Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Rekord i silnikowy horror

Krzysztof Hołowczyc i Jean-Marc Fortin sprawili dzisiaj kolejną bardzo miłą niespodziankę na trasie Dakaru 2007.

Reprezentanci Orlen Team zajęli 7 miejsce na odcinku specjalnym 7 etapu z Zuwirat do Ataru - wynik ten jest najlepszym rezultatem uzyskanym przez Polaka w historii tego rajdu wśród samochodów. Hołowczyc awansował jednocześnie na 11 miejsce w klasyfikacji generalnej rajdu.

Znakomicie pojechał również Jacek Czachor, który uplasował się na 13 pozycji i awansował na 13 miejsce. Pech nie opuszcza niestety Marka Dąbrowskiego. Mechanicy z fabrycznego teamu KTM nie naprawili skutecznie amortyzatorów w motocyklu Polaka i Dąbrowski ponownie przejechał niemal całą próbę sportową z niesprawnym zawieszeniem. Po odnotowaniu 49 czasu na odcinku specjalnym, zajmuje 28 miejsce w klasyfikacji generalnej.

- Już od rana pogoda nie wróżyła nic dobrego - powiedział Krzysztof Hołowczyc. - Szybko rozpoczęła się piaskowa zadymka i jechaliśmy tak jak we mgle. Jean-Marc spisywał się jednak znakomicie. W tak trudnych warunkach prowadził bezbłędnie. To był jego wielki dzień. Wydaje mi się natomiast, że wielu rywali popełniło błędy nawigacyjne już na początku odcinka specjalnego. Nam udało się tego uniknąć. Niestety i dla nas ten szczęśliwy czas szybko się skończył. Rozpoczęły się problemy z przegrzewającym się silnikiem, podskoczyła nagle temperatura wody i pomyślałem sobie, że nic innego tylko padła nam uszczelka pod głowicą. Gdy silnik zaczął pracować najpierw na pięciu, a później na czterech cylindrach to pomyślałem, że nabrały już wody i że to dla nas koniec. Nie ma szans, aby samochód przejechał jeszcze kilkaset kilometrów. Postanowiliśmy naturalnie jechać dalej, a gdy staniemy to będziemy się zastanawiać nad rozwiązaniem. Może wtedy weźmie nas po prostu na hol nasza T4-ka. Mając już trochę doświadczeń z przegrzewającym się silnikiem, jechałem spokojnie licząc po cichu, że może się uda. I nagle na CP otrzymujemy informację, że oes będzie skrócony z powodu burzy piaskowej. Dla nas w tym momencie to brzmiało jak wybawienie, chociaż burza piaskowa wcale nam nie przeszkadzała, a nawet chyba pomagała. Gdy wjechaliśmy w wydmy i musiałem nacisnąć do oporu, to silnik zaczął odzyskiwać sprawność. Znów zaczął pracować na wszystkich cylindrach. Do końca auto sprawowało się już świetnie, przez wielbłądzią trawę przejechaliśmy bez problemów i jesteśmy szczęśliwi na mecie. Teraz mechanicy mają bardzo dużo czasu i auto zostanie niemal przebudowane, dostaniemy nową skrzynię biegów, mosty, moi mechanicy z działu sportu Nissana z RPA popracują przy silniku, wymienią także przednią szybę, która jest popękana.

Dla Jacka Czachora jazda w burzy piaskowej nie była zbyt przyjemna i miał na ten temat odmienne zdanie od Hołowczyca, pomimo swojego już ósmego startu w Dakarze i wielu doświadczeń związanych z rywalizacją w takich bardzo trudnych warunkach.

- Dzisiaj widziałem tylko kompas i dzięki niemu mogłem jechać, bowiem widoczność podczas burzy piaskowej spadała czasami niemal do zera. Do tego wszystkiego powiew potrafił przestawić motocykl o dwa metry. Najgorzej było na zakrętach. Wtedy wypadało się z drogi. Kilka razy tak wypadłem. Nawigacja też była bardzo trudna, bowiem nie było nic widać, żadnych szlaków, czy też charakterystycznych elementów krajobrazu. Wszyscy błądzili, ja na szczęście niezbyt długo. Na najtrudniejszych wydmach, gdy dogoniłem kilku zawodników, urwał mi się GPS. Musiałem się zatrzymać na 3 minuty, aby go zamocować. Na szczęście nie zerwały się przewody i GPS nie przerwał działania, bowiem gdyby tak się stało, to byłaby też kara czasowa. Ze względu na bezpieczeństwo zawodników organizator podjął słuszną decyzję o skróceniu odcinka specjalnego - stwierdził kapitan Orlen Team.

- Prześladuje mnie pech - skarżył się Marek Dąbrowski. - A już z tymi amortyzatorami to jakieś fatum. Nie naprawili ich nawet mechanicy z KTMa. Tym razem amortyzatory nie działały w ogóle. To tak jakbym jechał po dziurach na rowerze... z prędkością 150 km/godz. Rąk już po prostu nie czuję. Ale nie ma co narzekać. Nie zawsze jest niedziela. Innym też nie zawsze sprzyja los. Ważne, że Jacek i Krzysiek pną się do góry w klasyfikacjach.

Sobota to zasłużony dzień odpoczynku dla uczestników Dakaru. Będzie to jednak bardzo pracowity czas dla mechaników, którzy na biwaku w Atarze, w Mauretanii niemal przebudują motocykle i samochody. W KTMach Jacka Czachora i Marka Dąbrowskiego zostaną wymienione nawet silniki. W przypadku samochodów tak poważna naprawa nie jest dozwolona przez regulamin.

Poprzedni artykuł Pech rywali Pecha
Następny artykuł Powiedzieli po etapie

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry