Ferenc: Do zwycięstwa zabrakło niewiele!
Jarosław Ferenc i Wojciech Pakosiński zajęli podczas Rajdu Bałtyku (ósma runda Pucharu Polskiego Związku Motorowego) drugie miejsce w klasie N2.
Przed startem kierowca mówił nam, że z takiej właśnie lokaty w szutrowym debiucie ich nowego Volkswagena Polo byłby bardzo zadowolony. Teraz nie ukrywa, że czuje lekki niedosyt – była bowiem duża szansa na zwycięstwo.
Jarosław Ferenc: Zaczęliśmy bardzo dobrze. W piątek na stadionie w Gdyni rozgrywany był prolog. To była zabawa, której wyniki nie liczyły się do klasyfikacji rajdu, ale wiele załóg podeszło do tej próby bardzo poważnie. Udało się nam uzyskać naprawdę dobry czas i wygraliśmy w klasyfikacji generalnej, ex aequo z Leszkiem Kuzajem! Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że trochę sprzyjało nam szczęście. Załogi dysponujące najmocniejszymi samochodami ścigały się po mokrej nawierzchni, podczas gdy my pokonywaliśmy trasę prologu po wilgotnym asfalcie. Nie zmienia to faktu, że w piątek kładliśmy się spać w naprawdę dobrych humorach. Prawdziwe ściganie zaczęło się w sobotę. Pierwsza pętla rajdu – trzy odcinki specjalne o łącznej długości 16 kilometrów – poszła nam bardzo dobrze. Notowaliśmy dobre czasy i po trzecim oesie uzyskaliśmy około piętnastosekundową przewagę nad kolejną załogą. Niestety, na trzecim odcinku musieliśmy w coś uderzyć, co spowodowało przestawienie geometrii. Podczas serwisu zdecydowaliśmy się na wymianę wahacza. W jej trakcie okazało się jednak, że nie można nowego przykręcić, bo w podłużnicy zerwał się gwint i śruba za nic nie chciała się trzymać. Nasi mechanicy ambitnie próbowali cokolwiek z tym zrobić, co kosztowało nas dwadzieścia sekund kary za spóźnienie na Punkt Kontroli Czasu. Co gorsza, całą drugą pętlę jechaliśmy z niedokręconym wahaczem. Na hamowaniach koło przesuwało się o kilka centymetrów. Gdyby w którymś momencie wahacz się wypiął, zakończylibyśmy rajd w plenerze. Mimo tych problemów udało się nam odrobić stratę spowodowaną nałożoną karą i znów objąć prowadzenie w klasie. Podczas kolejnej wizyty w serwisie udało się przykręcić wahacz, ale to nie był koniec naszych problemów. Tym razem zawiódł przewód ładowania akumulatora. Na ostatnich dwóch oesach problemy z brakiem prądu dały się nam mocno we znaki. Dotknięcie hamulca sprawiało, że samochód tracił moc. Staraliśmy się jechać najszybciej jak się dało, ale nie udało się utrzymać przewagi. Przegraliśmy pierwsze miejsce o 3,5 sekundy. Do ostatniego serwisu wpychaliśmy samochód - akumulator rozładował się dokumentnie. Włożyliśmy nowy, na którym dotarliśmy do mety w Gdyni. Jestem zadowolony z czasów, które uzyskiwaliśmy jadąc sprawnym samochodem. Drugie miejsce, zważywszy na problemy z którymi się zmagaliśmy, to dobry wynik. Pozostaje jednak pewien niedosyt. Do zwycięstwa zabrakło bardzo niewiele!
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.