Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Powiedzieli po Magurskim

LESZEK KUZAJ: - Jesteśmy zadowoleni, szczęśliwi, mamy komplet punktów! Na ostatniej pętli decyzją kierownictwa zespołu musieliśmy trochę zwolnić, ale i tak udało się wygrać większość odcinków na rajdzie.

Już za dwa tygodnie wylatujemy do Meksyku, gdzie dla odmiany czekają nas upały w samochodzie.

TOMASZ KUCHAR: - Bardzo się cieszę, jestem bardzo zadowolony. Ten rajd był bardzo trudny i tak naprawdę trzeba było jechać jak ostatniej klasy baba, żeby nie popełnić błędu. Zobaczyłem, że aby liczyć się w walce z Leszkiem Kuzajem muszę bardzo ryzykować i nie mogę się w drodze zmieścić. Stwierdziłem, że to się nie może udać, przyjąłem wariant spokojna jazda, żeby tylko ustrzec się błędów. Niestety nie ustrzegłem się paru, ale nie były one zbyt kosztowne.

SEBASTIAN FRYCZ: - Do tego startu podchodziłem z dużą rezerwą - po raz ostatni miałem okazję jeździć czteronapędówką ponad dwa lata temu, bałem się więc, że nawyki z „ośki” będą mi przeszkadzały w osiąganiu dobrych czasów. I rzeczywiście tak było – szczególnie w pierwszej fazie zawodów. Najwięcej problemów miałem z hamowaniem, które za bardzo opóźniałem. Właśnie przez to na drugim oesie sobotniego etapu wpadłem w zaspę. Zapchaniu uległ filtr powietrza i niesprawnym samochodem musiałem jeszcze przejechać ponad 13 km, co zakończyło się spadkiem z trzeciej na szóstą pozycję. Później było już coraz lepiej. Gdyby nie ponowna wizyta w zaspie na dziewiątej próbie, prawdopodobnie zająłbym drugie miejsce tuż za Leszkiem Kuzajem.

Odcinki Rajdu Magurskiego podobały mi się. Były bardzo szybkie, a zarazem techniczne. Tak naprawdę to żałuję, że rajd skończył się już po jedenastym oesie, bowiem dopiero w końcówce zawodów zacząłem się pewnie czuć za kierownicą Mitsubishi Lancera. Co oczywiste, w tym roku był to mój jedyny start tym samochodem. W Rajdzie Dolnośląskim wystartuję już w Fiacie Punto 1600. Być może „ośką” pojedziemy również Elmot. Wszystko będzie zależało od dostępności Punto S2000, w którym mam zamiar występować w dalszej części sezonu.

MICHAŁ SOŁOWOW: - Wygraliśmy pierwszy etap, jednak na starcie do OS 4 zepsuł się centralny dyferencjał – wylał się cały olej. Jazda takim autem jest karkołomna, samochód nie hamuje, nie skręca. Całą pętlę przejechałem w ten sposób. Po serwisie chciałem szybko wszystko odrobić. Na jedynkowym prawym zakręcie wjechałem kołem w koleinę. Wyrwało mi kierownicę i trafiliśmy w bandę. Na dodatek skrzywiło się koło. Kibice dość szybko nas wyciągnęli, ale straciliśmy prawie półtorej minuty. Gdyby nie awaria i ta wizyta w zaspie, bez problemu moglibyśmy zająć drugie miejsce. Ale jestem zadowolony. W ubiegłym roku pierwszy rajd skończyliśmy już na drugim oesie. Tutaj jesteśmy na mecie, są punkty. Jest super!

MICHAŁ BĘBENEK: - Warunki, jakimi przywitały nas trasy w okolicach Gorlic, można było określić jednym słowem: FANTASTYCZNE - śnieg, wysokie bandy sprawiają, że start w takich zawodach i walka na trasie sprawiają nam ogromną przyjemność i motywują do jeszcze szybszej jazdy. Rajd rozpoczęliśmy dobrze, notując czasy w czołówce klasyfikacji generalnej z niewielkimi stratami do prowadzących. Niestety problemy zaczęły się w porannym parku serwisowym. Awaria dwóch pomp od centralnego aktywnego dyferencjału, pomimo wspaniałej pracy naszego serwisu spowodowała, że opuściliśmy go 12 minut po czasie. Dwie minuty kary, jakie za to otrzymaliśmy, przesunęło nas w dół klasyfikacji, na 13 miejsce i od tego momentu zaczęło się mozolne odrabianie strat. Walczyliśmy ostro, odrabiając sekundę po sekundzie i na ostatnim odcinku udało nam się wywalczyć piąte miejsce, które w tej sytuacji jest dla nas dobrym wynikiem. Jesteśmy na mecie, zdobyliśmy punkty i teraz jesteśmy już myślami na kolejnym rajdzie.

MICHAŁ KOŚCIUSZKO: - Miękki śnieg i wiele stromych podjazdów już na starcie eliminowało nas z walki z samochodami czteronapędowymi, dlatego tym bardziej się cieszę, że dojechaliśmy do mety na punktowanym miejscu w klasyfikacji generalnej. Wykorzystałem doświadczenia z Rajdu Szwecji i nie popełniłem błędów. Byliśmy niestety jedynym zespołem startującym w Super 1600, dlatego trudno mówić o walce w tej klasie. Jazda sprawiała mi ogromną frajdę i mam nadzieję, że również kibicom podobał się nasz występ na śniegu.

TOMASZ CZOPIK: - Jestem rozczarowany, bo mogło być podium, a skończyło się na 9 miejscu, nie mniej jednak uważam, że nasza taktyka była słuszna. Niemal od startu prześladowały nas problemy z samochodem - w piątek większość trasy jechaliśmy bez halogenów, szwankował komputer. W sobotę przez całą pierwszą pętlę walczyłem o utrzymanie się na drodze, co kosztowało mnie sporo sił, a Łukasza parę siwych włosów. Kiedy wreszcie udało się uporać z awariami, postanowiliśmy przystąpić do ataku. Wygrana na piątkowej Ropie utwierdzała nas w przekonaniu, że jesteśmy w stanie walczyć o wysokie pozycje. Zaczęło się od drugiego miejsca na odcinku nr 7, niestety skończyło poza trasą odcinka nr 9. Do tego momentu szło nam naprawdę dobrze. Czułem, że jestem w stanie powalczyć z Tomkiem Kucharem o drugą lokatę. Przy okazji wielkie dzięki dla niego i jego pilota Jakuba Gerbera. To oni zawiadomili kibiców, że siedzimy w zaspie i nie ma nam kto pomóc.

Nie żałuję, że przyjąłem taką strategię. Przed sezonem założyliśmy walkę o mistrzowski tytuł, a żeby robić to skutecznie, trzeba podejmować ryzyko. Tym razem nie udało się. Cieszy mnie to, że mimo startów w kratkę w dwóch poprzednich sezonach, udowodniliśmy, że należy się z nami liczyć. Dziękuję z tego miejsca sponsorom za wsparcie naszego występu. To bardzo duży atut mieć stabilny budżet i myśleć tylko o sportowym aspekcie zawodów.

STEFAN KARNABAL: - - Żałuję, że zabrakło czasu, aby przygotować się do Rajdu Magurskiego tak solidnie, jak to miało miejsce przed szwedzką eliminacją mistrzostw świata. Trudno bowiem porównywać jazdę na szwedzkim kolcu do pokonywania odcinków specjalnych w okolicach Gorlic na oponie ze zdecydowanie krótszym kolcem. Dlatego też potrzebowałem trochę czasu podczas pierwszego dnia rajdu, aby przyzwyczaić się do tych specyficznych warunków. Choć dziesiąte miejsce nie jest szczytem naszych marzeń, to cieszymy się, że jesteśmy na mecie. Do przedostatniego odcinka specjalnego wszystko wyglądało naprawdę dobrze. Notowaliśmy czasy w pierwszej piątce. Niestety, na dziesiątym oesie popełniłem błąd. Chcieliśmy powalczyć o jeszcze wyższą pozycję, a także czuliśmy na plecach oddech rywali. Pojechaliśmy jednak zbyt szybko i na jednym z zakrętów wypadliśmy z drogi. Dzięki kibicom i znajomym, którzy akurat stali w tym pechowym miejscu, udało się wrócić na trasę. Bardzo gorąco chciałbym im za tę pomoc podziękować. Wizyta poza drogą kosztowała nas ok. 9 minut, co oznaczało znaczny spadek w klasyfikacji generalnej.

MARCIN BEŁTOWSKI: - Główną część zawodów, czyli cały drugi dzień rajdu, borykaliśmy się z problemami technicznymi - padł nam centralny dyfer, auto w ogóle nie chciało się prowadzić, czego skutkiem było kilka wizyt poza drogą. Bardzo dziękujemy kibicom, którzy ofiarnie wypychali nas z powrotem na trasę. Warunki były trudne, było bardzo ślisko, a kolce niewiele dawały, mimo to udało nam się skończyć rajd, ale dokonaliśmy tego niesprawnym samochodem, który dysponował tylko napędem na tył. Czasy sekcji, które udało nam się przejechać czysto, nie były takie, jak oczekiwaliśmy i jakie można było uzyskać mając napęd na cztery koła.

TOMASZ DĄBROWSKI: - Dla nas 2 Rajd Magurski zakończył się szczęśliwie – nie musieliśmy korzystać z sytemu SupeRally, nie zaliczyliśmy na dłużej żadnej bandy śnieżnej, a i udało się zdobyć puchar za trzecie miejsce w klasie A6 w Mistrzostwach Polski. Zaczęło się od drugiego czasu w klasie – ustąpiliśmy tylko Kamilowi Butrukowi. Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż przed rajdem zrobiłem tylko 12 kilometrów po śniegu w warunkach „bojowych” - na odcinku testowym. Później bywało różnie. Na przedostatnim odcinku mieliśmy małą przygodę i spokojnie możemy tłumaczyć się ze spadku na 4 miejsce – po prostu telefon komórkowy wpadł mi pod pedał gazu. Ogólnie jestem zadowolony z jazdy i wyniku. Wiem, że czeka mnie jeszcze sporo pracy szczególnie, jeśli chodzi o jazdę na asfalcie.

ANDRZEJ MANCIN: - To był jeden z trudniejszych rajdów, w jakich do tej pory startowałem - wszystko przez konfigurację odcinków specjalnych oraz trudne warunki na trasie. Po wpadnięciu w zaspę na piątkowym etapie, postanowiłem za wszelką cenę dojechać do mety zawodów. Ten cel udało mi się osiągnąć, choć na trasie było wiele przygód. Na szóstym, najdłuższym w rajdzie, odcinku Łemkowska Watra, doszedłem Szymona Rutę, który mnie hamował przez siedem kilometrów. Później Szymon obrócił się swoim Subaru i kompletnie zatarasował drogę. Na kolejnym przejeździe tej próby dogoniłem Mariusza Steca, którego również nie mogłem wyprzedzić. W sumie te problemy kosztowały mnie ok. 7 minut straty.

JAKUB MARCINKIEWICZ: - Mistrzostwa Polski to przede wszystkim większa ilość kilometrów oesowych, a co za tym idzie większa frajda z jazdy, bo po drugoligowych rajdach zawsze pozostawał niedosyt. Był to mój debiut w RSMP - założenie mieliśmy, by zameldować się na mecie. Pierwszy etap okazał się niezbyt udany, bo przejechaliśmy na zdefektowanym silniku prawie 50 km oesowych. Na szczęście mechanicy uporali się z tym i do drugiego etapu mogliśmy wystartować już naprawdę bojowo. Skupiliśmy się na odrabianiu strat i udało się, zajęliśmy dla nas znakomite, trzecie miejsce w klasie A7. Cieszę się tym bardziej, że nasi konkurenci startowali autami w specyfikacji A-grupowej, a my praktycznie seryjnym Clio.

TOMASZ GRYC: - Podobnie jak w ubiegłym roku, po prostu było super - trasy Rajdu Magurskiego były wspaniałe, obfitowały jednak w większą ilość lodu, a miejscami spod śnieżnej pokrywy ambitnie wygrzebywał się asfalt. Dla nas rajd dosyć trudny jak na pierwszy start nowym samochodem. Ogólnie jechało się nam bardzo dobrze, jednak nie ustrzegliśmy się kilku błędów będących wynikiem mojej ułańskiej fantazji i niepohamowanego temperamentu, którego jakoś ciężko mi się wyzbyć. Mieliśmy dużą szansę na trzecie miejsce w A7, jednak na 3 odcinku specjalnym silnik zaczął tracić moc. Z tym mankamentem jechaliśmy prawie siedem kilometrów. Daria zmieniała biegi a ja zapalałem i gasiłem samochód gdyż zauważyłem, że zapalając go silnik przez chwilę chodził normalnie, przełączając się po kilkunastu sekundach ponownie na tryb awaryjny. Usterkę udało się usunąć na strefie serwisowej. Okazało się, że do skrzynki bezpieczników dostał się śnieg, który spowodował całe to zamieszanie. Postanowiliśmy gonić. Goniąc doszliśmy Bartka Borutę ale niestety wywinęliśmy „figurę”, po wykonaniu której na kilka minut utknęliśmy w śnieżnej bandzie. Dzięki ofiarnej pomocy kibiców udało się powrócić na drogę. Strata była jednak tak wielka, że nie było mowy o walce o podium klasy. Trzecie miejsce przeszło nam koło nosa ale ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni z występu. Z niecierpliwością czekamy na następną eliminację Mistrzostw Polski.

ŁUKASZ WITAS: - Uważam, że mimo nieukończenia rajdu z powodu awarii silnika, odnieśliśmy spory sukces. Pomimo niewielkiego doświadczenia w prowadzeniu czteronapędowego samochodu, jazda sprawiała mi ogromną przyjemność - biorąc powyższe pod uwagę, jak również fakt, że jechaliśmy w opcji "minimum", nie dysponując nawet nowymi oponami, wyniki sprawiały nam zaskakująco miłą niespodziankę. W dużej mierze było to zasługą świetnego przygotowania i ustawienia samochodu przez firmę High Tec, za co chciałbym im bardzo podziękować. Rajd pojechaliśmy, co było widać po samochodzie, za własne pieniądze i mamy nadzieję, że dzięki notowanym wynikom uda nam się pozyskać wsparcie na starty w kolejnych eliminacjach. Słowa uznania dla kibiców za wspaniały doping - dzięki wam atmosfera na rajdzie była naprawdę wyjątkowa!

MACIEJ OLEKSOWICZ: - Wszystko zdarzyło się na blisko dwa kilometry przed metą odcinka nr 6, gdzie był dość stromy zjazd. Na dohamowaniu do lewego zakrętu, zamiast trzeciego biegu wszedł mi piąty. Tym samym zabrakło siły hamowania silnikiem i wystrzeliliśmy w śnieżną bandę. Podobne problemy z biegami miałem już wcześniej, ale nie skończyło się to w taki sposób. Niestety specyfika tego rajdu jest taka, że większa część trasy jest niedostępna dla kibiców z powodu braku dojazdu. W związku z tym tam, gdzie wypadliśmy, nie było dosłownie nikogo, kto mógłby nam pomóc w wydostaniu się z tej pułapki. Później okazało się, że jazda byłaby i tak niemożliwa, bo uszkodzeniu uległa skrzynia biegów. Tak czy inaczej, nie dane nam było dotrzeć do mety rajdu. Szkoda, bo to wspaniały rajd w rewelacyjnymi odcinkami o nigdzie niespotykanych długich zakrętach. Mam nadzieję, że podczas kolejnego rajdu szczęście bardziej się do nas uśmiechnie.

JAN CHMIELEWSKI: - Czwarty start w RSP PZM w prawdziwie zimowym rajdzie przyniósł dużo nowych doświadczeń - pierwszy raz jechałem Oplem Astrą grupy A, po raz pierwszy z Krzyśkiem Janikiem jako pilotem i po raz pierwszy na kolcach. Czujemy ogromną radość ze zwycięstwa w imprezie, która przez konfigurację trasy i zimowe warunki była naprawdę trudna i już sam fakt jej ukończenia jest powodem do satysfakcji.

Niestety nerwowo było na najdłuższym, ponad 22-kilometrowym oesie, ponieważ podczas obu przejazdów tego odcinka doganialiśmy zawodników startujących w RSMP – bez szans na wyprzedzenie pomiędzy śnieżnymi bandami.

Specjalne podziękowania składam zespołowi Chłopskie Jadło Rallying za życzliwe wskazówki co do techniki i taktyki zimowej jazdy oraz za użyczenie kolcowanych opon, bez których nie moglibyśmy marzyć o starcie w Rajdzie Magurskim. Jesteśmy bardzo wdzięczni Michałowi Kościuszce i Jarkowi Baranowi.

TOMEK KRAMARCZYK: - Przed rajdem byliśmy pełni obaw czy damy sobie radę, ponieważ był to dla nas pierwszy start tym samochodem, a na treningi nie było czasu ze względu na przeciągającą się budowę naszej rajdówki. Przed rajdem zakleiliśmy prędkościomierz aby nie patrzeć na jego wskazania, jednak szybko okazało się, że im szybciej tym lepiej i bardzo nam się ta prędkość podoba. Pierwszy odcinek specjalny postanowiliśmy pojechać spokojnie i przyspieszyć na dwóch następnych. Po drugim odcinku objęliśmy prowadzenie w rajdzie. Na kolejnej próbie liczącej ponad 22 km, w około 1/3 jej długości dogoniliśmy załogę startującą przed nami. Ponieważ nie udało nam się jej wyprzedzić, do mety jechaliśmy wolnym tempem około 80 km/godz. Niestety po tym oesie spadliśmy na trzecią pozycję w generalce. Robiliśmy wszystko żeby zniwelować stratę do lidera, lecz praktycznie na każdym odcinku oprócz najkrótszego, kogoś dochodziliśmy. Na kolejnym przejeździe najdłuższego odcinka doszliśmy dwie załogi i również nie udało nam się ich wyprzedzić, to przekreśliło nasze szanse na zwycięstwo. Po wykluczeniu z rajdu załogi Strzelecki / Brożyniak, zawody ukończyliśmy na 2 miejscu. Start jednak oceniamy jako bardzo udany. Od samego początku bardzo dobrze nam się jechało, a obaj nie popełniliśmy większych błędów. Zdajemy sobie sprawę, iż udział w 2 Rajdzie Magurskim był dla nas świetnym treningiem przed resztą sezonu i dużo podczas niego się nauczyliśmy. Pozostaje jednak niedosyt, że nie mogliśmy powalczyć o zwycięstwo w innych warunkach.

PAWEŁ BRZYKCY: - Oesy były zaśnieżone niemal jak trasa narciarska Magura. Bardzo cieszę się z wyniku jaki udało się osiągnąć w tych trudnych zimowych warunkach - co prawda znaleźliśmy się w zaspie na ponad 5 minut, ale dzięki uprzejmości oraz zawziętej pomocy kibiców, wyciągnęliśmy Saxo i pojechaliśmy dalej. Mimo straty na trzecim odcinku specjalnym, udało się nam wygrać klasę N-2 i zająć przyzwoite miejsce w klasyfikacji generalnej. Zebraliśmy dużo cennych doświadczeń, samochód był bezawaryjny, a pilot spisał się na medal.

TOMASZ TREMBICKI: - Bardzo udana impreza. Jedna z lepszych w jakich do tej pory startowałem. Odcinki szybkie i wymagające. O tym rajdzie mogę mówić w samych superlatywach. Jechaliśmy wypożyczonym Oplem Astrą. Przed rajdem przejechaliśmy tym samochodem zaledwie kilka kilometrów i szczerze mówiąc, pierwsze kilometry oesowe w naszym wykonaniu to nauka auta, która jednak poszła nam w miarę sprawnie. Jedyny błąd jaki popełniliśmy to oddanie zbyt wcześnie karty na jednym z PKC, co poskutkowało 20-sekundową karą. Na jednym z oesów podróżowaliśmy za naszym poprzednikiem, którego nie mogliśmy wyprzedzić z uwagi na wąskie i kręte partie drogi. Gdyby nie te przygody, uzyskany przez nas czas byłby znacznie lepszy, ale i tak jesteśmy bardzo zadowoleni z tego występu. Szóste miejsce w klasyfikacji rajdu to bardzo dobra pozycja, która przewyższyła nieco nasze oczekiwania. Z nadzieją patrzymy w przyszłość, gdyż od następnej eliminacji PPZM przesiadamy się do Renault, które jest mocniejszym i bardziej zaawansowanym technicznie samochodem. Spróbujemy powalczyć o najwyższe lokaty w klasie A7.

PIOTR WOŚ: - Jestem zachwycony zimową aurą, w jakiej był rozgrywany rajd. Jechało nam się bardzo dobrze - na 1 odcinku specjalnym wpadliśmy w zaspę i skrzywiliśmy wahacz, podróżując z krzywym zawieszeniem do samej mety; na 2 i 3 odcinku dogoniliśmy załogi startujące przed nami, przyniosło to dość duże straty czasowe. 4 odcinek specjalny - nauczeni doświadczeniem z pierwszej pętli - przejechaliśmy spokojnie, co przyniosło 3 czas w klasie. Po 4 odcinkach prowadziliśmy ze sporą przewagą nad następnym zawodnikiem. Niestety, na odcinku Leszczyny wpadliśmy w bandę w miejscu, gdzie wiele załóg miało problemy. Ta wizyta kosztowała nas 8 minut straty i skończyły się marzenia o zwycięstwie. Mam nadzieje, że kolejne rajdy sezonu okażą się dla nas bardziej szczęśliwe. Korzystając z okazji chciałem ogromnie podziękować kibicom z OS 1 i 5 za pomoc przy wyciąganiu auta. Bez Was nie pojechalibyśmy dalej!

KRYSTIAN PACHUTA: - Lepszego debiutu nie mogłem sobie wymarzyć. To był bardzo trudny rajd, jak na debiut nie można było sobie wyobrazić gorszych warunków. Ale mimo to jechało mi się wspaniale i na szczęście bez przygód. Samochód spisywał się rewelacyjnie i przez cały rajd nie było z nim żadnych problemów. Na OS 5 jeden z naszych konkurentów wypadł z trasy na około siedem minut. Po tym zdarzeniu podjęliśmy z pilotem decyzję o bezpiecznym dojechaniu do mety, bez podejmowania zbędnego ryzyka. Opłaciło się, po neutralizacji wyników OS 3 okazało się, że wygraliśmy klasę z przewagą około jednej minuty. Przy okazji chciałbym podziękować mojemu sponsorowi, firmie OptoScan, bez pomocy której ten start nie byłby niemożliwy.

MAREK KWAŚNIK: - Pierwszy start w RSP PZM w prawdziwie zimowym rajdzie przyniósł dużo nowych doświadczeń - pierwszy raz jechałem w rajdzie nową rajdówką, pierwszy raz wraz z moim pilotem Kaśką Buś dokonywaliśmy opisu trasy i po raz pierwszy jechałem na kolcach… Czuję ogromną satysfakcję z debiutu w takim właśnie rajdzie, który przez konfigurację trasy i zimowe warunki była naprawdę trudny i stał się ogromnym wyzwaniem dla wielu załóg. Niestety nerwowo było już na pierwszym odcinku, ponieważ po przejeździe zawodników z RSMP trasa przejazdu odcinków specjalnych oraz otaczające ją bandy uległy poważnym modyfikacjom, co zaowocowało krótkimi wycieczkami w plener. Zawsze jednak mogliśmy liczyć na pomoc ofiarnych kibiców, za co bardzo im dziękujemy. Niestety po jednej z takich wycieczek we wszechobecne na tym rajdzie zaspy, nasz sprzęt rajdowy odmówił posłuszeństwa. Awaria instalacji elektrycznej nie pozwoliła na dalsze kontynuowanie zmagań.

PAWEŁ PIASECKI: - Niestety nie udało się ukończyć rajdu. Nie trzeba było długo czekać na przygody: już w połowie pierwszego odcinka wypakowaliśmy w bandę i straciliśmy

sporo czasu. Cale szczęście, że udało się wyjechać - wielkie dzięki dla kibiców którzy nas wypychali (dopiero na "on-boardzie" zobaczyłem jaki to dla nich wysiłek). Pojechaliśmy dalej, ale na drugim oesie znowu byliśmy poza drogą w śniegu. I tu spotkaliśmy się z profesjonalnymi "wypychaczami" - od razu podbiegło kilku silnych chłopaków, dwóch miało łopaty do odkopywania rajdówek i raz dwa wynieśli (dosłownie!) nasz samochód z powrotem na drogę. Po czwartym oesie urwał się pasek klinowy po zahaczeniu bandy i... zaczął kończyć się prąd. Tak przejechaliśmy OS 5 i przed startem do OS 6 mając widmo nie dojechania do mety przed oczami, Martyna wpadła na genialny pomysł: pożyczając pończochę i nożyczki od miejscowej gospodyni (wielkie dzięki!), zrobiła prowizoryczny pasek, który mógł przyczynić się do ukończenia przez nas rajdu... Mógł, bo ja natomiast przyczyniłem się do wpakowania naszej rajdówki dość głęboko w bandę śnieżną, 3 km od mety ostatniego oesu. No cóż. Najważniejsze, ze pojeździliśmy w trudnych warunkach i jesteśmy bojowo nastawieni do kolejnych eliminacji!

Poprzedni artykuł Nie przegram ze Szwedem!
Następny artykuł Minęły już dwa lata...

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry