Rajd Szwecji oczami polskiego kibica!
Niniejszy artykuł jest próbą, z pewnością niedoskonałą, przekazania porcji wrażeń polskiego kibica rajdowego z zakończonego właśnie Rajdu Szwecji 2003.
Podana garść informacji użytkowych ma na celu pomoc w podjęciu decyzji o wyjeździe innych kibiców na ten rajd. Do dzieła więc. Po pierwsze: dlaczego Rajd Szwecji? Odpowiedź jest prosta: rajd na śniegu i lodzie to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Po drugie niewygórowany koszt wyjazdu, (ale o tym później). Po trzecie: piątka Polaków uczestnicząca w imprezie. Po czwarte: KOCHAM RAJDY. Już od kilku lat miałem ochotę wyjechać na Rajd Szwecji. Poprzednie wyjazdy na Rajd San Remo i RAC, czyli asfalt i szuter nie pozostawiały wyboru: śnieg! Zapowiedź braku Rajdu Zimowego w Polsce przechyliła szalę całkowicie. Poza tym okres ferii zimowych pozwalał na logiczne wytłumaczenie zabrania na rajd moich 2 synów maturzystów (oczywiście przed Szefem Teamu - żoną). Więc wybraliśmy się w trójkę. Próba dokooptowania czwartego do Teamu skończyła się niepowodzeniem (prawda, KZ i SW?) Trudny był wybór trasy: prom lub droga lądowa? Wybrałem drogę lądową. Dlaczego? Jadąc z Nowego Sącza do Świnoujścia (na prom Świnoujście-Ystad) lub Gdyni (na prom Gdynia-Karskrona) musiałbym wyjechać ze znacznym zapasem czasowym, gdyż promy kursują raz dziennie i spóźnienie wiązałoby się z całodobowym oczekiwaniem. Po drugie promy czasem...toną (patrz Jan Heweliusz, Estonia etc.) Po trzecie - suchą stopą do Szwecji - to działa na wyobraźnię. Nie wchodzi tu w rachubę strona finansowa: koszt przejazdu drogą lądową jest podobny do kosztu przejazdu drogą lądowo-morską. Czasowo też obie opcje były podobne: planowany czas na trasie Nowy Sącz-Karlstad 22 godziny. Więc lądem, 2050 km.
Wyjazd środa 05.02.2003 r. Pobudka 3.30, wyjazd 4.05. Szybki przejazd przez Kraków, Katowice, Wrocław, Berlin, Hamburg, Odense, Kopenhagę, Malmo, do Goteborga. Przed Goteborgiem telefonicznie rezerwujemy hotel Formule1, podajemy numer karty kredytowej i otrzymujemy kod rezerwacji. Recepcja czynna jest do 22.00, później do pokoju można wejść tylko mając numer rezerwacyjny a kod pozwalający wejść do hotelu i do pokoju podaje nam komputer rezerwacyjny. Do Goteborga do hotelu dojeżdżamy o 22.05 (dobrze, że rezerwacja zrobiona). Przejechaliśmy 1750 km. Czas na zasłużoną kąpiel i wypoczynek. Czwartek mamy luźny: wysypiamy się do woli, następnie zwiedzamy Goteborg: bardzo fajne, przyjazne, czyste miasto. Objeżdżamy wzdłuż i wszerz samochodem, później 2 godzinny spacer po śródmieściu. W informacji turystycznej, oznaczonej doskonale znakami drogowymi z dużą literą "i" otrzymujemy niezbędne informacje i mapę Goteborga, oczywiście bezpłatnie. Ogromne wrażenie robi dzielnica POD SZKŁEM: cały kwartał ulic zamieniony w jeden super-supermarket, wszystko pod dachem, robi piorunujące wrażenie. W tym miejscu zima na pewno Szwedów nie zaskoczy! Po południu wyjazd do Karlstad. Cóż to, tylko niecałe 300 km.
Spokojnie, dostojnie dojeżdżamy do bazy Rajdu Szwecji. Bez trudu trafiamy do Biura Rajdu: na wszystkich rogatkach ustawiono znaki: Rally HQ. Kupujemy przepustki rajdowe, informator rajdowy z mapą, otrzymujemy mapę Karlstad. Wszędzie można kupić moc gadżetów rajdowych, no, ale budżet... Udajemy się do miejsca zakwaterowania. Mieści się w byłych koszarach wojskowych, koło kwatery Policji. Otrzymujemy w trójkę pokój 6 osobowy, do wyłącznej dyspozycji. Trzeba mieć własne śpiwory, poza tym pełen komfort. No, może nie Hilton, ale... Blisko do Biura Rajdu, blisko do rampy start-meta. Od godz. 17 do 19 przy rampie startowej odbywa się tzw. Rallyshow - prezentacja na dwóch olbrzymich telebimach: zespołów, zawodników, filmów, w tym on-boardów z ubiegłych edycji Rajdu Szwecji. Stoiska ekip fabrycznych rozdają plakaty, nalepki, można zdobyć autografy najlepszych rajdowców naszego globu! Dochodzi godz. 19.00 i zaczyna się start rajdu: wspaniała oprawa plastyczna, iluminacja, dymy, prezentacja na telebimach poszczególnych zawodników, wywiady, ujęcia na telebimie z kamery na żywo z rampy startowej! Wspaniałe widowisko! Wielki świat! Przedsmak emocji! Po prezentacji zawodników fabrycznych idziemy do kolejki oczekujących samochodów, aby dodać otuchy naszym asom kierownicy. Uzbrojeni cały czas jesteśmy w gadżety narodowe (ja w biało-czerwoną czapkę z napisem POLSKA i orłem w koronie, synowie w szaliki narodowe (nie, nie są "szalikowcami"). Żałujemy, że nie mamy biało-czerwonej flagi (lub flag), ale następnym razem... Polscy zawodnicy są bardzo przyjaźni, przyjmują pozdrowienia, chętnie wdają się w pogawędki. Bez zadufania i gwiazdorstwa. Brawo! Tak trzymać! W szeregu samochodów odnajdujemy bez trudu Tomka z Maćkiem, Janusza z Jarkiem, Krzyśka z Łukaszem, Łukasza z Perem i Michała z Darkiem. Do zobaczenia na trasie i na mecie! Nie dziękują, żeby nie zapeszyć.
Pierwszy dzień rajdu, piątek. Pobudka 5.00, 5.30 wyjazd na metę 1 OS Sagen. Dojazd 120 km nie sprawia kłopotów. Kłopoty zaczynają się przy wjeździe na parking, za co przemiła Szwedka żąda 40 koron. Po krótkiej wymianie zdań, przekonałem ją, że parking jest w cenie karnetu. Do tej pory nie wiem, czy tak było faktycznie, ale na wszystkich parkingach to podziałało... Na oesie jesteśmy godzinę przed startem. Ustawiamy się (za taśmą) na skarpie przed ostatnim lewym nawrotem przed metą. Widzimy doskonale wyjście z prawego łuku, odcinek prostej i lewy nawrót, wszystko na spadaniu. Spotykamy Polaków z Lublina (pozdrawiam). Spokój, porządek, dyscyplina. Służby porządkowe, licznie przybyłe, nie mają dużo do roboty. Szwedzi palą ogniska, używając do tego celu przyniesionych ze sobą drewien. A jesteśmy w środku lasu! Szok! Poubierani w ocieplacze, zajmują się przygotowywaniem potraw, pieczeniem kiełbasek, zaopatrzeni w termosy, piłki do drewna i inne gadżety pozwalające przetrwać zimę na odludziu. Są przyjaźnie nastawieni, poznają po gadżetach, że jesteśmy z Polski. Znają nazwiska naszych zawodników, a zwłaszcza "Kusiar”, „Holowicz", "Kuuulik". Popijają piwko - POLSKIE!!! (nie napiszę, jakie). Nadlatuje Jacek Bartoś helikopterem, przestawia nieco kamerzystów i zaczyna się widowisko. Wspaniałe maszyny, wspaniałe poślizgi, wspaniali kierowcy! Mierzymy prowizorycznie czasy - wychodzi nam sensacyjne zwycięstwo oesowe Loeba, co się później potwierdza. Kibice są niezbyt żywiołowi (w porównaniu z polskimi kibicami), ale za to szaleją zawodnicy szwedzcy w samochodach niefabrycznych, a zwłaszcza w enkach. Polacy jadą spokojnie, bez fajerwerków. Meta daleko, a do specyfiki trasy trzeba się przyzwyczaić. Oglądamy prawie wszystkie załogi, następnie przejeżdżamy do parku serwisowego zlokalizowanego na lotnisku Hagfors w miejscowości Uddeholm. Nie ma tu dostępu do załóg fabrycznych, serwisy są oddzielone podwójnymi barierkami, między którymi jest trasa dojazdowa dla zawodników. Jest ciekawie, stoiska z akcesoriami rajdowymi, symulatory rajdowe, ciekawostki techniki motoryzacyjnej itp. Przechodzimy park aż do końca, do zawodników niefabrycznych dostęp jest bardzo dobry. Oczywiście pozdrawiamy naszych asów kierownicy, ale nie zabieramy im cennego czasu na własne skromne osoby. Nie to miejsce i czas.
Następnie udajemy się na OS4, Malta. Chcemy początkowo dojechać do środka odcinka, ale droga jest zablokowana i decydujemy się jechać na metę oesu. Olbrzymie parkingi, dyskusja o opłacie i idziemy na trasę, ok. 700 m. Sporo ludzi, teren zalesiony, wąska droga. Ale za to szybka partia - lewy łuk i prosta do szczytu. Tutaj po raz pierwszy w życiu widzę, jak niektórzy zawodnicy (m. in. Rovanpera) wykorzystują bandy śnieżne do zwiększenia prędkości przejazdu przez łuk. Niesamowite wrażenie, prędkość ponad 150 km/h, a tu goście z premedytacją wylatują w sposób w pełni kontrolowany z trasy, "podpierają" się tylną prawą częścią samochodu o bandę śnieżną (ok. 90 cm), gaz i odjazd! Poezja! To jest TO! Pełni wrażeń udajemy się na OS 6, czyli superoes w Hagfors. Wszystko perfekcyjnie przygotowane, wspaniała trasa no i wielki show. Większość zawodników dla publiczności wykonuje efektowne (nie efektywne) poślizgi, tracąc celowo ułamki sekund, ale zdobywając rzesze fanów. Uff, dzień pełen wrażeń. Główna fala dopingu przy przejazdach Skandynawów. Jadących Polaków dopingujemy głównie my oraz nieliczna rzesza polskich kibiców w (30-40). O tym, że to tylko preludium, przekonaliśmy się nazajutrz.
Dzień drugi rajdu, sobota. Odsypiamy wrażenia dnia ubiegłego, wylegujemy się do 8.30 i jedziemy na OS 8 Fredriksberg, ok. 100 km od Karlstad. Przez pomyłkę nie dojeżdżamy na start odcinka, ale udajemy się gdzieś w jego środek, w miejsce nie przeznaczone dla widzów. Po kilku kilometrach dobrej drogi ostry zjazd w lewo, drogą nieodśnieżoną. Szwedzi, Niemcy zostawiają samochody i udają się dalej pieszo. Ale to jakieś 5 km. Widzimy, że w tą drogę jadą tylko terenówki. Ale nagle jedzie też VW golf, może Synchro z łańcuchami - ale cóż, ułańska fantazja i ja też wjeżdżam. Na drodze trudno się utrzymać, wąsko, jak diabli, podwozie ostro szoruje, a tu strome zjazdy i podjazdy. Jak staniemy to kaplica. Cały mokry dojeżdżam do oesu. Dojechali nieliczni, ok. 20 samochodów, w tym 10 terenówek. Próba ominięcia stojącego na drodze samochodu i zakopujemy się w śniegu. I to nie w Gdańsku Zaspie, tylko w środku Szwecji. Ani w przód, ani w tył. Klnę, dlaczego nie zatankowałem samochodu, mam w baku kilka litrów paliwa. W pośpiechu nie wziąłem z domu łańcuchów. Mam najgorsze scenariusze w głowie. A najgorsze to obciach. Nie ma czasu na wykopanie (rękoma, bo przecież łopaty też nie mam) samochodu. Słyszymy zerówki, czas na oes, niech się świat wali, pali. Idziemy.
Miejsce widokowe jest wspaniałe. Brak ochrony, nieliczni kibice, bardzo szybka, trudna technicznie partia. Stoimy na metrowej skarpie śnieżnej zaraz przy drodze. Widzimy wyjście z lewego łuku, prostą i dojście do lewego. Droga wąska ok. 3 m, bandy śnieżne ok. 1 m, lód. Zawodnicy jadą w kolejności od 15 po pierwszym dniu do 1, a następnie już według miejsc. Tyle teoria. Już przejazd pierwszego zawodnika daje przedsmak emocji. Kosmos, odlot... Brak słów, aby to określić. Jadą coraz lepsi, coraz szybsi. Jest coraz ciekawiej. Po kilku zawodnikach przechodzimy 100 m w górę oesu, aby zobaczyć następną partię. Szybki lewy, 100 m prosta i prawy, wszystko lekko pod górę. Widok jeszcze lepszy, emocje sięgają zenitu. Już za moment najszybsza piątka rajdu. Oj, będzie się działo. Ale w największych snach nie pomyślałem, że aż tyle. Pełnym ogniem w lewy wchodzi Pykalisto. Nieco za szybko. Kontakt z bandą, broni się dzielnie, ale staje na 2 prawych kołach. Droga jest za wąska, nie ma szans, aby się uratować! Poza tym to ponad 150 km/h. Bok, daszek, trochę huku. Na dachu przesuwa się ok. 40 m, nie opuszczając drogi. Uszkodzenia samochodu nie są znaczne, zdaje się, że może kontynuować rajd. Staram się zachować profesjonalnie, przecież na rajdach zęby zjadłem. Organizuję natychmiast powiadomienie następnych załóg, a sam kieruję postawieniem Pykalisto na koła. Aby zapanować nad ludźmi drę się, używając ostrych słów na k... Nie ma czasu na Wersal. Skutkuje. Postawienie samochodu z dachu na koła, aby przód był w kierunku jazdy, nie jest na tak wąskiej drodze rzeczą prostą. Ale udaje się. Stoi na 4 kołach przodem prawie do kierunku jazdy. Czas dłuży się w nieskończoność. Nie wiem, dlaczego nie odpala i nie jedzie dalej. Może defekt, może stan zdrowia? Biegnę szybko wspomóc ostrzegających, wiem, jak to się robi. Ale jest za późno, słyszę rajdówkę, wskakuję na bandę i.... BUUUUUM. To Harri Rovanpera uderza w stojące auto Pykalisto! Teraz biegnę do rajdówki Harriego i błyskawicznie oceniam sytuację. Uszkodzenia Rovanpery są niewielkie, błyskawicznie odginam blachy i plastiki z zablokowanego lewego koła i daję znać Harriemu, żeby odpalał i odjeżdżał. Niestety, zblokowała się skrzynia biegów. Samochód odpala, ale nie da się zmieniać biegów. Jest po rajdzie. Pilot Rovanpery wysiada i ostrzega następne załogi. Kibice, jak się później okazało, też ostrzegali Harriego, ale on to zlekceważył, myślał widocznie, że go pozdrawiają. Walczył przecież o zwycięstwo w rajdzie, zaryzykował, może nie zdawał sobie sprawy, że droga jest zablokowana, może myślał, że ktoś miał tylko wycieczkę w plener. Dla Pykalisto i Rovanpery jest po rajdzie. Jestem wściekły na siebie, że nie zapobiegłem temu. Ale to są sekundy, na nic nie ma czasu. Nie ma też gwarancji, że nawet prawidłowo ostrzegany przez "cywila" zawodnik zatrzymałby się lub zwolniłby. Na tym poziomie, jak walczy się o mistrzostwo świata, nie ma czasu na sentymenty. Następnie nadjechali Burns, Makinen, Gronholm i inni. Wysiedli z aut i spokojnie, bez nerwów przeanalizowali sytuację. Nie było krzyków, pretensji, żalów. Pełen profesjonalizm. Razem z Makinenem (sic!) zepchnęliśmy auto Harriego w zaspę na pobocze, aby udrożnić przejazd. Ze startu dojechały 3 samochody: FIA, karetka i pomoc techniczna. Oes przerwany. Dokumentacja fotograficzna zdarzenia została wykonana przez syna.
Powrót do samochodu. Jeden rosły Szwed i 2 synów wystarcza do wypchania samochodu na drogę. Ale jak zawrócić, jak droga węższa od długości samochodu, a po bokach zaspy? Nie ma odwrotu, taranuję je tyłem, później przodem, na poboczu nie było na szczęście nic. Szczęśliwie wydostajemy się z matni. Mamy na ten dzień zaplanowane jeszcze 2 oesy, ale na odcinek 10, odległy o 100 km z powodu korków nie dojeżdżamy. No cóż, na brak emocji nie możemy narzekać. Spokojnie dojeżdżamy do Hagfors i zajmujemy najlepsze miejsca na trybunie śnieżnej na superoesie 12. Widać większość trasy, start, metę i hopę. Rewelacja. Po przyjeździe do Karlstad oczekujemy na zawodników wychodzących z Parku Ferme, gdzie zdobywamy autografy największych gwiazd i robimy z nimi wspólne fotografie.
Trzeci dzień rajdu, niedziela. Znów pobudka 5.00 i dojazd na OS 13, Sagen, powtórka odcinka pierwszego. Tym razem dojeżdżamy do środka oesu. Jest lekka mgła, ale widoczność jest niezła. Z pagórka obserwujemy piękny, lewy szybki łuk, 150 m prostej i kolejny lewy łuk. W sumie widzimy doskonale ok. 500 m trasy. Znów wspaniałe widowisko, robimy dużo zdjęć, kibicujemy wszystkim, a zwłaszcza Polakom. Oglądamy prawie wszystkie załogi i udajemy się na ostatni oes rajdu, czyli OS 17 Hagfors. Dojeżdżamy do środka odcinka od Heden, jest tam ostre spadanie zza szczytu po lekkim lewym łuku, następnie w prawo na skrzyżowaniu pod kątem prostym. Znów coś nowego. Większość zawodników na prawym podpiera się o bandę śnieżną tylnym lewym bokiem, uderzając w nią dość silnie. Różne techniki dochodzenia do zakrętu. Niektórzy składają się do zakrętu nawet 20 m przed nim, a droga jest szeroka ledwo na długość samochodu, i to na pewno nie Octavii! No i po rajdzie. Teraz jedziemy na zakończenie rajdu do Karlstad. Znów przepiękna ceremonia, Polacy zgrupowani w jednym miejscu sowicie nagradzają swoich ulubieńców. Ci zresztą nie są dłużni, z rampy pozdrawiają nas, kibiców. Tomek dojeżdża swoje, czyli to, na co pozwalał samochód. Janusz odnosi życiowy sukces, chyba mogę zaryzykować takie stwierdzenie. Jechał bez fajerwerków, spokojnie, ale efektownie. Przegrana z kilkoma miejscowymi to żadna hańba. Wręcz przeciwnie, podjęcie z nimi walki byłoby głupotą. Tu się walczy o tytuł Mistrza Świata Samochodów Seryjnych i trzeba się zachowywać profesjonalnie. BRAWO!!! Krzysiek miał problemy z samochodem, ale obiektywnie był nieco wolniejszy od Janusza. Ale mimo to występ uważam za udany. Łukasz miał świetnego pilota i nienajmocniejszy samochód, pożyczony od Pawła Dytki; przy tych uwarunkowaniach taki wynik należy ocenić wysoko. Michał pojechał po naukę, osiągnął metę, a wybuch silnika na testach i awaryjny zakup przypadkowego silnika już w Parku Maszyn (!) i trapiące awarie nie pozwalały na jakąkolwiek walkę.
Zaraz po zakończeniu rajdu, czyli ok. 19.00 powrót do Polski, bez przystanku, w Nowym Sączu po przejechaniu 2050 km byliśmy w poniedziałek ok. godz. 17.00. W przyszłym roku, o ile dociągnę, a budżet domknę na czas, na pewno wrócę do Szwecji. I to nie tylko na rajd, choć głównie po to. Ale jest jeszcze inny aspekt sprawy. Pomijając możliwość zwiedzenia Skandynawii (Oslo i Sztokholm w odległości nieco ponad 250 km od Karlstad) cudowną rzeczą, jaką daje Szwecja jest możliwość nauki szybkiej jazdy po śniegu i lodzie. Boczne drogi, po których przejeżdża 1 (słownie jeden) samochód na godzinę (o głównych nie wspomnę) są wspaniale odśnieżone, wysokie bandy śnieżne i IDEALNIE RÓWNA NAWIERZCHNIA śniegowo-lodowa są wymarzonymi do zimowych treningów. Nawierzchnia jest często z chropowatego lodu, co jest wynikiem stosowania jakichś w Polsce nieznanych maszyn do odśnieżania i jednocześnie do wyrównania nawierzchni. Nie spotyka się garbów śnieżnych ani lodowych. Zwykłym autem cywilnym, nie będąc mistrzem kierownicy, pomykałem po tych krętych trasach z prędkościami w okolicach 80-100 km/h, prawie cały czas na łukach, zakrętach i nawrotach poślizgami! To niewiarygodne i niesamowite! Później to już prawie nie jeździłem głównymi trasami, tylko bocznymi drogami. Te przejścia z zakrętu w zakręt, nierzadko przez szczyty! W Polsce tego nie ma, bo na drogach są albo garby lodowe i śniegowe, albo wyjeżdżony superśliski i zdradliwy lód, albo po prostu - droga jest całkowicie nieodśnieżona i tak do wiosny!
Na koniec podam kilka informacji praktycznych. Przede wszystkim ile to kosztuje? Przejechałem łącznie ok. 5000 km. (2050 km w jedną stronę + ok. 900 km na miejscu). Jechałem samochodem Seat Ibiza 1,9 TDI, który spalił średnio na całej trasie 5,3 l/100 km. Tankowałem w Polsce, Niemczech i Szwecji, w Danii nie, bo tam jest paliwo najdroższe. Ceny oleju napędowego w Niemczech to 0,88-0,93 €, w Szwecji 8,20 SEK (0,89€). Łączny koszt paliwa wyniósł mnie w przeliczeniu 854 złote. Autostrady w Niemczech, Danii i Szwecji są bezpłatne. W Polsce autostrada Kraków-Katowice 20 zł. Dużą pozycję stanowił koszt przejazdu mostami: w Danii (245 DKK w jedną stronę) i Dania-Szwecja, czyli Kopenhaga-Malmo (225 DKK w jedną stronę). Łącznie za mosty zapłaciłem więc 526 zł. Sam przejazd wyniósł mnie łącznie 1400 zł, co przy 3 osobach daje ok. 470 zł na osobę. W 4 osoby byłoby taniej, nie mówiąc o 5 osobach. Można ten koszt jeszcze obniżyć o jakieś 200-250 zł jadąc oszczędnie (ja na autostradach jechałem ok. 140 km/h) oraz nie przemieszczać się tyle po Szwecji, załatwiając nocleg w pobliżu oesów. Kolejnym wydatkiem były noclegi. Ja skorzystałem z noclegu w taniej sieci Formule 1 za 270 SKK za pokój 3 osobowy (www.hotelformule1.com) oraz załatwiłem w Karlstad tanie noclegi w byłej jednostce wojskowej (trzeba mieć własny śpiwór) w cenie 90 SKK za pierwszą noc, 70 SKK za następną. (Old Military Camp, 200 m od Policji, tel. +46 703087075). Można też załatwić noclegi w schroniskach turystycznych (www.sfturist.se) lub na campingach w ogrzewanych domkach (www.karlstad.se). Oczywiście dla osób o portfelach nieco grubszych wybór hoteli w/g uznania. Wejściówka na wszystkie oesy i do Parku Maszyn to 300 SEK na osobę (ok. 136 zł). Informator rajdowy z mapą 80 SEK (36 zł). Artykuły spożywcze zabrałem z Polski, dokupiłem pieczywo: bułka 1,25 SEK, chleb 12 SEK, mleko 1,5 litra 9 SEK, hamburger w McDonalds 9 SEK. Jeśli są jakieś pytania, to chętnie odpowiem: barskiadam@hoga.pl. Z rajdowym pozdrowieniem: na ra(jd)zie!
Adam Barski, Nowy Sącz
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.