Poznańskie komentarze
ROBERT KISIEL: - Przed pierwszym wyścigiem GPP było nerwowo.
Pogoda spowodowała, że mieliśmy loterię z oponami - pojechaliśmy na deszczówkach, ale jak się okazało, można było używać opon na suchą nawierzchnię. Opona mi się skończyła w końcowej fazie wyścigu i gdyby meta była jedno okrążenie dalej, to już bym nie dojechał. Straciłem trochę cennego czasu, dodatkowo sędziowie podyktowali falstart i dostałem karę drive through. W drugim biegu założyliśmy już slicki, tor był suchy, a ja pojechałem bezbłędnie, dzięki czemu zająłem drugą pozycję. To zagwarantował mi trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Jest to duży sukces, bo o 100 koni słabszym Seatem udało mi się znaleźć w klasyfikacji generalnej między Porsche.
JERZY FRANEK: - Po długiej nieobecności na torze, dałem sie nakłonić w połowie sezonu do udziału w wyścigach długodystansowych - podczas ostatniej eliminacji drugi raz jechałem Seatem Leonem. Niestety, z powodu "dachowania" mojego zmiennika - Adama, nie mogłem odbyć planowanych treningów, a start w następnym dniu pozostał pod dużym znakiem zapytania. Naprawa Seata trwała do późnych godzin nocnych. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu mechaników i ich ofiarnej pracy, udało się jednak przygotować samochód do startu w sobotę. Z powodu braku możliwości odbycia treningu oraz kwalifikacji, wystartowałem z ostatniego pola i wyścigi do Grand Prix z konieczności potraktowałem więcej jako trening, aniżeli ściganie. Natomiast w następnym wyścigu długodystansowym czułem się już pewniej w szybkim Seacie. Dodatkowo, przyjęta odpowiednia taktyka i utrzymanie równego tempa jazdy pozwoliły razem ze Zbyszkiem Szwagierczakiem zająć nam pierwsze miejsce. Na uwagę zasługuje fakt, iż przejechaliśmy 98 okrążeń toru, co jest najlepszym wynikiem wśród Seatów w dotychczasowych 3-godzinnych wyścigach, tylko o jedno okrążenie gorszym od rekordu Porsche. Pragnę gorąco podziękować Grzegorzowi oraz mechanikom Seata z Komotu za ich pełną poświęcenia pracę przy odbudowie samochodu. Dziękuje sponsorowi - Fabryce Automatyki FACH SA za umożliwienie udziału w imprezie.
MACIEJ GARSTECKI: - Ostatnia eliminacja odbyła się trochę z przygodami. Po około dwóch godzinach jazdy, z powodu rozcięcia osłony gumowej i braku smarowania ukręcił się wewnętrzny przegub i przez ostatnie okrążenia Darek mógł kontynuować jazdę tylko dlatego, że nasza Panda wyposażona jest w blokadę mechanizmu różnicowego, tzw. szperę. Niestety z dobrego piątego miejsca spadliśmy na dziesiątą pozycję w wyścigu. Pomimo tego zakończyliśmy sezon na doskonałym trzecim miejscu z tytułem II Wicemistrzów Polski w klasyfikacji generalnej oraz zostaliśmy Mistrzami Polski w klasie 1600.
Patrząc na całokształt naszych tegorocznych występów oraz możliwości naszego Fiata Pandy mogę śmiało powiedzieć, że osiągnęliśmy duży sukces, o którym nie śniliśmy przed sezonem. Pamiętam jak wraz z Darkiem i członkami naszego zespołu rozmawialiśmy w boksie przed pierwszym startem. Już wtedy wiedzieliśmy, że nasi mechanicy świetnie przygotowali samochód, ale jednocześnie zdawaliśmy sobie sprawę, że niewielki silnik Pandy nie może być zagrożeniem dla dużo mocniejszych samochodów naszych konkurentów. Wtedy jednogłośnie stwierdziliśmy, że jeżeli w klasyfikacji generalnej na koniec sezonu zajmiemy siódmą pozycję, to dla całego zespołu będzie to ogromny sukces. Również dla naszego 150-konnego Fiata Pandy będzie to wielka nagroda, bowiem walka z 300-konnymi potworami to nie lada wyzwanie. No i z biegiem czasu, w trakcie kolejnych eliminacji odnosiliśmy mniejsze i większe sukcesy, sześć razy wygrywając klasę 1600. Nasz Fiat Panda powstał dzięki wielkiemu wkładowi pracy, wiedzy i zaangażowania naszych mechaników: Tomka Dziwaka, Kuby Świergiela, Piotra Norka, Michała Stróżniaka i Krzysztofa Zająca. Każdy z nich pracował na to, by wszystko było zapięte na ostatni guzik, a my z Darkiem mogliśmy się skupić tylko i wyłącznie na jeździe - to bardzo komfortowe warunki. Bardzo Wam za to dziękujemy!!!
DARIUSZ NOWICKI: - Wiatru w skrzydłach dostaliśmy już podczas drugiej eliminacji na Torze Kielce, gdzie zajęliśmy drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Wtedy zrozumieliśmy, że Panda jest relatywnie szybka jak na swoje możliwości, a do tego odpowiednio przygotowana, może sprawić niejedną niespodziankę. No i jesteśmy drugimi Wicemistrzami Polski w DSMP! Oczywiście nie byłoby to możliwe bez wielkiego, poświęcenia i profesjonalizmu serwisu POL-CAR. Panda okazała się świetną wyścigówką, a co najważniejsze, nieprzeciętnie trwałą - jako jedyni z 30 startujących zespołów ukończyliśmy wszystkie siedem wyścigów.
ROBERTAS KUPCIKAS: - Sezon był bardzo trudny, cały zespół i ja pracowaliśmy naprawdę ciężko i to wspaniałe zobaczyć teraz rezultaty naszych wysiłków. Jestem bardzo szczęśliwy z powodu zdobycia VW Castrol Cup i chciałbym serdecznie podziękować naszym sponsorom, mojemu Wielkiemu Zespołowi Jonusis Racing, zatrudniającemu najlepszych fachowców jakich znam, także moim kolegom Jonasowi, Adamowi i Marcinowi, no i oczywiście moim Fanom! Sądzę, że wszyscy mieliśmy w tym sezonie dużo fajnych przeżyć na torze.
MARCIN PRZYBYSZEWSKI: - Czasówkę pojechałem zbyt zachowawczo i okazało się, że mój wynik nie wystarczył do zajęcia miejsca nawet w środku stawki N-1150. Wyścig w moim wykonaniu był już dużo lepszy - głównym celem było dojechanie na minimum siódmej pozycji, która dawała mi tytuł Mistrza Polski. Startując z ostatniego pola awansowałem w trakcie wyścigu na drugie miejsce. Uważam to za bardzo duży sukces, tym bardziej, że jechałem wolniej średnio o dwie sekundy niż w poprzednich eliminacjach. Cieszę się ze zdobytego tytułu, bowiem jest to dla mnie miłe zakończenie tegorocznego sezonu w WSMP.
Trochę mniej szczęśliwy był dla nas wyścig długodystansowy. Już w początkowej fazie rywalizacji pękła obudowa skrzyni biegów i olej ze skrzyni wyciekł na sprzęgło, powodując awarię. Nie było przeniesienia mocy z silnika na koła i tym samym razem z Tomkiem Skinderem straciliśmy szanse na tytuł. Wyniki z Poznania spowodowały, że sezon w klasie 1150 ukończyliśmy ostatecznie na drugiej pozycji.
MICHAŁ STARNAWSKI: - Wyścigowy weekend w Poznaniu rozpoczął się dla mnie mało pozytywnie, bowiem jadąc na badanie techniczne wyleciał cały olej z silnika Alfy. Jak się okazało, wadliwy był filtr. Pierwszy wyścig był loterią jeśli chodzi o wybór opon. Ja zdecydowałem się opony na deszcz, tak jak chyba zresztą 95 procent zawodników. Nie była to jednak najlepsza decyzja, po czwartym okrążeniu zdarły mi się te gumy, auto zaczęło wyjeżdżać przodem. Alfa w ogóle się nie prowadziła i przyjechałem szósty. W drugim biegu założyłem już slicki, które szybko się zagrzały. Tor jazdy był już wysuszony i można było jechać szybko. Po nieudanym pierwszym biegu wyszła ze mnie sportowa złość i pojechałem dużo lepiej, zajmując druga lokatę w klasie do dwóch litrów. Pomógł mi tutaj na pewno pech Piotrka Soi, który miał kłopoty z samochodem. Generalnie jestem zadowolony z tego sezonu, opanowałem skrzynię sekwencyjną i zdobyłem kolejne doświadczenia. Żałuję tylko, że to mój ostatni start 147-ką, która dawała mi ogromną satysfakcję z jazdy. Jest to bardzo fajny i szybki samochód wyścigowy. Z racji zakończenia sezonu chciałbym podziękować mojemu tacie za umożliwienie mi tegorocznych występów. Duże słowa uznania należą się również moim mechanikom, a w szczególności Markowi, który w tym roku po raz pierwszy jeździł na wyścigi. Sprawdził się w stu procentach i gdyby nie on, to nie byłoby tego wyniku.
ROBERT LUKAS: - Sezon był dla mnie i zespołu naprawdę udany - naszym głównym celem było przejeździć cały sezon poznając nowy samochód. Sadzę, że ten cel został osiągnięty. W pierwszym biegu tak jak reszta zawodników, zdecydowaliśmy się na deszczówki, lecz nasza opona okazała się zbyt miękka i nie byłem w stanie utrzymać tempa do końca wyścigu. Drugi bieg był bardziej udany, tor juz przesychał i założyliśmy slicki, co nam zapewniło zwycięstwo.
W DSMP wystartowałem wraz z Łukaszem Kotarbą i Bartkiem Bajerleinem. Wyścig ukończyliśmy na trzecim miejscu, ale mimo wszystko jesteśmy bardzo zadowoleni. Chciałbym podziękować przede wszystkim Tacie, który umożliwił mi starty, a także mechanikom oraz wszytkim innym osobom z naszego zespołu, bez których sukces nie byłby możliwy.
MACIEJ MARCINKIEWICZ: - Zamiast planowanego startu Porsche zaliczyłem występ Lancią, ponieważ Porsche odjechało do Le Mans. Muszę przyznać, że zespół Fabio Ghizziego, Enrico Buscemy i braci Azzinich imponuje entuzjazmem. W pierwszym wyścigu GPP większość wybrała deszczówki, ale ja zdecydowałem się na slicki. Popsułem start. Lancia ma zwykłe sprzęgło i musiałem spokojnie ruszyć, a na dodatek zamiast dwójki weszła czwórka. Goniłem towarzystwo. Na torze kartingowym na krótko znalazłem się w piachu. Finiszowałem na zderzaku Porsche Roberta Lukasa. Po starcie do drugiego wyścigu znowu weszła nieszczęsna czwórka. Jechałem w trójce, ale na suchej nawierzchni nie miałem już szans i do mety spadłem na koniec szóstki.
Wyścig długodystansowy jak nigdy, przejechałem na pełnym luzie. Zaliczyliśmy pięć pit stopów. Najpierw zjechałem, bo padło turbo, a potem skończyły się klocki hamulcowe. Alberto Azzini musiał wrócić za kierownicę na ostatnie 10 minut, żeby spełnić wymogi regulaminowe. Sezon ułożył się raczej pechowo. Przed pierwszą rundą nastawiałem się na wygranie Grand Prix Polski, no ale trudno.
KAROLINA CZAPKA: - W pierwszym wyścigu GPP warunki były trudne - nikt nie był do końca zdecydowany i pewien wyboru opon. Ja postawiłam na deszczówki i był to słuszny wybór. Cały czas była mżawka i dopiero pod koniec wyścigu tor zaczął przesychać. Startowałam z 14 pola i jestem zadowolona, że dojechałam tak wysoko. Momentami zaskakiwałam samą siebie. Samochód był perfekcyjnie przygotowany. W drugim biegu start bardzo mi się udał i z piątego pola awansowałam na pierwsze. Na slickach miałam już jednak mniejsze szanse na walkę z Robertem Lukasem czy Robertem Kisielem. Oprócz tego, że są oni bardzo dobrymi kierowcami, to posiadają szybsze samochody. Cały wyścig jechałam na tak zwanego czuja, bowiem na początku okazało się, że wyświetlacz nie pokazuje mi aktualnego biegu, tylko cały czas szóstkę. Przez to musiałam liczyć, jakim biegiem wchodzę w dany zakręt. Potem doszły problemy ze skrzynią biegów, coś w silniku zaczęło przerywać. Dojechałam jednak do mety i jestem bardzo zadowolona z tego, że sezon zakończył się właśnie takim wynikiem i cieszę się niezmiernie z tytułu Mistrza Polski. Tytuł uzyskałam nie tylko dzięki sobie, ale także dzięki pomocy różnych ludzi, w tym oczywiście moich sponsorów, którzy wyłożyli pieniądze, zaufali mi i uwierzyli, że kobieta także szybko potrafi jeździć. Korzystając z okazji chcę podziękować moim rodzicom, którzy zawsze byli przy mnie i bardzo mi pomogli w zdobyciu tytułu. Dziękuję również mojemu chłopakowi i kibicom. Mechanicy bardzo się starali, aby samochód był przygotowany bardzo dobrze. W tym sezonie nie ukończyłam tylko jednej eliminacji z powodu awarii silnika.
ADAM GŁADYSZ: - Mój debiut w Seacie wypadł trochę pechowo - w pierwszym wyścigu nie mogłem przełączać biegów, pozostała mi szóstka i w przerwie mechanicy szukali przyczyny awarii. Pomogła wymiana bezpiecznika, ale spóźniłem się na procedurę pięciu minut i startowałem z depo. Goniłem rywali, zająłem czwarte miejsce, uzyskałem najlepszy czas okrążenia z Seatów. Gdyby nie awaria, bez problemów nawiązałbym walkę o podium.
Pucharowy Golf po wyjeździe do sprintu zgasł na torze kartingowym. Przepalił się przekaźnik pompy paliwa. Mechanicy wymienili go na torze, ale znowu spóźniłem się na start, otrzymując karę drive through. Z końca stawki przebiłem się na 10 miejsce. W głównym wyścigu na pierwszym okrążeniu zostałem uderzony przez Marcina Biernackiego. Wypadłem z toru i zakończyłem jazdę.
ŁUKASZ KOTARBA: - Sezon był udany mimo dużej ilości przygód. Początkowo staraliśmy się uzyskać czołowe miejsce w Volkswagen Castrol Cup, jednak dla mnie puchar szybko sie skończył. Powodem były niebezpieczne opony firmy Pirelli, które po paru kółkach nie nadawały sie do użytku. Miałem okazję dokończyć sezon samochodem Seat Leon Supercopa, który rewelacyjnie sie prowadził. Udało się wywalczyć trzecie miejsce w klasie 3500 w GPP oraz drugie miejsce w klasie 3500 w DSMP.
Szczególnie dziękuję za wsparcie rodzicom, a także mechanikom z Komot Sport oraz firmom FORCH, BTH IMPORT STAL i IBERIA MOTORS.
MACIEJ STEINHOF: - Końcówka sezonu była niesamowita - zaliczyłem dwa zwycięstwa w tym roku, a czwarte miejsce w Picanto Cup to dla mnie wielki sukces. Oba wyścigi były bardzo emocjonujące. Razem z Wojtkiem zmienialiśmy się na prowadzeniu, odjechaliśmy konkurentom i walka rozegrała się tylko między nami. Wiele doświadczeń wyniosłem z tego sezonu. Wiem już jak ustawić i przygotować samochód, jak skutecznie i szybko jeździć, jak nie dać się wyprzedzić na torze. Treningi też zrobiły swoje. Pod koniec notowałem dużo lepsze czasy niż na początku roku. Picanto nie jest mocne i dlatego trzeba trochę kalkulować za kierownicą i czyhać na błędy rywali. Dziękuję za cały sezon szczególnie Tacie, który bardzo mnie wspiera. Podziękowania należą się też wszystkim w naszym zespole. Stworzyliśmy naprawdę fajną i profesjonalną ekipę. Myślę, że w przyszłym roku powalczymy o więcej.
BARTŁOMIEJ STEINHOF: - Trzecie miejsce w sprincie dało mi dobrą pozycję wyjściową do wyścigu głównego. Startowałem z wewnętrznego pola - tam można walczyć, można przytrzymać zawodnika przed pierwszym, najważniejszym zakrętem. Niestety o końcowym wyniku w wyścigu głównym zadecydował błąd zespołu. Okazało się, że zjechałem na zmianę opon w 15, a nie w 25 minucie, bo zegar odliczał czas do tyłu. Byłem w takim szoku po przygodach Biernackiego i Gładysza, że nie zwróciłem na to uwagi. Musiałem zjechać jeszcze raz i ledwo zdążyłem w regulaminowym czasie. Gdy wjeżdżałem na prostą startową, miałem jeszcze 15 sekund. Gdyby nie ten błąd to mogliśmy zająć drugie miejsce w Pucharze. To był bardzo trudny sezon - mieliśmy sporo przygód na torze, niespodziewanych awarii sprzętu. Ale wszystko skończyło się dobrze. Najważniejsze, że jestem na podium, cieszę się ogromnie!
ŁUKASZ BŁASZKOWSKI: – Nie chciałem popełnić głupiego błędu i starałem się jedynie dojechać do mety - najważniejsze było końcowe zwycięstwo w Kia Picanto Cup. W ostatnich wyścigach sezonu chciałem znaleźć się na podium, ale nie za wszelką cenę. Dziękuję moim mechanikom, którzy wspaniale przygotowywali mój samochód.
KLAUDIA PODKALICKA: – Dzisiaj miałam zamiar dojechać do mety i być najszybszą z dziewczyn. Udało się, chociaż na początku sezonu chciałam zmieścić się w dziesiątce. Początkowo wszystko układało się po mojej myśli, samochód spisywał się doskonale. Później dostał tyle strzałów, że doprowadzanie go do jakiej takiej sprawności było coraz trudniejsze, a teraz to już wymaga kompletnej odbudowy. Chciałam podziękować tacie, który na każdych zawodach wkładał całe serce w moje starty.
JACEK SZURGOT: – Miałem do utrzymania trzecie miejsce i to zrobiłem. Rywale jeżdżą coraz lepiej, pierwsza dziesiątka to naprawdę bardzo szybcy kierowcy, nie jest żadnym wstydem przegrać z takimi rywalami. Oczywiście moja ambicja sportowa nie pozwala mi się z tym pogodzić i mam mocną motywację na przyszłość.
KAMIL RACZKOWSKI: – Moim głównym celem było utrzymanie drugiego miejsca w klasyfikacji końcowej i musiałem w obu wyścigach dojechać na piątym miejscu. Wystrzegałem się błędów, starałem się jechać szybko, ale nie podejmowałem walki za wszelką cenę, miałem zbyt wiele do stracenia. Dwukrotnie minąłem metę na trzecim miejscu, więc plan zrealizowałem w pełni. Swój tytuł chciałbym zadedykować tacie, który bardzo mi pomagał i jest współautorem mojego sukcesu.
MARCIN ŚLUSARCZYK: – W końcu dogadałem się z ciśnieniami w moim samochodzie i zacząłem jechać tak, jak tego od siebie oczekiwałem. Jestem bardzo zadowolony ze swojej jazdy, strasznie się cieszę, że udało mi się rywalizować w czołówce. Nie jest miło wjeżdżać na podium „przy zielonym stoliku”, ale mam satysfakcję, że mój samochód jest absolutnie czysty, a jechałem naprawdę szybko. Mieliśmy tylko jeden mały kłopot - przez całą noc składaliśmy rozbierany do kontroli silnik, bo musiałem dojechać wyścigówką do domu.
MAURYCY KOCHAŃSKI: - Cieszę się z trzeciego tytułu Mistrza Polski w E-2000, choć ambicje sięgały pokonania Michała Gila w Poznaniu. Ustawiliśmy tylne skrzydło Reynarda na bardzo duży docisk. Wygrałem kwalifikacje, schodząc poniżej 1.40. Miałem długie przełożenie do lotnego startu i niestety, zgasiłem silnik na okrążeniu rozgrzewkowym. Za karę musiałem przejechać przez depo i spadłem na koniec stawki. Do Michała zabrakło na mecie 8 sekund. W następny weekend startuję na Nürburgringu w rundzie Interserie. Na następny sezon mam trzy opcje - Reynard z mocniejszym silnikiem na wtryskach, Formuła Renault 2000 lub pojazd F3000, o ile regulamin WSMP zostanie dostosowany do Interserie.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.