Opinie po Magurskim
PAWEŁ DYTKO: - Jesteśmy szczęśliwi, bo nie zakładaliśmy aż tak udanego powrotu.
Jechaliśmy swoim tempem, cały czas trzymając się drogi - nie mieliśmy żadnych problemów z samochodem, auto było świetnie przygotowane, za co chciałem podziękować całej grupie serwisowej. Pozostaje jednak mały niedosyt bo chociaż wygraliśmy z Tomkiem Kucharem ostatnie 3 oesy, to i tak zostało 7 sekund. Ale nie możemy narzekać, bo inni kierowcy mieli większe problemy. 8 cennych punktów, które dziś zdobyliśmy to dobre otwarcie sezonu i na pewno zmotywuje cały zespół. Tym bardziej, że był to nasz pożegnalny występ wysłużonym Lancerem Evo VIII, bowiem od następnego rajdu przesiadamy się do nowego Evo IX. Dziękujemy także kibicom za wspaniały doping.
SEBASTIAN FRYCZ: - Początek rajdu nie zapowiadał końcowego sukcesu - w poniedziałek zacząłem chorować, byłem bardzo przeziębiony i miałem gorączkę. Nie czułem się na siłach poprowadzić samochód z pełną agresją. Planowaliśmy tylko dojechanie do mety i ewentualne zdobycie jakichś punktów, a o lepsze miejsca zamierzaliśmy powalczyć w pozostałych rajdach tego sezonu. I rzeczywiście, na pierwszym odcinku nie potrafiłem się skupić, od jego połowy straciłem koncentrację, jechałem po prostu za wolno, nie trzymałem tempa. Na przedostatniej próbie znaleźliśmy się poza drogą. Chyba starałem się jechać szybciej niż w tym momencie potrafiłem. Na szczęście udało się wrócić po około 20 sekundach na drogę, dojechać do mety i ukończyć etap.
Drugi etap pojechaliśmy już całkiem przyzwoicie, chociaż na początku pierwszego odcinka wydawało mi się, że jadę w miarę szybko, a tymczasem trochę straciłem tempo. Potem było już lepiej i to wystarczyło, aby awansować na czwartą pozycję, szczególnie że konkurencja miała trochę problemów. Na przedostatnim odcinku postanowiliśmy zaatakować pozycję Michała Bębenka. Dużo ryzykowaliśmy, tempo było naprawdę szybkie, ale udało się i wskoczyliśmy na podium. Bardzo się cieszę z sukcesu. Moja Impreza spisywała się bez zarzutu. Bardzo dobrze czuję się w tym samochodzie, nie męczę się, nie szarpię się z nim. Miałem również doskonały serwis, za co wszystkim mechanikom bardzo dziękuję. Z Jackiem Rathe byliśmy zgrani od samego początku, nie mieliśmy żadnych problemów. Jestem bardzo zadowolony z naszej współpracy podczas rajdu i mam nadzieję, że on tak samo. Przed nami testy asfaltowe, poczekamy tylko na zmianę pogody. Cały czas trzeba się dokształcać, poznawać samochód. Ale wydaje mi się, że najważniejszy krok został zrobiony.
MICHAŁ BĘBENEK: - Warunki, jakimi przywitały nas trasy w okolicach Gorlic, mimo że wcześniejsze prognozy tego nie zapowiadały, można było określić jednym słowem: wspaniałe. Śnieg, bardzo śliskie i zdradliwe nawierzchnie, chociaż nie ułatwiały zadania, sprawiły nam wielką przyjemność z jazdy i walki na odcinkach. Rajd rozpoczęliśmy dobrze, notując czasy w czołówce klasyfikacji generalnej z niewielkimi stratami do prowadzących. Niestety cały trud, jaki włożyliśmy w walkę na trasie rajdu, zniweczył kapeć złapany na przedostatnim odcinku specjalnym i wizyta w zaspie, spowodowana właśnie tą awarią. Szkoda, bo jechało nam się bardzo dobrze, szybko, płynnie i „pudło” było w naszym zasięgu. Zajęliśmy najgorsze z możliwych miejsc, tuż za podium, jednak i tak uważamy nasz start za udany. Do końca sezonu pozostało jeszcze kilka rajdów, wiele kilometrów do przejechania i teraz jesteśmy już myślami na kolejnym rajdzie.
MICHAŁ SOŁOWOW: - Nie jest to wymarzony początek sezonu, ale jest wspaniale, bo zdobyliśmy punkty - a mogło być dużo gorzej, w pewnym momencie byliśmy na 17 miejscu. Jechaliśmy ze sporym zapałem, czasem było go nawet za dużo. Mogliśmy skończyć rajd na OS 11, kiedy obróciło nas na drodze. To był klasyczny „altonen”. Musiało być szybko, bo miałem zapięty piąty bieg. Skończyło się szczęśliwie. Warunki były bardzo trudne. Wszyscy mieliśmy duże kłopoty z przyczepnością. Myślę, że rywalizacja byłaby ciekawsza, gdybyśmy obaj z Leszkiem Kuzajem mieli szansę na walkę o zwycięstwo.
ZBIGNIEW STANISZEWSKI: - Trasa rajdu była niezwykle malownicza, ale warunki na niej panujące bardzo trudne i nieprzewidywalne. Techniczne i wymagające odcinki zmuszały do popełniania błędów - żaden z kierowców nie ustrzegł się choćby jednego. Jak widać, my popełniliśmy ich więcej i podczas drugiego etapu zamiast planowanego ataku na podium, zanotowaliśmy spadek na szóste miejsce. Przyczyn takiego stanu rzeczy było kilka. Przede wszystkim błędy w ustawieniu samochodu. Nasza rajdówka zbudowana została niedawno i najzwyczajniej w świecie zabrakło czasu na poznanie i przetestowanie wszystkich najlepszych ustawień. Ponadto drugiego dnia wielokrotnie zmieniałem technikę jazdy, próbując odnaleźć najbardziej efektywny styl. Niestety decyzje te w większości były nietrafione i marzenia o podium szybko prysły. Na szczęście jesteśmy już na tyle doświadczonym zespołem, że wiemy jakie elementy należy poprawić, tak aby podczas kolejnych startów samochód współgrał z nami idealnie. Podsumowując był to rajd eksperymentów, zbierania doświadczenia i nauki. Przełamałem się również psychicznie. Nie chciałem podczas pierwszego startu nowym samochodem uszkodzić go lub zakończyć czas jego istnienia.
MACIEJ LUBIAK: - Nasz cel został zrealizowany - uczę się Punto i przyzwyczajam do jazdy na wysokich obrotach. Jazda tym samochodem różni się od stylu prowadzenia moich poprzednich rajdówek, widać to zresztą po wynikach - tam, gdzie jechałem „na obrotach”, poprawiałem czasy nawet o pół minuty. W Punto Super 2000 kryje się mnóstwo potencjału, którego ja jeszcze nie wykorzystałem. Mam mocny samochód, dobrego pilota, włoscy mechanicy pracują wyśmienicie i każdy wie, co ma robić. Z takim zapleczem wynik to tylko kwestia czasu i kilometrów spędzonych na oesach. Dla mnie Rajd Magurski to już historia. Do Elmotu zostały jeszcze dwa miesiące, ale czeka mnie mnóstwo pracy. Muszę przeanalizować dane z telemetrii, popatrzeć na analizy mojej jazdy i pracować za kierownicą. Na pewno czekają nas testy i dużo jeżdżenia.
MACIEJ OLEKSOWICZ: - Nie ma co ukrywać, że nasza jazda w tym rajdzie była kiepska. Od samego początku nie miałem pomysłu na jazdę w tych warunkach - nie wiem czy to spadek formy czy jeszcze coś innego, ale muszę wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Samochód spisywał się znakomicie i po testach wydawało się, że wszystko idzie jak należy. Zresztą podczas samych zawodów sądziłem, że tempo, jakim jedziemy, jest optymalne na te warunki. Czasy mówiły jednak coś zupełnie innego. Konkurenci odjechali nam dość znacznie a my walczyliśmy praktycznie z własnymi słabościami. Mam nadzieję, że podczas kolejnej eliminacji powrócimy do dobrej formy i zrehabilitujemy się z nawiązką.
MARCIN PASECKI: - Cieszę się, że udało nam się dotrzeć do mety - warunki na odcinkach były naprawdę trudne i pogarszały się z odcinka na odcinek; rajd był szybki i wymagający. My w tym samochodzie zrobiliśmy wcześniej ledwie czterdzieści kilometrów. Musimy popracować trochę nad tempem jazdy na luźnych nawierzchniach, jednak co ważne, uniknęliśmy poważnych błędów, które konkurencję kosztowały spadek na odległe pozycje na mecie. Lancera Evo VII dopiero poznajemy, ale mam nadzieję, że z każdym kolejnym rajdem wyniki będą coraz lepsze. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli nam w starcie.
PIOTR MACIEJEWSKI: - To był wspaniały weekend i zarazem jeden z fajniejszych rajdów, w jakim wraz z Kovim do tej pory jechaliśmy. Od pierwszego odcinka staraliśmy się nawiązać walkę z Grzesiem Grzybem, który startował bliźniaczą C2-ką oraz Radkiem Typą w Felicii Kit Car. Po dwóch pętlach pierwszego etapu prowadziliśmy w klasie z przewagą zaledwie 0,9 sekundy przed Typą oraz 2,7 sekundy przed Grzybem. Trzecia, nocna pętla zapowiadała więc nie lada emocje. Radek Typa miał pecha - padł silnik w jego samochodzie, a Grzesiek wpadł do rowu na blisko dwie minuty. Skończyliśmy etap jako liderzy w A6. W sobotę taktyka nakazywała nam nie szarżować, bowiem nasza przewaga czasowa była na tyle duża, że mogliśmy pozwolić sobie na spokojniejszą jazdę. No i udało się! Wygraliśmy klasę z przewagą 17,1 sekundy nad kolejną załogą, tym samym rozpoczynając sezon jako liderzy w klasie A6. Dziękuję naszym mechanikom za wspaniałą opiekę nad naszym samochodem. C2-ka była perfekcyjnie przygotowana i nie sprawiała nam najmniejszego kłopotu - dobra robota chłopaki!
LESZEK KUZAJ: - Jechałem Imprezą, bardzo dobrze przygotowaną przez Tommi Makinen Racing, który rejestruje swoje samochody w Estonii, stąd właśnie taka rejestracja na moim Subaru. Ponieważ nie weszły w życie nowe przepisy i modyfikacje, nie mogliśmy poprawić mocy w samochodzie, trzeba było skupić się na ciężarze. Dużo pracowaliśmy nad masą naszej Imprezy, jest dużo elementów węglowych. Prócz tego ma większy moment obrotowy i inną elektronikę. Samochód spisywał się doskonale, ale niestety moja forma nie była najlepsza. Od kilku dni chorowałem, ale chciałem zrobić wszystko co w mojej mocy, aby wygrać. Niestety nie był to najlepszy rajd w moim wykonaniu. Popełniłem błąd, który kosztował nas kilkanaście minut. Nie mieliśmy nowych opon – przed tym oesem nie było strefy serwisowej i jedyne co mogliśmy zrobić, to tylko sami na drodze pozamieniać przód z tyłem. Po prostu wypadły już kolce, no i w tym momencie ich zabrakło... Na jednym z zakrętów było zdecydowanie za szybko, wpadłem głęboko do rowu. Kilkudziesięciu kibiców wyciągało nas ponad dziesięć minut. To pogrzebało nasz cały występ. Oes kończyłem bez interkomu, którego kabel z pośpiechu zaplątał się w wokół HANSa.
Drugi etap jechało mi się już dużo lepiej, chociaż też nie ustrzegłem się błędów. Przyjechaliśmy wygrać ten rajd, a tymczasem na otarcie łez pozostał nam tylko jeden punkt za wygranie największej ilości odcinków specjalnych. Cóż, takie są rajdy, a ludzie bywają omylni. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Jarkiem. Wszystko przebiega fantastycznie, w samochodzie jest świetny klimat. Chrzest mamy już za sobą, tak więc będzie już tylko z górki. Teraz muszę bardzo dużo popracować. Nie tylko nad samochodem, ale przede wszystkim nad swoim zdrowiem, aby powrócić do formy, która w tej chwili jest bardzo kiepska.
MARCIN MAJCHER: - Wystartowaliśmy dobrze znaną z zeszłego sezonu Hondą Civic - w tym sezonie postanowiliśmy walczyć o tytuł Mistrza Polski A7, a nie jak w zeszłym roku N3, gdyż, mimo że naszej rajdówce daleko jeszcze do topowej eNki, w klasie N3 rywalizacja jest mało zacięta ze względu na znikomą liczbę załóg. Wybór okazał się trafny. W Mistrzostwach Polski to już mój ósmy sezon, ale był to dopiero drugi rajd na śniegu. Podchodziliśmy więc do startu z dużym respektem. Celem była meta, a chcieliśmy ją osiągnąć bez większych przygód, przyjęliśmy więc taktykę "na sępa" i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Po odpadnięciu bardzo szybko jadącej załogi Porębski/Spurek walczyliśmy o pierwsze miejsce z załogą Maliński/Wdzięczkowski. Szczerze mówiąc byliśmy mile zaskoczeni ich szybką jazdą. Za bardzo odpuściliśmy sobie poranny przejazd długiego odcinka i zmuszeni byliśmy do szybkiego odrabiania strat. Przed ostatnim 6-kilometrowym odcinkiem strata sięgała 10 sekund. Mimo to, postanowiliśmy przyspieszyć wygrywając z konkurentami cały rajd o 4,7 sekundy, a przy okazji wygrywając ostatni odcinek w całej "ośce" , będąc bardzo blisko samochodów N4, a nawet S2000. Rajd udało nam się przejechać na czterech oponach, czym byliśmy mile zaskoczeni. Radość w zespole była ogromna, z tym większą niecierpliwością czekamy na Rajd Elmot. Tradycyjnie wspierały nas firmy Krono Original oraz Milwaukee - którym serdecznie dziękujemy za wsparcie i pomoc.
RAFAŁ MALIŃSKI: - Rajd przejechaliśmy bez większych przygód i mimo odczuwalnego niedofinansowania rajdówki (niemal seryjny silnik i skrzynia biegów) jechało nam się znakomicie. Bardzo cieszymy się z zajętego drugiego miejsca w naszym debiucie w RSMP, chodź nie ukrywam, że przed ostatnim odcinkiem specjalnym nasze apetyty były większe. Niestety przekalkulowałem... i z 10 sekund jakie mieliśmy przewagi przed ostatnią próbą nad Marcinem Majcherem, ostatecznie zakończyliśmy rajd cztery sekundy za nim. Widać, Marcin pojechał wszystko, a my sobie odpuściliśmy. Zapowiadamy rewanż na Elmocie! Na koniec pragnę zwrócić się z apelem do kibiców. Rajd Magurski to specyficzna impreza. Na wszelkie zasady odnośnie bezpiecznych miejsc w tym rajdzie trzeba wziąć sporą poprawkę. Nie wystarczy stanąć metr od drogi na tzw. niewypadkowej. Tak naprawdę rajdówka w tak ekstremalnych warunkach może opuścić drogę nawet na prostym jej odcinku! Na przyszłość proszę Was o większą rozwagę!
STEFAN KARNABAL: - W opis trasy wkradł się błąd i zbyt szybko wjechaliśmy w zakręt. Zabrakło miejsca, aby wyprowadzić auto z poślizgu - wpadliśmy w śniegową bandę, która wciągnęła nas do rowu. Samochód zatrzymał się na dachu. Na szczęście w pobliżu byli strażacy, którzy pomogli nam wydostać się z rajdówki.
Naszym głównym założeniem było osiągniecie mety. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego rajdu. Auto sprawowało się bez zarzutu. Jechaliśmy z dużą rezerwą, ale tak, aby utrzymywać się w pierwszej ósemce. Czerpaliśmy dużo przyjemności z rywalizacji na oesach, a współpraca z pilotem układała się doskonale. Niestety, celu nie udało się zrealizować. Wielkie słowa uznania należą się organizatorom. Mimo niesprzyjających warunków, udało im się zorganizować bardzo ciekawy rajd. Ich podejście do zawodników, elastyczność i komunikacja mogą być przykładem dla innych
RADEK TYPA: - Od pierwszych kilometrów rajdu bardzo dobrze się nam jechało, byłem zadowolony z auta oraz ze swojej jazdy. Po dwóch pierwszych odcinkach byliśmy najwyżej klasyfikowaną załogą z aut napędzanych na jedną oś. Ustępowaliśmy pola tylko „czterołapom”, również w klasyfikacji generalnej plasowaliśmy się na dobrym 14 miejscu, aż przyszedł pechowy 5 odcinek specjalny. Na 9 kilometrze tego odcinka wybuchł nam silnik, o dalszej jeździe nie mogło być mowy. Cóż… Takie są rajdy, pozostaje jednak lekki niedosyt bo zapowiadała się ciekawa rywalizacja w klasie, jak i w całym rajdzie. Korzystając z okazji chciałbym podziękować moim sponsorom: Texaco, Ozone oraz rodzinnej firmie Radex. Patronat medialny nad zespołem sprawuje Rallypl.com - serwis kibiców rajdowych oraz Radio Olsztyn.
TOMASZ TREMBICKI: - Świetne uczucie, zanim rajd się zaczął to już się skończył. Nie dane nam było zadebiutować w pierwszej eliminacji Mistrzostw Polski - w trakcie przedrajdowych testów pękł kolektor wydechowy. Wydawało się, że to błaha sprawa, jednak na tyle skuteczna czasowo, iż nie wystartowaliśmy do pierwszego odcinka specjalnego. Tym samym rajd dla nas dobiegł końca. Brakuje nam odniesienia do rywali i bezpośredniej rywalizacji, jednak duch w zespole nie umarł. Widzę, że niepowodzenie na Rajdzie Magurskim wyzwala tylko dodatkową mobilizację do jeszcze większej pracy. Przed nami sporo czasu do Elmotu. Przepracujemy go sumiennie na treningach, aby pod koniec kwietnia pojawić się w Świdnicy, która mam nadzieję, okaże się szczęśliwsza niż Gorlice.
MARIUSZ NOWOCIEŃ: - To nasze pierwsze zwycięstwo w generalce RSP PZM. Do Gorlic przyjechaliśmy z mocnym postanowieniem ukończenia rajdu w pierwszej trójce - przed rajdem nasz samochód przeszedł gruntowny przegląd, ale kiedy zobaczyłem jakim ogumieniem dysponują rywale, troszeczkę zwątpiłem w moje szanse na pudło. Dysponowaliśmy tylko jednym kompletem szerokich, seryjnych opon zimowych z kolcami co nie ułatwiało nam jazdy w potwornych koleinach. Mimo wszystko zaatakowaliśmy od pierwszej pętli i kontrolowaliśmy czasy rywali. Nasze równe tempo i problemy konkurencji pozwoliły nam przyjechać na drugim miejscu. Niedługo potem dowiedzieliśmy się, że zwycięska załoga została wykluczona z powodu nieregulaminowej skrzyni biegów i to my odebraliśmy puchar za pierwsze miejsce. Owszem odczuwam pewien niedosyt, że nie udało się wygrać podczas walki na odcinkach specjalnych, ale komplet punktów jakim teraz dysponujemy, optymistycznie nastraja nas na dalszą część sezonu. Chcemy wystartować we wszystkich pucharowych eliminacjach, ale w dużej mierze będzie to uzależnione od tego czy znajdziemy sponsora, którego poszukiwania wciąż trwają.
JAROSŁAW SZEJA: - Cieszymy się z bratem z naszego wyniku tym bardziej, że jazda sprawiła nam wiele radości. Nie spodziewałem się wygranej w klasie A6, ponieważ nie dysponowaliśmy sportowym kolcem. Jesteśmy na mecie i to jest najważniejsze. Po ostatnim występie na Rajdzie Wisły miałem lekkie obawy, ale pierwsza pętla rozwiała niepewność, gdy po 2 oesach mieliśmy ponad minutę przewagi i mogliśmy już trochę odpuścić. Dużą radość sprawiliśmy sobie na ostatnim oesie, wygrywając go w klasyfikacji generalnej. Cieszymy się z drugiego miejsca w generalce, ale dla mnie zwycięzcą tego rajdu w dalszym ciągu jest Paweł Wisełka. Jechał tego dnia najlepiej z nas i to zawsze będę pamiętał. Wiem, że Paweł postępuje według zasad fair play i nie był świadomy niehomologowanej, „dłuższej” skrzyni biegów.
PAWEŁ SŁAWIK: - Był to mój pierwszy Rajd Magurski w życiu, do tego pierwszy rajd zimowy i na kolcu. Bardzo się cieszę nie tylko z zajętej lokaty i doskonałego początku sezonu, ale również z kolejnych kilometrów oesowych oraz zdobytego z nimi doświadczenia. Ten rezultat to zasługa nie tylko nasza, ale i samochodu, nad którym tak dzielnie czuwali nasi serwisanci.
MICHAŁ ELŻBIECIAK: - Rajd bardzo dla nas udany - był to mój pierwszy rajd PZM rozgrywany na luźnej nawierzchni, a zarazem najlepszy wynik w mojej krótkiej karierze. Gdyby nie awaria elektryki na ostatnich odcinkach, wynik byłby lepszy. Ale wygrana klasa N0 i 7 miejsce w generalce dają powody do zadowolenia. Rajd ten był także sprawdzianem dla nowej załogi. Pierwszy raz jechałem z Bartkiem, z którym będę jeździł cały sezon i po tym rajdzie jestem bardzo zadowolony z tego jak współpracuje się nam w samochodzie. Oby tak dobrze szło już do końca sezonu.
MAREK KLEMENTOWICZ: - Do samego końca nie było wiadomo czy rajd dojdzie do skutku i jaka aura będzie panowała na odcinkach specjalnych. Na trasie było jednak sporo śniegu i lodu, co dało się nam, a także innym załogom we znaki już podczas zapoznania. Podjazd pod niektóre wzniesienia sprawiał nieco problemów. Przed rajdem mieliśmy spory dylemat co do wyboru odpowiednich opon. Niestety okazało się, że „kolce” którymi dysponowaliśmy, nie są już pierwszej młodości. Na jednej oponie było zaledwie max 30 kolców! W tej sytuacji zdecydowaliśmy się użyć zwykłych, zimowych opon. Wiedzieliśmy, że w takiej sytuacji bardzo łatwo będzie wypaść z trasy. Choć na fragmentach gdzie dominował asfalt, jechało się świetnie, to w zaśnieżonych miejscach toczyła się „walka o życie” - na 4 odcinku obróciło nas i wpadliśmy w bandę, tracąc ok. 40 sekund. Niestety gdy do mety było już niedaleko, na ostatnim oesie jadąc w śnieżycy, nasze BMW wpadło w zaspę. Aby powrócić na trasę była potrzebna pomoc kibiców, których na nasze nieszczęście w tym miejscu nie było. Szkoda! Specjalne podziękowania dla NSR Racing oraz SAS Styla. Starty naszej załogi zapewniają Kamico, Sopro i Ferro-Carbo. Medialne wsparcie zapewnia rallypl.com.
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.