Kubica: Musimy urwać parę dziesiątych
Portal formula1.com rozmawiał z Robertem Kubicą - o Monako, Montrealu i plotkach dotyczących naszego kierowcy.
- Robert, typowano ciebie na podium w Monako i dokonałeś tego. Prognoza się sprawdziła.
- W rzeczywistości zauważyłem, że moje oczekiwania przed Monako były za wysokie. Moja analiza opierała się na tym, że jeżeli zespół osiągnął trzy razy podium w pierwszych trzech wyścigach, to w Monako powinno być lepiej niż w Hiszpanii czy Turcji, gdzie Ferrari i McLaren łatwo dzieliły się miejscami na podium. Nie sądzę, by moje podium w Monako stanowiło odwrócenie tego trendu, bo naprawdę musiałem wywalczyć ten wynik, jak zresztą wszyscy widzieli.
- Po fakcie zawsze łatwo gdybać. A zatem gdybyś pojechał na jeden stop, czy to by coś zmieniło? Czy mógłbyś wygrać?
- Nie sądzę. Czasem trafiają się dziwne wyścigi i to był jeden z nich. Lewis we właściwym momencie wykonał bardzo wczesny i wymuszony pit stop. Oczywiście nikt nie mógł przewidzieć, że to mu pomoże wygrać wyścig.
- Czy był moment, w którym pomyślałeś, że możesz odpuścić?
- Kiedy jedziesz jako drugi mając za sobą Massę, lepiej nie przestawać cisnąć. Co więcej, mogłem złapać Lewisa, gdyby powtórzył jakiś drobny błąd.
- W tym sezonie byłeś już dwukrotnie drugi. Monte Carlo i Sepang to dwa bardzo różne tory, a zatem wygląda na to, że F1.08 dobrze pracuje na każdym torze. Jak sądzisz, co sprawia, że twój team jeszcze nie wygrał wyścigu?
- No cóż, w Sepang dojechałem drugi za Ferrari, ale z niemal 20-sekundową stratą. W Monako tuż przed ostatnim Safety Carem miałem niemal 40 sekund straty do Lewisa. To pokazuje, że musimy jeszcze urwać parę dziesiątych, aby mieć szanse na odnoszenie zwycięstw. Wiem, że team pracuje ciężej niż poprzednio i jestem pewny, iż przed końcem sezonu otrzymam taką szansę.
- Ostatnio kolekcjonujesz trofea. W ciągu tygodnia otrzymałeś nagrodę Lorenzo Bandiniego, a teraz puchar w Monako. Czy to ci daje psychiczne doładowanie na resztę sezonu?
- Oczywiście tak, choć obawiam się, że w wyścigach samochodowych to historia bez końca - walczysz o zwycięstwo, a kiedy ci się uda, chcesz wygrać ponownie. Ważne, żeby się nie poddawać - obojętnie czy przegrasz, czy wygrasz.
- Kolejny wyścig będzie w Montrealu. Z jakimi wspomnieniami wracasz na ten tor?
- Cieszę się, że wrócę na jeden z moich ulubionych torów. Mam pozytywne odczucia przed tym wyścigiem i wiem, że ubiegłoroczny wypadek w ogóle nie wpłynie na moją jazdę.
- Podczas testów na Paul Ricard nie przejechałeś ani jednego okrążenia po torze w konfiguracji symulującej Montreal. Czy to może być problem?
- Myślę, że mamy wystarczającą ilość danych, żeby zrekompensować brak testów. Nawet Nick miał kłopoty z powodu złych warunków atmosferycznych na Paul Ricard. Oczywiście, w piątkowych treningach przejedziemy trochę więcej kilometrów i zdobędziemy wszystkie potrzebne informacje.
- To będzie weekend dużych szybkości. Jakie są twoje przewidywania?
- Spodziewam się interesującego wyścigu. Czterech kierowców jest bardzo blisko siebie na czele klasyfikacji mistrzostw świata i to jasne, że wszyscy musimy dać z siebie maksimum. Wiem, że jestem jedynym outsiderem w tej grupie, a zatem w odróżnieniu od pozostałych, moim nadrzędnym celem będzie utrzymanie kontaktu z czołówką.
- Pierwszą czwórkę dzieli tylko sześć punktów. Powiedziałeś, że nie jesteś kandydatem na mistrza, jak zatem byś siebie zaklasyfikował?
- Za wcześnie, żeby to ocenić. Pozostało 12 wyścigów i można powiedzieć, że teoretycznie każdy kierowca w stawce jest jeszcze kandydatem na mistrza. Z drugiej strony mam nadzieję, że stracone punkty w Australii nie wpłyną na moją końcową lokatę.
- Jesteś gorącym tematem na rynku transferowym. Pojawiły się również plotki dotyczące twojego managementu. Jak wygląda obecna sytuacja?
- To dwa różne pytania. Na pierwsze naprawdę nie mam nic do powiedzenia. Na drugie mam. Wiem, że istnieją osobnicy w Polsce i również w Wielkiej Brytanii, którzy twierdzą, iż są w jakiś sposób zaangażowani w mój management. To po prostu jest nieprawdą. Po tylu latach współpracy jestem bardzo zdziwiony, że nadal są ludzie wątpiący w fakt, iż Daniel (Morelli) jest moim jedynym menedżerem i absolutnie nikt za nim nie stoi. Ci ludzie, którzy paplają o tym, jakoby mieli jakiś wpływ na moje decyzje - i w efekcie na moją przyszłość - rozsiewają również plotki o tym, że Daniel jest tylko figurantem z ograniczonymi możliwościami. To po prostu żałosne! Takie zachowania naprawdę mnie denerwują, szczególnie, że ci ludzie działają w złej wierze. Czy im się to podoba czy nie, tak wygląda cała sytuacja.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.