Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Głosy po Subaru Poland Rally

LESZEK KUZAJ: - Stworzyliśmy może jeszcze nie perfekcyjną, ale bliską ideału kombinację świetnych zawieszeń firmy Tein, doskonałego doboru opon, znakomitego samochodu oraz przygotowania Maćka i mojego.

Cały zespół pracował w pocie czoła. Osiągnęliśmy sukces, który jest bardzo ważny nie tylko dla nas, ale również dla naszych sponsorów. Był to przecież Subaru Poland Rally, więc nie wygrać go byłoby małym faux pas.

Pierwszy i czwarty oes pierwszego dnia to chyba najtrudniejsze odcinki w Polsce, jakie znam, tym bardziej, że pogoda była okropna. Duża ilość błota, zwłaszcza podczas drugich przejazdów - i mgła nie ułatwiały zadania. Podczas pierwszego dnia trochę nie trafiłem z doborem opon, ale podejrzewam, że większość kolegów wybrało podobnie. Mimo to zdobyliśmy tak dużą przewagę, że podczas drugiego etapu tak naprawdę nasza taktyka miała polegać na kontrolowaniu sytuacji i wygraniu jednego oesu. Postanowiłem, że będzie to pierwszy w pętli, pojechałem go jednak trochę za szybko. Obróciłem się w jednym miejscu, nie mogłem wyjechać z mokrej trawy. Aż wstyd powiedzieć, ale cofając uszkodziłem sobie drzwi i gospodarzowi płot, ale cofanie nigdy mi nie szło! Straciliśmy tam co najmniej 20 sekund. Maciek wykorzystał należycie swoje stanowisko i pozycję, wspólnie uznaliśmy że takie tempo w takich warunkach może być za wysokie, zwolniliśmy i jechaliśmy już tak jak należało, wygrywając... trzy odcinki specjalne. Tak więc plan został w 100 procentach wykonany.

Konkurencja jest bardzo mocna, rywale są naprawdę doskonale przygotowani i szybcy. Gdy sobie dawkuję tempo, muszę cały czas myśleć, że oni są za moimi plecami i mogą w każdej chwili zaatakować.

MICHAŁ BĘBENEK: - To był dla nas bardzo ważny rajd - nie przyjechaliśmy tu po to, aby zwyciężyć za wszelką cenę. Naszym zadaniem było przejechać Rajd Subaru szybko i bezbłędnie. Przede wszystkim trzeba było przełamać tę serię niepowodzeń, która dręczyła nas od początku sezonu. Wszystkie założenia zrealizowaliśmy i jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani. Dziękujemy wszystkim, i kibicom, i sponsorom, i mediom za nieustanne wsparcie i życzliwość. To nam dodaje sił i wiary. Szkoda, że to już druga połowa sezonu, ale trudno, nie zawsze świeci słońce. W kolejnych rajdach będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i nie zawieść pokładanego w nas zaufania. Krótko mówiąc – chcemy i możemy wygrywać.

MICHAŁ SOŁOWOW: - Od początku rajdu jechaliśmy na trzy cylindry. Drugiego dnia szło lepiej - pomogły nam warunki pogodowe, było dużo błota, ślisko i bardziej mokro, moc silnika przestała odgrywać tak istotną rolę. Trafiliśmy z doborem opon i dobrze ustawiliśmy zawieszenie. Jestem zadowolony. Po pierwszym etapie chciałem się wycofać. Myśleliśmy, że wyprzedzą nas koledzy jadący z tyłu i wypadniemy poza punktowaną ósemkę. W innych warunkach nie skończylibyśmy tego rajdu, dlatego trzeba się cieszyć z trzeciego miejsca i zdobytych punktów.

MICHAŁ KOŚCIUSZKO: - Zdecydowanie warunki podczas tego rajdu nie były dla samochodów przednionapędowych. Tym bardziej jest dla nas cenne, że mamy czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej i pierwsze w Super 1600. Pomimo bardzo trudnych warunków na trasie i licznych pułapek udało nam się nie popełnić błędu i czysto przejechać wszystkie oesy, wygrywając większość z nich. Dziękuję kibicom za doping i obecność na trasach, pomimo ulewnego deszczu.

KAJETAN KAJETANOWICZ: - Na te warunki jakie panowały na trasie, jechało się nam naprawdę super, jestem bardzo zadowolony. Po za tym uzyskaliśmy dobry wynik. Na pewno nie spodziewaliśmy się takiego na starcie. Byliśmy cały czas na drodze, nie popełnialiśmy jakichś większych błędów, co jest dość obiecujące, chociaż w kilku sytuacjach niewiele brakowało, żeby się źle skończyło. Bo doświadczenie, jakie posiadamy w tym samochodzie, który waży prawie półtorej tony, jest naprawdę niewielkie. Tym bardziej na mokrej nawierzchni.

Trasa była bardzo trudna, szczególnie jak spadł deszcz. Nie wiem czy poradziliśmy sobie ze słynnymi łapanowskimi asfaltami, ale udało się nam je przejechać z nienajgorszym rezultatem. Udało się nam nawet dogonić pogotowie ratunkowe na oesie.

Samochód jak zawsze był bardzo dobrze przygotowany, dziękuję więc całemu zespołowi, mechanikom i sponsorom, bo dzięki nim mogliśmy wystartować, ukończyć rajd i uzyskać niezły wynik. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze dużo pracy przed nami, ale to szóste miejsce optymistycznie nastawia nas do reszty sezonu.

DARIUSZ POLOŃSKI: - Rajd zaczęliśmy bardzo dobrze – po pierwszej pętli byliśmy na szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej. Niestety, na 4 odcinku specjalnym złapaliśmy kapcia, co spowodowało, że w generalce spadliśmy na dalekie miejsce. W drugim dniu rajdu naszym celem było dogonienie Sebastiana Frycza, aby stanąć na podium. Sprawa dosyć szybko się rozwiązała, bo Sebastian opuścił drogę i nie ukończył pierwszego oesu. Ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce w klasie Super 1600. Jesteśmy z Grześkiem bardzo zadowoleni z wyniku i samochodu, który w ciężkich warunkach spisał się perfekcyjnie. Mieliśmy dobre czasy na poszczególnych oesach, co cieszy tym bardziej, że w drugim, wyjątkowo deszczowym dniu nawierzchnia był śliska. Wyniki były porównywalne do czołówki S 1600. Gdyby nie ten kapeć...

STEFAN KARNABAL: - Nasze problemy rozpoczęły się już na drugim odcinku specjalnym. Do Dziewiątki włożyliśmy zawieszenie, na którym pokonywałem te odcinki w ubiegłym roku - niestety, trudów rajdu nie wytrzymały amortyzatory; zupełnie wyciekł z nich olej. To powodowało, że nie brakowało problemów z opanowaniem auta. Zamiast pokonywać zakręty bez zbędnych uślizgów – musiałem starać się utrzymywać samochód na drodze. Po zakończeniu etapu zdecydowaliśmy się na wymianę zawieszenia. Drugiego dnia zawodów na trasie panowały niezwykle trudne warunki. Po wymianie zawieszenia musieliśmy nieco poeksperymentować z nastawami. Nie do końca optymalne ustawienie sprężyn i amortyzatorów było przyczyną opuszczenia trasy na siódmym odcinku. Na szczęście w pobliżu byli kibice, którzy pomogli nam powrócić na drogę – za co bardzo im dziękujemy. Nie był to jednak koniec naszych przygód. Mieliśmy problemy z interkomem, urwał się wydech. To powodowało, że nie mogliśmy włączyć się do walki o wysokie lokaty. Dopiero na ostatniej pętli rajdu wszystko było tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Efekt był widoczny w rezultatach. Dwa razy zanotowaliśmy piąty, a raz szósty czas.

PIOTR MERESIŃSKI: - Przede wszystkim chcę bardzo podziękować Marcinowi Abramowskiemu i jego całej ekipie za perfekcyjne przygotowanie samochodu - tutaj w szczególności laury należą się Farbie, byłemu mechanikowi Krzysia Hołowczyca, który składał silnik w naszym Lancerze. Podczas rajdu nie mieliśmy absolutnie żadnych problemów technicznych. Zawody oceniam jako jedne z najtrudniejszych w całej mojej dotychczasowej przygodzie z rajdami. Najwięcej problemów sprawiało mi dobranie odpowiedniego tempa jazdy. Odcinki były bardzo zróżnicowane. Począwszy od ciasnych, krętych partii, skończywszy na niemal „autostradach”. Pogoda odegrała ogromną rolę. Drugiego dnia prawie cały czas padało. Na drodze było mnóstwo błota. Niemal każdy zakręt stanowił wielką niewiadomą. O dziwo, w takich warunkach jechało mi się o wiele bardziej sprawnie niż pierwszego dnia. Nie obyło się bez drobnych przygód. Na pierwszym oesie wypluło nas z drogi, ale szczęśliwie udało się na nią dość szybko powrócić. Cel, jakim było osiągnięcie mety, został zrealizowany więc jestem zadowolony z występu. Tym bardziej, że to praktycznie był mój pierwszy start Lancerem w tak trudnych i wymagających warunkach. Najbliższy czas poświęcę na przygotowania do Rajdy Tyskiego, który jest jedną z moich ulubionych imprez w rajdowym kalendarzu. To moje rodzinne strony, dlatego chciałbym tę eliminację Pucharu PZM ukończyć na jak najlepszej pozycji.

BARTŁOMIEJ GRZYBEK: - Myślę, że ten wynik osiągnąłem głównie dzięki treningowi na kartingach, jaki odbyłem dzień przed rajdem przy jednym z krakowskich marketów. Nasz rumak jechał jak trzeba. Na walkę ze smokiem byłem przygotowany. Nawet wzorem Szewczyka Dratewki miałem przygotowanego barana pełnego przypraw. Na całe szczęście nie musiałem go wykorzystać. Dziękuję firmom: Centrozap, Elit – oryginalne części samochodowe, Hurtowni Odzieży Używanej z Będzina za oklejenie naszego rumaka. Cieszymy się również, iż podczas Rajdu Subaru mogliśmy zaprezentować markę Pro comp.

NORBERT GUZEK: - Za nami najtrudniejszy rajd, w jakim kiedykolwiek brałem udział. Patrząc na historię moich startów, poza krótkim Rajdem Mazowieckim jeszcze nigdy nie ścigałem się na rajdzie w deszczu. Wiadomo – bez doświadczenia na takiej nawierzchni bardzo łatwo o błąd, więc postanowiliśmy z Krzyśkiem rozkręcać się z odcinka na odcinek – tak, by uczyć się samochodu z kilometra na kilometr. Sporym problemem było dla nas ustawienie zawieszenia na mokrą nawierzchnię. W czwartek na testach, kiedy było sucho, ustawiliśmy „bazę”, ale kiedy podczas rajdu spadł deszcz – kompletnie to nie pasowało do panujących warunków. Na każdym serwisie coś zmienialiśmy, szukając odpowiedniego ustawienia. Po drodze mieliśmy kapcie, fruwające błotniki, aż wreszcie musieliśmy się wycofać z I etapu i skorzystać z systemu SupeRally. W sobotę od samego rana padał deszcz. Gdy wreszcie zawieszenie w miarę wyregulowaliśmy, to znowu wyjechaliśmy na pętlę na złych oponach, więc praktycznie cały rajd to były jedne wielkie testy na mokrej nawierzchni. Po tym rajdzie wiem, że na kolejne zawody samochód musi przyjechać dzień wcześniej i dużo czasu będziemy musieli poświęcić na testy zawieszenia, bo bez tego nie będzie wyniku. Wierzę, że od Rajdu Rzeszowskiego z powodzeniem będziemy mogli się ścigać z czołówką w klasie Super 1600.

MACIEJ OLEKSOWICZ: - Pierwszy etap był dla mnie bardzo niepewny – nie potrafiłem się przełamać do tych odcinków specjalnych. Podczas drugiego dnia warunki pogodowe były jeszcze gorsze i niemal cały czas padał deszcz. Niestety, mimo zachowawczej jazdy, tuż przed metą odcinka nr 8 wpadliśmy w rozlewisko wody i auto wymknęło się spod kontroli. W rezultacie wylądowaliśmy w rowie i uszkodziliśmy wahacz. Defekt nie pozwolił nam na dalszą jazdę. Rajd co prawda ukończyliśmy, ale zawdzięczamy to tylko systemowi SupeRally.

Jest mi bardzo przykro, że ponownie zawiedliśmy naszych kibiców i sponsorów. Chyba najbardziej zawiedziony jestem ja sam. Wiem, że problem tkwi we mnie i mimo szczerych chęci oraz ogromnych starań nie potrafię na chwilę obecną pojechać na sto procent swoich możliwości. Mam fantastyczny zespół i wielu przychylnych ludzi, którzy nadal wierzą we mnie i mi pomagają. Liczę na to, że ten kryzys wkrótce minie i znów będziemy mogli cieszyć się z dobrych wyników.

MARCIN PASECKI: - Moje pozytywne nastawienie do Subaru Poland Rally załamało się podczas piątego oesu, czyli blisko 25-kilometrowej Iwkowej. Na 4 km przed metą, w naszym Peugeocie urwała się poduszka pod silnikiem - motor ze skrzynią spadł nam na płytę, przy okazji pękła jeszcze chłodnica. Na szczęście do mety było z górki i udało nam się dojechać na luzie. Musieliśmy jednak skorzystać z SupeRally. Kolejny dzień rozpoczęliśmy od zaciętej walki i odrabiania strat, ale nie pomagała nam w tym deszczowa pogoda. Odcinki były bardzo śliskie i jechało się bardzo trudno. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałem w tak trudnych warunkach. Na przedostatnim oesie zaliczyliśmy rów. Dzięki pomocy kibiców, którym serdecznie dziękuję, powróciliśmy na trasę. Jestem zadowolony, że ukończyłem ten niezwykle trudny dla mnie rajd, ale szkoda, że problemy techniczne wyeliminowały nas z walki o podium. Po czterech rundach RSMP, ciągle zajmujemy drugie miejsce w A7. Niestety, nasze dalsze starty z powodów finansowych stoją pod znakiem zapytania.

RADOSŁAW TYPA: - To był nasz pierwszy start na odcinkach zlokalizowanych w okolicach Krakowa. Pierwszy oes był chyba trudniejszy niż słynna Michałkowa - i niestety, na nim podczas drugiej pętli popełniłem błąd. Na prawym zakręcie przebiłem koło i w następny lewy już się nie zmieściłem – wpadliśmy do rowu. Na nasze nieszczęście urwał się drążek kierowniczy i musieliśmy zakończyć udział w etapie. Dzięki SupeRally w sobotę mogliśmy kontynuować rywalizację, ale dopiero jako dziesiąta załoga w klasyfikacji Pucharu Peugeota. Plan na II etap był prosty – jechać bardzo szybko – tak by przesunąć się o kilka miejsc wyżej w klasyfikacji, bowiem bardzo nam zależało na tym, aby wrócić z Krakowa nadal na drugiej pozycji w punktacji. Było naprawdę ciężko – szybka trasa, a do tego miejscami taka ulewa, że przy wysokich prędkościach wycieraczki nie nadążały czyścić szybę. Precyzyjny opis bardzo nam pomógł. Na każdym odcinku notowaliśmy czasy w ścisłej czołówce, a jeden – dziesiąty odcinek wygraliśmy w całej stawce pucharowej. Start może nie był do końca udany, ale cieszę się, że pomimo pecha na 4 odcinku nadal zajmujemy świetną drugą pozycję w Pucharze Peugeota.

TOMASZ CZOPIK: - Po raz w pierwszy w naszej karierze spadliśmy z tak wysokiego konia. Świetnie czułem się na trasach Subaru Poland Rally, co widać było w wynikach - mocno wierzyłem, że uda mi się obronić przed atakami Michała Bębenka. Jestem bardzo zawiedziony i wściekły, bo na trasie znajdowały się setki miejsc, w których o urwanie koła było znacznie łatwiej. Wiem, takie są rajdy, jednak trudno się z tym pogodzić, tym bardziej, że klasyfikacja poukładała się bardzo dla nas szczęśliwie. Staram się nie myśleć, gdzie bylibyśmy w punktacji RSMP, gdybyśmy dowieźli drugą pozycję, ale przychodzi mi to z dużym trudem. Dobrze, że już w poniedziałek lecimy do Bułgarii na kolejne zawody, to pozwoli chociaż na chwilę zapomnieć o nieszczęsnym dziesiątym oesie.

SEBASTIAN FRYCZ: - Jesteśmy z Bartkiem mocno rozczarowani - podczas gdy nasi konkurenci walczyli o jak najlepsze czasy na odcinkach, my walczyliśmy o utrzymanie się na drodze. Zaproponowane nam zawieszenie sprawdziło się tylko na prologu - trzeci czas w generalce. Na feralną pętlę wyjechaliśmy na oponach typu "media", gdyż zespół nie dysponował oponami deszczowymi. Z kolei moich prywatnych nowych opon deszczowych nie mogliśmy użyć, gdyż były innej marki niż te, promowane na naszym samochodzie. Medie nie odprowadziły tej ilości wody i błota, którą napotkaliśmy na pechowym dla nas zakręcie. W efekcie straciłem jakąkolwiek kontrolę nad samochodem, uderzyliśmy w drzewo, a następnie wylądowaliśmy w rzece.

MARCIN BEŁTOWSKI: - Problem wystąpił już na samym początku rajdu - podczas prologu samochód bardzo ciężko skręcał w nawrotach. Myślałem, że są to kłopoty z napędem, ze złym ustawieniem dyferencjałów. Mechanicy sprawdzili potem cały samochód, jednak wyglądało, że wszystko jest w porządku. Problem zaczął się powtarzać zaraz na początku pierwszego oesu w piątek. Po kilku zakrętach zorientowałem się, że awarii uległo wspomaganie. Przy wszystkich wolniejszych partiach koło kierownicy skręcało z dużym oporem, samochód się nie prowadził. Zaraz po oesie podałem informację o awarii do serwisu. Staraliśmy się tak jechać, aby utrzymać się na drodze i dojechać do strefy, gdzie mechanicy przygotowali już cały nowy układ kierowniczy. Na drugim oesie trochę się wszystko poprawiło. Widocznie przez jego charakterystykę awaria była mniej dokuczliwa. Już myślałem, że może wszystko będzie w porządku. Ale podczas trzeciej próby trudności zaczęły jednak narastać. Po partii kilku zakrętów, na ostatnim z nich zupełnie straciłem wspomaganie kierownicy, wyrwało mi ją prawie z rak. Auto nie skręciło, wpadliśmy do rowu, uderzyliśmy w przepust i stanęliśmy na dachu. Gdyby nie przepust, pojechalibyśmy na pewno dalej.

Jak się okazało, problemem była pompa wspomagania, która dawała o ponad połowę mniejsze ciśnienie niż należało. Na krętych, wolniejszych partiach wspomaganie więc zupełnie zanikało. Wszystkie części były nowe, ta pompa też była fabrycznie nowa, bo nowy jest przecież cały samochód. Musiała mieć ukrytą wadę. Właśnie w tym momencie wyjaśniamy już całą sprawę z producentem.

Od początków moich startów prześladuje mnie pech podczas rajdów organizowanych w Krakowie. W 2001 i 2002 roku w Skodzie Felicji wybuchł nam silnik, w 2005 na tym samym oesie, tylko kilka kilometrów dalej, ukręciły się półosie i musieliśmy zrezygnować z dalszej jazdy. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wreszcie przełamię krakowskiego pecha.

Z powodu uszkodzenia samochodu musimy zmienić plany. Najbliższy start przewidziany jest dopiero w ostatni weekend lipca, w słowackim Rally Presov.

KUBA MARCINKIEWICZ: - Już na początku mieliśmy małe problemy z samochodem. Prolog rajdu przejechałem na trzech cylindrach, dlatego już na starcie imprezy straciłem ponad minutę do czołówki klasy A7. Szczerze mówiąc, po mokrej nawierzchni nie jeździłem zbyt dużo, dlatego każdy kilometr rajdowych zmagań był dla mnie nowym doświadczeniem. W miarę upływu dystansu czułem się jednak coraz pewniej za kierownicą Clio i próbowałem jechać coraz szybciej. Niestety, skrzynia biegów w naszym samochodzie odmówiła posłuszeństwa i nie byliśmy w stanie ukończyć rajdu. Ogólnie jednak jestem zadowolony. Zebrałem wiele cennych doświadczeń w prowadzeniu samochodu na dotąd niezbyt znanej mi nawierzchni. Mam nadzieję, że zaowocują one podczas kolejnych zawodów.

JAN CHMIELEWSKI: - Tegoroczna, druga edycja Rajdu Wawelskiego była trudniejsza od zeszłorocznej. Po okresie upałów nadeszły deszcze; na często łatanych asfaltach oznacza to, że nawierzchnia staje się miejscami bardzo śliska, a rajd będzie bardzo trudny. Po zeszłorocznym wypadku na Wawelskim zaczęliśmy spokojnie, ale gdy po pechowym przed rokiem OS 3 (Grabie) mieliśmy ponad 20 sekund przewagi, wiedziałem już, że będzie dobrze. Skoro naszym głównym sponsorem jest firma WESEM z Wieliczki, to na trasach Pogórza Wielickiego chciałem wypaść jak najlepiej!

RAFAŁ MALIŃSKI: - Jechaliśmy równo, bez większych przygód. Jedynie na pierwszym odcinku zdarzyła się krótka wycieczka w pole, gdzie skrzywiliśmy wahacz - nie wpłynęło to jednak na prowadzenie się samochodu. Na serwisie złapaliśmy drobne spóźnienie, które na szczęście nie miało znaczenia dla zajętej przez nas pozycji. Na następnych dwóch rajdach również pokażemy się w tym samym Oplu Astra. Mam nadzieję na jeszcze lepsze wyniki.

PAWEŁ DUDZIAK: - W rajdzie tym startowaliśmy już rok temu, lecz panowały wtedy zupełnie inne warunki na trasie. Pomimo drobnych awarii udało nam się jednak szczęśliwie dojechać do mety. Zważywszy na pecha, który mnie ostatnio prześladuje, jestem z tego wyniku tym bardziej zadowolony.

ŁUKASZ SAWICKI: - Debiut na asfaltowych odcinkach specjalnych okazał się debiutem błotnistym - dd początku rajdu było mokro, jak okazało się już na pierwszej pętli, na którą optymistycznie wybraliśmy slicki. Utrzymanie auta na drodze stanowiło w tej sytuacji nie lada wyzwanie. Po krótkim zwiedzaniu rowu na OS 2 postanowiliśmy zmienić opony na drugą pętle. Ostatnie trzy odcinki jechało się już znacznie lepiei, mimo to nie ustrzegliśmy się przygody. Prawie w tym samym miejscu co podczas poprzedniego przejazdu, wylecieliśmy z drogi, jednak na szczęście i tym razem mogliśmy kontynuować rajd i dowieźć do mety 2 punkty w naszej klasie. Chciałbym podziękować pilotowi za rozważne kontrolowanie tempa jazdy, a przede wszystkim naszym sponsorom: D.W. MARIA w Dąbkach i firmie KAUFMAN, oraz za medialne wsparcie portalowi speedzone.pl i Radiu Północ.

MACIEJ ŻUCHOWSKI: - Rajd był bardzo ciężki, dlatego niezmiernie cieszę się, że udało nam się osiągnąć metę, i to w dodatku po raz pierwszy na najwyższym stopniu podium. Niestety, nasza walka z najlepszymi w klasie zakończyła się przedwcześnie, przez co nie pozostało nam nic innego jak ostrożnie dojechać do mety. Myślę, że kluczem do sukcesu okazało się znalezienie właściwego tempa – na tyle szybkiego by zwyciężyć w A-0 oraz na tyle spokojnego by nie uszkodzić samochodu przed zbliżającym się wielkimi krokami Rajdem Tyskim.

KRZYSZTOF SAWICKI: - Byliśmy trochę nieprzygotowani do takich warunków. Nie mogę mówić o problemie z doborem opon, bo po prostu nie miałem z czego ich wybierać - z tyłu mieliśmy docięte slicki z DSMP. Auto wręcz płynęło po drodze. Często nie mogłem trafić w asfalt nawet na prostej. To był z pewnością najcięższy rajd, w jakim brałem udział. Już od wyjazdu z serwisu parowała mi szyba, nic nie widziałem. Miałem poluzowane pasy, żeby dosięgać ręką i przecierać szybę. Nic kompletnie nie widziałem. Na 3 odcinku

przestrzeliliśmy zakręt, wpadliśmy przodem do rowu na około 4 minuty. Kibice nie mogli nas wydostać. Na kolejnym strzeliła prawa tylna opona i wciągnęło nas do kolejnego rowu, na szczęście sami wyjechaliśmy. Przed ostatnim odcinkiem, stojąc na starcie strzeliła chłodnica i cały glikol wypłynął na koło. Troszkę się poślizgaliśmy. Z duszą na ramieniu dojechaliśmy do mety, choć udało się nieco nadgonić i wskoczyć na podium.

PIOTR WOŚ: - Rajd ułożył się dla nas bardzo szczęśliwie - staraliśmy się jechać w miarę bezpiecznie i mimo bardzo trudnych warunków na trasie, udało się uniknąć błędów. Przed startem do pierwszego odcinka dosyć mocno obawiałem się deszczu, jednak w miarę upływu kilometrów jechało się coraz lepiej. Przez cały czas toczyliśmy równą walkę z Krystianem Pachutą, jednak ostatni OS pojechaliśmy zbyt wolno i tak naprawdę tylko dzięki błędowi rywali i ich spóźnieniu na PKC udało się nam utrzymać prowadzenie. Po trochę pechowym początku sezonu, tym razem szczęście nam sprzyjało. Cieszymy się ze zdobytych punktów i już czekamy na kolejny rajd.

Przy okazji chcieliśmy bardzo podziękować naszemu sponsorowi - firmie Metalweld Fiprom Polska, bez wsparcia której nasz start byłby niemożliwy. Dziękujemy również firmie Rorace - Rent Sport za bardzo dobre przygotowanie samochodu.

MAREK KWAŚNIK: - Wreszcie mogliśmy wystartować samochodem wyposażonym w nowy silnik, który miał dać szansę na nawiązanie walki z czołówką. Była to wielka niewiadoma, ponieważ prace z tym związane zostały zakończone dosłownie w ostatniej chwili. Od samego początku rajd był pełen niespodzianek oraz nieoczekiwanych zwrotów akcji. Zaczęło się od silnego ataku kolki nerkowej, która dopadła kierowcę, co o mało nie wyeliminowało nas z zawodów. Z pomocą zespołu oraz medycyny udało się zapanować nad dość dotkliwym bólem. Następną niespodzianką była pogoda, która od dłuższego czasu zapowiadała się na słoneczną a w dzień rajdu zmieniła się w notoryczną ulewę. Było to dla nas dużym utrudnieniem, ponieważ nasze zapasy serwisowe nie były wyposażone w żadne profesjonalne opony na takie warunki. W sobotni poranek z drżeniem rąk wystartowaliśmy na seryjnej oponie. Jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę, ponieważ opona spisywała się świetnie w panujących na trasach warunkach. Nowy silnik, trafione opony - na efekty nie było trzeba długo czekać, bo już od drugiego odcinka udało się nam wskoczyć na drugą pozycję w klasyfikacji generalnej. Zjeżdżając do pierwszego serwisu mieliśmy bardzo dobre nastroje, ponieważ nasz samochód sprawował się bardzo dobrze i czekał go tylko rutynowy przegląd oraz tankowanie, a zajmowane trzecie miejsce w generalce było powyżej naszych oczekiwań. Druga pętla rajdu ze względu na pogorszenie warunków na drodze, stała się dużo bardziej nieprzewidywalna i niebezpieczna. Chcąc utrzymać tempo z pierwszych przejazdów, trzeba było bardziej ryzykować. Niestety na drugim odcinku drugiej pętli na jednym z śliskich czwórkowych zakrętów za bardzo pozwoliliśmy naszej rajdówce odjechać tyłem, który ślizgając się po trawiastym poboczu pechowo natrafił na betonowy przepust!!! To spotkanie trzeciego stopnia naszego tylnego koła z dość twardą przeszkodą uniemożliwiło nam dalsze kontynuowanie jazdy. Szkoda, bo walka była fantastyczna, ale takie są rajdy. Mamy nadzieję, że doświadczenie przywiezione z Krakowa zaowocuje w następnych startach.

PAWEŁ PIASECKI: - Nie wiem co mam myśleć - jak wypadliśmy z drogi na OS 4, to najpierw pomyślałem: szkoda dobrej pozycji. Chwilę później myślałem: fajnie, że daliśmy radę nawiązać walkę z czołówką na tak trudnym rajdzie, a jak pakowaliśmy rajdówkę na lawetę to myślałem: bez sensu, że zniszczyliśmy nowe zawieszenie. Od rajdu niewiele się zmieniło. Nadal żałuję, że nie dojechaliśmy na dobrej pozycji do mety, no i że zawias jest rozwalony, ale cieszę się, że jechaliśmy w miarę dobrym tempem. Nie wiem co mam myśleć...

RADEK ĆWIĘCZEK: - Pomimo nieukończonego rajdu jestem zadowolony z mojego debiutu za kierownicą - nawiązywaliśmy kontakt czasowy z czołówką w naszej klasie N2. Cieszą mnie szczególnie moje równe czasy na pierwszych czterech odcinkach, na których w mocnej klasie uzyskiwaliśmy czwarte pozycje. Po czterech odcinkach byliśmy na trzecim miejscu w klasie N2 i na trzecim w grupie N! Znając nasz dobry wynik i mając sporą przewagę nad następną załogą (ponad 36 sekund), postanowiliśmy na piątym odcinku nieco odpuścić. Na ostatnich metrach tego feralnego odcinka przygasiliśmy auto przed hopą i nieco zwolniliśmy zjeżdżając z niej. Wszystko szło dobrze. Jednak pech chciał, że zaraz za hopą przed prawym trójkowym, w wyniku ciągłych opadów deszczu zebrała się duża kałuża. Poniosło nas na wodzie i ściągnęło lewą stroną do rowu – typowy efekt aquaplaningu. Niestety, auta nie udało się wyhamować przed przepustem wodnym, w który uderzyliśmy, w konsekwencji czego urwaliśmy przednie koło.

Poprzedni artykuł 4-0 dla Kuzaja
Następny artykuł Chmielewski jak Kuzaj

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry