Schumacher zabija Formułę1?
Sporo miejsca w działach sportowych światowych gazet, zupełnie inaczej niż w Polsce, zajęły rozważania dotyczące rozegranego w niedzielę wyścigu o Grand Prix Stanów Zjednoczonych, a ściślej rzecz biorąc, jego nieoczekiwanej końcówki.
Oto bowiem królowa sportów motorowych stara się podbić ważny amerykański rynek, a tu Michael Schumacher pozwala sobie na kompletną niesubordynację i nie wygrywa. Po fakcie oczywiście setki specjalistów zajęło się analizą sytuacji z ostatniej prostej – w jednym z lokalnych dzienników zastanawiano się nawet, czy przepisy Formuły1 przewidują wyższe nagrody finansowe za podwójną wygraną? Jakoś bowiem do ludzi, którzy F1 dopiero poznają (podobnie zresztą jak Soccer) nie przekonują tłumaczenia mistrza świata, że chciał sobie zapewnić jeszcze jeden wpis do księgi rekordów. Społeczeństwo amerykańskie jest od małego uczone rywalizacji – wygrana się liczy ponad wszystko. Jak więc promować w ich kraju sport, w którym dla mistrza świata, od wygranej bardziej liczą się jaja?
Sam Schumacher już dawno przestał podchodzić do zwycięstw w sposób naturalny. Przy przewadze technologicznej, jaką ma Ferrari nad resztą stawki, znakomity Niemiec nie musi nawet specjalnie pocić się, żeby stawać na najwyższym stopniu podium. Nawet patrząc na jego styl – to jakby zupełnie inny kierowca od tego, którego poznaliśmy jedenaście lat temu za kierownicą Jordana. Wtedy miał w sobie wręcz zwierzęcą agresję – silę, która sprawiła, że już w ósmym wyścigu w karierze, już w Benettonie, po raz pierwszy stanął na podium. A konkurentów, z całym szacunkiem dla obecnych rywali, miał wtedy znacznie groźniejszych niż dziś...
Znakomity Niki Lauda – żywa legenda tego sportu, człowiek który pokonał śmierć, a w karierze wygrał 25 wyścigów, przyznał ostatnio, że na miejscu Michaela wycofałby się już z tego sportu. Zdaniem Austriaka Schumi osiągnął więcej niż wszystko, co tylko można było osiągnąć, a jego dalsze wyczyny po prostu demolują konkurentów. Jest w tym sporo racji, choć obiektywnie rzecz biorąc, trzeba przypomnieć, że sam Lauda podobnie działał w latach siedemdziesiątych. Przez trzy sezony (1975-1977), zaledwie szesnaście razy nie stawał na pudle. Z czego znakomitą większość nieukończonych wówczas wyścigów spowodowały awarie jego... Ferrari.
Podobnego zdania jest Eddie Jordan, człowiek który nie spróbował osobiście rywalizacji za kółkiem, ale dorobił się w życiu miana skutecznego biznesmena i w miarę stabilnego zespołu. Irlandczyk, który ze swoją ekipą debiutował niemal równocześnie z Schumacherem, nie jest zachwycony posunięciem Niemca. Zdaniem Eddiego, znanego z ciętego humoru, to co zrobił mistrz świata wcale nie było śmieszne. Jordan stwierdził, że takie zachowanie może tylko zrazić ludzi, którzy dopiero zaczynają interesować się tym sportem. Serwowanie takiego widowiska kibicom oczekującym emocji, może odbić się czkawką przez kilka lat. Eddie zresztą chyba najlepiej zdaje sobie sprawę z tego, że kilka kolejnych sezonów może okazać się najważniejszymi dla przyszłości Formuły1. Całkowity zakaz sponsoringu tytoniowego – oczywiście w krajach rozwiniętych, stąd coraz większe zainteresowanie egzotycznymi rynkami (naiwnych niestety informuję – na F1 w Polsce nawet nie ma co liczyć!!!) – spowoduje konieczność zastąpienia ich innymi koncernami. Bogatych w USA nie brakuje, tylko jak nakłonić kogokolwiek do inwestowania w sport, który nie przynosi emocji, a kierowcy nie chcą wygrywać?
I nie do końca przekonują mnie stwierdzenia popleczników Ferrari, którzy są zdania, że jak zespół osiągnął absolutną przewagę nad konkurencją, to może pozwalać sobie na wszystko. Cieszę się, że Schumi i Rubinho znakomicie się bawią, szkoda jednak, że tylko oni....
Tekst nadesłał: Paweł M. Artej
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.