Mówią po Brnie
KAROL WYKA: - Zakończenie sezonu w Brnie to impreza, której nie wolno opuścić.
Już drugi raz udało mi się, dzięki przychylności Piotrka i Sebastiana, wystartować w 6-godzinnym Epilogu. W zeszłym roku debiutowałem na tym torze, dlatego podchodzę do niego z sentymentem. W piątek pojechałem jeden trening, który odbył się w deszczu. Niestety, byłem z niego bardzo niezadowolony. Niska temperatura powietrza, mokry tor, słabo dogrzana deszczowa opona i idący z tym wysoki moment obrotowy w Alfie powodował, że auto nie trzymało się w zakrętach, a o wciskaniu gazu nie było mowy. Pod- i nadsterowność występowały prawie w każdym zakręcie. Sam wyścig był już po suchym, można więc było docenić zalety naszego czerwonego diesla. Samochód prowadził się świetnie, przyspieszał jeszcze lepiej. Jechałem jako trzeci - po Piotrku, a przed Mopem. Jako że rok temu niedługo po mojej zmianie skończyły się hamulce, teraz po 3 godzinach Piotrek zadecydował o zmianie klocków i tarcz. W zmianie pomogli nam chłopaki z konkurencyjnego zespołu Alfy Romeo - Marcin Wydra i Rhue - za co im bardzo dziękuję! W czasie zmiany (chwilę to trwało) czas umilał mi Kula - dzięki! Jechałem 1,5 godziny. Ostatnie 30 minut mojej zmiany odbyło się już po zmroku, co było kolejnym ciekawym doświadczeniem. O moich czasach i sytuacji w depot na bieżąco informował mnie Bartek Rybienik - za co mu również dziękuje. Szczególne podziękowania należą się Baniakowi i Kołkowi, za to, że umożliwili mi udział w tej świetnej imprezie. Jednocześnie serdecznie gratuluję Im tytułu Wicemistrza Polski w DSMP do 2000 cm3 na koniec sezonu.
SEBASTIAN KOŁAKOWSKI: - Zaczęło się dramatycznie, bowiem na jedynym czwartkowym treningu auto zaczęło przerywać tak, jak ostatnio w Poznaniu. Ponieważ Piotrek jeszcze nie dojechał z Limanowej, postanowiłem niczego nie dotykać. Rano czarodziej Piotr Bany dotknął, gdzie trzeba i sprawił, że spod maski popłynął dźwięk poprawnie działającego silnika. Pierwszy komplet deszczówek zniszczył się w półtorej godziny, ponieważ tor się przesuszył pod koniec mojej zmiany. W sumie opony te były też nieco za wąskie przy tej mocy auta. Koledzy jadący na slickach dopadli mnie i wyprzedzili, zdołałem jedynie utrzymać się z nimi w kółku. Piotrek wsiadł na nowych, szerokich slickach i kolejno wyprzedzał konkurencję. W drugiej zmianie, po pół godzinie przebił się na I miejsce i nie oddał go do końca. Zakończyliśmy 3 godziny na I miejscu w klasie i mamy Wicemistrza Polski! Kolejne trzy godziny po wymianie klocków i tarcz jechał Karol Wyka, a potem w ciemnościach Mop. W sumie po 6 godzinach zakończyliśmy zawody na 1 miejscu wśród Polaków, na 7 pozycji w klasie do 2000 cm3 i na 18 pozycji w generalce. 20 minut przed końcem wydawać by się mogło, że już nic się nie stanie. Powoli zbieraliśmy narzędzia i koła z depo. Nagle do depo wjechał Mop na
"obranej" lewej oponie. Momentalnie wraz z naszym mechanikiem Milusiem wrzuciliśmy drugie koło i Mop wrócił na tor nie tracąc pozycji. W tym sezonie zawody te były dla mnie najtrudniejsze. Nieraz ścigałem się w deszczu i lubię ścigać się na mokrej nawierzchni, ale w Brnie były dwa, może czasem cztery stopnie na plusie i warunki mega trudne.
Składam serdeczne podziękowania wszystkim z naszego zespołu BanyMotorSport: Piotrkowi, Wielebnemu, Milusiowi, Rafałowi i Karolowi i nieobecnym na tych zawodach Adrianowi, Białemu i Kocykowi, bo wiem, że trzymali za nas kciuki. Liczę, że ten tytuł pomoże nam znaleźć solidnego sponsora na przyszły sezon i jeszcze lepiej przygotować sprzęt oraz zapewnić kilka startów, także na Zachodzie. Serdecznie pozdrowienia dla portalu Autoklub.
PIOTR BANY: - Tor w Brnie przywitał nas zimowymi warunkami, temperatura była bliska zeru. Mimo wszystko, byliśmy przygotowani na start w takich warunkach. Do Czech przyjechaliśmy tak naprawdę walczyć o drugiego Wicemistrza w klasie do 2000, jednak pierwszy Wicemistrz też był w naszym zasięgu. Gdyby nie incydent w Moście, teoretycznie byłaby też szansa na mistrza. Na wolnym treningu załoga N/N/N wyeliminowała się sama, demolując wóz (tym razem tylko własny). Do zdobycia tytułu wystarczyło więc dojechanie do mety na rozsądnym miejscu. Do wyścigu wystartowaliśmy na mokrej oponie, tor był wilgotny, a wiszące nad torem chmury nie sprawiały dobrego wrażenia. Niestety, po jakimś czasie okazało się, że to nie była dobra decyzja - tor zaczął przesychać. Jazda po suchym torze na WET`ach nie dawała dobrych rezultatów, ale na zmianie opon stracilibyśmy jeszcze więcej czasu. Zdecydowałem, że zmieniamy koła na slick przy przesiadce kierowców. Kiedy wsiadałem za stery, odpadły dwie załogi z naszej klasy. Po chwili udało mi sie wyprzedzić zdefektowane auto konkurencji i kilka innych. Nadal jednak starałem sie jechać ostrożnie, zależało nam bowiem bardzo na dojechaniu do mety. Efekt był taki, że na pół godziny przed końcem trzygodzinnego wyścigu, dostałem przez radio informację, że jesteśmy na pierwszym miejscu! O takim Epilogu nawet nie marzyliśmy. Wygraliśmy klasę do 2000 cm3, zdobywając tym samym tytuł Wicemistrza Polski. Karol Wyka, który wsiadł po mnie i MOP, przypieczętowali tytuł doprowadzając Alfę na 18 miejsce w generalce sześciogodzinnego Epilogu. Do mety dojechaliśmy na pierwszym miejscu wśród Polaków.
Myślę, że gdybyśmy po zakończeniu poprzedniego sezonu wiedzieli, że w 2009 będą dopuszczone turbodoładowane diesle do klasy 2000, jeszcze lepiej dopracowalibyśmy samochód. Jeździliśmy cały sezon Alfą Romeo 156, którą przygotowałem w dwa miesiące przed pierwszymi zawodami. Samochód ma olbrzymi
potencjał, świadczy o tym wynik w sezonie DSMP, jak i wysokie drugie miejsce w wyścigu 1000-kilometrowym na Litwie. Myślę, że na przyszły sezon uda sie dopracować auto i pojawimy sie w pełnym cyklu DSMP.
Chciałbym podziękować na koniec sezonu wszystkim, którzy tak naprawdę przyczynili sie do tego sukcesu: Żonie za cierpliwość, Bartkowi Rybienikowi za opiekę medialna i duchową, Marcinowi Fijałkowskiemu za fotki, Maciejowi Garsteckiemu, mechanikom POL-CAR Poznań za wiedzę i pomoc techniczną, Marcinowi Wydrze, Ruhemu i Kuli za pomoc przy Alfie, Witkowi MR Motors za strojenie klekota, naszym mechanikom: Białemu, Adrianowi, Milusiowi, Kocykowi. Fot. banymotorsport.pl
MARCIN GŁADYSZ: - W klasie 3 zostaną najprawdopodobniej przyznane dwa tytuły Mistrza Polski. Mamy to miejsce ex aequo z Karoliną i Mateuszem, z czego się oczywiście bardzo cieszymy. Zdobyliśmy taką samą ilość punktów co nasi rywale w Reanult Megane Trophy - samochodzie, który w zasadzie nie powinien być dopuszczony do zmagań DSMP. Podczas weekendu w Brnie mieliśmy co prawda, małe problemy techniczne, ale udało nam się z nimi jakoś uporać i dokończyć walkę. Mimo nie do końca takiego wyniku, jakiego się spodziewaliśmy, można powiedzieć, że dobrze się skończyło i spisaliśmy się nieźle. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Jest mi jednak bardzo przykro z powodu Tomka Nowackiego i jego wypadku. Sport jest nieprzewidywalny, zwłaszcza ten. Intermarche Racing mieli pecha przez cały sezon, przez co niestety nie zdobyli żadnego tytułu w tym roku. Szkoda, bo byli zdecydowanie najszybszą załogą w klasie. To był ich pierwszy rok, podczas którego poznawali tory i samochód, aklimatyzowali się z teamem. Myślę, że ich postawa w tym sezonie dobrze rokuje na następny. Pragnę podziękować wszystkim sponsorom za wsparcie, wszystkim moim mechanikom za ciężką pracę i tym, którzy mi kibicowali. Na ten moment nie mam żadnych planów. Myślę przede wszystkim o jakimś pucharze. Poza tym VW Racing Polska będzie też organizował nowy cykl, Polo Sport. Będzie nowa klasa, osobne punkty. Zdecydowanie będzie to interesująca propozycja dla zawodników, których zgłoszenia będą mam nadzieję, licznie napływać. Zresztą już teraz jest spore zainteresowanie. Mam też taki pomysł, żeby ścigać się w górach, ale ostatecznej decyzji jeszcze nie podjąłem. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do naszego wyniku w trakcie tego sezonu. Słowa te kieruje do mojego taty, rodziny, całej ekipy VW Racing Polska oraz oczywiście Adama, z którym razem wywalczyłem ten tytuł.
Nie mieliśmy okazji do wcześniejszych testów. Był to pierwszy wyjazd po odbudowaniu silnika i obawialiśmy sie, czy wszystko będzie w porządku, ale na treningach okazało się, że jest super. Na czasówce mieliśmy drugie miejsce w klasie - za Jettą Adama i Marcina Gładyszów. Zrobiliśmy dopiero 12 czas. Warunki zmieniały się z minuty na minutę. Nasi rywale zrobili czas w drugim okrążeniu, gdy było jeszcze sucho. Później zaczęło coraz bardziej padać. Wyjechałam z grupą kierowców i zanim ich wyprzedziłam, zrobiło się już bardzo mokro.
W wyścigu też było ciekawie. Stojąc na polach startowych, wszyscy mieliśmy dylemat, jakie założyć opony. Było bardzo zimno i mokro. Konkurencja wybrała slicki, my pojechaliśmy na deszczówkach. Po kilkunastu okrążeniach musiałam zjechać i wymienić opony. Niestety, w związku z dużą ilością samochodów tor zaczął bardzo szybko przesychać i opony coraz gorzej trzymały. Gdy po raz pierwszy pojawił się Safety Car, wymieniono mi szybko koła. Traciliśmy do Jetty niecałe okrążenie. Później Meganka zaczęła się robić nerwowa, coć biło w kole. Ja też stałam się nerwowa, musiałam jechać wolniej. Wystąpiły wibracje i na lewych zakrętach coś niedobrego działo się z prawym tylnym kołem. Bałam się, że koło odpadnie. Kiedy zmieniałam się z Mateuszem okazało się, że koło było po prostu niedokręcone.
Przy wyjeździe z depo coś stało się z silnikiem. Przestał pracować na jeden cylinder. Mateusz przejechał swoją zmianę takim słabszym samochodem. Tym razem mieliśmy wystarczająco dużo szczęścia. Dojechaliśmy do mety, ale Mateusz nie wrócił do depo, ponieważ na zjazdowym okrążeniu zabrakło mu paliwa! Czesi, którzy wygrali klasę, minęli nas, kiedy Mateusz otrzymał drive through za wyprzedzanie przy żółtej fladze.
Ostatnia eliminacja DSMP była bardzo ciężka, ale ogólnie sezon okazał się udany. Myślę, że zasłużyliśmy na tytuł mistrzowski w klasie 3. W sumie nawet cieszę się, że Gładysz Racing Team też ma ten tytuł, bo wiem, że oni również włożyli w jego zdobycie dużo serca i pracy.
Końcową część Epilogu zaliczyłam Golfem. Jechaliśmy we czwórkę - z Patrykiem i Sebastianem Pachurą oraz Moniką Luberadzką. Po Dubaju, była to moja druga w życiu przygoda z dieslem. Zaliczyłam ostatnią, 1,5-godzinną zmianę. Golf to bardzo przyjemne auto, bardzo fajnie się prowadzi. Na początku miałam problemy, ponieważ startując już dziesięć lat, jestem przyzwyczajona do tego, że jadę na słuch. Benzynowe samochody wysoko się wykręca i ja nieświadomie, nie zwracając na to uwagę, kręciłam diesla za wysoko, co skutkowało słabszymi czasami. Pod koniec wyścigu, po ciemku poprawiłam się w porównaniu z początkiem zmiany aż o 9 sekund. Dopiero wówczas nauczyłam się obchodzić z tym samochodem. Wydaje się, że jazda dieslem to prosta sprawa, ale wcale tak nie jest. Nie kręci się tak wysoko silnika, nie zmienia się tak często biegów. W zasadzie, całe okrążenie w Brnie jedzie się tylko na dwóch biegach. Fot. Grzegorz Kozera.
Dziękuję także Orlen Laboratorium - właścicielowi znaku BAQ i Intermarche za wsparcie finansowe, oraz wszystkim przyjaciołom towarzyszącym mi w trakcie sezonu. Do zobaczenia w 2010 roku.
PIOTR NOWACKI: - Ostatnia runda okazała się dla nas wyjątkowo pechowa. Już pierwszego dnia treningów poleciała skrzynia biegów. Nocą przyjechała nowa i udało się ją na czas zamontować do wyścigówki. W piątek na wolnych treningach jechało nam się bardzo dobrze i wiedzieliśmy już, że do zwycięstwa w klasie trzeba tylko dojechać. Byliśmy dużo szybsi od konkurencji. Wyjątkiem był Lotus. Niestety, pech nas i tym razem nie opuścił. Jadąc na wolnym treningu, Tomek przed ostrym zakrętem przy dużej prędkości chciał rozpocząć hamowanie, ale niestety, pedał hamulca nie chciał go słuchać. Po ułamku sekundy asfalt się skończył i zostało kilkadziesiąt metrów jazdy po żwirze mającym na celu częściowe wyhamowanie pojazdu przed uderzeniem w bandę. Udało mu się tylko postawić auto bokiem, co dawało gwarancję lepszego wytracania prędkości. Niestety, uderzenie było bardzo silne. Zawodnika odwieziono do szpitala, a samochód trzeba było usuwać z toru dźwigiem. Telemetria wykazała, że Tomek usiłował zahamować przy prędkości 176 km/godz. Niestety, układ hamulcowy wykazał zerowe ciśnienie. Ostatnia zmierzona prędkość przed uderzeniem wynosiła 120 km/godz. Po kilku godzinach badań w szpitalu pozwolono Tomkowi na przejazd do hotelu ze wskazaniem ponownych badań następnego dnia. Na szczęście skończyło się tylko na ogólnych potłuczeniach. Ta sytuacja wyeliminowała nas z walki o tytuł wicemistrza w sezonie 2009. Próbowałem jeszcze załatwić nasz start innym samochodem poprzez przyłączenie się do jakiegoś zespołu, ale niestety, wszędzie spotykaliśmy się z jakimś oporem ze strony naszych polskich kolegów. W Lotusie zgodziło się kierownictwo zespółu Taboss, ale nie zgodził się jeden z zawodników. Inny zespół nie chciał z nami rozmawiać pomimo zapewnienia sobie już tytułu Mistrza Polski. Z pomocą przyszedł nam inżynier Mateusza Lisowskiego, Jiri Lipina. Na wiadomość, że mamy kłopoty ze znalezieniem samochodu, sam zaproponował, abyśmy wystartowali najnowszym produktem czeskiej motoryzacji, Skodą Octavią zbudowaną w specyfikacji przyszłorocznej. Niestety, było już za późno na załatwienie formalności. W sumie trochę dziwne, że to zagraniczny zespół sam starał się nam pomóc w tej sytuacji. Cały sezon okazał się dla nas bardzo pechowy. Przygotowaliśmy się do niego najlepiej jak mogliśmy. Wybraliśmy najbardziej profesjonalny zespół oferujący obsługę samochodu do 2000 cm3, byliśmy najszybsi na wszystkich treningach, kwalifikacjach i wyścigach. Niestety, awarie wystąpiły w trzech eliminacjach na pięć w sezonie. To po prostu wyjątkowy pech, zważywszy na to, że jechaliśmy całkiem nowym pojazdem. Musimy teraz wyciągnąć z tego jakieś mądre wnioski i zastanowić się nad przyszłym sezonem. Mamy wiele propozycji, ale na razie nie możemy się na nic zdecydować. Przed nami jeszcze kilka testów, które pomogą nam w kwestii przyszłorocznych startów. Bardzo poważnie myślimy też o pozostaniu w naszym obecnym zespole, ale jak na razie jeszcze nie udało nam się przeprowadzić rozmowy w tym temacie. Bardzo chciałbym podziękować za wsparcie firmie Intermarche, Gminie Trzebiatów oraz inżynierowi Lipinie za wsparcie na ostatnich zawodach. Pomimo licznych awarii, chcemy także podziękować całemu zespołowi Gładysz Racing za sezon 2009.
TOMASZ NOWACKI: - Wyjazdu do Brna niestety, nie można zaliczyć do udanych. Nie udało nam się nawet wystartować w kwalifikacjach. Powodem był wypadek, który miałem na jednym z zakrętów. Bardzo szkoda, że w takich okolicznościach przyszło nam zakończyć sezon. Automatycznie straciliśmy tytuł Wicemistrza Polski i „wylądowaliśmy” na mało zadowalającym 4. miejscu. Niestety, taki jest sport i nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Ale i tak bardzo cieszę się, że mogłem pojechać w tym sezonie. Mimo niezbyt dużej liczby zawodników w Polsce, podobała mi się atmosfera panująca w trakcie weekendów wyścigowych. Miałem również okazję poznać wiele ciekawych osób z wyścigowego światka. Chciałbym podziękować zespołowi oraz sponsorom za sezon. Dziękuję również moim partnerom z zespołu: Tacie i Adamowi. Liczę, że uda mi się wystartować w przyszłym roku, ale jeszcze nie wiem jakim autem. Nie wykluczam wyścigów w Czechach. Wszystko zależy od tego, czy uda mi się znaleźć odpowiednie finansowanie. Mam również nadzieję, że tym razem liczne awarie nie będą już przeszkadzały w osiągnięciu wyniku.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.