Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Red Bull wyklucza powrót byłych juniorów

Według doradcy sportowego Red Bulla - Helmuta Marko, austriacki koncern nie zamierza przy ustalaniu składu swoich zespołów brać pod uwagę byłych juniorów, takich jak na przykład Jean-Eric Vergne.

Jean-Eric Vergne, Toro Rosso STR7

Potentat na rynku napojów energetycznych, od dawna zaangażowany w Formule 1, zwykle przy obsadzaniu foteli zarówno w głównym, jak i juniorskim zespole, bierze pod uwagę przede wszystkim „wychowanych” przez siebie kierowców.

Brendon Hartley, który opuścił program juniorski w 2010 roku i wygrał następnie FIA WEC oraz 24h Le Mans, z powodu braku odpowiednich kandydatów powrócił pod skrzydła Red Bulla w sezonie 2017, podpisując umowę z Toro Rosso. Ten precedens sprawił, że wśród potencjalnych kandydatur do samochodów kontrolowanych przez austriacki koncern typowano Jeana-Erica Vergne'a czy Sebastiena Buemiego.

W rozmowie z Motorsport.com Marko nie pozostawił jednak złudzeń: - Temat jest zamknięty. Udało im się zrobić karierę w innych kategoriach sportu samochodowego. Jean-Eric Vergne wygrał Formułę E, jednak wymagania w F1 są zupełnie inne.

- Można powiedzieć, że byłby teraz nowicjuszem. Przyzwyczajenie się do specyficznych opon Pirelli zajęłoby mu cały sezon. Z tego powodu to przeszłość.

Kilka miesięcy po Hartleyu kontrakt z Red Bullem podpisali dwaj inni pożegnani wcześniej kierowcy: Daniił Kwiat i Alex Albon. Obaj stworzyli duet Toro Rosso. Mimo to, Marko nie uważa, by standardy wyznaczone przez koncern były zbyt wysokie.

- Trzeba do tego podejść nieco filozoficznie. Na początku juniorski zespół był swego rodzaju patronatem, ponieważ wszyscy wiedzą jak drogi jest motorsport. Dietrich [Mateschitz] chciał dać kierowcom szansę.

- Potem nagle okazało się, że mamy dwa zespoły w F1. Od tego momentu wiadomo było, że wspieranie kogoś, bo ma stosunkowo niezłe występy, nie wystarczy. Zadecydowano, że [kandydaci] muszą mieć potencjał na wygranie grand prix. Dlatego też wybór stał się bardziej rygorystyczny.

- Nie do końca rozumiem tę krytykę. Finansujemy przez sezon lub dwa kierowców, którzy bez nas by się w ogóle nie znaleźli w F1. A jeśli [ich talent] nie wystarczy na F1? Cóż, jest ich tylko dwudziestu i wiemy, że nie wszyscy są jedynie z powodu swoich umiejętności.

- Ile osób z naszego programu wygrało grand prix? [Sebastian] Vettel, [Daniel] Ricciardo, Max [Verstappen]. Ilu było na podium? Nie potrafię zliczyć. Wewnętrznie rozpiera nas duma, że jesteśmy na taką skalę naśladowani. Jednak żaden z innych podobnych programów nie zbliżył się do tego, co my osiągnęliśmy - podsumował Helmut Marko.

Poprzedni artykuł Hamilton mógł jeździć Hondą
Następny artykuł Schumacher dla Rosberga był jak ojciec

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry