Problemy Gazety: Czy wiadukt runie pod WRC?
Nigdy nie spodziewałem się, że szlag jasny trafi mnie w wannie, a już na pewno nie sądziłem, że spowoduje go lektura stołecznego dodatku do Gazety Wyborczej.
Nie do końca zresztą mój wybuch spowodowany był samym tekstem, który przeczytałem w piątkowym wydaniu tegoż wydawnictwa, ale w połączeniu z wydarzeniami ostatniego tygodnia – o których za chwilę – nie byłem w stanie, ani dosłownie, ani też w przenośni, nabrać wody w usta.
Jako kibic sportów motorowych, nigdy przez GW rozpieszczany nie byłem. Cóż, to że jej dziennikarze wolą po wielu kolumnach rozpisywać się o naszych pseudopiłkarzynach, jeszcze jestem skłonny zrozumieć. Ponarzekać na kolejny beznadziejny mecz każdy głupi potrafi, a jak zdarzy się „kopaczom” chwilowy przebłysk, to i ciekawiej się zrobi, a i pismaka nie będą szkalowali, że tylko się czepia. Zrobić dziennikarską „specjalizację” z futbolu też znacznie prościej, niż jakąkolwiek inną. To potrafi każdy – nawet dzieciak wie, kiedy jest spalony, a kiedy zagranie ręką... Rozumiem też, że sport motorowy od zarania dziejów był czymś elitarnym, nieosiągalnym dla przeciętnego „użytkownika szmacianki”. Jeśli jednak popatrzymy na krajowe tradycje – cóż... to właśnie w sportach motorowych odnosiliśmy w historii sukcesy większe, niż sławetna finałowa porażka Górnika Zabrze, czy półfinałowa Orłów Górskiego i Piechniczka, czy znów finałowa Orląt Wójcika. Niech zabrzmi tylko jedno nazwisko – Zasada! O innych, którzy Mistrza Sobiesława nie prześcignęli osiągnięciami, ale również odnieśli spore sukcesy, nie ma co nawet wspominać. O ile jeszcze dziennikarz specjalista od futbolu wie, że Krzysztof Hołowczyc to rajdowiec, o tyle nie ma bladego pojęcia, kim był nieodżałowany Marian Bublewicz. A jeśli nawet wie jak zginął (tu „ukłony” dla bezdusznych sępów z TV), to nie jest w stanie wymienić jego jakiegokolwiek osiągnięcia...
Po wielokroć zaskakiwany byłem przez GW poziomem profesjonalizmu i obiektywizmu. Przykład? Proszę - choćby Rajd Wisły 2002. Przyjechałem jak zwykle dzień przed startem i od deski do deski przewertowałem dziennik, szukając jakiejkolwiek wzmianki, o było nie było, jednej z najmocniej obsadzonych rund RSMP w tym sezonie. W wersji ogólnokrajowej oczywiście ani słowa, liczyłem więc na lokalny dodatek. Dowiedziałem się w międzyczasie, że w Wiśle obradować będzie kilkudziesięciu specjalistów od bodaj Pisma Świętego, że komuś ukradli krowę, ale o tym, że następnego dnia w regionie rozgrywane będzie wielkie widowisko dla kibiców – ani słowa. Przepraszam – byłbym niesprawiedliwy! Otóż w mikrusim dziale „komunikaty” znalazłem informację pod tytułem - „Uwaga rajd!”. Informowała ona w dwóch czy trzech króciutkich zdaniach o tym, że z powodu rajdu, zamknięte w godzinach będą drogi numer... Piknie co?
Tydzień temu natomiast miałem okazję działać w biurze prasowym Rajdu Cieszyńska Barbórka. I wtedy, GW zdenerwowała mnie po raz pierwszy czynnie. Biernie – jako lekceważony czytelnik, byłem wielokrotnie. Dlatego praktycznie, poza piątkiem, już nie kupuję. Mam wybór i korzystam z niego. W ubiegłą sobotę niestety nie miałem. Pełniąc obowiązki rzecznika, zmuszony byłem odpowiadać na dziesiątki telefonów, od dziennikarzy szukających informacji. Jeden mnie niemal zrzucił z krzesła. Zadzwoniła pani redaktor z bielskiego dodatku GW. Mimo sporego nawału pracy starałem się wyczerpująco i uprzejmie odpowiadać na pytania, i w miarę skromnych możliwości pomóc... Nie udało się! Pani bowiem, od kogoś uprzejmego, dowiedziała się, że jest SENSACJA!!! Jej bowiem zdaniem, jedna z załóg wypadła z trasy i są ofiary wśród kibiców. O ile rzeczywiście kilka załóg z trasy wypadło, o tyle żadnych ofiar nie było – o czym spokojnie panią redaktor poinformowałem. Ona jednak drążyła temat. Jak to nie było – przecież były karetki na drodze? Spokojnie więc tłumaczyłem, że rzeczywiście były, ale tylko profilaktycznie, a z tego co mi wiadomo, jedynej „ofierze” wystarczyło przylepić plaster na zadrapaną nogę. Wyraziłem przy tym „ubolewanie”, że niestety tym razem jedyną sensacją, którą mogę jej sprzedać, była załoga, która „poszła w szkodę” – przejeżdżając dwie kury. Właściciel inwentarza dość skutecznie dezorganizował pracę biura rajdu – wydzwaniając i awanturując się ostro. Sprawa jednak nie znalazła epilogu w sądzie, bowiem dyrekcja rajdu zobowiązała się do finansowego zadośćuczynienia, przewidując dla poszkodowanego nie tylko równowartość utraconych kokoszek, ale też nawiązkę za straty moralne. Pani niestety nie usatysfakcjonowały dwie kury. Widać konkurencję mają tam ostrą. W sumie koledzy z działu zagranicznego opisują setki czy tysiące ofiar wojen, kataklizmów czy zamachów, a ona miałaby się zniżyć do pisania o kurach. I to tylko dwóch!!! Historia była zbyt nudna dla GW i pani zaczęła szybko dziękować. Zapytałem więc, czy nie jest aby zainteresowana, kto wygrał rajd – w końcu, pomyślałem, kierowca mieszkający w regionie, może zainteresuje ziomków? Pani zakomunikowała, że niestety nie – tym zajmują się koledzy z działu sportowego. Niestety nie zadzwonili...
Pytałem więc siebie, czy rajdy są dyscypliną, która na łamach GW znajdzie swoje miejsce jedynie wtedy, kiedy będą ofiary? Otóż nie! Tu zaskoczył mnie stołeczny dodatek dziennika, który wczoraj opublikował tekst (anonsowany nawet na stronie pierwszej!!!) – „Zabytek łatwo przejezdny”. I to właśnie „dzieło” przelało czarę goryczy! Panowie Tomasz U. i Jerzy S. M. poświęcają bowiem bezcenne kolumny GW rajdowi. Szkoda tylko, że w taki sposób....
Na początku dowiadujemy się, że rusza jubileuszowa Barbórka i że znów będzie rozgrywane, cytuję: - „tzw. Kryterium Asów”. Panowie redaktorzy bardzo martwią się następnie, że któryś z rajdowców zdewastuje „taranem” bezcenne i niszczejące niestety z dnia na dzień balustrady czy rzeźby, zdobiące zabytkowy 90-letni Wiadukt Markiewicza. Co więcej, swoje dzieło ilustrują zdjęciami, które (podpisami) informują o tym, że: - „Ozdobne kamienne balustrady są najlepszą ilustracją fatalnego stanu wiaduktu. Nie dość, że rozpadają się w oczach, to ze szpar i spękań wyrasta trawa. Wystarczy lekkie uderzenie zjeżdżającego wiaduktem samochodu, by fragment balustrady został zawalony.” Trudno się w tym miejscu z autorami nie zgodzić. Szkoda tylko, że dalszy ciąg tekstu nie wnosi niczego równie odkrywczego, a wręcz zdaje się być typowym bełkotem ludzi, którzy chcieliby za wszelką cenę do czegoś się przyczepić, ale nie bardzo mają pomysł, do czego i jak? Jest bowiem powołanie się na autorytety geofizyków z Instytutu Techniki Budowlanej, którzy ustalili, iż wiadukt osuwa się w stronę Wisły. Nie jestem specjalistą, ale od małego zdaję sobie sprawę z tego, że każda budowla postawiona na skarpie, prędzej czy później będzie miała takie problemy. Panowie redaktorzy na własną „zgubę” idą w swoich wywodach dalej – doszukując się przyczyn, dla których rajdowców jeszcze z Karowej nie wyrzucono. Wypytując różnych oficjeli, odpowiedzi nie znajdują i zmuszeni są zakończyć tekst praktycznie w tym samym miejscu, w którym go rozpoczęli. Jedynym argumentem przeciw czterdziestu (licząc z obecną) edycjom imprezy jest: - „Samochody pędzące z zawrotną prędkością po brukowej nawierzchni powodują ogromne wibracje, które na pewno działają negatywnie na ten obiekt.”. Tak się dziwnie składa, że mam kolegę, który na budowie mostów i wiaduktów zna się całkiem przyzwoicie. Jakoś nie potwierdza obaw panów redaktorów, twierdząc wręcz, że w ciągu pięciu minut ruchu miejskiego wiadukt podlega dewastacji znacznie większej, niż podczas przejazdu trzydziestu samochodów rajdowych. Jakby tego było mało, polecam autorom zapoznanie się ze specyfikacjami technicznymi samochodów rajdowych. Otóż auta te, są zarejestrowane i dopuszczane do ruchu po drogach publicznych, co za tym idzie muszą spełniać wszelkie normy stawiane autom „cywilnym”. Robią tylko nieco więcej hałasu... A jeśli chodzi o wyżej cytowane drgania? Czy ktokolwiek pozwoliłby ścigać się „rajdowym potworom” po zamarzniętych jeziorach, gdyby te powodowały takowe niedezpieczne wibracje? Nie wiem, czy tafla jeziora wytrzymałaby kilkadziesiąt tysięcy samochodów, w tym ciężarowych, dziennie. Kilkadziesiąt rajdówek wytrzymuje! A Karowa nie z lodu, choć ku uciesze kilkudziesięciu tysięcy kibiców często lodem spowita...
Tak więc, szczerze mówiąc, cieszę się że ktokolwiek w GW w ogóle wie, że coś takiego jak rajdy istnieje. Cieszę się tym bardziej, że ten ktoś dba również o bezcenne zabytki naszej Warszawy. Niestety martwi mnie, że mimo tych niewątpliwych i rzadkich dziś przymiotów, nie jest w stanie w sposób rzetelny wypełniać swoich dziennikarskich obowiązków. To smutne, ale jak mawiał mój nieodżałowany Profesor: - „Pisanie, to tylko dziesięć procent pracy nad tekstem. Ryczeć bowiem głośno potrafi i krowa. Pozyskać informacje, i co jeszcze ważniejsze, wyciągnąć z nich wnioski, już niestety nie.” Żeby więc nie było, że się czepiam i mój powyższy tekst jest tendencyjną krytyką, tendencyjnych redaktorów – ogłaszam, że w razie jakichkolwiek problemów, służę i w miarę możliwości wspomogę całoroczną akcję ratowania Wiaduktu Markiewicza. Bo mimo, że we wspominanym tekscie ważna była tylko sensacja, trawa porastająca pęknięcia balustrad, niestety nie jest winą rajdowców...
Konrad Kwiatkowski
PS. Powyższy tekst wyraża tylko i wyłacznie indywidualną opinię autora, który w żaden sposób nie jest powiązany z organizatorami rajdu! Autor zastosował również, inną od stosowanej przez GW pisownię. Jego zdaniem Wiadukt (z wielkiej litery) Markiewicza, o którym w tekście mowa, nie jest wiaduktem nieokreślonym, ale miejscem szczególnym...
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.