Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Głosy po Barbórce (update)

GRZEGORZ BĘBENEK: - Przy zjeździe z Karowej zobaczyliśmy z Michałem strugę ognia na przedniej szybie, po czym samochód zgasł.

Awarii uległ silnik - szkoda, bo został nam niecały kilometr do mety tego odcinka i do mety całego sezonu. Niestety pech znów dał znać o sobie, ale zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski i jesteśmy bardzo szczęśliwi.

PAWEŁ DYTKO: - Wystartowaliśmy nieźle na Bemowie i nic nie zapowiadało tego, co nas spotkało na Karowej. Wprawdzie tam, gdzie na drodze było sporo „syfu”, wychodziła nasza kilkunastomiesięczna przerwa w startach, ale i tak jechało nam się dobrze. Nie jechałem na rzęsach, bo zaległości mamy spore, a konkurencja jest świetnie rozjeżdżona. Pomimo tego, pełni optymizmu ruszyliśmy na pojedynek na Karowej, beczkę przeszliśmy ciasno i mam nadzieję, że widowiskowo. Chcieliśmy powtórzyć obrót w połowie trasy, jednak zbyt brutalnie wbiłem bieg i „strzeliłem ze sprzęgła”, czego nie wytrzymał przedni most. Dobrze, że do mety było z górki, to jakoś dotoczyliśmy się do końca trasy. Wprawdzie rajd nie poszedł po naszej myśli, to jednak jesteśmy zadowoleni gdyż mieliśmy możliwość startu i wypróbowania ósmej ewolucji Lancera. Na pocieszenie pozostaje mi fakt, że do mety dojechały pozostałe dwa auta z mojej stajni – Zbyszka Gabrysia i Jarka Hebzdy. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie znajdziemy sponsora i powrócimy na rajdowe trasy - przynajmniej na jedną eliminację.

WOJCIECH KARŁOWSKI: - Przyznam szczerze, że przed rajdem miałem wiele obaw, tym bardziej że startowaliśmy o wiele większym, cięższym i mocniejszym niż zazwyczaj autem. Do tego Lancer jest napędzany na cztery koła, a my do tej pory jeździliśmy tylko „ośkami”. Jednak już po pierwszych metrach odcinka specjalnego, czerpałem wiele frajdy z podróżowania Mitsubishi. Na dzień dobry na odcinku Bemowo wykonaliśmy dość daleki skok na popularnym mostku. Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie było to w stu procentach zamierzone, ale wszystko było pod kontrolą. Później odbyły się kolejne trzy odcinki, gdzie wciąż ucząc się auta, jechaliśmy do celu.

KRZYSZTOF SZUMOWSKI: - Nie jestem do końca zadowolony z mojego startu. Pojechaliśmy chyba zbyt zachowawczo i zbyt asekuracyjnie, co niestety, nie zaowocowało na tyle dobrymi wynikami, aby znaleźć się na Karowej. Przed rajdem wiedzieliśmy, że odcinki są bardzo śliskie, jest wiele krawężników i dużo pułapek, dlatego też postawiliśmy na szybką, ale spokojną jazdę. Plan ten wykonaliśmy, dojeżdżając do mety prawie bez żadnych podbramkowych sytuacji. Ale cóż, tak wyszło i następnym razem pojedziemy już swoim tempem.

FILIP NIVETTE: - Po raz pierwszy uczestniczyłem w Barbórce, po raz pierwszy również miałem okazję rywalizować z najlepszymi kierowcami startującymi w RSMP. Było to dla mnie niesamowite uczucie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego występu, nie spodziewaliśmy się tego, że bez problemów zakwalifikujemy się do słynnej „Pani Karowej”. Chciałbym gorąco podziękować naszym kibicom za wspaniały doping. Za rok na pewno wystartujemy w tym rajdzie, mam nadzieję, że za kierownicą dużo mocniejszego samochodu klasy Super 1600.

JAROSŁAW HEBZDA: – Jestem bardzo zadowolony z mojego czasu na Karowej, bo to najbardziej kultowy odcinek w Polsce. A reszta prób? Bardzo ostudziły mnie cięcia na błocie. Tego nie ma w wyścigach, a tutaj było ich tyle, że pomimo w większości suchego asfaltu, najlepszą oponą na taką nawierzchnię byłaby dobra zimówka. Ogólnie Barbórka to świetna zabawa, zarówno dla zawodników jak i kibiców. Cały rajd tak mi się podobał, że już dziś wiem, że dosłownie „stanę na głowie” by wystartować tutaj w przyszłym roku.

MACIEJ LUBIAK: - Barbórkę postanowiłem pojechać moim autem treningowym, seryjnym Lancerem Evo V, bo choć jest on leciwy to szczęśliwy - w ubiegłym roku wygraliśmy nim Karową. W dodatku wynajem auta to kosztowna i nie zawsze właściwa decyzja, jak mogliśmy się przekonać na Rajdzie Warszawskim, kiedy na drugim oesie wynajęty Lancer Evo VII nieodwracalnie „padł” i nie mogliśmy kontynuować wyścigu po wicemistrzostwo Polski. Tym razem w zasadzie nie mieliśmy żadnych problemów technicznych, poza tym, że moje auto nie było najszybsze, bo jechaliśmy samochodem typowo N-grupowym, nie podkręconym. Problemem jednak okazał się niewłaściwy dobór opon - media, a nie deszczówki, sprawiły, że na pierwszych trzech odcinkach osiągnęliśmy nieco gorsze czasy.

PIOTR MACIEJEWSKI: – To był rajd z przygodami - na pierwszym Bemowie po skoku, nasze lądowanie było na tyle twarde, że wypięła się linka sterująca zmianą biegów. Całą resztę próby pokonaliśmy na 3 biegu. Oes Cytadela pojechaliśmy czysto, a na Żeraniu w zasadzie straciliśmy wszelkie szanse na sukces. Źle przewidziałem warunki i założyłem złe opony. Na błocie dwa razy pojechałem prosto i raz wykręciłem klasycznego „bąka”. Takie „figury” pozbawiły nas szans na wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, ale i tak się cieszę, że po Karowej awansowałem do pierwszej dziesiątki.

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC: - Chciałem zrobić frajdę kibicom. Rajd Barbórki był doskonałą okazją do zaprezentowania moich nowych barw, dlatego wraz z kolegami z Orlen Team, Jackiem Czachorem i Markiem Dąbrowskim, wspólnie stawiliśmy się na Karowej. Kibice w Polsce rzadko mają okazję spotykać się „na żywo” z naszymi motocyklowymi wicemistrzami świata, ponieważ nasze, od niedawna wspólne starty rozgrywane są ze zrozumiałych względów za granicą. Teraz przygotowujemy się intensywnie do rywalizacji na piaskach pustyni, myślami już jestem trochę na Dakarze i występ w Barbórce potraktowałem jako pewien przerywnik w treningach.

TOMASZ CZOPIK: - Mam dwa powody do satysfakcji - po pierwsze, wynik z Karowej: objechałem wszystkich naszych krajowych konkurentów, a przegrać z Paolo Andreuccim to żaden wstyd. Choć pewien niedosyt zostaje, przecież zabrakło tak niewiele. Po drugie jestem zadowolony z oddźwięku, jaki przyniosła akcja promocyjna, którą przygotowaliśmy wraz z naszym sponsorem, firmą Rossignol. Nie obyło się niestety, bez tradycyjnej w tym roku dawki pecha. Uszkodzony wężyk od intercoolera spowodował włączenie się trybu awaryjnego podczas drugiego przejazdu na Bemowie, auto kompletnie straciło moc, a my kilkanaście cennych sekund. Świetny wynik z Karowej wywindował nas na czwartą lokatę, ale trochę żałuję, bo realne było miejsce na podium.

MICHAŁ KOŚCIUSZKO: - Bardzo się cieszymy z wyniku - wygraliśmy klasę i pokonaliśmy konkurentów, którzy startowali znacznie mocniejszymi i nowocześniejszymi samochodami. To była wspaniała przygoda. Po raz kolejny byłem pod wrażeniem Karowej i niezwykłej atmosfery tego rajdu. Z Corsą się żegnamy. Służyła mi dzielnie przez dwa lata, mieliśmy wiele przygód i będę ten samochód wspominał z dużym sentymentem. Kto wie, może jeszcze kiedyś nim wystartuję, ale plany na przyszły rok to Suzuki Ignis Super 1600.

MACIEJ OLEKSOWICZ:- Zajmowałem piąte miejsce przed Karową, ale dwa razy objechałem beczkę na dolnym nawrocie. To był ewidentnie mój błąd - przy tylu błyskających fleszach i ogromnym dopingu publiczności, do czego nie jestem przyzwyczajony, zdekoncentrowałem się na chwilę i przejazd wokół beczki wykonałem podwójnie. Mimo tego, że Andrzej krzyczał, było już za późno. Szkoda, bo zanosiło się na doskonały wynik. Widocznie Pani Karowa uznała, że jeszcze nie czas na nasz sukces.

ZBIGNIEW GABRYŚ: - Rok przerwy w startach to dość długi okres. Przerwa ta dała mi się we znaki na pierwszym odcinku na Bemowie, gdzie początkowo miałem problemy w odnalezieniu się w nowym samochodzie. Później wszystko jednak wróciło już do odpowiedniego stanu i bardzo cieszy mnie, że na następnym odcinku udało mi się odnieść zwycięstwo. Kolejna próba troszkę pokrzyżowała plany wspinania się w klasyfikacji z uwagi na przebicie opony 2 km przed metą. W tak krótkim rajdzie, strata była już nie do odrobienia.

SEBASTIAN FRYCZ: - Dzień był udany, dobra pogoda, dobra jazda i dobre wyniki oesowe. Szkoda, że w generalce wypadliśmy blado, ale dla mnie liczy się także zadowolenie kibiców i przejechane kilometry. Barbórka to doskonała szkoła rajdowania, bo na tak krótkich oesach nie ma miejsca na błędy i nawet banalna dziura w oponie może przesądzić o zwycięstwie. I niestety, tym razem przesądziła, choć po dwóch oesach wszystko wskazywało, że jesteśmy na dobrej drodze do wygrania klasy.

PAOLO ANDREUCCI: - Barbórka to specyficzna impreza. Rajd wygląda na banalnie prosty, lecz ci, którzy go lekceważą, rzadko dojeżdżają do mety. Klasyfikacja jest wprawdzie bez znaczenia, ale dzisiaj zrozumiałem, dlaczego ten właśnie rajd jest tak ważny dla moich polskich kolegów. Wygrana w Barbórce ma wymiar symboliczny i prestiżowy, a to dla kierowcy liczy się czasem bardziej niż miejsce zdobywane dla punktów.

Poprzedni artykuł Staniszewski o krok od sensacyjnego wyniku.
Następny artykuł Focus dla wielkiego brata

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry