie N. Najpierw chciałbym podziękować Michałowi Bębenkowi, który wypożyczył mi swoją Dziewiątkę. Następnie bardzo dziękuję Wojtkowi, Wiesiowi i Piotrkowi z HIGH TEC, którzy po raz kolejny doskonale przygotowali dla mnie samochód. Duże podziękowania należą się również kolegom z Automobilklubu Małopolskiego za gorący doping i słowa otuchy przed startem, a szczególne podziękowania chciałem złożyć swojej żonie Dagmarze oraz dzieciom: Jarkowi, Agnieszce i Mai za to, że od początku wierzyli w mój sukces - dziękuję Wam wszystkim!

PAWEŁ ZUBEK: - Tym razem przegrałem chyba ze wszystkimi, dzisiaj także z Piotrkiem Soją. Niestety, zawiódł sprzęt - od samego początku mieliśmy problemy z silnikiem. Auto prychało i nie chciało jechać. Nie ukończyłem przez to jednego przejazdu treningowego. Jechaliśmy na zwykłym paliwie i dopiero potem zmieniliśmy je na ETS-a. Było lepiej, ale padło turbo. Te eliminacje to był dla mnie po prostu trening, z powodu awarii o walce o punkty nie było mowy. Do wyścigu na Górze Świętej Anny mamy 2 tygodnie, Zaraz gdy Przemek z Tomkiem - moi mechanicy, uporają się z samochodem, rozpoczniemy ostre przygotowania i na „Ance” pojadę tak jak lubię. Pech nas tym razem nie ominął. Śmiejemy się, że to nie przypadek. To była 13-ta runda, rozgrywana 13-go. Po podjazdach treningowych miałem 13-te miejsce z czasem 2 minut i 13-tu sekund i dorobkiem 113-tu punktów w generalce. Dobre, nieprawdaż?

Poprzedni artykuł Kechele zdobył NEC
Następny artykuł Czwarty as ASM

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry