Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Głosy po Barbórce

RADOSŁAW TYPA: - Jestem zły bo wydawało mi się, że wynajęcie Evo ósemki przyniesie wymierne korzyści w postaci osiągnięcia dobrego wyniku i bezawaryjnej jazdy - okazuje się, że również auta nowej generacji bywają zawodne.

Czasy osiągnięte przeze mnie na krótkich trasach Barbórki były do zrobienia Evo V. Awaria tylnego dyferencjału tuż po starcie na Karowej (na której nam tak zależało), wywołała we mnie frustrację i złość z powodu tak dużego zaangażowania sił i środków, aby pojechać w Warszawie nowym dla mnie i tak technicznie zaawansowanym samochodem. Mam cichą nadzieję, że przyszły sezon będzie przełomowy, myślę, że opuści mnie również pech prześladujący mnie w tym roku w postaci awarii pojazdów.

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC: - Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy, postawiłem kropkę nad przysłowiowym „i” - do kolekcji brakowało mi zwycięstwa w Kryterium Karowej. Byłem już pierwszy w Barbórce, kilkakrotnie osiągałem tutaj najlepsze czasy, ale zawsze robiłem jakieś drobne błędy typu potrącenie beczki, czy jazda wokół niej w przeciwnym kierunku. Tym razem pojechaliśmy bardzo czysto, niemal bez uślizgów i to dało nam czas zdecydowanie lepszy do rywali. Jean-Marc bezbłędnie dyktował najmniejsze szczegóły, niemal tor jazdy, chociaż mnie jak zawsze w takich chwilach korciło, żeby od czasu do czasu postawić auto trochę bokiem. Na szczęście wiedziałem, że będę mógł podziękować kibicom za wspaniały doping. Karową miałem okazję pojechać dziś dwukrotnie, bowiem przejażdżka w fotelu pilota była główną nagrodą w konkursie zorganizowanym dla kibiców przez PKN Orlen. I gdy obok mnie miejsce zajęła zwyciężczyni tego konkursu, to wtedy mogłem już poszaleć. Mam nadzieję, że nie przestraszyłem zbyt bardzo mojej „pilotki”.

Sukces w Kryterium Karowej cieszy tym bardziej, że po przygodach na Żeraniu Karowa stała się przecież jeszcze większym wyzwaniem. Podczas testu nie zwróciliśmy uwagi, że przy zaciąganiu hamulca ręcznego na nawrotach blokują się nam wszystkie koła. Nie rozpinał się po prostu centralny dyferencjał i ten błąd w ustawieniu spowodował, że dwukrotnie zgasł nam silnik. W efekcie straciliśmy tam kilkanaście sekund. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie nam to bardzo trudno odrobić.

Wielką radość sprawiła mi możliwość ponownego startu samochodem WRC. Karowa jak zawsze była wielkim, sportowym świętem. Kibice zachowywali się wzorowo i pokazali, że można się wspaniale bawić. Bardzo dziękujemy im za wspaniały doping. Obaj z Jean-Markiem byliśmy po prostu wzruszeni.

MACIEJ LUBIAK: - Cieszę się, że udało nam się dotrzeć do mety - chyba wszyscy już wiedzą jak wyglądał nasz sezon, więc nasza radość jest jak najbardziej uzasadniona. Bardzo chciałem skończyć warszawską Barbórkę i jechaliśmy tak, by zrealizować nasz plan. Samochód był przygotowany w specyfikacji grupy N, bez żadnego „podkręcania” i wzmacniania mimo, że regulamin tej imprezy na takie modyfikacje pozwala. Nie chciałem żeby cokolwiek mogło pokrzyżować nasze zamiary, więc starałem się oszczędzać auto jak najbardziej. I tym razem jednak nie ominęły nas kłopoty techniczne. Znów o sobie dawała znać skrzynia. Podczas przejazdu ul. Karowej musiałem jedną ręką trzymać kierownicę a drugą lewarek, bo wyskakiwały biegi. Pod górę jeszcze jakoś się udało, ale wracając, przy nawrocie „na beczce” musiałem obiema rękami złapać za kierownicę i zgubiliśmy bieg. Chwilę trwało zanim udało się znów go wbić, ale jesteśmy na mecie i to jest najważniejsze.

To był najgorszy okres w całej mojej sportowej karierze. Miałem do dyspozycji świetny zespół, doskonałych sponsorów, a mimo tego udało nam się ukończyć zaledwie jeden rajd w mistrzostwach Polski. Nasze deklaracje z początku sezonu okazały się niewykonalne. Teraz wiemy, że wybraliśmy samochód, który nie mógł spełnić pokładanych w nim nadziei. Specyfikacja MR nie okazała się dobrym rozwiązaniem, co zresztą potwierdził jej krótki żywot. Auto w bólach zadebiutowało wiosną tego roku, a już homologowany jest Lancer Evolution IX. Nie załamuję jednak rąk i wiem, że dzięki tym doświadczeniom także wiele skorzystałem. Stanowimy po tym wszystkim z „Wiślakiem” jeszcze lepiej zgrany duet i mamy jeszcze większy zapał do pracy. Naprawdę ciężko było nam zbierać się po kolejnych niepowodzeniach, ale to zdecydowanie wzmocniło nas psychicznie. Przed nami nowy sezon i nowe wyzwania. Wiem, że muszę położyć duży nacisk na praktyczne treningi oraz testy i tak się stanie. Jeszcze w tym miesiącu rozpoczynam jazdy treningowe, ale liczę na to, że spadnie porządny śnieg, żeby pojeździć w zimowych warunkach. Dziękuję wszystkim, którzy także nie tracili nadziei i kibicowali nam na każdym z OS-ów i trzymali za nas kciuki. Dziękuję również naszym sponsorom, bez których nie byłoby możliwe realizowanie naszej pasji jaką są rajdy. I dziękuję mojemu całemu zespołowi za wsparcie, a w szczególności serwisantom, którzy wykonali ogromną i świetną pracę, byśmy z „Wiślakiem” mogli wyruszać na kolejne odcinki.

STEFAN KARNABAL: - Jestem bardzo zadowolony z osiągniętego wyniku. Ostateczny rezultat mógł być jednak jeszcze lepszy, lecz przed wyjazdem na ostatni odcinek - czyli Karową - ogrzewaliśmy opony specjalnymi kocami. Niestety, nie zorientowaliśmy się, że w pewnym momencie koce przestały spełniać swoją rolę i w rezultacie wyjechaliśmy na niedogrzanych oponach. Do tego doszło jeszcze zbyt późne hamowanie przed beczką i stąd też można było odnieść wrażenie, że nieco pomyliliśmy trasę. Szkoda tego błędu - bo moglibyśmy osiągnąć dobry czas. Tym bardziej, że przed rajdem właśnie element z beczką ćwiczyłem naprawdę długo... Ale mimo to jestem bardzo zadowolony z naszego startu. Auto wreszcie spisywało się bez zarzutów. Wynik też jest zadowalający, biorąc pod uwagę, że jechaliśmy „enką” bez żadnych modyfikacji. Niezwykle krótka warszawska Barbórka nie daje możliwości naprawienia ewentualnych błędów. Trzeba przez cały czas być bardzo skoncentrowanym i jechać na maksimum swoich możliwości.

Przed naszym startem wybrałem się, aby przyjrzeć się przejazdom innych zawodników. Byłem pod olbrzymim wrażeniem liczby ludzi, zgromadzonych przy Karowej. Niektórzy stali w sporej odległości od trasy - nie mieli wręcz szans, aby cokolwiek zobaczyć, ale przyszli, aby poczuć tę specyficzną atmosferę i zapach rajdowego paliwa. Jest to doskonały przykład, że rajdy cieszą się ogromnym zainteresowaniem.

W tym roku zebraliśmy sporo doświadczeń, wiele się nauczyliśmy. Nie zawsze wszystko szło po naszej myśli, ale nie poddajemy się. Jeszcze bardziej zmobilizowani przystępujemy do przygotowań przed kolejnym sezonem. Musimy skupić się na dopracowaniu auta. W planach mamy także sporo treningów. Czekamy aż spadnie odpowiednia ilość śniegu i ruszamy na testowe odcinki. Chciałbym również podziękować moim kibicom, którzy cały czas wspierali mnie w trudnych i szczęśliwych momentach tego sezonu - prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Dziękuję również moim sponsorom: Grupie LOTOS, Towarzystwu Ubezpieczeń i Reasekuracji WARTA S.A. a także Stena Line, Wandeko, Hempel oraz Hydromechanice.

MICHAŁ BĘBENEK: - Cieszymy się z dobrego zakończenia bardzo ciężkiego dla nas sezonu. Rajd Barbórki traktowaliśmy jako imprezę, na której czasy są na drugim planie - przyjechaliśmy do stolicy podziękować wszystkim osobom związanym z naszym zespołem, za pracę, jaką wykonali na rzecz teamu w tym sezonie. Tym bardziej cieszy wynik, który osiągnęliśmy przede wszystkim na „Pani Karowej”. Czasy odcinków nie były może rewelacyjne, ale nieszczególnie przepadamy za takimi KJS-owymi próbami, dlatego postanowiliśmy na tych oesach dać troszkę radości zmarzniętym kibicom i pojechaliśmy ciut szerzej. Rajd ukończyliśmy na ósmym miejscu w generalce, Karową na siódmym, samochód mamy cały, sezon zakończony szczęśliwie. Do zobaczenia na trasach w przyszłym sezonie!

MARCIN TURSKI: - Za nami 43 Rajd Barbórki, za nami sezon rajdowy 2005 - to najlepszy moment, aby podziękować wszystkim tym, którzy byli z nami "na dobre i na złe", tym którzy zawsze we mnie wierzyli, tym którzy umożliwili powrót naszej załodze na trasy rajdowe. Mamy nadzieję, że w nadchodzącym sezonie, podczas którego planujemy starty w pełnym cyklu RSMP, udowodnimy, że warto było zaangażować się w to przedsięwzięcie.

Dziękujemy firmie Subaru Import Polska i Panu Witoldowi Rogalskiemu! Dziękujemy firmie Statoil i Pani Agnieszce Brukszo! Dziękujemy wszystkim firmom i osobom, które wspierały nas w tym roku! A największe podziękowania należą się Leszkowi Kuzajowi, którego pomoc i zaangażowanie sprawiły, że projekt się powiódł!

Leszek dzięki! Dzięki za... za wszystko!

MACIEJ OLEKSOWICZ: - Dziesiąte miejsce w tym specyficznym rajdzie nie jest szczytem moich marzeń, ale i tak jestem dość zadowolony, bo poprawiliśmy wynik z ubiegłego roku. Zaczęliśmy całkiem przyzwoicie i na pierwszym Bemowie zanotowaliśmy 6 rezultat tracąc jedynie 1,7 sekundy do Hołowczyca. Niestety na kolejnym odcinku rozegranym na Żeraniu popełniłem zbyt wiele błędów, co pogrzebało nasze szanse na dobry wynik w tym krótkim rajdzie. Pozostałe dwa odcinki pojechaliśmy lepiej i przed Karową zamykaliśmy pierwszą dziesiątkę. Na Karowej niestety znów miałem "problemy z beczką", ale i tak było całkiem przyzwoicie, zwłaszcza, że jechaliśmy zwykłą N-ką.

Tym samym sezon 2005 został zakończony. Chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim naszym sponsorom, zwłaszcza firmie Castrol, w której barwach występujemy wraz z siecią warsztatów samochodowych Q-Service, trzeci rok z rzędu. Podziękowania kieruję również do firm: PIRELLI, TRW, FERODO, SKF, NGK, HELLA, FILTRON, SKF oraz SKI TEAM. Dziękuję Leszkowi Kuzajowi za ogromne wsparcie i dobre rady, a zwłaszcza za opiekę techniczną nad naszym samochodem. Dziękują mechanikom oraz pozostałym członkom zespołu. Dziękuję również rodzinie i przyjaciołom za wsparcie, zwłaszcza w trudnych chwilach. No i na końcu ogromne podziękowania kieruję do kibiców, dla których wraz z całą resztą zawodników możemy tworzyć to wspaniałe sportowe widowisko. Zapraszam również do odwiedzania naszej strony internetowej, na której zawsze znajdą się najnowsze informacje, zdjęcia i filmy z życia naszego zespołu.

MARCIN ABRAMOWSKI: - Do tej pory na Barbórkę jeździłem jako kibic, przeżywając starty kierowców i ich wyniki - teraz wreszcie siedziałem na fotelu kierowcy jako bezpośredni uczestnik tych zawodów, obok bardzo dobrego i doświadczonego pilota Kuby Mroczkowskiego. W dużym stopniu to jemu zawdzięczam występ na prestiżowej Karowej. 11 miejsce w rajdzie to niewielkie osiągnięcie, ale mogłem popisać się na Karowej i to było dla mnie najważniejsze. Spełniło się moje marzenie. Mogłem dać z siebie wszystko dla kibiców. Bardzo im dziękuję za wszystkie gratulacje i brawa, za to, że są ze mną w trakcie moich startów. Mimo zakończenia sezonu 2005 przed nami nadal ciężka praca. Całą zimę zamierzam poświęcić na regularne treningi, by w nowym sezonie dostarczyć wszystkim kibicom wrażeń nie mniejszych niż w tym roku. Już w lutym 2006 chciałbym wystartować w rajdzie zimowym na Litwie.

SEBASTIAN FRYCZ: - Barbórka lubi płatać figle i na pewno nie jest łatwa do wygrania. Dystans do pokonania jest wprawdzie bardzo krótki, ale to także oznacza, że nie można sobie pozwolić na żadne błędy - wbrew pozorom wcale nie jest to łatwe, bo przecież w grudniu aura lubi u nas płatać figle. Tak było również tym razem. Wszyscy czekaliśmy na śnieg, a tymczasem było sucho. W teorii to bardzo dobrze, ale w piątek wieczorem spadło trochę takiego „partyzanckiego” deszczu ze śniegiem i na oesach miejscami zrobiło się ślisko. Zbyt ślisko, żeby szaleć i za ślisko, żeby pojechać naprawdę szybko. Barbórka to jednak doskonała rozgrzewka i najlepszy z możliwych trening przed rywalizacją w Bolonii. Za tydzień będę tam walczyć z włoskimi, utytułowanymi i bardzo doświadczonymi rywalami. Każdy kilometr przejechany za kierownicą Punto jest więc dla mnie bardzo ważny i powinien zaprocentować odpowiednimi wynikami.

ANDRZEJ MANCIN: - Cieszę się, że wreszcie mogłem poczuć magię warszawskiej Barbórki. Przed startem wspólnie z moim pilotem uznaliśmy, że priorytetem jest zameldowanie się na mecie zawodów. Oczywiście bardzo zależało nam również na starcie na słynnej ulicy Karowej. Szczęśliwie udało nam się zrealizować oba cele. Muszę przyznać, że jechałem bardzo asekuracyjnie. To był mój pierwszy start w Mitsubishi Lancerze Evo VII, z którym jeszcze nie do końca się dogadałem. Dowodem na to jest choćby fakt, że przed pierwszym odcinkiem na Bemowie zapomniałem włączyć kontrolkę sterującą dyferencjałami. Pewnie dlatego próbę tę ukończyłem dopiero na 25 miejscu. Później było już tylko lepiej. Na drugim przejeździe Bemowa uzyskałem nawet 15 czas. Dzięki temu zakwalifikowałem się do finałowej próby na ulicy Karowej. Przed startem czułem się lekko sparaliżowany. Wszystko przez tłumy kibiców, jakie oblegały ten słynny odcinek specjalny. Na szczęście udało mi się go przejechać bardzo czysto. Teraz robię sobie kilka dni urlopu, po czym zaczynam zimowe treningi swoim Lancerem. Wszystko po to aby jak najlepiej przygotować się do sezonu 2006.

FILIP NIVETTE: - Jechało mi się naprawdę wspaniale - przed czwartym oesem byliśmy z Marcinem nawet na 9 pozycji w generalce, a przed rajdem jeździliśmy tym autem zaledwie pół godziny. Niestety, właśnie ten czwarty oes - drugi przejazd Bemowa - był dla nas niezwykle pechowy. Pod koniec toru szutrowego ukręciła się półoś i został tylko tylny napęd. Wypadliśmy przez to poza trasę na kilkadziesiąt sekund. Na szczęście udało się nam zakwalifikować na Karową i już po raz drugi w życiu miałem okazję przejechać się tym wspaniałym odcinkiem. Po tym starcie śmiało mogę stwierdzić, że właśnie mocną czteronapędówką chciałbym ścigać się w przyszłorocznym sezonie mistrzostw Polski. Cały czas jednak trwają negocjacje z naszymi partnerami na temat przyszłego roku. Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którzy bardzo gorąco wspierali nas przez cały sezon. Szczególne podziękowania należą się mojemu tacie Michałowi Nivette, mojemu bratu Marcinowi Nivette, Januszowi Ożdze i Krzysztofowi Zielińskiemu z Fleet Auto Serwis, Szymonowi, Ryżemu i Tomkowi za profesjonalne przygotowanie rajdówki, oraz wszystkim, bez których nasze starty nie byłyby możliwe i nie zdobylibyśmy tak cennego doświadczenia, jakim był cały sezon i jego wspaniałe zakończenie. Dzięki, Chłopaki!!!!

JACEK PTASZEK: - Tak jak to miało miejsce rok temu, również teraz zaliczyłem na Żeraniu przygodę. Wszystko do tego momentu szło po mojej myśli, mimo, że Rajd Barbórki, jeśli chodzi o swój charakter, odbiega w znacznym stopniu od rallycrossu. Gdyby nie błąd na Żeraniu, gdzie straciłem blisko minutę, wydaje mi się, że w pierwszej piętnastce udałoby nam się zakończyć tę imprezę. Tak jak większości, mnie również najbardziej zależało, aby pokazać się na Karowej. Nie pojechaliśmy tam do końca na czas. Chodziło głównie o dobrą zabawę. Poza tym wystartowaliśmy na oponach Kumho, na których nie jeżdżę w rallycrossie. Myślę, że czas nie był zły. Jestem za to bardzo zadowolony ze swojego pilota – Jacka Gwoździa. Był to mój czwarty start w Barbórce, ale po raz pierwszy na prawym fotelu miałem człowieka, który przygotował się do tego perfekcyjnie. Nie popełniliśmy żadnego błędu, a ten na Żeraniu wynikał raczej z naszej niewiedzy i nieświadomości. Po ostrym nawrocie zostało naniesione błoto, złapaliśmy uślizg i ściągnął nas rów. Cała impreza była rewelacyjna, podobnie jak jej poziom sportowy.

Co do startu mojego kolegi z zespołu, Mariusza Królikowskiego, to widać było u niego brak obeznania z autem. Corollę przywieźliśmy 5 dni przed rajdem i w zasadzie Mariusz nie miał zbytnio okazji do treningu.

KRZYSZTOF SAWICKI: - Jestem bardzo szczęśliwy, wynik przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Chyba wszyscy w zespole byli mocno podenerwowani tym startem. Zero kilometrów testowych i brak jakiegokolwiek doświadczenia z takim autem przyprawiał o stres całą ekipę. Na szczęście mechanicy nie mieli zbyt wiele pracy. Rafał - mój pilot - spisał się świetnie. Jego doświadczenie i profesjonalizm bardzo mi pomógł. Sama jazda sprawiała mi wiele radości. To fantastyczne uczucie "zapiąć boka" na oczach tylu kibiców. Szkoda, że był to jednorazowy występ w EVO. Szkoda też, że rajd był taki krótki. Na mecie niemal siłą musieli mnie wyciągać z rajdówki. Aż nie chce mi się wsiadać do mojego Seicento...

Andi sprawił mi wielką przyjemność i mam nadzieję, że go nie zawiodłem. Praca w jego zespole to świetne doświadczenie. Dziękuję całej ekipie IM RACING oraz wszystkim innym osobom zaangażowanym w nasz start!

MARIUSZ KRÓLIKOWSKI: - W swoim debiutanckim występie w Barbórce zapłaciłem frycowe - liczyłem na lepszy rezultat, ale wyszło jak wyszło. Zły dobór opon i kilka innych czynników zadecydowało o moim niepowodzeniu. Przede wszystkim jednak nie miałem okazji do treningu w nowym dla siebie samochodzie. Toyotę Corollę WRC otrzymałem 5 dni przed rajdem i spędziłem w niej za mało czasu, aby zaznajomić się z jej możliwościami. Corolla WRC prowadzi się zupełnie inaczej niż Celica, którą do tej pory startowałem, ale są to zmiany na korzyść. Podczas Barbórki auto było jednak trochę za mocno zeszperowane i będziemy musieli to zmienić przed przyszłym sezonem.

Rajd Barbórki jest doskonałą zabawą, a przede wszystkim wielką gratką dla kibiców, którzy mają okazję w jednym miejscu obejrzeć całą czołówkę polskich kierowców. Jeśli będzie okazja to postaram się tutaj pojawić w przyszłym sezonie i poprawić tegoroczny rezultat. W sobotę przekonałem się jednak, że rallycross to nie rajdy i w tej pierwszej odmianie sportu samochodowego czuję się o niebo lepiej.

MAREK PACIORKOWSKI: - Był to dla mnie debiut zarówno w tej imprezie, jak i w Peugeocie 206. Przed rajdem zrobiłem rajdówką kilkanaście kilometrów testowych na torze w Słomczynie, który w żaden sposób nie przypominał swoim charakterem odcinków Barbórki. Niestety nie był to rajd pod ten samochód. Podróżowaliśmy głównie na pierwszym i drugim biegu. Do wynajętego samochodu dostaliśmy komplet opon, tyle, że był to docięty twardy slik na wysokie temperatury. Sami dysponowaliśmy kompletem opon zimowych, które jak wiadomo, nie sprawują się najlepiej w ekstremalnych warunkach, zwłaszcza na asfaltach. Nie było zatem mowy o jakieś sensownej przyczepności samochodu. Dodatkowo na najdłuższym odcinku przyciąłem chyba za mocno parę zakrętów i w konsekwencji ponad połowę dystansu przejechaliśmy na feldze. Po tej imprezie mam tylko nadzieję, że wyczerpaliśmy limit pecha, a kolejne starty dwieścieszóstką już w normalnych rajdach, będą dla nas pomyślne.

PAWEŁ BIELAK: - Wystartowaliśmy w Rajdzie Barbórki, aby podziękować za cały sezon wszystkim naszym sponsorom, a także kibicom. Niestety nasz występ nie trwał długo, bo zakończyliśmy go już na pierwszym odcinku specjalnym, jednak dostarczając zgromadzonej publiczności na warszawskim Bemowie, wielu wrażeń. Na słynnym mostku postanowiliśmy polecieć daleko, co udało nam się w stu procentach. Jednak niezbyt szczęśliwe było lądowanie, gdyż po wylądowaniu w naszej 206-ce pękł drążek kierowniczy, co zakończyło się efektownym dachowaniem. Tego chyba jeszcze nie było na mostku na Bemowie. Muszę przyznać, że było to ciekawe doświadczenie, jednak szkoda naszego auta, które trochę się pogniotło. Teraz powoli zabieramy się za odbudowę rajdówki i przygotowujemy do sezonu 2006 w rajdowym Pucharze PZM. Mamy również nadzieję, że wystartujemy w Barbórce za rok i powtórzymy nasz wyczyn, tym razem jednak dojeżdżając do mety.

Poprzedni artykuł Karowa Hołka, Barbórka Kuzaja
Następny artykuł Pech pożegnał Focusa

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry