Pobili Salaquardę

25-letni prażanin został zaatakowany przez ochroniarza i trafił do szpitala.

- Przyjechaliśmy wraz z Erikiem Janisem na tor i zainteresowały nas samochody na dużym parkingu przy bramie wjazdowej - opowiadał Filip. - Pojechaliśmy tam, żeby im się przyjrzeć. Potem się wygłupiałem i nawróciłem na ręcznym. Nikogo nie było w pobliżu i jechaliśmy wolno, jakieś 35 na godzinę.

Dwójką Czechów zainteresowali się pracownicy agencji ochroniarskiej, którzy ruszyli w pogoń za kierowcami. Erik i Filip telefonowali do szefa zespołu, Igora Salaquardy znajdującego się w boksie. - Pracowaliśmy przy samochodach i nie usłyszałem telefonu - mówi Igor Salaquarda. - Kilka minut później nasi chłopcy wyszli z motorhome'u, ale ochroniarz czekał na nich z kolegą, uzbrojonym w pałkę. Ci ludzie starali się nie wpuścić naszych kierowców do boksu i zaatakowali Filipa. Jeden z nich trzymał Filipa, a drugi bił go pałką. W końcu Filip zdołał się wyrwać, ale ochroniarz dopadł go na padoku i z całej siły uderzył pałką w głowę.

- To było niezwykle mocne uderzenie, które rozbiło mi głowę - powiedział Filip Salaquarda. - Wszędzie było pełno krwi. Lekarz założył pięć szwów i zdiagnozowano wstrząśnienie mózgu. Poza tym bolą mnie plecy.

Erik Janis był w szoku i zespół zrezygnował z drugiego dnia testów. - Nie możemy tego tak zostawić - stwierdził Antonin Charouz. - Zamierzamy zbadać sprawę. Chciałbym podziękować za pomoc Ministerstwu Spraw Zagranicznych i czeskiemu konsulowi w Hiszpanii. Bez ich pomocy cała sprawa byłaby znacznie bardziej skomplikowana.

Fot. erikjanis.cz