ImolAyrton.
1 maja 2004 roku minie dziesięć lat od tragicznej śmierci jednego z największych, a dla wielu największego kierowcy w historii Formuły 1 – Ayrtona Senny.
Brazylijczyk zginął 1 maja 1994 roku podczas Grand Prix San Marino na torze Imola, gdy jego Williams nie skręcił na bardzo szybkim zakręcie Tamburello i z ogromną prędkością uderzył w bandę. Być może Senna by przeżył wypadek, gdyby kawałek połamanego zawieszenia nie przedostał się przez jego kask. To ta część rozbitego bolidu zadała Brazylijczykowi śmiertelne rany. Przyczyna wypadku tak naprawdę do dziś nie jest pewna – najczęściej mówi się o pękniętej kolumnie kierowniczej Williamsa, niektórzy mówią, że bolid stracił nagle docisk aerodynamiczny, a inni że na coś najechał.
Organizatorzy przyszłorocznego Grand Prix San Marino chcą w wyjątkowy sposób uczcić pamięć legendarnego kierowcy. Zapowiadane są dziesięciodniowe ceremonie nazwane "ImolAyrton", które mają rozpocząć się podczas weekendu Grand Prix San Marino w dniach 23-25 kwietnia i mają potrwać do 2 maja. W planie jest między innymi towarzyski mecz piłki nożnej pomiędzy byłymi gwiazdami brazylijskiego futbolu a kierowcami F1 oraz prezentacja bolidów, jakimi w swojej karierze jeździł Senna.
Senna był bardzo popularny na całym świecie, a w swojej ojczyźnie był ubóstwiany przez niemalże każdego. Dziś przez wielu jest uważany za największego kierowcę w historii Formuły 1, a Juan Pablo Montoya uważa, że gdyby Senna nie zginął, to zdobyłby siedem mistrzowskich tytułów. W tym samym roku, w którym zginął, Brazylijczycy zostali mistrzami świata w piłce nożnej. Tuż po ostatnim gwizdku finału zawodnicy brazylijscy unieśli w górze transparent ku pamięci ich wielkiego mistrza kierownicy, dedykując jemu zdobyte mistrzostwo.
Rok 1994 miał być wielkim powrotem Senny na szczyt po dwóch przegranych latach za kierownicą McLarena. W 1992 roku mistrzostwo zdobył Nigel Mansell, a w 1993 Alain Prost. Obaj jeździli w zespole Williamsa. Senna też przyszedł do Williamsa, aby móc zdobywać kolejne tytuły. Niestety nie było mu to dane. W Grand Prix Brazylii odpadł z wyścigu po obróceniu auta, w Grand Prix Pacyfiku w Japonii odpadł po kolizji z Hakkinenem, w San Marino po raz ostatni stanął na starcie wyścigu.
Weekend na torze Imola w 1994 roku był chyba jednym z najczarniejszych w historii Formuły 1. Nie można zapomnieć, że dzień przed śmiercią Senny, podczas sobotnich treningów zginął austriacki kierowca Roland Ratzenberger, którego Simtek-Ford również z wielką prędkością uderzył w betonową bandę – był to pierwszy śmiertelny wypadek w F1 od ponad dziesięciu lat. W piątkowych treningach poważny wypadek miał Rubens Barrichello. Ayrton Senna był mocno dotknięty tymi wydarzeniami, zdecydował się jednak wystartować w wyścigu, jak się niestety potem okazało, po raz ostatni. Były jeszcze inne wypadki. Podczas startu do niedzielnego wyścigu doszło do karambolu – koło jednego z bolidów spadło na trybuny raniąc kibiców. Po tragicznym wypadku Senny, gdy wznowiono wyścig, kolejny wypadek miał miejsce w boksach, gdzie jeden z bolidów zgubił koło, które uderzyło w mechanika, mocno go raniąc.
Ten tragiczny weekend zmienił Formułę 1. Zmieniły się przepisy, zmieniły się tory, zmieniły się samochody – wszystko na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa. Wiele osób mówiło, że przed tym czarnym weekendem za mało czasu i wysiłków poświęcano bezpieczeństwu w Formule 1. Ponad dziesięć lat bez śmiertelnego wypadku zdawało się wskazywać na to, że bezpieczeństwo w Formule 1 jest na superwysokim poziomie. Tak nie było...
(LEH)
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.