Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Poznańskie komentarze

PIOTREK BANY: - Jesteśmy z Sebastianem zadowoleni z wyniku pierwszej rundy DSMP.

Drugie miejsce w klasie, zupełnie innym samochodem (nadal Alfa Romeo 156 ale tym razem diesel!), ciężkie warunki, jesteśmy zaskoczeni. Zmiana regulaminu trzy miesiące przed sezonem dopuszczającą do startu w klasie 2000 turbodoładowane diesle, zweryfikowała moje już daleko posunięte prace nad wersją benzynową. W dwa miesiące przebudowałem 156 na "klekota". Cóż, wcześniej nie sądziłem że kiedykolwiek do tego dojdzie... Trening pojechaliśmy na slickach a sucho wcale nie było. Podczas wyścigu kiepska pogoda nam nie sprzyjała. Na szczęście wszystkim padało równo. Można powiedzieć że daliśmy spore fory naszym przeciwnikom, zero treningów, słabe opony ale jak widać, trzeba mieć jeszcze trochę szczęścia a jedyne czego nam nie brakuje to doświadczenia z nową wersją 156. Szkoda, że nie zebrała się promowana przed zawodami klasa diesla. Mamy nadzieję, że jeszcze ktoś dołączy do trzech aut z pierwszego wyścigu - minimum dla utworzenia dla klasy to sześć aut. Wygląda na to że naszym JTD możemy w tym roku troszkę namieszać.Dziękujemy za pomoc Maciejowi Garsteckiemu i Krzyśkowi Zającowi z firmy POL-CAR, firmie AUTO-AUTO.

SEBASTIAN KOŁAKOWSKI: - Stara, poczciwa, pucharowa Alfa Romeo 156 z nowym silnikiem 1.9 JTD zgłoszona w klasie do 2000 cm3 i jednocześnie klasie diesel, to było dla nas spore wyzwanie. Absolutny brak doświadczenia w ściganiu się dieslem, a do tegowłaściwie fabryczna jednostka napędowa nie rokowały ukończenia wyścigu długodystansowego na drugiej pozycji w klasie do 2000 cm3 oraz dziewiątej pozycji w kwalifikacji generalnej. Do tego błąd w doborze ciśnienia w deszczowych oponach oraz problemy z ustawieniem geometrii całego auta i doboru sprężyn - wszystko to było przeciw nam, a jednak doświadczenie z poprzednich lat ścigania zaowocowały sukcesem w tych trudnych, deszczowych warunkach. W tym wyścigu zdobyliśmy wiele informacji, co i jak można poprawić, a duża przerwa w zawodach, aż do 24 lipca, jest dla nasz szansą, żeby ze wszystkim zdążyć. Piotrek praktycznie sam wykonał pracę mechanika elektronika i nie wiadomo, kogo jeszcze, aby auto sprostało wyzwaniom trzygodzinnego wyścigu. Jechałem jako pierwszy i ciążyła na mnie wielka odpowiedzialność aby nie zniweczyć wysiłków kolegi i nie rozbić auta na pierwszym zakręcie po starcie. Na początku nic nie widziałem - tumany wody zasłoniły wszystko, postanowiłem poczekać. Okazało się to trafną decyzją, bowiem opony nie chciały trzymać do 10 kółka. Potem rozpocząłem pościg i odrabiałem straty. Do zmiany byliśmy na 3 miejscu w klasie i 2 w dieslu. Piotrek miał podobne problemy, jak ja - opony przestygły na zmianie i znowu padał deszcz, więc czasy pierwszych okrążeń były fatalne. Potem podciągnął tempo osiągając drugą pozycję w klasie 2000 i dziewiątą w generalce. Szkoda, że nie utworzyła się klasa diesel, promowana przez Janusza Gładysza przed wyścigiem. Tym samym w nieformalnej klasyfikacji zajęliśmy pierwsze miejsce.
W czasie zawodów pomagali nam Mariusz Białek „Biały”, Piotr Koc „Kocyk” a także dodatkowo w czasie wyścigu dyżurowała grupa mechaników Skinder Management z Tomkiem i Wojtkiem na czele. Wszystkim, którzy nam pomagali oraz naszym obecnym sponsorom - ATS, Budostal 3 SA, Auto Auto - serdecznie dziękujemy.

 MARCIN PRZYBYSZEWSKI: - W pierwszym biegu popełniłem drobny błąd taktyczny na starcie - był on jednak dość łatwy do odrobienia. Niestety, przeszkodziła mi w tym przypadkowa kolizja z jednym z zawodników. Zostałem dość mocno uderzony w tył samochodu, co w efekcie spowodowało obrót i uderzenie w bandę. Zgasł mi silnik i długo nie mogłem go odpalić. Straciłem dużo czasu i musiałem gonić resztę zawodników. W drugim biegu miałem bardzo dobry start, dzięki czemu odrobiłem kilka miejsc. Niestety, wraz z zespołem postanowiliśmy przed tym wyścigiem zaryzykować i zostawiliśmy w samochodzie ustawienia na tor suchy. Po kilku okrążeniach, jak zaczęło padać, musiałem bronić się przed atakami innych zawodników, zamiast gonić czołówkę. Mam niedosyt po tych zawodach. W drugim biegu jak jeszcze nie kropiło, odrabiałem straty i realne było nawet czwarte miejsce. Liczę, że na Hockenheimie zdobędę więcej punktów i zbliżę się do czołówki. Mam nadzieję, że zawody na tym torze wyrównają szanse wszystkich zawodników. Chyba nikt z nas nie miał okazji trenować na niemieckim obiekcie. Ja lepiej czuję się na nowych torach, więc mam nadzieję na dobry wynik. Potrzebuję punktów, bo pierwsze tegoroczne wyścigi oddalają moje szanse na podium w tym cyklu, a taki miałem plan przed tym sezonem. Mimo dwóch nieudanych występów nie zamierzam się jeszcze poddawać.

ARTUR CZYŻ: - Ten wyścig w deszczu był dla mnie rewelacyjny. Praktycznie przez trzy dni treningów modliłem się, aby zawody były po mokrym i udało się. Wszystko poszło według planu, a pogoda z pewnością trochę nam pomogła w osiągnięciu tego sukcesu. Siódme miejsce w generalce, przy takich mocnych samochodach, w międzynarodowej stawce to naprawdę doskonały wynik dla naszego zespołu. Przed nami były cztery Porsche, Ferrari oraz Jetta, więc z pewnością nie było szans na walkę o wyższe miejsce. Przed startem optymistycznie zakładaliśmy metę w okolicach dziesiątego miejsca, a tu jeszcze trzy oczka wyżej! Oczywiście wygraliśmy klasę i co ciekawe, byliśmy szybsi od wszystkich dwulitrówek! Nasze tempo było naprawdę bardzo szybkie, a w ciągu trzech godzin ścigania straciliśmy tylko osiem okrążeń do zwycięzcy zawodów i to chyba bez wątpienia jest najlepsze osiągniecie w dotychczasowych startach naszej Pandy. Sprzęt dzisiaj nie zawiódł, mechanicy doskonale ustawili Pandę na mokrą nawierzchnię i to wszystko dało taki fantastyczny efekt. Bez wątpienia perfekcyjnie rozpoczęliśmy ten sezon!

MACIEJ GARSTECKI: - To był bardzo trudny i wymagający wyścig, ale dla nas była to wspaniała runda. Mieliśmy perfekcyjnie ustawiony samochód, świetne deszczówki i zero kłopotów z samochodem w czasie wyścigu - tutaj duże słowa uznania należą się naszym mechanikom! Mokra nawierzchnia bardzo mi pasowała. Myślę, że jak na tempo silnika 1400 cm3 osiągnęliśmy doskonały wynik. Chyba najbardziej cieszy mnie to, że pokonaliśmy wszystkie samochody dwulitrowe, a do poprzedzającego Porsche RSR straciliśmy zaledwie jedno okrążenie. Teraz musimy się zastanowić nad reszta sezonu. Z racji tego, że nasz główny sponsor, firma POL-Car z Poznania jest jednym z trzech polskich dealerów marki Abarth, to będziemy kładli nacisk, aby promować produkty właśnie tej firmy, a co za tym idzie, będziemy chcieli zmienić samochód na inny. Mamy niewiele czasu do kolejnej rundy, więc musimy działać szybko. Czy będą jakieś konkretne decyzje, czy uda się coś zbudować - tego jeszcze nie wiem. Ale mamy ten komfort, że Panda stoi gotowa do startu i zawsze można nią jechać.

 TEODOR MYSZKOWSKI: - Troszeczkę obawiałem się tego startu, ponieważ to był mój pierwszy wyścig w Porsche całkowicie w deszczu. Od pierwszych okrążeń wydawało mi się, że generalnie nie jadę zbyt szybko, bo starałem się jechać płynnie, spokojnie i nie popełnić żadnego błędu. Gdy zjechałem na zmianę, to okazało się, że czasy jakie notowałem, były rewelacyjne, ponieważ Lance Arnold pojechał tylko sekundę szybciej. To daje mi sporą satysfakcję, a nie ukrywam, że widziałem jeszcze niewielki zapas w swojej jeździe. Zadowolony jestem też z mojego zmiennika Stefana, który cały czas cisnął do przodu, a przy tym nie popełnił żadnego błędu. Nasza regularność zaowocowała trzecim miejscem w stawce, której się nie ma co wstydzić, ponieważ wygrał Adam z Lance'm, który przecież jest zawodowcem, a my w ciągu tych trzech godzin ostrego ścigania straciliśmy do nich zaledwie jedno okrążenie. Nie ma co ukrywać, że to były dla nas udane zawody i doskonała nauka na przyszłość. Takie trudne warunki pozwalają dużo lepiej poznać granicę możliwości samochodu, a Porsche jest dosyć specyficznym samochodem. Myślę, że dobrze rozpoczęliśmy sezon i mam nadzieję, że kolejna runda ponownie zakończy się dla nas na podium.

STEFAN BILIŃSKI: - Moja zmiana zaczęła się trochę pechowo, ponieważ wyjechałem na tor w momencie, kiedy był Safety Car - i straciłem przez to jedno okrążenie. Gdyby udało się wyjechać 30 sekund wcześniej to pewnie bym objechał to kółko i ich dogonił, ale cóż - tak czasami bywa. Żeby tego było mało, to akurat było oberwanie chmury i na torze było tyle wody, że miejscami samochód nie chciał ani hamować, ani skręcać. Gdy już zaczęło przesychać, to dogoniłem słowackiego RSR-a, który wyraźnie odjeżdżał na prostych, a w zakrętach był wolniejszy. Męczyłem się z nim chyba przez 7-8 okrążeń. W końcu trochę zaryzykowałem i na Babie Jadze poszedłem wewnętrzną i zostawiłem RSR-a w tyle. W tym wyścigu bardzo dobrze funkcjonowała łączność z boksem. Miałem na bieżąco informacje co się dzieje w stawce. Było perfekcyjnie i za to bardzo dziękuję całemu zespołowi, a w szczególności naszemu nowemu inżynierowi Irkowi. Podziękowania należą się także mojej kochanej żonie za wielkie wsparcie i wiarę w nasz końcowy sukces podczas całego wyścigowego weekendu. Dziękuję również, a w zasadzie przede wszystkim mojemu zmiennikowi „Fast Tediemu” za wspaniałą jazdę. Teo szczególnie w pierwszych okrążeniach pokazał zimną krew i myślę, że tam najwięcej nadrobił po naszej słabszej czasówce. Myślę, że w tych arcytrudnych warunkach jakie panowały na torze, to był dla nas bardzo dobry weekend i nie ma co ukrywać, że mamy doskonałą pozycję startową na resztę sezonu!

ADAM LENARTOWSKI: - Po czwartkowej ulewie, kiedy jeździło mi się doskonale, w kwalifikacjach mieliśmy suchy tor, więc musiałem od nowa szukać ustawień auta. Szukałem do końca - w wyścigu poprawiłem się o cztery sekundy względem Q2. Startowałem z depo, ponieważ chyba nie do końca zrozumiałem procedurę startową. Według moich obliczeń, powinienem zdążyć wykonać jeszcze jedno okrążenie i ustawić się na starcie, ale przy wyjeździe z boksu było już czerwone światło. Trochę mnie to zdekoncentrowało, czego efekt było już na drugim okrążeniu, kiedy to źle wbiłem bieg i wylądowałem w żwirze. Mimo to udało mi się nawiązać walkę, która trwała do ostatnich metrów - popełniłem błąd na ostatniej prostej, w wyniku czego po kontakcie z rywalem linię mety pokonałem tyłem. Chciałem jechać dalej, jednak sędziowie wyprosili mnie z toru, ponieważ mój samochód nie trzymał płynów. To był dla mnie ciężki, acz owocny weekend. Z założenia miał to być jednorazowy start, ale postaram się wrócić, aby pokazać się z drugiej, szybszej strony.

MAGDA WILK: - Od czwartku pogoda nad torem była bardzo zmienna - było i słońce i grad i deszcz. W piątek miałam problemy z przyczepnością auta i prawidłowym torem jazdy. Trochę obawiałam się kwalifikacji, bo na mokrym jeden błąd mógł kosztować mnie bardzo dużo. Zabrakło mi jednego okrążenia, żeby startować wyżej niż z dziewiątej pozycji. Nie byłam z siebie zadowolona. Na starcie wiedziałam, że jeśli nie prześpię i nie będę miała problemów z wbiciem dwójki, powinnam pójść do przodu i widziałam swoją szansę. Zaczęłam się przebijać. Po pierwszym lewym byłam chyba trzecia, ponieważ zawodnicy przede mną mieli przygody i wykorzystałam sytuację. Później moja pozycja się zmieniała... Kijanka i Chmiel mnie dojechali, objechali... Zaczęłam ich gonić, jak i pozostałą dwójkę, czyli Kopańskiego i i Ułasewicza. Na ostatnim kółku cała czwórka spotkała się i nie zmieściła w pierwszym lewym zakręcie. Siedziałam im na ogonie i kiedy Chmiel i Ułasewicz się zderzyli, cała trójka wyjechała w kolejności: Kopa, Kijanka i ja... czyli do drugiego wyścigu startowałam z 3 pola. Start był ciężki - za sobą miałam mocnych i pewnie rozwścieczonych zawodników. Już na pierwszym zakręcie zepchnięto mnie na pobocze. Jechałam przez kilka metrów poza torem, a w tym czasie kilku zawodników wykorzystało ten moment i wyprzedziło mnie. Na pierwszym lewym znowu doszło do zderzenia kilku aut, które stanęły w poprzek. Nie mając wyjścia dałam po hamulcach i mocno ścięłam zakręt po wewnętrznej, ponieważ nie było innej możliwości. W efekcie wyjechałam na 3 pozycji. Na kolejnych zakrętach zaczęliśmy się oddalać od liderów. Pozostała część wyścigu to walka z Chmielem. Ostatecznie on dojechał trzeci, a ja czwarta. Jestem w szoku, ponieważ w klasyfikacji generalnej Picanto zajmuję trzecie miejsce! Za chwilę przed nami wyścig w Niemczech. Już się nie mogę doczekać; to dla mnie nowy tor, a ja na takich daje sobie świetnie radę. Mam nadzieję, że moje auto oklejone w barwy Motocaina.pl i ITBoom oraz serwisowane przez Nowicki Auto Serwis będzie dowoziło mnie na wysokich pozycjach. Mechanicy spisali się tutaj doskonale i ustawili moje Picanto tak, że prowadziło się jak po sznurku! Zrobili wszystko na tip top, a ja mogę obiecać, że będę robić wszystko, żeby dojeżdżać na podium jak najczęściej, bo to wspaniałe uczucie.

MATEUSZ LISOWSKI: - Nie mam do swojego występu żadnych zastrzeżeń. Podczas tego weekendu udawało mi się jeździć wręcz bezbłędnie, choć warunki, delikatnie mówiąc, nie zaliczały się do łatwych. Oczywiście tutaj w Poznaniu nie było mowy o żadnej presji wyniku. Jechałem przede wszystkim dla przyjemności i czerpałem z tego satysfakcję. W piątek mój czas zapewnił nam 4. pole startowe. W wyścigu była szansa nawet na zwycięstwo. Jechało mi się świetnie, złapałem bardzo dobre tempo i cisnąłem tyle, na ile pozwalały możliwości auta. Na torze były duże kałuże, a Megane nie najlepiej odprowadza wodę. Jadąc na starych oponach, kręciłem dobre czasy. Na nowych ogumieniu z pewnością mogłem wykręcić najlepszy czas wyścigu. Moją pogoń za rywalami zatrzymała niestety awaria, a raczej pożar Megane. Powodem, jak się okazało, był zerwany przewód hydrauliczny sprzęgła. No cóż, taki jest motorsport. Dziękuję zespołowi Karolina Autosport za trud włożony w przygotowania oraz Karolinie za wspólny start.

ADAM GŁADYSZ: - Mogę zaliczyć ten weekend do udanych. W wyścigu długodystansowym wygraliśmy klasę, w sprincie byłem dwukrotnie trzeci. Szczególnie cieszy wyniki z rywalizacji trzygodzinnej. Wygrana była naszym celem i udało się. Warunki podczas wyścigu były jednak bardzo trudne, tym bardziej cieszy uzyskany wynik. Co do sprintu to nie ukrywam, że żeby obronić tytuł Mistrza Polski i utrzymać prowadzenie w tym roku w klasyfikacji WSMP, trzeba będzie dokonywać na torze cudów. Samochody rywali są bardzo szybkie, ale nie dam w tym roku za wygraną. Zawody w Poznaniu powinny się wszystkim podobać. Nie zabrakło dramaturgii, ciekawych i szybkich samochodów. Teraz przed nami dłuższa przerwa w startach, kolejny runda odbędzie się bowiem w lipcu. Chciałbym podziękować całej ekipie technicznej, mojemu tacie, żonie i dzieciom za trzymanie za mnie kciuków oraz moim sponsorom.

MARCIN GŁADYSZ: - W niedzielnym wyścigu mogę chyba mówić o zmęczeniu sprzętu. Po wyścigu trzygodzinnym i sprincie Jetta była już mocno przeciążona. Pech dopadł mnie na ostatnim okrążeniu, w zakręcie "Pod Dębami". Ukręciła się półoś i wypadłem na trawę. Z tamtego miejsca „dotoczyłem” się do mety, tracąc pozycję i oczywiście punkty. Taki jest sport. Myślę, że nie ma takiego zawodnika, którego takie rzeczy omijają. Stało się jak się stało i nie ma się co załamywać, a ponieważ priorytetem był długi dystans, to zawody uznaję ogólnie za udane. Wśród mocnych samochodów zajęliśmy pewne piąte miejsce, a w klasie zdecydowanie wygraliśmy, więc jest to na pewno duży sukces. Okazało się, że mamy dobrze przygotowany samochód i świetnych mechaników. Szkoda tylko, że teraz czeka mnie taka długa przerwa, nie lubię tego. Chciałbym się ścigać jak najczęściej. Może pojadę na jakiś wyścig górski, żeby się rozkręcić.

PIOTR NOWACKI: - W biegu III rundy WSMP wystartowałem na wysychającym torze. Na drugim okrążeniu zauważyłem, że jestem szybszy od zawodnika, który jechał przede mną i wiedziałem, że mogę go wyprzedzić. Na kolejnych zakrętach zaczynałem się do niego zbliżać. Niestety nie miałem wystarczająco dużo miejsca i obróciło mnie, a silnik zgasł. Zareagowałem szybko i zacząłem odrabiać straty. Dojechałem szósty, ale zdobyłem kolejne cenne punkty do klasyfikacji. W wyniku uszkodzeń po długim dystansie, w niedzielę nie mogłem wystartować Golfem. Robert Kosiba pożyczył mi swój samochód pucharowy i wystartowałem — po prostu po to, żeby nie stracić punktów. Niestety tym znacznie wolniejszym samochodem pojechałem spokojnie i zająłem 7. miejsce. Po tych zawodach nadal jestem w ścisłej czołówce i nie mogę doczekać się kolejnej eliminacji.

TOMASZ NOWACKI: - Jestem bardzo zadowolony z jazdy w wyścigu długodystansowym. To był mój pierwszy start, więc byłem ostrożny i nie chciałem przedobrzyć na samym początku. Bałem się trochę, że ta pierwsza jazda odbywa się w tak trudnych warunkach. Stwierdziłem, że lepiej trochę przystopować. Na pierwszym zakręcie zaliczyłem kontakt z Alfą i myślałem, że wyląduję na trawie, ale na szczęście tak się nie stało. Jechałem więc dalej i odrabiałem straty. Udało się przebić na pierwsze miejsce w klasie. Nasz samochód co ciekawe, dużo fajniej zachowywał się na deszczu. Również pit stop przebiegł dokładnie tak, jak ćwiczyliśmy. Wtedy wsiadł Adam i to jego spotkały największe przygody.

ADAM NOWACKI: - Zmiana była bardzo szybka, przebiegła idealnie. Po wyjechaniu na tor zdobyłem kilka pozycji. Byłem zdziwiony tym, z jaką łatwością udało mi się wyprzedzić kilka naprawdę szybkich samochodów w takich warunkach. Wiedziałem, że chłopcy z Alfy jadą agresywnie, ponieważ mieliśmy już z nimi kontakt na drugim zakręcie wyścigu. Będąc szybszym, postanowiłem poczekać i wyprzedzić ich na prostej startowej. Przed prawym zakrętem zajechali mi drogę, odbiłem w lewo i w tym momencie doszło do kontaktu z Porsche. Samochód Lukas Motorsport stanął przede mną bokiem, podrzuciło go do góry i zobaczyłem jego całe zawieszenie. Rykoszetem oberwała również Alfa, a ja starałem się jechać między nimi tak, żeby uniknąć dodatkowych kolizji, które mogłyby jeszcze pogorszyć sytuację. Tak zakończył się dla nas pierwszy w tym sezonie wyścig. Szkoda, bo jechaliśmy bardzo dobrze i pierwsze miejsce w klasie było na wyciągnięcie ręki. Właściwie należało tylko dojechać do mety. Niestety, nie udało się.

KAROLINA LAMPEL-CZAPKA: - W pierwszym wyścigu wszystko poszło perfekcyjnie, na początku drugiego sprintu też było dobrze. Samochód jechał, dobrze się prowadził, wszystko grało, byłam zadowolona. Pod koniec miałam troszkę mniejszych, bądź też większych problemów, ale generalnie wyścig przebiegł bez zastrzeżeń. Nie miałam żadnych przygód oprócz tego, że w kilku miejscach mnie wyniosło, postawiło bokiem. Ogólnie jestem zadowolona. Myślę, że ten Poznań bardzo dobrze się dla mnie skończył. Szkoda, że długi dystans był dosyć nieszczęśliwy i na kilkanaście minut przed końcem samochód się zapalił. Ale generalnie wyjeżdżamy z Poznania z nadzieją na przyszłość i z dużym uśmiechem na twarzy. Myślę, że będzie dobrze. Trzeba w to wierzyć - i po prostu przygotowywać się na kolejną eliminację.

ADAM KORNACKI: - Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłem, że wygram wyścig o DSMP na torze Poznań. Do piątku nie wiedziałem nawet z kim wystartuję. Szef zespołu Lukas Motorsport sprawił mi naprawdę dużą niespodziankę, ściągając do Poznania Lance'a Davida Arnolda — kierowcę bardzo młodego, ale już z dużym doświadczeniem. Lance to niesamowity fachowiec w jeździe wyścigowym Porsche. Podczas sobotniego wyścigu moją zmianę pokrzyżowała pogoda, która w miniony weekend była kompletnie nieprzewidywalna. Właściwie każdy trening jechałem w innych warunkach. Swoją zmianę w wyścigu rozpoczynałem na wysychającym torze, potem zaskoczyła nas ulewa. Miałem zużyte opony, więc łatwo nie było. Nie zmieniliśmy ich, aby zaoszczędzić czas. Jechało się trudno, to była istna walka o utrzymanie na torze. Nawierzchnia była śliska jak lodowisko i to, że udało mi się przetrwać uważam za swój osobisty sukces. Potem wszystko poszło zgodnie z planem zarówno pod względem strategicznym, sprzętowym, jak i zawodniczym. To, że byliśmy najszybsi z polskich teamów jest bardzo satysfakcjonujące, ale wygrana całego wyścigu w takiej mocnej obsadzie jest wielkim, wielkim sukcesem. Duża w tym zasługa Lance'a, który przejechał większą część wyścigu. Arnold kręcił tutaj niesamowite czasy. Bardzo żałuję, że Lance nie miał szansy pojechać tutaj na suchej nawierzchni, bo rekord toru dla Porsche GT3 Cup byłby zagrożony. Bardzo mu się za to podobał występ tutaj i nie wyklucza, że będzie kontynuował przygodę z DSMP. W sprincie w tym sezonie jeżdżę głównie treningowo i tak było też tym razem. Do dyspozycji mam w tym roku 996-tkę, samochód starszej generacji niż ten, którym startuję w DSMP. W Dywizji 4 powyżej 2 litrów przede mną stały takie potwory, że nie miałem większych szans. Jechałem sobie zatem spokojnie, trenowałem i pokonywałem kolejne bariery. Dziękuję bardzo zespołowi Lukas Motorsport za trud włożony w przygotowanie do zawodów. Chłopcy tradycyjnie wykonali wspaniałą robotę. Dziękuję Wieśkowi Lukasowi za umożliwienie mi startu z tak wspaniałym zmiennikiem. Do zobaczenia na kolejnej rundzie oraz w programach telewizji TVN Turbo!

 

 

Poprzedni artykuł Kłopoty z dublowanymi
Następny artykuł Giermaziak wraca do Formuły Renault

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry